Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2011, 01:12   #124
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Redania, Kudłata Góra:

Brego, Galen:

Długa noc. To bardzo dobre określenie.
Naturalnym stał się krótki sen, bardziej przypominający o zmęczeniu niż niosący wypoczynek.
Powodem wielu niechcianych pobudek był szarpiący się nieustannie medalion, obecnie bardziej irytujący niż przydatny.

Zazwyczaj wykrywał zagrożenie bądź magię, nawet szczątkową, tkwiącą w pokoniunkcyjnych tworach.
Był nieodzownym elementem wiedźminskiego ekwipunku oraz niezastąpionym systemem wczesnego ostrzegania.

Obecnie został zdegradowany do upierdliwego gówna, które powinno spłonąć w wysokim słupie ognia na Kudłatej Górze.
Płomień ów był powodem niepokoju metalu zawieszonego na szyjach, tworem przeklętej, magicznej sekty czy czegoś na kształt tego.

Wiedźmini spali na zmianę. Na bardzo wiele zmian, ponieważ po nieprzyjemnej pobudce czekało krótkie rozbudzenie pełne złości i irytacji.

Zdawało się, iż upłynęła wieczność nim niebo nabrało lawendowego koloru, zwiastując rychłe przybycie słońca.
Powoli wstawał dzień.

Nagle szalejące medaliony, jakby zmęczone maratonem, zaczęły coraz bardziej spokojnie zwisać z szyi.
Ich początkowo nerwowe, gwałtowne ruchy stawały się coraz bardziej oszczędne i spokojne. Ostatecznie przemieniły się w leniwe podrygi, by zmienić się w zwykłą ozdobę z łbem w kształcie kota.

Uspokojenie się medalionu mogło oznaczać tylko jedno.

Oboje zwrócili głowy w kierunku szczytu, gdzie nijak nie można było uświadczyć ani jednego ognika.
Conocny rytuał dobiegł końca, zaś pięć postaci zaczęło schodzić, a raczej człapać sztywno w ich kierunku.

Wyglądały zdecydowanie mniej imponująco niż w mrokach. Obecnie nadciągający stanowili jedynie lekko niepasującą do siebie kolorystycznie mizerną grupę niemalże turlającą się w dół.

-Sio, sio mi wressscie, bo w sssabę samienie!-zapiszczał starzec w wysłużonym, niegdyś czarnym, obecnie szarym, powycieranym płaszczu.
Na jego pomarszczonej, bladej twarzy widać było zmęczenie ogniskujące się w podkrążonych oczach.

Obok niego szła zgarbiona kobieta szczelnie owinięta w swoją szatę. Jedynie drżące, kościste ręce, jak imadło zaciskały się na fałdach najbardziej przyzwoitego, choć skrajnie prostego odzienia.


Tuż za nimi wlokła się młoda dziewczyna, stawiająca chwiejne kroki. Rude włosy opadały na wpół zamknięte, orzechowe oczy.
Jako jedyna odrzuciła z głowy kaptur brązowego okrycia, którego dziury zakrywało kilka jasnych łat.
Pomimo zmęczenia ofiarowała do pomocy swoje ręce dwóm starszym kobietom.


Obie szły wczepione w młodą osóbkę, jakby jeszcze nie porzuciły swej magii, wysysając siły życiowe ich podpory.
Miały najmniej wiek za sobą.

Niemniej nikt więcej nic nie powiedział. Przeszli obok, jakby wiedźminów wogóle nie było i jedynie rudowłosa na chwilę podniosła ledwie przytomny wzrok.
Jedynie na moment, co wystarczyło, by zobaczyć to, co na twarzy antypatycznego starszego człowieka ponownie przeganiającego ich przed kilkunastoma sekundami. I więcej.

Przejmujące zmęczenie. Gotowość zapłacenia każdej sumy za nawet najkrótszy sen. Całkowitą rezygnację, beznadzieję ukrytą za szklaną powierzchnią łez.

Opuściła głowę, zaś jedna ze starszych kobiet podniosła wzrok i wyszeptała coś.
Mówiła zbyt cicho, by wyróżnić osobne słowa.
Odezwała się druga, machając wolną dłonią. Nie zgadzały się.

Po krótkim, cichym sporze najmłodsza z nich skinęła głową i zatrzymała się, odwracając głowę.

-Bądźcie na górze. Za dwi... trzy godziny-wychrypiała, po czym odeszły wszystkie.
Jej głos gdzieś już słyszeli.

Przełom? Czy może brzmiący podobnie "rozłam"? Może jedno i drugie?
Jakby nie było, przynajmniej jedna osoba im sprzyjała. Przynajmniej pozornie.

Naturalnie była nią starsza kobieta wysunięta najbardziej na lewo. Ona rozpoczęła rozmowę, więc prawdopodobnie była również inicjatorką pomysłu przekazanego młodszymi ustami.

Wiedźmini przybyli tu po informacje. Teraz nadarzała się okazja, by je pozyskać, bez zbędnej gadaniny zrzędliwego faceta pamiętającego koniunkcję sfer.
Nie można było jej przepuścić. Więcej mogła się nie nadarzyć.

Obaj mężczyźni powoli zebrali swoje rzeczy, ponownie wdrapując się na szczyt wysokiego, spalonego wzgórza.
Lada chwila kolejny raz stanęli na prawie płaskim szczycie.

Po ogniu ani śladu, a w ziemi ani jednego, nawet malutkiego otworka, którym mógłby wypływać przywoływany jęzor.
Było za to coś innego. Błysk metalu. Orion Galena.

Leżał dokładnie tam, gdzie nocą stał cel. Powierzchnia była ciepła od żaru, jaki był z centralnego punktu, jednocześnie będąc ubrudzonym jedynie przez kurz.
Żadnej krwi...

***

Nim upłynęły trzy rzeczone godziny, po zboczu zaczęła wdrapywać się jakaś postać w chuście i starej, jasnożółtej sukni.
Obaj wiedźmini natychmiast ją poznali, nawet w zwykłym, mało interesującym ubraniu i pokrytej kurzem twarzy.

Urocza, lekko tajemnicza dziewczyna zniknęła na rzecz spracowanej kury domowej.

Zbliżyła się do nocnego epicentrum żaru i już miała usiąść, gdy spojrzała spod nogi i postąpiła o dwie stopy w prawo, zalej znajdując się na wyimaginowanym okręgu, na którym stali jeszcze niedawno.

Musiała to być jej pozycja.

-Kim wy jesteście i czego chcecie?-westchnęła, opuszczając się na wypaloną glebę.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline