Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2011, 23:09   #29
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Anna Komorowska, Kurt Sesser, Dawid Żółkiewicz.

Sanitariusze wdali się z kłótnię z aspirantem Trzpieniem. Oni udowadniali mu, że niepotrzebnie ich wezwał a on starał się ich przekonać, że potrzebnie. I chyba Sesser miał szczęście, że nie rozumie ani słowa z tego co mówią, gdyż reszta przechodniów była świadkami ostrej wymiany zdań, mocno okraszonych jakże popularnym w języku polskim przerywnikiem określającym najstarszy zawód świata, czynność jaką się wykonuje w z owymi paniami, męskie narządy i wiele, wiele innych. Wiedeńczyk zastanawiał się dlaczego kłócący się często wypowiadają słowo podobne do wyrazy “zakręt”, chociaż może domyślał się po intonacji i ekspresji. Tylko nie wiedział dlaczego sanitariusze wdali się w dyskusję, ostrą dyskusję, z jakimś mężczyzną a nie zajęli się nim.

Komorowska i Żółkiewicz przyglądali się całej scence jakby z boku, pomimo iż ona dotyczyła ich bezpośrednio. Być może to wpływ tej istoty, która przed chwilą usiłowała pochłonąć ich.

Być może doszłoby do rękoczynów, wszak sanitariusz mieli przewagę liczebną, ale w tył karetki wjechało BMW, stanowiące przedmiot pożądania większości obywateli, a z niego wytoczyło się pięcioro młodych ludzi i dopiero wtedy rozpętało się piekło. Młodzi ludzie używali jeszcze większej ilości słów nieparlamentarnych i byli dużo bardziej agresywni niż sanitariusze. A pojawienie się dodatkowych funkcjonariuszy w postaci znajomych Trzpienia rozwścieczyło młodych ludzi.

Ale dla magów przestało liczyć się tu i teraz. Przechodnie zamarli, czas się zatrzymała, a następnie z niewiarygodną prędkością zaczął biec w tył. No oczach trójki Przebudzonych zniknął architektoniczny potworek i bloki dokoła. Kamienice znów legły w gruzach by po chwili stać przed oczami magów w całej swojej krasie i okazałości. A tam gdzie czaiła się istota żądna magycznej mocy stał teraz przepiękny barkowy pałac



Nie tylko ulice się zmieniły, stroje przechodniów też. Wypolerowane, lśniące w słońcu pikielhauby naprężonych jak struny wojskowych prowadzących pod rękę damy.

Pruski dryl.

Jeden z mężczyzn, prowadzący od rękę damę, przykuł uwagę wszystkich. W paradnym, niebieskim mundurze, wysokich, czarnych butach do jazdy konnej, w wypolerowanym na błysk pruskim hełmie.
Ale nie to go wyróżniało. Ten mężczyzna nosił w sobie ową głodną magyi istotę. I on ich zobaczył. Przez tę krótką chwilę ich wzrok spotkał się. Cała trójka poczuła nieprzyjemne mrowienia na karku. Zrobiło im się zimno.
Anna pierwsza ją dostrzegła. Prowadzona pod rękę przez owego sztywnego, jak kij od miotły Prusaka. Przez nosiciela istoty, której bali się chyba wszyscy Przebudzeni we Wrocławiu.
Kobieta była zjawiskowo piękną.



To musieli przyznać obaj magowie, gdyż i oni ją również dostrzegli. I chociaż widzieli ją krótko, zgodni byli co do jednego, no w zasadzie co do dwóch rzeczy. Jej nieziemskiej urody. I tego, że żywa to ona raczej nie jest.

Nie dane było im jednak dłużej się nad tym zastanawiać. Czas nagle przyśpieszył. Widzieli cały wiek historii Wrocławia. Defilady przed cesarzem. Wojnę. Defilady przed Hitlerem. Oblężenie. Wtargniecie wojsk koalicji antyhitlerowskiej. Olbrzymie zniszczenia. Czasy powojenne. Upadek reżimu. Prawie sto lat historii w przeciągu ułamka sekundy.

I znowu znaleźli się na brukowanej ulicy. Pośrodku burdy. Z jednej strony sanitariusze, z drugiej jakieś dresy, a z trzeciej policja. I do tego jeszcze tłum gapiów.

Bartek odciągnął Ankę na stronę, o ile tak to można nazwać. Wcisnął jej kluczyki do własnego auta i nakazał zabrać poszkodowanego do szpitala. W tych okolicznościach nie można było liczyć na szybki przyjazd drugiego ambulansu.
Eutanatoska jakoś niechętnie brała pod ręce nieznajomego. Ale oboje z Dawidem wiedzieli, że musi on być jednak przewieziony do szpitala.

Jazda po Wrocławiu nie należał do najprzyjemniejszych rzeczy. A ktoś na górze wyjątkowo ich dzisiaj nie lubił. Nie mogli ich oczywiście przyjąć w najbliższym szpitalu, przywozili tam akurat ofiary jakiegoś wypadku. W następnym przyjmowano tylko urazy ortopedyczne. W innym jeszcze rozpoczęła się właśnie remont. W końcu trafili na izbę przyjęć Szpitala Kolejowego. Tu pojawił się kolejny problem. Nikt z personelu nie potrafił dogadać się z pacjentem. O ile Komorowska i Żółkiewicz wyjaśnili lekarzowi co się stało, o tyle nie potrafiono porozumieć się z Sesserem by wyjaśnić mu co teraz nastąpi.
A nastąpiło niewiele. Osłuchano pacjenta. Pobrano krew. I na tym się skończyło. I lekarz pozostawił pacjenta na obserwacji.
Czy tak wyglądają szpitale w trzecim świecie??
Przeleciało przez myśl muzykowi gdy odprowadzono go do sali. A tam?? Wśród obdrapanych ścian, stało pięć starych łóżkach. Obraz nędzy i rozpaczy.



Kurt Sesser został sam w tym szpitalnym pokoju, a ludzie którzy go tu przyprowadzili nie zostali wpuszczeni. W zasadzie to i po co?? Rodziną dla niego nie byli żadną. No właśnie rodzina. Sesser mocno się zaczął zastanawiać jaką otrzymałby informację jego rodzina gdyby ci nieznajomi nie wyrwaliby go ze szponów istoty, w której macki wpadł tak dość nieoczekiwanie i nierozważnie.

Hoppe hoppe Reiter,
wenn er fällt, dann schreit er.

Fällt er in den Graben,
dann fressen ihn die Raben.

fällt er in den Sumpf,
dann macht der Reiter plumps!

Dobiegło do uszu zamyślonego Austriaka. A może mu się tylko wydawało?? Wprawdzie żadnych leków nie dostał. Tylko krew mu pobrano. Nawet nie podłączono aparatury monitorującej czynność serca.
Nie!! To z pewnością mu się przesłyszało.

Cztery małe dziewczynki przebiegły przez pokój. Dosłownie. Wpadły jedną ścianą a wybiegły drugą.
- Kinder!! Kinder!! - Po chwili tą samą drogą pojawiła się stateczna matrona z niemowlęciem na ręku. Niespokojnie rozejrzała się po pomieszczeniu, skupiając na chwilę wzrok na Sesserze. - Kinder!! Das ist aber kein... - Zniknęła przechodząc przez ścianę pozostawiając przedstawiciela wiedeńskiego Kultu Ekstazy sam na sam z jego problemami.
Jego samotność nie trwał jednak długo. Do jego pokoju, oczywiście przez ścianę, weszły dwie pielęgniarki. Kurt miał pewne problemy ze zrozumieniem tego co mówią, w końcu dzieliło ich ponad sto lat, jak nie więcej.
- Martha mi mówiła, że Madame Jolie często u nich bywa.
- No co ty?? U Knyphausena??
- Martha tam przecież pracuje. Widuje ją tam.
- A ja myślałam, że ona, Madame Jolie to z Richthofenem kręci.
- Kręci z ob...
Kobiety zniknęły za ścianą.



Erich Reimann

Budynek Miejskiej kasy Oszczędności i Biblioteki Miejskiej autorstwa Richarda Plüddemanna robił wrażenie i to ogromne. Nawet teraz. Po tylu latach. Zaniedbany.



Gmach Główny Biblioteki Uniwersyteckiej zrobił wrażenie na Eutanatosie, gdy ten przekraczał jego progi.
Zresztą zawartość owego budynku też.

Czy to jakaś niewidzialna ręka skierowała Reimanna do katalogu ze starymi gazetami?? Czy to Magya chciała coś przekazać Eutanatosowi??
Schlesische Zeitung



I chociaż gazeta zawierała treści różnorakie, Erich, dziwiąc się nawet sam sobie, zaczytywał się w plotkach lokalnych. Powtarzały się tam trzy nazwiska. Friedrich Gottlieb von Knyphausen, Manfred Albrecht Freiherr von Richthofen i Madame Jolie.

I nim się spostrzegł bibliotekę trzeba było już opuszczać gdyż nadeszła godzina jej zamknięcia. Reimann zrobił sobie kopie kilku stronic czasopisma, które go zainteresowały bardziej. W tym i kopię zdjęcia Madame Jolie, pięknej kobiety.



W zasadzie to nie po to tu przyszedł. Miał poszukać informacji o samym mieście, o jego historii, a tym czasem będzie śledził jakieś romanse sprzed lat.

Cyprian Dębowski


Wieczór był taki piękny, że Cyprian postanowił wrócić do domu piechotą, zupełnie jak pan Słowik z wiersza Tuwima. Tylko, że Dębskiemu auto nawaliło i tramwajem lub na piechotę, taką miał alternatywę. Wybrał spacer. Wybrzeżem Wyspiańskiego. Koło Odry. Na ławeczce, tuż przy rzece Eteryta dostrzegł obściskującą się parę. Wtuleni w siebie zapomnieli jakby o bożym świecie. Coś jednak nie pasowało Dębowskiemu w tym sielankowym obrazku. Nie od razu się poznał, nie był Eutanatosem w końcu. Ale po dłuższej chwili i on to dostrzegł, a raczej poczuł. Śmierć. Odór śmierci bijący od przepięknej kobiety. Młody mężczyzna, który ją czule obejmował z pewnością był żywy, ale ona nie. A to co z początku wydawało mu się czułym uściskiem tak naprawdę było tylko kamuflażem. Wampirzyca wbiła swoje kły w ciało młodzieńca. Syn Eteru widział wyciekające życie. Widział jak vitae przepływa do ohydnego stwora. Ale o jakże pięknej powierzchowności.



I ona go dostrzegła, gdy już skończyła się posilać. W mgnieniu oka znalazła się przy nim.

Twarz jej wyrażała tylko smutek i tęsknotę.

- Czy wiesz?? - Zaczęła. Głos miała dźwięczny i zupełnie pasujący, dopełniający jej urodę. - Czy wiesz co to znaczy kochać?? - Pytanie z pozoru filozoficzne zupełnie zbiło z tropu Cypriana. - Kochałam ich obu. - Mówiła do niego tak jakby wiedziała kim jest. - Obu mi zabrano. A teraz po tych wszystkich latach, - Ręką wskazała na siedzącego w otępieniu młodzieńca. - znalazłam kogoś podobnego. Kochać. - Westchnęła. Dębowski przeniósł na chwilę wzrok na twarz młodzieńca. Był jak brat bliźniak Czerwonego Barona. Jak dwie krople wody.

A gdy spojrzał ponownie na krwiopijcę, jej już nie było.

A może to był tylko sen?? Młodzieniec z ławki podniósł się i chwiejnym krokiem ruszył w stronę wittigowa.

Uroczy dzień. Uroczy wieczór.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline