Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2011, 00:28   #135
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
post powstały z pomocą Armiela

Wj 23, 20
Oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i bądź uważny na jego słowa. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym, gdyż nie przebaczy waszych przewinień, bo imię moje jest w nim. Jeśli będziesz wiernie słuchał jego głosu i wykonywał to wszystko, co ci polecam, będę nieprzyjacielem twoich nieprzyjaciół i będę odnosił się wrogo do odnoszących się tak do ciebie.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wpT2pOIeVws[/MEDIA]

Cóż Alvaro miał zrobić. Wziąć nogi za pas? Rzucić się do biegu i najszybciej jak sią da dopaść uliczki jaką miał po swojej prawej stronie? Tylko co mu to da? Liktora bał się nawet Jacoob a co dopiero mogłby zrobić taki głupi wynędzniały szczur jakim był Alvaro.? Marionetka w rękach diabłów.
Poza tym pozostała część jego straconej drużyny jeszcze się z Rafaelem nie kontaktowała.
Cóż miał zrobić…?

Zanim wsiadł do samochodu popatrzył na strzeliste drapacze chmur i zachmurzone niebo. Wieże Babel otaczały go z każdej strony.
Nie wiedzial czy jak wsiądzie do tego auta to kiedykolwiek z niego wysiądzie i ponownie zobaczy niebo ten jakże miły dla oka fragment iluzji.. Dotknął delikatnie zabandażowanej szczęki pamiętajac kto mu posłał ten słodki prezent i wsiadł do samochodu.
W środku pojazdu ściągnąl kaptur.
Mam nadzieje ze czytasz w myslach Panie Roland” - spojrzał swym jednym okiem w kierunku liktora, ale nie doczekał się odpowiedzi bądź choćby gestu, który potweirdziłby nadzieje Rafaela.

Było ich dwóch. Liktor, który przedstawił się właśnie jako Roland i drobny mężczyzna z wąsikiem i w garniturze.



Mankiety koszuli spinały mu piękne spinki z dobrze znanym Alvaro znakiem.



Sigil Archanioła Michała.

- Witam. Nazywam się Michael Saint Perrish - powiedział człowiek w garniturze. - Zechce nam pan towarzyszyć do ambasady Francji? Wystarczy, że pokiwa pan głową zgodnie ze swoją wolą.

A czy mam jakies wyjscie? Koty i szczury...” - dodał w sumie niepotrzebnie. Nie chciał jechać, chciał być stąd jak najdalej. Jak najdalej od tej wojny o schedę po Demiurgu, jak najdalej od tego wszystkiego.
Jako małe dziecko kochał anioły, jako młody człowiek fascynowal sie nimi i studiował ich dzieje. Jako dorosły mężczyzna chciał sie od nich uwolnić…
Skinął jednak głową. Co mu pozostało?

Samochód jechał wolno, Z przodu na masce włączono koguta. Michael i Roland milczeli. Chyba jednak nie chodziło im o rozmowę.

Rafael patrzył w ciszy na mijane budynki, mijane szybko twarze ludzi, zamyślone, zagubione w tłumie, pełne radości, smutku a nawet i gniewu bądź złosci. Nie umiał. Nawet teraz nie umiał uznać ich za garnitury. Emocje jakie malowały sie na ich twarzach byly mu tak bardzo znane... Może dla istot takich jak anioły, razydzi czy liktorzy bylły to jedynie luminy, esencje upaprane w brudzie zwanym ciałem. Czymże innym ludzkie ciała mogły dla nich być? Dla istot, które kąpały się w blasku Boga, które łaknęły jego bliskości, jak ćmy ognia. Dla Alvaro iluzja to był świat jaki znał. Metropolis było dla niego wyobrażeniem piekła, koszmaru w jakim nie chciał przebywać.
Życie było piękne…
Przynajmniej tak mu się dotychczas wydawalo. Stał się skazą na jego obliczu. Powinien nie żyć już od wielu miesięcy. Powinien…
Ale żyl i nadal miał zamiar trzymać się kurczowo tej parodii życia. Chciał pomóc Cohenowi, Kingston, Baldrickowi i Claire… dla Clausa czuł że nie ma już pomocy.
Claire. Dziewczyna która igrała z ogniem. Na własne życzenie. Powinien pozbawić ją życia by na nowo weszła w cykl ustanowiony przez Demiurga. To była jej szansa na ocalenie. Szansa na to by dusza jaką pokochał na nowo mogła odrodzić się i przyoblec w nowe ciało.
Claire Goodman
Teraz musiała radzić sobie sama bo Rafael zwlekał z przydzielonym mu zadaniem już za długo a to niosło ze sobą konsekwencje. Ostateczne. Dla Claire.
Ocal ją Słodki Jezu
Rafael Czuł się wypompowany emocjonalnie. Jak facet na ciężkim kacu ktory jeszcze nie do końca kontaktuje ze światem i jest szczęśliwy móc gabić się tylko w ścianę. Czuł się zobojętniały. Popatrzył na współpasażerów swym załzawionym od ciągłęgo bólu przeszywającegu mu twarz, okiem. Lustrował rysy ich ludzkich masek. Nigdy nie zrozumieją ludzi. Nigdy. Może i wsadzono ludzi do więzienia ale dano im skorupy które często odzwierciedlały to co dostali najcenniejszego. Dusze. Wolną wolę. Pragnienie poznania.
Pierwsze dzieci Demiurga miały tylko strach i emanacje siły. Nie mieli, o dziwo wolnosci.
Ludzie, w jakiś dziwny sposób ją mieli. Wolność w iluzji krat, Brzmi absurdalnie ale jakże prawdziwie.
Ponownie Rafael przeniósł wzrok na mijanych ludzi.

- I co my mamy z tobą zrobić, dziecię Togariniego? - niespodziewanie ciszę przerwał Michael. - Masz jakieś pomysły? Musisz być kimś ważnym, że pofatygował się po ciebie osobiście sam Mirlind.

Alvaro szybko spojrzal na rozmowce odwracajać głowe od szyby.
Czy słyszysz moje myśli Panie?

Nie było odpowiedzi.

Wolnym ruchem ręki by nie wzbudzać niepotrzebnej agresji i podejrzeń Rafael wskazał na kieszeń i delikatnie włożył do niej rękę. Nie widząc przeciwwskazań wyciągnął z niej wolno notes i po dłuższej chwili długopis, który jakimś trafem nie do końca chciał się znaleźć w jego dłoni. Jednak drżała mu ona ze strachu a tak bardzo starał się to maskować.
Napisał na kartce:
Wybacz Panie moja niedyspozycyjność i taka formę kontaktu. Nie wiedziałem kim jest Togarini kiedy stałem się tym kim się stałem. Chcę ocalić kilka ludzkich dusz. Ludzi na których mi zależy. To wszystko” – słowa były dość egoistyczne w obliczu zagrożenia jakie czychało na mieszkańców Nowego Jorku. Pokazał kartkę Michaelowi

- Kilka ludzich istnień nie ma znaczenia. Nawet miliony, jeśli trzeba je poświęcić. Nasz pan kazał niszczyć całe miasta pełne grzechu. Po San Franciso przyjdzie kolej na następne. Ktoś realizuje plan oczyszczenia tej planety z nieudanych dzieci. I słusznie. Nie myśl tak egoistycznie. Zbawiciel poświecił wszystko, by ocalić ludzkość. Nie kilka istnień. One w ostatecznym rozrachunku nie mają znaczenia. Wracając do tematu. Byłeś w schronieniu Mirlinda. Chcemy poznać jego lokalizację. Podaj nam adres i puścimy cię wolno – w końcu przeszli do meritum sprawy i wyłożyli cel podwiezienia Rafaela. Cel w jakże anielskim stylu

Pierwsze nauki Boga Wszchmogącego wykuły się potężnymi zgłoskami w umysłach jego pierwszych dzieci. Niszczenie miast, ludobójstwa, surowe i krwawe prawa. Archaniołowie zapomnieli jednak że potem nastały nauki Zbawiciela. On wskazal inną drogę, drogę do ocalenia poprzez miłość i poświęcenie. Czy właśnie wtedy Bóg stał się miłością? Może Zbawiciel ukrzyżowany zostal nadaremno. Wszak poza okowami Iluzji nic się nie zmieniło. Stary Testament. Jakże wypaczona byla w Metropolis ta ksiega praw i obyczajów ludu wybranego.

Mirlind? Nie znam tego imienia. Nie wiem Panie o kim mówisz. Sprecyzuj proszę” - ponownie Alvaro naskrobal na kartce krótkie zdanie

- Przybył do mieszkania tej, która wyszła z Iluzji i którą Roland miał wygasić. Zaraz po tobie. Wyniósł cię z mieszkania. Mirlind - ton głosu Michaela nie zmienił się nawet na sekundę, ale oczy zwęziły się w dwie, wąskie, paskudne szparki.

Po pierwszych jego słowach Alvaro zaczął ponownie pisać
Teraz rozumiem o kim mówisz. Nie znałem imienia - Mirlind. Nigdy go wcześniej nie slyszałem. Tego o kim mówisz znam pod imieniem Ormianin” - chwilę sie zastananowil zanim zaczal pisac kolejne zdania - “Po spotkaniu z liktorem odzyskałem dopiero przytomność u niego w posiadłości. Widziałem dom z zewnątrz tylko przez chwilę Panie. Wiem że jest to jedna z bogatszych dzielnic Wielkiego Jabłka. Nie wiem jednak która bo zostałem przeniesiony z jednego miejsca Iluzji w drugie. Czy moge zadać pytanie?” - skierował kartkę przed oczy swego dotychczasowego rozmówcy. Jeżeli prawda jest to co pisali o Michale to mial przed soba sługę archaniola który przewodzil boskiej armii kiedy nastąpil rozłam w niebie
"Któż jak Bóg!" Przypomnial sobie hebrajskie znaczenie jego imienia. Słowa z którymi ponoć rzucił sie na Satanaela i jego zastępy. Któż jak Bóg.....?
Teraz juz wszyscy…

- Pytaj.

Czy wiesz Panie kto stoi za wybuchem w San Francisko?” - bał się zadać więcej pytań za jednym razem

- Wy. A teraz opowiedz mi o tym domu. Każdy szczegół. Kto w nim jeszcze był. Wszystko.

Nie umieją nas pokochać, nie do tego zostali stworzeni. Są wolą Pana a bez niego są zagubieni. Bydło. Tym dla niego był Rafael.
Alvaro przewrócił kartkę i zaczął pisać. Powoli dokladnie opisując wszystkie szczegóły jakie zapamiętał z frontu tego domu. Kolor muru, który go okalal, jego wysokość, liczbę okien jaką widzial od frontu, kształt frontowej lampy. Wszystko co zapamiętał. Potem opisał wygląd Ormianina i Zdradzonego. Tego drugiego opisal bardzo ale to bardzo dokładnie. Opisal też pokój w którym się obudzil. Jego fotele, kiminek, barek, meble jakie widział, kolor ścian, wszystko co pamiętał. W tym samym czasie przez jego głowę przemykały wszelkie wspomnienia, wiedza jaką posiadl o archaniele Michale.
Nie miał mu nic do zaoferowania, nie miał szans się targować bo ten by go zniszczył tak jak człowiek niszczy muchę której brzęczenie doprowadza go do furii.
Da dole kartki pod poprzednimi wpisami Alcaro napisał
Czy istnieje możliwość bym to ja go zniszczył? W księgach Iluzji znaleźć można zapiski które mówią że archanioł Michal wstawia się za ludzmi, że jest aniołem stróżem chrześcijan.... Panie daj nam szanse wyjść z tego calo

- Nie jestem archaniołem. Służę mu jedynie.

Czy zatem nie zechce On przeszkodzić w tej całej nowej apokalipsie? W tej kolejnej wojnie Aniołów Śmierci?” – długopis sprawnie zapełniał kartkę papieru.

- Mają to gdzieś, tak samo jak gdzieś mają wasz zasrany gatunek. To przez was Najwyższy nas opuścił. Nie mógł patrzeć, jak żrecie, sracie i rżniecie się między sobą. Iluzja miała was ograniczyć. A jedynie zepsuła nasz Raj. Zasmrodziła Metropolis waszym śmietnikiem. Jesteście jak robactwo wijące się w gnijącym rynsztoku. Nie ma w was nic wartościowego. I nie da się już was uratować. Zrozum to. Zresztą, ty już nawet nie jesteś Jego dzieckiem. Jesteś zaprzańcem, który za obietnicę gnicia w tym syfie po czas Sądu sprzedał jedyną rzecz, jaką miał wartościową – Michael wybuchnął potokiem słów

Zrozumialem” – Alvaro napisał krótko i czekał co z nim zrobią. Tylko to mógł zrobić

- Chcesz nam pomóc? – Michael zapytał już spokojniej po tym wybuchu niechęci. - Kiedyś modliłeś się codzień. Czy coś się zmieniło?

Dłoń Rafaela uzbrojona w długopis ponownie zaczęła swój taniec słów.
Wiele się zmieniło ale nie przestałem kochać Boga nawet wtedy kiedy dowiedziałem się że odszedł, kiedy dowiedziałem się że jesteśmy zasranym nic nie wartym gatunkiem… Panie. Tak. Chce Wam pomóc. Chcę zagłady Togariniego i tego którego Wy nazywacie Mirlind” – Wampir zwany Silentem pisał niespiesznie chcąc uspokoić to co w nim się trzęsło po slowach siedzącego naprzeciw niego meżczyzny. Zamiana pozbawiła go duszy ale nie pozbawiła uczuć.
I tak... też mi go brakuje” - dodał już w myślach

- Skontaktujemy się z tobą, kiedy będziesz potrzebny - Michael wyciągnął dłoń na pożegnanie i samochód zatrzymał się. - Unikaj sług Togariniego. Nie zbliżaj sie do nich, póki nie otrzymasz od nas takiego polecenia. To, że należysz do legionu potępionych, nie oznacza, że nie możemy dać ci nadziei. Pracowałeś, by ludzie stawali sie lepsi. Nasz pan to rozumie. Da ci jedną szansę. Nie zmarnuj jej. Zrozumiałeś?

Rafael powoli kiwnał potakująco głową.

- Naszym panem jest Netzach, zapamiętaj to, gdybyś chciał nas zawieść.

Silent ponownie skinął głową by potwierdzić że zapamiętał.

Wysadzili go na rogu jakiejś ulicy i odjechali. Ręka jeszcze paliła od dotyku sługi Archonta.

Jak dziwka. Jak pieprzona uliczna dziwka. Zgarnęli z ulicy, potem małe tet a tet i nawet nie zapłacili. Naznaczyli a nie zapłacili.
Silent czuł się jak cholerna piłeczka tenisowa przerzucany z jednej cześci kortu na drugi przez siły na które nie miał żadnego wpływu. Pozostało tylko czekać kiedy ktoś uderzy w tą piłkę na tyle mocno, że ta pęknie i zaryje w ziemię stajac się już bezuzyteczną.
Rafael zaciągnął kaptur. Kolejna siła pragnęła z nim konwersacji. Zaczynał sie robić szalenie pociągający. Poprawił szalik.
Kiedy minąl róg ulicy, Wyciągnąl komórkę. Wstukał “Nie odzywasz sie więc nie wiem co się dzieje. Mam nadzieję że nic złego się nie stało i że otrzymasz tą wiadomość. Jeżeli nadal potrzebujesz wyzwolić się od piesków Togariniego to w następnej wiadomości wysyłam Tobie numer do osoby ktora ponoc może pomóc, choc pewnie nie bezinteresownie. Śpiesz sie. Powodzenia” i wysłał wiadomość do Claire. Następnie w kolejną wstukał imię Seth, przepisując je z kartki danej mu przez Jacooba a następnie numer telefonu ktory tam widniał. Wysłał kolejną wiadomosć.
Nie odłożył jeszcze komórki do kieszeni. Znalazł numer Baldricka i wysłał zapytanie.
Gdzie jestes?
Po około dwóch minutach nadeszła odpowiedź.
Od Baldricka
Sprawdzam trop. Odezwe się
Jak nie było trzeba to Terrence był oszczędny w słowach.
Cóż pozostało Rafaelowi
Jedynie omijać sługi Togariniego
Nie wiedział gdzie są pozostali cżłonkowie grupy, poza tym i tak nie mógł rozmawiać. Z drugiej strony jego obecnosc przy nich mogła przynieść im jedynie zgubę.Powienien iść na Red Hook. Znaleźć kolejna zagubioną luminę Nasha. Tylko co potem?
Tego nie wiedział.
Jeszcze.
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 27-05-2011 o 00:55. Powód: lekka korekta tytułu
Sam_u_raju jest offline