-Słyszycie?- syknął niziołek, gdy nieopodal chaty rozbrzmiały kroki. Nie należały do ciężkich osób. Na pewno nie ciężko uzbrojonych. Ale za to idących dziarskim krokiem.
-Krasnoludy...- syknął Gynter, którego szept Zachariasa zdołał wybudzić z pół snu – pół czuwania. Miał rację. W drzwiach do domostwa pojawili się khazadzi. Umorusani z krwi, niestety nie tylko krwi przeciwników. Mimo iż rany bezimiennego zabójcy trolli były dość poważne, to jednak na twarzy krasnoluda dominowało zadowolenie z dobrej bitki, która potoczyła się na ich korzyść. Młot i topór tego dnia wysłały do Morra kilka duszyczek zielonoskórych pokurczy.
-Jesteście!- rzucił zadowolony z ich powroty Gynter, który na widok brodatych wojaków wybudził się do końca.
-A gdzie elf?- syknął po chwili. Dopiero teraz zauważyli, że Ral'el poszedł za brodaczami, ale nie przyszedł jako pierwszy.
Dopiero po kilku chwilach, gdy krasnoludy rozsiadły się, by złapać oddech, odpocząć i dać Alessie czas na opatrzenie ran rudobrodego w drzwiach pojawił się długouchy łucznik. Różnica między nim a brodaczami była taka, że on poruszał się niemal bezszelestnie.
-To chyba zwierzoludzie.- rzucił tajemniczo, po czym również wybrał sobie miejsce, w którym mógł usiąść.
-Widziałem ślady sporych, pazurzastych łap. Nie wiem co to za bestie, ale na zaschniętym błocie widziałem ślady kilku osobników. Jeśli was to pocieszy, przeszli tędy jakiś czas temu.-
-A co udało się wam znaleźć, poza ranami i bólem?- Ral'el wejrzał na dwójkę khazadów, która choć nie rozmawiała ze sobą, to jednak potrafiła się świetnie dogadać. Thrunmir ściskał w dłoni kawałek sznurka z nawleczonymi nań uszami. Być może był to jakiś amulet zielonoskórych.
-To, co teraz robimy? Czego konkretnie szukamy? Nie mamy żadnego planu, ani priorytetowego celu. Co zrobimy jak odpoczniemy?- wejrzał na Markusa.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |