Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2011, 00:13   #15
Serika
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Cytadela obejrzana.
Obóz mniej-więcej zwiedzony.
Narada wśród oficerów wysłuchana i zapamiętana.
Sprawa kata tymczasowo załatwiona - a to dzięki uprzejmości szanownego Lianga, który poczuł się w odpowiednim momencie do sięgnięcia po sakiewkę.
Ponadto, służba rozlokowana w mniej-więcej wygodnych tymczasowych kwaterach.

Całkiem niezły bilans. Pomimo koszmarnie długiego dnia emocje, które towarzyszyły jego końcówce sprawiły, że Gwiazdce zupełnie nie chciało się spać. Wprawdzie zawiłości polityczno-wojskowe kompletnie jej nie pasjonowały, ale były zbyt istotne, by nie zwracać na nie uwagi - a że siedzący obok oficer okazał się bardzo rozmowny, wykorzystała czas na zidentyfikowanie co ważniejszych osób, na które mogła się tu natknąć. Narada wciąż trwała, ale sprawiała wrażenie, jakby temat wałkowano już na tysiąc różnych sposobów, cały czas dochodząc do identycznych wniosków, stwierdziła więc, że równie dobrze może darować sobie końcówkę i iść się przewietrzyć. Zwłaszcza, że świecące w ciemnościach kocie oczy śledziły ją przez większość drogi z Cytadeli i dałaby sobie ręce uciąć, że w chwili obecnej wlepione są w namiot Tepeta.

- Miaaaa... - rozległo się koło nóg Stelli, kiedy tylko oddaliła się od namiotu oficera niezbyt miłującego koty.
- Trzeba było iść z nami - oznajmiła, schylając się, żeby pogłaskać kłebek białego futra.
- Ale miłą kapłankę spotkałem! Nie mówiła, że się obijam, jako te niewydarzone klechy, co mnie bić chciały!... - stwierdził, wskakując na ręce dziewczyny.
- O... Powiedz coś więcej? Nadziałeś się na samą Ledaal Meyumi i skradłeś jej serce? - wyszczerzyła się w lekko drwiącym uśmiechu, ale na jej twarzy widniało autentyczne zaciekawienie.
- A juści! - powiedział, zamieniając się w catboya, aby przydać swoim słowom wagi - Wysoce miła dla kotów, więc pewno i dla ludzi! - stwierdził, ignorując sarkazm w głosie swojej pani - Jako, że rodowód mój jest rycerski, to odprowadziłem ją do waszego namiotu.
- Dzięki czemu miałam okazję spędzić fascynujący wieczór w towarzystwie latających nisko planów wojennych - dokończyła dziewczyna, po czym rozejrzała się dokładnie, złapała chłopaka za rękę i zaciągnęła w kiepsko oświetlony zakątek za jakimś namiotem.
- Ojej, pan Tepet nie będzie zazdrosny i zaniepokojony? - stwierdził Miaucelot, w przelotnym wyrazie kpiny.
- Złamię mu serce i zjem na surowo. Z zasmażką. - przewróciła oczami dziewczyna. - Jest jakaś szansa, żebyś odłożył na później idiotyczne sceny zazdrości?
- Jest. Jak z innymi młodzianami, tego nie wiem. Powinnaś bardziej zważać na swoją pozycję... - rzekł, a później widać pokłady mentorstwa się skończyły - I... jakie plany? - oczy o pionowej, czarnej źrenicy, rozbłysły w znaku ekscytacji.
- Czekaj, czekaj... Po pierwsze, pochodź sobie dłużej w postaci człowieka, a oboje będziemy się długo i radośnie tłumaczyć. Zdawało mi się, że zamawiałam kłębek futra - wyrecytowała chłodno, patrząc catboyowi głęboko w zielone oczy.
- Zamawiałaś - poddał się wreszcie, przechodząc do ważniejszej części - I jakie plany? Coś ciekawego? Interesującego?
- No, to się sfutrzakuj - uznała, po czym chwyciła kota w objęcia. - Przepraszam, ja wiem, że masz dosyć... Jeśli cię to pocieszy, mnie Pokrzywa zaraz wpakuje w różowe falbanki i to ty będziesz śmiał się ostatni - wyszeptała do kociego ucha. - A plany... - rozejrzała się starannie jeszcze raz. - Wiesz, że twój ulubiony pan Tepet zdaje się aspirować na stanowisko zarządzajacego tym bajzlem?
- Falbanki...? - spojrzał, a jego wzrok przez chwilę nosił znamiona konfliktu wewnętrznego; wreszcie jednak zwyciężyło współczucie. - Aj... A pan Tepet zarządzający? - wzdrygnął się, nie chcąc wyciągać wszystkich punktów, w których się z młodym oficerem nie zgadzał.
- Jest miły, uprzejmy, zuchwały i pozwala sobie wchodzić na głowę młodym damom. Dla mnie układ idealny. I nie wmawiaj mi, że nie podsłuchiwałeś... Czy mam ci streścić?
- Początek, jak kapłanka weszła... Strasznieście głośno krzyczeli, kocie uszy wszystkiego nie wyłapały. - stwierdził, gładząc po głowie swą panią, po czym na powrót zmienił się w kota.
- Trzeba było wejść i luksusowo posłuchać w środku, jako i ja zrobiłam - uśmiechnęła się Stella, po czym możliwie najdokładniej opowiedziała kotu wszystko, co zapamiętała z narady.
- Mógłby zrobić lepiej... - wymruczał, dając znak, iż doktryną wojenną ze Smokami się zupełnie nie zgadza (ale czegoż można było oczekiwać po kimś, kto proponował zorganizować Koci Hufiec Ochotniczy?) - A ty, masz jakiś problem? Okazję? - momentalnie zmienił temat.
- Tak pomijając fakt, że dwóch miłych panów próbowało potraktować mnie sztyletem parę godzin temu? - nie mogła podarować sobie drobnej złośliwości.
- Ale z tym sama sobie dajesz radę - odgryzł się futrzak. - Coś poważniejszego?
- Czy ja wyglądam, jakbym się martwiła latającymi sztyletami? Przynajmniej miałam okazję się przez chwilę poruszać i zyskałam komplet ciuchów terenowych, który zapewne pokocham miłością nieskończoną. Ale nadal chciałabym wiedzieć, kto ich do licha na mnie nasłał i po co... Wiem tyle, że ktokolwiek to był, namieszał panom w pamięci i błyszczał się na fioletowo. Ale po co?! - pokręciła głową.
- Najciemniej zawsze pod latarnią jest! - wyczuł perfekcyjną okazję do wtrącenia truizmu, choć szybko pomiarkował nieadekwatność tego powiedzenia. - A spytałaś się, kogo mieli zabić? - zadał szybkie pytanie, majtając ogonem z podnieceniem.
- Nie, skąd, zapomniałam... Pannę Stellę z rodku Cathak, która powinna już dawno nie żyć, zabita rękami dwójki smoczokrwistych.
- Ha! - ogon powędrował jeszcze wyżej, skoro tylko towarzysz dziewczyny wyczuł, że może się popisać nadmiarem kiepsko uargumentowanego geniuszu. - To oznacza, że ktoś, kto o twojej tożsamości wie. A kto prócz twego wiernego kota wie, kto...? Najciemniej zawsze pod latarnią jest, pamiętaj!
- A powiesz mi coś, czego nie wiem? - zniecierpliwiła się nieco. Dane wystarczały, żeby znacząco zawęzić krąg podejrzanych i oboje wiedzieli o tym bardzo dobrze.
- Przecież jasnym jest, że nie chcieli cię zabić! No, znaczy mocodawca. Oni chcieli... - zmarszczenie pyska źle wróżyło skrytobójcom, jeśli kiedykolwiek mieliby wejść w kontakt z kotem. - Ale on? To albo ostrzeżenie, albo element mistyfikacji. Mówili coś o powodach?
- O, właśnie widzisz, gdzie mam problem. Ktoś wysłał sobie dwie osoby na misję samobójczą, żebym mogła sobie poskakać - skrzywiła się, ewidentnie zniesmaczona. - Abstrahując od faktu, że nie podoba mi się sama idea, do niego mi to nie pasuje z żadnej strony, albo zupełnie nie znam się na ludziach. Jeśli ostrzeżenie, to mało konkretne, a element mistyfikacji... Ciekawe, ale to musiałby być ktoś inny. Chociaż oczywiście z grona wiadomego, powodem miały być jakoby porachunki z moim dziadkiem.
- Różni są ludzie, różne są plany istot pod Niebiosami... - przerwał filozoficznie kot - Kreacja jest jako Yu-Shan, a tam, wiadomo, nikczemników i bezwzględników kupa jest. - kontynuował filozoficznie - Ale co chciałabyś, bym zrobił? Wywęszył ich ślady aż do powstania? Powiedz tylko, a to zrobię!
- Chcę, żebyś był miły dla Lianga, przynajmniej dopóki korzystam z jego gościny. Naprawdę jest uroczy i podaje mi wszelkie obozowe informacje na złotej tacy, powinieneś go docenić! Zwłaszcza, jeśli uda mi się podczepić do niego na dłużej... Brzmi jak plan? - uniosła brwi i uśmiechnęła się łobuzersko..

Miaucelot przez dłuższą chwilę mierzył pannę Stellę nieobecnym wzrokiem, jakby sprawdzając stopień w jakim jest poważna. Wreszcie, z czymś między prychnięciem a kocim westchnięciem, potwierdzająco skinął głową.

- Ale powinnaś się bardziej zaprzyjaźnić z panną Meyumi! Miła jest, lepszy przykład da! - nie mógł podarować sobie ostatniego słowa.
- Widziałam ją raz w życiu i z daleka. Wspominałeś, że z nią rozmawiałeś?
Kot skinął futrzastym łbem i miauknął potwierdzająco.
- Jakieś szczegóły? - dodała dziewczyna.
- Miła, cicha, lubi Miaucelota, Miaucelot obiecał ją chronić! - podsumował, majtając ogonem.
- Chronić? Świetnie, pokręć się przy niej - w głosie dziewczyny słychać było nutkę uznania. - Dodatkowa przyjazna dusza w obozie na pewno nam nie zaszkodzi, zwłaszcza tak znana i wpływowa. Jeśli jest miła, to tym lepiej, rzeczywiście chętnie ją poznam.
- Miaaaa, jak świat długi i szeroki, tak nikt nie widział lepszego protektora nad Miaucelota Mężnego! - wymiauczał, przerzucając się na zwykłą manierę mówienia.
- Miaaaa, nigdy w to nie wątpiłam! - odpowiedziała Stella, po czym niemal zwinęła się w pół, dusząc się ze śmiechu.
- Miaaaa, pół roku jeszcze, zaczniesz kłębek ścigać i będzie z ciebie zdatna kotka! - skomentował futrzak ze złośliwym błyskiem w oczach.
Dziewczyna wyciągnęła rękę i udała, że tyca Miaucelota szybkim, pseudokocim ruchem. Udała, bo zatrzymała rękę na kilka centymetrów przed kotem i zdążyła cofnąć ją, zanim jej oddał.
- O tak? - zapytała.

Kot prychnął i odszedł akurat na czas, by nie dostrzegł go strażnik, szukający lokalnego odpowiednika wygódki. Panna Cathak ruszyła za nim pewnym, równym krokiem żołnierza na warcie. Raczej nie powinna wzbudzać podejrzeń, ubrana w strój podobny do tego, jaki w obozie nosiła większość ludzi. Osobami, które zdawały się wiedzieć, dokąd idą, bardzo rzadko budziły zainteresowanie. Początkowo zamierzała skierować się prosto do namiotu Lianga, w którym narada zapewne już się zakończyła, ale zmieniła zdanie. Naprawdę zupełnie nie chciało jej się jeszcze spać. Zanim skręciła w stronę obozowej bramy, jednego z nielicznych miejsc, w którego okolicy wciąż tętniło życie, odprowadziła wzrokiem znikający w zaułku biały kłębek futra. Bez względu na to, jak często się kłócili i droczyli, ufała mu bezgranicznie.

***

- Kareta dam - wyjaśniła z uroczym, niewinnym uśmiechem Stella, kładąc na stoliku pięć kart. Cichy pomruk widowni, który towarzyszył temu gestowi wyraźnie dał jej do zrozumienia, że najwyższy czas zacząć przegrywać to, co ugrała do tej pory. Choćby dlatego, że ogrywanie szeregowców w sytuacji, gdy dysponowało się obłędnie pokaźnymi środkami, było zdecydowanie nie w jej stylu. Zgarnęła wygraną i poczekała, aż siedzący naprzeciwko niej żołnierz rozda kolejną partię, po czym celowo wymieniła najlepsze karty. Zaniepokojone spojrzenia taksujące jej pewną siebie minę świadczyły o tym, że przeciwnicy spodziewają się kolejnej nieprzyjemnej niespodzianki. Cóż, tym razem mieli się zawieść... Przyjemnie, oczywiście. Ze trzy takie kolejki powinny wystarczyć, żeby panowie się odkuli, ale plany Dnia Dobroci Dla Świata skutecznie zrujnował jej widok nadchodzących od strony Cytadeli postaci. Najwyraźniej Liang postanowił odprowadzić do wyjścia dostojnego gościa i miał tyle wyczucia, żeby wybrać akurat tę bramę, którą Stella wytypowała na miejsce nocnych rozrywek. Ilość zbiegów okoliczności tego dnia była doprawdy zastanawiająca... Ledaal Meyumi, wielka kapłanka z Damanary, tak? W zasadzie Gwiazdka nie miała do końca pomysłu, do czego miałaby być jej bezpośrednio potrzebna ta znajomość, ale skoro kot nalegał...

Wstała od stolika i z uśmiechem podziękowała za grę, po czym po chwili namysłu rozdzieliła stos wygranych monet na trzy równe części i pozostawiła na stoliku. Rozrywka rozrywką, ale dodatkowe zapasy gotówki naprawdę nie były jej do niczego potrzebne. Jeszcze raz wyraziła chęć, że będzie jej dane zagrać w tak sympatycznym towarzystwie po raz kolejny, po czym podeszła do Meyumi i Lianga.

- Szanowny pan Tepet... - ukłoniła się lekko i obdarzyła młodego oficera powłóczystym spojrzeniem. - Już koniec? Byłam przekonana, że będziecie obradować do białego rana. Mam nadzieję, że negocjacje przebiegły pomyślnie?
- Na to wygląda, zdążyłem się nawet przespacerować. I, jeśli można, darujmy sobie tych “szanownych panów”, czuję się jakbym siedział w Deliberatywie... brrr.
- Bardzo chętnie! - ucieszyła się dziewczyna. W sumie też nie cierpiała zabawy w tytulaturę. - Ale myślę, że chyba najpierw powinnam przywitać wielebną... Ledaal Meyumi, prawda? To wielki zaszczyt spotkać tak znaną i szanowaną osobę. Cathak Stella, niezmiernie miło mi panią poznać.
- Mi również - na twarzy kapłanki pojawił nieznaczny, aczkolwiek miły uśmiech, - miło móc panią poznać. - skłoniła się lekko. - Nie będę państwu przeszkadzać - dodała łagodnie po chwili, widząc spojrzenie Tepeta padające na panienkę Stellę. Ten tylko zmieszał się lekko i znacząco odchrząknął, kierując wzrok w inną stronę.
- Ależ... Cóż, skoro się pani spieszy, nie będę zatrzymywać. Żałuję tylko, że nie udało nam się zamienić kilku słów. Miaucelot będzie niepocieszony, że nie uzgodnimy składu gatunkowego jego jutrzejszej kolacji - zachichotała Cathakówna. - Mój koci przyjaciel był niezwykle zachwycony spotkaniem z panią - dodała poważniej.
- Miaucelot wspominał o mnie? - Meyumi zdziwiła się lekko. - To niezwykle miłe z jego strony. - uśmiechnęła się ponownie tym razem zdecydowanie cieplej. - Ale co do uzgadniania składu kolacji, to sądzę, że bez samego zainteresowanego byłoby to niegrzeczne, gdyż z pewnością chciałby coś dodać od siebie - ostatnie słowa wypowiedziane były z całkowitą powagą.

Stella przez chwilę patrzyła na kapłankę uważnie, jakby zastanawiała się, czy ta mówi poważnie, czy stroi sobie z niej żarty. W końcu uśmiechnęła się szeroko.

- Nie mam najmniejszych wątpliwości, że miałby bardzo wiele do dodania, nawet gdybyśmy sprowadziły tu najrzadsze owoce morza z najdalszego Zachodu! Obawiam się jednak, że z jakiegoś powodu nie zamierza wtrącić się w dyskusję, chociaż nie mam wątpliwości, że czuły koci słuch rejestruje nasze tajne plany co do słowa.

W tym momencie, nieopodal rozległo się głośne, urażone prychnięcie... Jakby ktoś wyrażał oburzenie niesłusznymi zarzutami.

- Chciałam tylko wyrazić radość, że tak szybko odnalazł w mieście przyjazną duszę. Ludzie często podchodzą bardzo... sceptycznie do bóstw, nawet tak uroczych - dokończyła dziewczyna.
- Sceptycznie? Nie żebym coś mówił, ale niedawno doszły mnie wieści, że w mieście kręci się Deled... - wtrącił się Liang.
- Racja... - Meyumi rozejrzała się uważnie dookoła w poszukiwaniu Miaucelota. - Musisz uważać Miaucelocie na Deleda... On podchodzi bardziej niż sceptycznie do wszelkich bóstw...

W tym momencie, kocur postanowił wykonać swe wielkie wejście. Dwoje uszu, już wcześniej widoczne zza jednego z okolicznych murków, przestały być jedynym widocznym kawałkiem Miaucelota, który wnet zeskoczył nieopodal kapłanki. Kilka sekund później, koci bóg otarł się o nogi Meyumi, niczym porządny, prawdziwy kot i stwierdził:

- Miaaaa, nie masz się czego bać! Ja, Miaucelot Kot, obronię cię przed tym złym człowiekiem!
Meyumi uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Wierzę w to niezachwianie, ale bardziej niż o siebie martwię się, iż przez tego człowieka stracisz swój cenny czas.
Stella popatrzyła na kapłankę z wyraźnym uznaniem. Dobra była!
- Miaaaa, prawdziwa przyjaciółka kotów! No, może faktycznie nie jest wart czasu... - rzekł Miaucelot, patrząc naprzemiennie na swoją panią (z wyrzutem; widział, że planowała mu zrobić areszt domowy!) i Meyumi.
- Czas jak czas... jakby trochę pouciekał, to może straciłby nadmiary tłuszczu. - Liang nie powstrzymał się od komentarza. Bardzo uważny obserwator przy odrobinie szczęścia zauważyłby, że Gwiazdka zesztywniała na chwilę. Każdy obserwator zobaczyłby natomiast dziewczynę obronnym ruchem chwytającą kota w objęcia.
- Czy naprawdę spodziewasz się, że bóstwo kociego heroizmu, Miaucelot VII Mężny, zniżyłby się do ucieczki, choćby atakowało go stu Deledów? - zaczęła panna Cathak, ale odwrócenie uwagi kota było poza zasięgiem jej zdolności interpersonalnych.

Oczy Miaucelota spoczęły na Tepecie. Przez chwilę, jeśli ktoś miałby dar czytania myśli, zapewne mógłby wywiedzieć się, jak przelicza pokolenia w swoim rodowodzie... Może. Prawda była jednak taka, że niezależnie od rachuby, rodowód Lianga był o kilkanaście pokoleń zbyt krótki, by bestia uznała go za godnego przeciwnika - tak więc lekki grymas twarzopyska był jedyną odpowiedzią.

- Dzięki - rzuciła Stella gdzieś na granicy słyszalności dźwięków.

Kapłanka spojrzała na kocie bóstwo ze szczerym podziwiem wyczuwając jak bardzo dotknęło go stwierdzenie Lianga.

- A wracając do posiłku... - zaczęła chcąc przerwać niezręczną ciszę, która powstała. – Miaucelocie jesteś zawsze mile widziany w domu mojego przyjaciela.
- Miaaaa, jak tylko zbiorę Miauczka, Łatka, Puszka, Mruczka, Pazurka, Kuleczkę i innych dzielnych kocich oficerów... - stwierdził Miaucelot, momentalnie zapominając o wylewającej mu się uszami pogardzie dla Tepeta – ... z pewnością złożę mu wizytę! - powiedział, spoglądając na Meyumi.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.
- Poinformuję Seirena, by wiedział kogo może gościć, gdybym ja akurat była poza jego rezydencją – odpowiedziała, po czym zwróciła się w kierunku Stelli:
- Miło było panią poznać. Proszę teraz o wybaczenie - tu zwróciła się do wszystkich łącznie z Miaucelotem, - ale miałam dość ciężki dzień, a jutro kolejni ranni czekają, by im pomóc[/i] - uśmiechnęła się lekko.
- Mnie również było bardzo miło - Cathakówna dygnęła formalnie, ale jej uśmiech wyglądał na najzupełniej szczery. - Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś ponownie, a na razie życzę pani bezpiecznego powrotu do miasta i spokojnej nocy. Wierzę głęboko, że z pomocą takich osób tragiczna sytuacja w mieście szybko zostanie opanowana.
Meyumi dygnęła i na jej twarzy pojawił się prawdziwie ciepły uśmiech.
- Dziękuję i ja życzę dobrej i spokojnej przede wszystkim nocy. Chyba wszyscy potrzebujemy odpoczynku. Do zobaczenia - skłoniła się lekko raz jeszcze i ruszyła w kierunku wyjścia z obozu.

Stella zawahała się przez chwilę. W zasadzie było już zapewne grubo po północy i rozsądek podpowiadał, że najwyższy czas udać się na spoczynek, ale skoro Liang tak się przechwalał, jaki to z niego hazardzista... Koniec końców kolejne dwie godziny spędzili pod basztą, zajmując się przekazywaniem pomiędzy rozmaitymi osobami stosików drobnych monet (przekazywaniem zależnym od układu kart, rzecz jasna). To był całkiem udany dzień... Zwłaszcza, że Miaucelot miał rację - dziewczyna nie miała wątpliwości, że polubi młodą kapłankę.
 

Ostatnio edytowane przez Serika : 30-05-2011 o 00:15.
Serika jest offline