Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2011, 16:47   #42
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Sam weszła do tawerny nie rozglądając się na boki. Prawie natychmiast zobaczyła siedzącego przy szynku Jamesa i prosto do niego skierowała swe kroki. Potrzebowała ramienia, na którym mogła się wypłakać. Łzy na jej policzkach rozmazały nieco staranny zazwyczaj makijaż, a policzek, który puchł coraz bardziej, musiał wyglądać okropnie, ale teraz Czarna Dalia zupełnie nie zawracała sobie głowy swoją aparycją.
Była zbyt zdenerwowana i wstrząśnięta tym co ją spotkało by zawracać sobie tym głowę:
- Ten konstabl to jakiś morfinista - powiedziała na tyle głośno, że mogły ją usłyszeć wszystkie osoby znajdujące się w pobliżu - Miał całkowicie pozbawione emocji spojrzenie. Potem zaczął obrażać wuja, a na koniec mnie uderzył i przez cały czas jego twarz nie zmieniła swojego wyrazu. Nawet jeden mięsień nie drgnął na jego obliczu. To wariat James! Pozbawiony skrupułów i do tego najwyraźniej oddający się nałogom w czasie służby! Nie rozumiem jak tutejsi ludzie mogli się zgodzić by dzierżył tak odpowiedzialne stanowisko. Przecież on jest niebezpieczny! Popatrz co mi zrobił... - zakończyła płaczliwie przysuwając policzek do jego twarzy.
- To bydlę - odpowiedział James. - Musimy się z nim policzyć.
- To przedstawiciel władzy...
- Sam popatrzyła na Jamesa niepewnie - możemy przez to popaść w konflikt z prawem... Nie chcę więcej kłopotów niż już mamy. Raczej trzeba by dotrzeć do jego przełożonych.
Nie miała zamiaru się przyznawać, że niejako sprowokowała tutejszego stróża prawa do ataku jeśli nie byłoby to konieczne. Przy bezpośredniej konfrontacji mogłoby to wyjść na jaw.
- Słusznie. Ale trzeba będzie złożyć oficjalną skargę na jego zachowanie do przełożonych.
- Teraz może lepiej trzymajmy się od niego z daleka...?
- spojrzała na mężczyznę oczami, w których błyszczały łzy.

- Kto? - spytał nagle Solomon, który znikąd pojawił się za nimi. ~Niczym duch~ przemknęło przez myśl Samanthy i poczuła jak na jej karku jeżą się wszystkie maleńkie włoski. Tymczasem mężczyzna wskazał palcem na siniak i powtórzył poważnie
- Kto?
- Bruc Wright
- powiedziała Sam starając się zasłonić policzek pasmem włosów. - zachowywał się strasznie... dziwnie. Jakby palił opium albo coś w tym stylu... Musiałby jednak wtedy strasznie dużo tego używać. - Pokręciła głową - Nigdy nie widziałam kogoś w takim stanie.
- Bruce Wright
- powtórzył i kiwnął głową, pokerowa mina nie schodziła z jego twarzy. Wreszcie odwrócił się bez słowa i ruszył do wyjścia.
- Nie - kobieta zerwała się z miejsca i złapała go za rękę - Nie idź tam! A już na pewno nie sam. On jest niepoczytalny. Myślę że nie wie co robi. Może cię zabić. Po za tym cały czas jest tutaj jedynym przedstawicielem prawa!
- Spokojnie
- odparł - Nic się nie stanie - dodał i spojrzał na nią, a następnie poklepał po ramieniu i znów skierował się do wyjścia.
- James - Sam popatrzyła błagalnie na drugiego mężczyznę - Nie pozwól mu iść samemu.
- Już idę. Solomon. Poczekaj.

Ten jednak nie czekając wyszedł na zewnątrz.
James wybiegł za nim. Sam usiadła z powrotem przy stoliku i wtuliła twarz w dłonie. Nie miała pojęcia jak długo tak trwała na pograniczu zdenerwowania i przerażenia.

Gdy zobaczyła samotnie powracającego Jamesa serce zabiło jej mocno ze strachu i zdenerwowania. On zaś ociekając wodą powiedział tonem jakby relacjonował popołudniową herbatkę u ciotki Klotyldy:
- Zgubiłem go gdzieś w tej ulewie. Znaczy Solomona.
- Chyba żartujesz?
- Zupełnie wytrącona z równowagi kobieta spojrzała na niego jak na zjawisko z innego świata.
- Z całą pewnością poszedł prosto do komisariatu!
Zerwała się i ruszyła w kierunku wyjścia mówiąc po drodze:
- Nie może być sam! Rozumiesz? - Nie potrafiła nazwać swoich uczuć, ale miała bardzo złe odczucia.

- Byliśmy na komisariacie, ale Wrighta tam nie było. - James dopiero w tym momencie najwyraźniej zdał sobie sprawę z wszystkich implikacji jakie mogą nastąpić w wyniku nieprzemyślanych działań - Solomon poszedł do niego do … o Boże! Jeśli wejdzie mu na teren bez pytania ten może go zwyczajnie zastrzelić! Tak stanowi prawo. A skoro jest taki, jak mówisz…
Samantha nie oglądając się na mężczyznę wybiegła na zewnątrz:
- Musimy go zatrzymać!
James pobiegł za nią. Nie miała pojęcia jak przebiegła w ulewie drogę na komisariat, a potem po wskazówkach nieco zdziwionego zastępcy, do domu komisarza. Całe ubranie przemokło, ale nie czuła tego. Jej myśli przepełniało tylko przerażenie na myśl o tym co mogą zastać na miejscu.
Gdy zobaczyła go stojącego na werandzie, poczuła jak nogi uginają się pod nią. Upadła na ubłocona ziemie i zapłakała. Teraz było jej już całkowicie wszystko jedno jak wygląda.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline