WÄ…tek: Psy Wojny
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2011, 11:07   #33
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Siedlicz i Biehler szybko zebrali ludzi. Czekanie na zwiadowcę zabrało trochę czasu i teraz nie można było się ociągać, jeśli chcieli przynajmniej początek bitwy rozegrać podczas dziennego światła. Słońce już dotknęło horyzontu, choć nie bardzo widoczne przez deszczowe chmury, to doświadczeni ludzie doskonale wiedzieli ile im zostało czasu. Ruszyli, kopyta uderzyły w błoto pokrywające zbocze wzgórza, zjeżdżając równymi szeregami na dół i wjeżdżając na podmokłe łąki, które jednakże nie spowalniały ich tu za bardzo. Mieli dużo miejsca na rozpędzenie się, a wystarczyło jechać nieco bokiem, by być całkiem długo zasłoniętym przez praktycznie wszystkimi orkami. Dopiero gdy wyłonili się zza wzgórza, wjeżdżając na trakt i rozwijając formację, obie grupy dojrzały się nawzajem, ale tylko jedna z nich była zaskoczona.

Przy przeprawie stało ze trzydzieści zielonkawych stworów, które rykiem przyjęły pojawienie się szarżującej na nich jazdy. Tu już nie było co kombinować. Z połowa z nich rzuciła się i tak do ucieczki, inne sięgnęły po broń i ruszyły do samobójczej szarży. Nie było sensu i powodu wymyślać skomplikowanych taktyk. Rozpędzone rycerstwo oraz rozwinięci lansjerzy wdeptali w ziemię tych nielicznych, którzy nie padli od strzał i bełtów podążających za cięższą jazdą strzelców. Nie było czasu nawet się im przyglądać. Jeszcze kilku innych chciało bronić lin, ale zostali wyrżnięci bez litości, choć w tym przypadku już nie obyło się bez strat. Gdy ludzie dopadli do grubych sznurów, tnąc je i siekając, z przeciwległego brzegu posypały się strzały i przynajmniej kilka z nich było celnych, trafiając w lekkokonnych. Ale liny puściły, pozwalając wycofać się na bezpieczną odległość. Chwilowa wymiana strzał pokazała, że mimo, ze orków po drugiej stronie padało znacznie więcej a ich strzały były mniej celne, to jednak ilość łuczników robiła swoje.
Zwłaszcza, że orki nie wiedziały teraz, jak pokonać rzekę. Kilka z nich rzuciło się w wodę, dopływając rozpaczliwie może do połowy, zanim porwał je prąd. Kilka spłynęło z nim już po odcięciu lin, których się trzymali. Może z jeden czy dwa dotarły do brzegu, gdzie zostały zwyczajnie zastrzelone. Tłum zielonoskórych ciał kłębił się przy brzegu, wypuszczając jednak co najwyżej roje strzał i rycząc głośno z wściekłości.

Znacznie poważniejszy problem mieli bezpośrednio po prawej stronie. Najbliżej nich, choć wciąż oddalony o setkę metrów, znajdował się obóz goblinów i mniejszych orków. Część z tych stworzeń uciekała w tył, inne szykowały broń, ale zbijały się w grupę, nie mając najwyraźniej ochoty szarżować. Ale to nie one były główną siłą tej armii, nie miały wśród swoich żadnego wielkiego wodza. Niewiele za nimi, na granicy lasu, znajdował się bowiem inny obóz. Kolorowe, większe orki, wyglądały na jeszcze dziksze, niż ich zwyczajni pobratymcy. Całe ciała miały albo pokryte dziwacznymi wzorami, albo wręcz nacięciami po nożach, którymi ranili samych siebie przed bitwą. Wszystkie teraz podrywały się i sięgały po broń, rycząc wściekle. Rysowały kolejne wzory, lub ostrzami znaczyły swoje ciała, puszczając krew i dodając sobie siły w walce. Ich pyski często były paskudnymi maskami, wykrzywionymi mordami berserkerów. Część już pędziła w ich kierunku. Ich samych było około dwóch setek, choć bardzo ciężko było policzyć ich wśród drzew. Setka mniejszych zielonych wyglądała przy nich niegroźnie. A przecież jakieś orki mogły kryć się jeszcze gdzieś głębiej w lesie.
Sięgały po łuki. Wielu dzierżyło ciężkie włócznie. Nie stanowili żadnej formacji, ale niewątpliwie szarża na nich nie będzie już tak łatwa, jak rozjeżdżanie goblinów pod Mielau.

Wagner i Schnitze musieli natomiast pomyśleć nad rozmieszczeniem piechoty. Ustawiona na zboczu, nawet lekko w lesie, była zwyczajnie widoczna. Pewnie i tak nie odstraszyłoby to orków, ale w ten sposób nie mogli liczyć na jakiekolwiek zaskoczenie. Z drugiej strony, strzelcy na zboczu mieli idealne pole ostrzału, nie zakłócane zupełnie niczym. Widzieli, że jazda wdała się już w walkę i zdobyła przeprawę, ale teraz już tylko od Siedlicza i Biehlera zależało to, co zrobią dalej.
Oni musieli czekać. Mieli przynajmniej kilka-kilkanaście minut, czas idealny do wykorzystania jak najlepszego.
Zauważyli także coś dziwnego. Na szczycie wzgórza wyraźnie pojawiło się kilkanaście orczych sylwetek, widocznych tylko dzięki temu, że ze swojej pozycji także spoglądali niejako z góry. Kawalerzyści widzieć ich raczej nie mogli, zasłonięci drzewami także u podstawy. Ciężko było stwierdzić co robiły znajdujący się tam zielonoskórzy., ale nad nimi niebo zaczęło wyraźnie ciemnieć. Przypadek? Gruba warstwa burzowych chmur kłębiła się i narastała. Zerwał się delikatny wietrzyk. Zły omen? Czy coś jeszcze gorszego?
 
Sekal jest offline