Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2011, 16:58   #121
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Tak nagle.
Nie chodziło nawet o zabójstwa, które wydarzyły się niemal natychmiastowo, co było wyraźną oznaką nie docenienia pary morderców. A przecież cichy socjopata twierdził, że nie da rady...
Nie chodziło o natychmiastowy w ostatnim możliwym momencie atak lancknechta i nagłą śmierć dowódcy, z którym jeszcze przed momentem rozmawiał, zdradzając mu, jak się okazało, przyszłość; nie chodziło także o nadzwyczajny popis sprawności jego kamrata i śmierć kolejnych gwardzistów.

Chodziło o to, że jeden ograniczony tępak zdołał odebrać mu - nieświadomie, dodajmy - kontrolę nad wszystkim, a jego plan runął jak domek z kart.

Jeszcze gdy jego nóż znajdował się w powietrzu, Teddevelien rozważał, czy nie uskoczyć na bok i nie pozorować, że ciśnięcie ostrzem było i próbą pozbawienia jego samego życia, jako persony, jak się okazuje, ważnej. Mógłby wtedy mieć nadzieję, że tamci byli zbyt szybko, że wielebna wciąż żyje i jest tylko ranna, a skoro strażnik zbiegł to tamtą dorwali lub zmusili do ucieczki, ponownie że znaleziono martwe straże Geltra a nie jego samego...

Gdy jednak tak fantazjował, trzymał już sztylet w prawej związanej dłoni i wsunął między rękę a sznur na drugiej, zacinając nieco skórę ale podważając i nacinając więzy byleby się uwolnić we w miarę skoordynowany sposób. Jeszcze zanim podbiegł i wskoczył czy też wspiął się na szafot, miał inny priorytet - rozejrzeć się, ilu strażników stało na jego drodze do kata. Element zaskoczenia, wykorzystany bezwzględnie przez lancknechta stracił na znaczeniu.
Straż natychmiast skoczyła, stawając do walki z halabardami i pikami.
Stanowiło to znaczącą przewagę nad stosunkowo długimi, acz zdecydowanie zbyt krótkimi ostrzami oponenta.
Uchylenie się od jednego drzewca, niechybnie oznaczało śmierć właściciela. Właściciela jednej broni, lecz reszta pozostawała bez nadzoru.
Kolejne pięć minut życia nie prezentowało się szczególnie kwieciście na kartach losu najemnika. Choć już na samym początku, korzystając z nieprzygotowania gwardzistów na ziemi wylądował prawie cały oddział, to dalej na placu pozostawało dokładnie trzynastu przeciwników oraz kat.
Nagle, w desperackim wypadzie towarzysza ćwierćelfa, runęły na ziemię kolejne dwie osoby!
Drzewce kolejnego przeciwnika pofrunęło wprost na kark! Postawny mężczyzna zatoczył się.
Zabił dwóch, odsłaniając się, co mogło być rozpatrywane jako znaczący błąd.
Niemniej to właśnie uzbrojony elfi protektor skupiał na sobie największą uwagę.

Największą. Nie całą, bowiem w kierunku ćwierćelfa nadbiegali czterej strażnicy!

Ten nie zamierzał jednak zwlekać. Oswobodziwszy się, biegł już w stronę szafotu i kładki na spotkanie katu. Chciałby, żeby kat był nieuzbrojony - wtedy i sznur niczym Garota mógłby być dobrą bronią z, zwyczajowo zwalisty, mężczyzna jego krótkotrwałą tarczą. Nic to jednak, gdy tylko sznury opadły wyszarpnął z pochwy miecz, w drugim ręku cały czas trzymając sztylet, gotów cisnąć nim w pozbawionego strażniczej kolczugi oponenta, gdy tylko nadarzy się okazja. Potężna góra mięsa i tłuszczu wyszarpnęła topór zza pasa, "pędząc" na nowego wroga. Nagle ćwierćelf zatrzymał się, wyrzucając sztylet wprost w szeroką pierś kata!
Co prawda łatwiej byłoby trafić w brzuch, ale nie odniosłoby to oczekiwanego efektu. Ostrze świsnęło w powietrzu, a beczkowaty twór zatrzymał się, chwytając jedą ręką za mostek, z którego wystawała rękojeść wraz z fragmentem ostrza! Nagle, jakby korzystając z pomysłu zwinniejszego z walczących, kat zamachnął się, rzucając siekierą! Niedokładnie.

Wrzask bólu dobiegł Tede zza pleców! W ramieniu elfa tkwiła broń, niemalże do końca rozrąbująca kość!

- Draniu! - krzyknął Ted, rąbiąc przeciwnika w łeb lub obojczyk mieczem i w miarę możliwości po ciosie chwytając sztylet i zwieszając się nań całym ciałem, byleby oswobodzić puginał z ciała. Nie miał wiele czasu, ale za jednym wyjątkiem elfowie byli bezpieczni. Rzucił szybko okiem na podest do szafotu i samą scenę egzekucji, by ustalić czy już musi się zająć strażnikami czy ma cenne sekundy na oswobodzenie dwóch szczęśliwszych z nieludzi. Nieszczęściem, strażnicy nie odpuszczali i niniejszym pierwszą swoją ofiarą zmieniwszy stronę, po której walczył, wpierw Ted zamierzał zadbać o własne życie, desperacko próbując sparować czy zbić dłuższą broń wartownika, który był tuż przy nim.

Trzeba było coś z tym problemem zrobić. Jednak nawet u najelokwentniejszych przychodzi moment, kiedy przemówić muszą... Miecze, nie słowa!
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline