Chwila w łazience, kilka poprawek z włosami i po chwili Marie była już gotowa do dalszej walki o własny los. No cóż, takie życie...
Kilkanaście kroków, była już w sąsiednim pokoju. Pustka, sala telewizyjna. Gdzie ten ksiądz się podziewa? Po chwili dopiero dziewczyna usłyszała jego głos walący wręcz z głośników. No tak, znajomy klecha prowadzi mszę. Ale z jego znajomością pisma? I to tak znany cytat... Ksiądz nie znający najważniejszej z ksiąg? Dziwne...
No ale nie było czasu na rozważania. Jeżeli do drzwi dobijali się policjanci, to księżulek zapewne ich spławił... A co, jeżeli właśnie na nią czekali? Jeżeli właśnie stali w pokoju obok...? "No nic, raz się żyje" mruknęła Marie, poczym uchyliła drzwi do głównej części świątyni.
Pisk- to pierwsze co usłyszała. Ksiądz zerwał się z ołtarza, przy którym tymczasowo był i popędził gdzieś w tłum, jak zresztą pół kościoła. Marie zrobiła parę kroków, jakby odruchowo, poczym zerknęła na obiekt tej całej afery. Dziewczyna, albinoska chyba, nieprzytomna przy szybie. Ołć, walnęła głową w to szkło... Bez paru szwów na głowie się pewnie nie obędzie... - Jesteś!- wykrzyknął nagle ksiądz, odwracając się w stronę Marie- Teraz ludzie zaczna wychodzić, koniec tej mszy... Zabierz się z nimi, tak będzie najlepiej. Może zaliczysz karetkę, co? Spróbuj się zabrać, karetką dojedziesz najszybciej do szpitala, a stamtąd wszędzie blisko... - mówił ksiądz, nadwyraz przejęty. Zrobił krótką pauzę, poczym znów zaczął (jeszcze szybciej)- Było tu czterech gliniarzy. Kapitan James Jakiśtam, coś na M, mniejsza. Powiedziałem, że nie widziałem nikogo takiego, może uwierzyli. Mniejsza, masz mało czasu... Na szafce przy wyjściu z zakrystii czeka na ciebie siatka, kurtka i chusta, jednej z naszych sióstr. Chyba twój rozmiar. No, już! Szybko dziewczyno!
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |