Wiadomość o śmierci Black’a wstrząsnęła Matt’em. Ciągle wierzył, że jest w stanie doprowadzić ich w całości, by mogli wrócić do domów żywi. Mylił się… nie był gotowy do roli dowódcy. Chciał się poddać, odejść. Teraz było za późno, jeden z jego ludzi nie żył, a inny był ranny, wciąż jednak pozostawało pod jego komendą kilku innych, których ciągle miał szansę poprowadzić do zwycięstwa. Nie wierzył, że mu się uda, ale musiał spróbować. Zebrał się w sobie w garść i spojrzał na Carter’a: - Robimy jak każe porucznik, szturmujemy kamienice z drugą drużyną. Przyślij wszystkich tutaj oprócz Green’a z Stone’m i Davis’a. Na razie zostaną w rowie, niech Gary jeszcze nas osłania. Lee i David do nas, Raul i Kevin do Brown’a. Drugą grupą dowodzi Shepardson. Jak przekażesz rozkazy to dołączasz do mnie. - Tak sir! - powiedział i pobiegł w stronę rowu.
Matt odwrócił się do dwóch swoich ludzi: - Stafford, pobiegniesz do Brown’a, Hall obstaw ten róg budynku i osłaniaj go - następnie sam wyjrzał zza drugiego rogu, czekając aż jego ludzie zajmą pozycje. „Jak potwornie się myliłem…” |