Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2011, 10:24   #215
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Ziew

Verpine'owi nie udało nawiązać się kontaktu z Erą. Udało mu się jedynie wysłać wiadomość o losie jego i Kastara, ale nie wiedział nawet gdzie się znajduje, więc nie mogło to być dla jego przyjaciół zbyt pomocne. Pocieszająca była jednak myśl, że mógł się z nimi skontaktować. Najwyraźniej potęga Mrocznego nie jest aż tak wielka skoro nie przewidział takiej możliwości i nie przeciwdziałał jej.

- Ziew - padawan usłyszał głos Induro. - Też odniosłeś wrażenie, że on jest jakiś dziwny? - Xir'rk nie bardzo wiedział co jego towarzysz ma na myśli. - Jakbym go skądś znał. Na Elomie spotkałem jednego Mrocznego to mógł być on, ale znam go skądś jeszcze. Tylko nie wiem skąd.

- Nie możesz tego pamiętać Kastarze Induro - obaj Jedi nawet nie zauważyli jak ich wróg pojawił się w korytarzu przed celami. A może wcale go nie opuszczał? - A może powinienem cię nazwać ZX-2157?

- Co to ma niby znaczyć?

- Nie dziwiło cię nigdy dlaczego nie pamiętasz niczego co się działo pomiędzy twoją misją na Kashyyyk, a katastrofą twojego myśliwca na Elomie? Nie dziwiło cię, że wyszedłeś cało z tego wypadku? Prawie bez szwanku. Moc jest za prawdę potężna, ale chyba nie uważasz, że dzięki niej potrafisz unikać pewnej śmierci?

- O czym ty mówisz? - głos Kastara sugerował, że młody rycerz coraz bardziej się denerwuje.

- Nie jesteś prawdziwym Kastarem Induro.

- Co to za bzdura?

- Żadna bzdura. Na Kashyyyk udało nam się zdobyć trochę twojego DNA. Pewnie nie pamiętasz jak ktoś w tłumie cię przypadkowo drapnął? Przypadkowo, heh. Przecież na pierwszych lekcjach uczycie się, że nie ma żadnych przypadków, czyż nie?

- Co to ma do rzeczy? Co chcesz przez to powiedzieć?! Mów! - Induro nie wytrzymał. Darł się teraz na całe gardło. Mroczny nie kłamał, to było pewne i chyba to najbardziej złościło młodego Jedi.

- Twoje DNA wszczepiliśmy pewnemu "ochotnikowi", który poświęcił się dla dobra Konfederacji. Dzięki specjalnej technologii uzyskaliśmy niesamowity efekt. Klona wyhodowanego w kilka dni. Wyobrażasz to sobie? Oczywiście ten kim byłeś poprzednio przestał istnieć, a ty stałeś się czułym na Moc Jedi, z wyglądem, wspomnieniami i zdolnościami Kastara Induro. Stałeś się jego idealną kopią, ale tylko kopią. Zahibernowany zostałeś przewieziony na Elom, gdzie urządziłem sobie małe polowanie na twój oryginał i udało się. Młody rycerz Jedi, za którego do dziś się uważałeś, zginął dwa miesiące temu. Z kolei my podsunęliśmy Zakonowi sobowtóra z lokalizatorem wewnątrz jego organizmu. Tą fabrykę na Omwat rzuciliśmy wam na pożarcie bo prawdziwą zabawę szykowaliśmy tu, na Tatooine. Co prawda liczyliśmy, że na wieść o Mrocznym przebywającym na planecie Rada wyśle więcej mistrzów niż jednego Karnisha, ale on też wystarczy. Jego i wasza śmierć będzie tylko początkiem, a zginiecie przez głupotę własną i waszych mistrzów - mężczyzna odwrócił się na pięcie i zaśmiewając ruszył w stronę wyjścia. Przynajmniej Ziew podejrzewał, że musi się tam znajdować jakieś wyjście.


Era & Tamir

- Uspokój się. Masz na to dziesięć minut. Potem albo ci się uda i cię do czegoś zatrudnię, albo się nie uda i zostajesz w łóżku - Era zagroziła Tamirowi.

- Przede wszystkim oboje się uspokójcie - powiedział osłabionym głosem mistrz Karnish, który wsparł się na łokciach by móc spojrzeć na dwójkę rycerzy. - Nie czas na obwinianie siebie czy innych. Skupcie się na tym co teraz, musimy pomóc naszym przyjaciołom - opadł z grymasem bólu na łóżko. Po chwili znów się podparł - Zdaje się, że nie będę w stanie wam w tym pomóc. Tamirze, zasiądź za sterami, a ty Ero powiedz mu gdzie ma lecieć i uważaj na jego nogę - mistrz znów opadł na łóżko. Tym razem już się nie podniósł, widocznie nie mając nic więcej do dodania.

Podróż trwała dwie, może trzy godziny. W tym czasie Era kursowała od kokpitu do sypialni i z powrotem doglądając raz Tamira, a innym razem mistrza Karnisha. Z Zabrakiem rozmawiało się przy tej okazji nienajgorzej, ale Irton za każdym razem starał się dopytywać o Torna albo cel ich podróży, co mogło denerwować. W końcu jednak dotarli na miejsce.

Dziwne było to, że nikt do nich nie strzelał, a według zapewnień Karnisha miała się tu znajdować siedziba gangu. Wylądowali przed jakąś większą jaskinią. Zanim opuścili pokład udali się jeszcze do Irtona. Ten poinstruował ich by byli ostrożni i zapewnił, że postara się ich wspomóc jeśli tylko będzie mógł, chociaż nie mogą liczyć na jego pomoc w walce.

- Ero, weź to - Jedi wepchnął dziewczynie w dłoń swój miecz. Była to pięknie wykonana i wykończona rękojeść o srebrzystej, metalicznej barwie. Obok przycisku zapalającego ostrze wyryto niewielki obrazek przedstawiający skrzyżowane ze sobą wibromiecz i rękawicę. - Może się przydać, a na pewno lepiej sobie poradzisz z nim niż z blasterem.

Rycerze opuścili pokład Ambasadora. Słońca oślepiały ich przez kilka chwil, a potem ich oczom ukazały się ogromne skały i wejście do jaskini. O zakradaniu się nie było mowy przez nogę Tamira, więc oboje zamierzali otwarcie wejść do środka. Zresztą gdyby ktoś chciał do nich strzelać robiłby to gdy jeszcze byli w powietrzu.

Niedługo jednak potem wyjaśniło się dlaczego mogli bez przeszkód wylądować. Kilka metrów od wejścia do jaskini natknęli się na ciało jednego z gangsterów. Nie znaleźli przy nim głowy nieszczęśnika, pewnie potoczyła się gdzieś gdy ją ucięto. Gdy Torn rozjaśnił otoczenie zapalając swój miecz okazało się, że wokół leży jeszcze kilka ciał, w tym jedno rozcięte na pół. Nie był to przyjemny widok, więc Jedi wycofali się stamtąd.

Badając okolicę natknęli się na niewielką jaskinię, w której znaleźli kolejne ciało gangstera. Ciekawe były jednak ślady miecza, bądź mieczy świetlnych na licznych stalagmitach i stalaktytach. Gdyby jakiś Jedi walczył z tym jednym gangsterem, klinga jego miecza nie ocierała by się tak o wszystko wokół. Ktoś musiał tutaj stoczyć pojedynek na miecze, a to oznaczało, że byli tutaj Ziew, Kastar lub obaj i walczyli z Mrocznym Jedi. Nie wiadomo było jednak kto wygrał, ale fakt, że nie natknęli się na martwego Verpine'a lub Induro był pocieszający.

Nagle Erze stanął przed oczami obraz jakże znajomego pomieszczenia. To była cela, w której sama do niedawna przebywała. W rogu leżało ciało tego niewielkiego człowieczka, którego zabił Darc, a z drugiej strony jaśniała bariera uniemożliwiająca opuszczenie tego niewielkiego pokoju. Za nią stał nie kto inny jak Artel Darc. To był przekaz od Ziewa.
 
Col Frost jest offline