Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-05-2011, 18:17   #11
 
Punyan's Avatar
 
Reputacja: 1 Punyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znany
- Dzie idzie? - nagły krzyk rozszedł się wzdłuż tunelu. Dalszą drogę blokowało trzech podejrzanie wyglądających typów, ze zdenerwowaniem trzymających w rękach ciężkie pałki. Przybysz spojrzał na nich zrezygnowany i zatrzymał się by ich przywitać.

......

Pierwsze wrażenia odniesione przez Jina po przybyciu do Cheraku były zdecydowanie nienajlepsze. Nie chodziło nawet o zniszczenia jakie odniosło miasto, o ciągle obecny na ulicach smród spalenizny... i spalonych ciał. Nie chodziło nawet o bijący z każdego kąta strach widoczny w oczach i zachowaniu mieszkańców. Powód był znacznie bardziej prozaiczny - znalezienie sobie porządnego lokum zajęło mu prawie dzień. Efekty pacyfikacji nie były dla niego niczym nowym - zdążył już w ciągu swojego życia kilkukrotnie oglądać podobne (choć może mniejsze w skali) widoki. Żeby jednak nie dało się w mieście rozmiarów Cheraku załatwić tak prostej rzeczy? Skandal. Skandal, ale też i wskazówka jak bardzo w ostatnim czasie ucierpiała administracja miasta. Znaczna część wyższych urzędników zginęła albo w pierwszych dniach rebelii, albo później, podczas jej tłumienia. Ci którzy przeżyli w znaczącej części siedzieli obecnie w cytadeli, czekając na proces. Nadal zostawiało to trochę patrycjuszy (oraz nielicznych dynastów) z pomniejszych rodów domu Ferem których na razie nie aresztowano, ale ich pozycja była wyraźnie słaba - może i uchowają głowy, ale przetasowanie stanowisk było nieuniknione. Oczywiście w opróżnione w ten sposób miejsca wpychali się członkowie mniejszych rodów, ale nadal z biurokratycznego punktu widzenia w mieście panował stan totalnej anarchii.

......

Dłoń trzymająca ostatniego z osiłków za obrzmiałą twarz otwarła się, pozwalając ciału spokojnie osunąć się na kamienne podłoże. Podróżny rozejrzał się z niesmakiem, uważając by nie wdepnąć w żadną ze zbierających się wokoło plam krwi. To była już druga grupa która nie chciała rozmawiać - z drugiej strony ich obecność przynajmniej mówiła, że podążał we właściwym kierunku.

......

Załatwienie prośby Nellens Amary dla odmiany okazało się dość proste. Statek handlowy został zatrzymany w porcie nie z powodu problemów z działem celnym, a dla tego że po prostu nie było komu podpisać odpowiedniego papierka. Przekonanie kogo trzeba że dalsze formalności nie są potrzebne okazało się wyjątkowo tanie, co zwiększyło w znaczący sposób działkę samego Jina. Co ciekawsze, jego kilka sugestii dotyczących usprawnienia funkcjonowania administracji portu w obecnej sytuacji, które rzucił głównie dla podtrzymania konwersacji, spotkało się z przychylnym przyjęciem. Nie by zaproponował coś, czego urzędnicy nie mogli wymyśleć sami - wydawali się być po prostu zbyt wystraszeni, by przejawiać jakąkolwiek większą inicjatywę. Była to kwestia do głębszego przemyślenia.

......

Kolejni osiłkowie byli bardziej skłonni do rozmów - tym razem drobna perswazja wystarczyła. Na szczęście, bo zamaskowany gość wcale nie chciał poważnie zmniejszać liczebności grupy - nie po to tu przecież przyszedł.
- Już prowadzim, łaskawy panie - wyjęczał jeden ze zbirów, trzymając się za złamaną rękę. Przybysz uśmiechnął się uprzejmie i podążył za łotrzykami w boczną odnogę korytarza.

......

Zorientowanie się w ogólnej sytuacji nie zajęło dużo czasu. Znaczna część miasta leżała w ruinach, ród Ferem był w rozsypce, a pomniejsze rody - czy to patrycjuszowskie, czy dynastyczne dopiero próbowały się pozbierać. Straż miejska przestała praktycznie istnieć, a resztki miejscowych donosicieli nie miały komu donosić - członkowie Departamentu Dzieł Ukrytych którzy nie zostali jeszcze zabici lub pojmani zdołali się ulotnić całkowicie. Zadanie utrzymania porządku w mieście spadło całkowicie na barki Legionu - który na razie skupiał się raczej na problemach ogólnych, takich jak utrzymanie miasta w ryzach i tłumienie zamieszek. Oazy większego porządku roztaczały się tylko w rejonach obsadzonej przez legion cytadeli, obozu wojskowego, siedzibie Gildii i domach kilku bogatszych rodów utrzymujących prywatne straże. Byłby to raj dla światka przestępczego, gdyby nie to że uległ on właśnie znaczącemu przeorganizowaniu na skutek działań ukrywających się w mieście grupek byłych rebeliantów.

......

Słusznej budowy człowieczek siedzący po przeciwległej stronie stołu pocił się obficie. Ferem Modina Arai został obdarzony błogosławieństwem Pasiapa, co, razem z czternastką nadal pozostających przy nim osób pretendowało go do odgrywania jednej z wiodących ról we właśnie kształtującym się na nowo światku podziemnym Cheraku. Tak jednak się nie stało - dał się nawet właśnie wypchnąć z korzystnej lokacji przez grupę znacznie bardziej bezwzględnych od niego żebraków. Powód ku temu był bardzo prosty - Arai większą część dorosłego życia spędził za biurkiem. Posiadał wystarczającą bezwzględność i umiejętności społeczne by utrzymać kontrolę nad swoją grupą, miał też nadal kontakty na powierzchni, w postaci smętnych resztek kontrolowanej jeszcze niedawno przez jego tragicznie zmarłego wuja służby wywiadowczej Cheraku, ale brakowało mu osobistej odwagi, doświadczenia w działalności przestępczej i - przede wszystkim - pewności siebie by móc te zasoby odpowiednio wykorzystać. Dlatego właśnie był pierwszą osobą którą zamaskowany osobnik postanowił odwiedzić.

......

W porcie czekały na wyładunek liczne statki, zatrzymane w nim ostatnimi wydarzeniami. Straże nie pozwalały wypłynąć żadnemu statkowi nie posiadającemu odpowiedniego pozwolenia ze strony władz portowych - a tych przecież nie było. Podobnie z wyładunkiem, który powinna kontrolować intendentura i służby celne portu. Oczywiście inne statki wyładowywać się nie miały po co - ich odbiorcy bowiem albo zniknęli, albo zbankrutowali. Decyzji w tej sprawie podejmować nikt nie mógł lub nie chciał - ale podejmować je było trzeba - dlatego, gdy do Jina zwrócił się wcześniej tak pomocny przy problemie statku Nellensów urzędnik, by poradzić się w kwestii wcześniej dyskutowanej sugestii, ten uznał że jako wierny sługa Szkarłatnego Cesarstwa nie może pozostawać bezczynny.

......

Rozmowy były trudne, ale owocne. Arai potrzebował rozpaczliwie czegoś, co dałoby mu choć drobny ułamek nadziei - i coś takiego otrzymał. Oczywiście zdawał sobie sprawę jak bardzo mało konkretne są obietnice jakie usłyszał, szczególnie te dotyczące możliwego złagodzenia kary w zamian za działania istotne dla bezpieczeństwa Cesarstwa, ale w jego sytuacji warto było zaryzykować. Zwłaszcza, że część obietnic dotyczyła bardzo konkretnego wsparcia w postaci zapasów i funduszy na rozkręcenie działalności... oraz, że obydwu zastępców i pomocników Araia obecnych przy rozmowie wydawało się wierzyć we wszystko jeszcze bardziej niż on sam. Umowa została więc wstępnie dobita, a zamaskowany przybysz z zadowoleniem mógł wrócić na powierzchnię.
Pierwszy krok został zrealizowany, a wkrótce przyjdzie pora na kolejne.
 

Ostatnio edytowane przez Punyan : 12-05-2011 o 18:18. Powód: litrówki
Punyan jest offline  
Stary 17-05-2011, 00:17   #12
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Seiren pojawił się wkrótce po odejściu Smoczokrwistego i jego podkomendnych. Choć całkowicie spokojny na zewnątrz, Meyumi wyczuwała jego obawę i zdenerwowanie.
- Narazie odeszli. - odpowiedziała nim przyjaciel zdołał zadać pytanie. - Jednak następnym razem bez czyjegoś wsparcia może mi się już nie udać.
Mężczyzna skinął lekko głową.
- Postaram się porozmawiać z paroma osobami.
Kapłanka uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję i wybacz iż sprawiam ci tyle problemów.
Seiren machnął lekko ręką.
- Drobiazg. Zobaczymy się wieczorem.
Meyumi kiwnęła głową i powróciła do rannych.
Myślami krążyła jednak ciągle przy dziewiątce przedstawicieli Nieskalanej Wiary, którzy przypomnieli jej, że wszędzie poza Damanarą uznawana będzie za heretyczkę.

***

Karteczkę otworzyła dopiero po zachodzie słońca siedząc w wiklinowym koszu pośród zieleni ogrodu. Wiadomość była krótka, ale jednoznaczna. Meyumi westchnęła cicho - nie dane jej będzie odpocząć.

***

Obóz kipiał życiem i energią. Wszędzie panował ruch i rozgardiasz, ale była to całkiem miła odmiana w porównaniu do przerażonych i snujących się mieszkańców Cheraku.
Szli spokojnie z Jinem nie niepokojeni przez nikogo, gdy Meyumi zorientowała się, że ktoś ją obserwuje. Wrażenie nasilało się przez całą drogę, aż wreszcie... dostrzegła podążającego za nią drapieżnika - dużego, białego kocura. Co jeszcze dziwniejsze, wielkie kocisko wnet zaczęło udawać, że zajmowało się czymś zupełnie innym.
Spojrzała z namysłem na zwierzaka i uśmiechnęła się lekko odwracając w jego kierunku. Nie zbliżała się zbytnio, by kocur miał odpowiednio dużą przestrzeń wokół siebie.
- Zgubiłeś się? - zapytała spokojnie.
- Miaaaa, heroiczne kocie bóstwa nigdy się nie gubią! - jakby nigdy nic ozwało się kocisko. Wnet porzuciło również pozory zainteresowania namiotem, aby dziewczyna mogła podziwiać je w pełnej krasie. Wypięta pierś, głos... wszystko przydawało wrażenia, że kapłanka ma przed sobą najdumniejszego kocura na ziemi.
Opanowanie Meyumi musiała mieć perfekcyjnie, gdyż nie drgnęła jej nawet powieka z zaskoczenia.
- Proszę zatem o wybaczenie. Nie sądziłam, iż zaszczyciło mnie swoim zainteresowaniem bóstwo kociego heroizmu. W przeciwnym razie nie zadałabym tak głupiego pytania. - uśmiechnęła się lekko. - Cóż zatem robicie w takim miejscu? - zapytała wskazując ręką na obóz.
Oczy Miaucelota zabłysły. Chwilę później, zeskoczył z przypadkowego namiotu i usiadł przed kapłanką, energicznie majtając ogonem.
- Miaaa, musisz wiedzieć, że jakem Miaucelot, tak moja funkcja jest ważna! Jako cenzor kociego heroizmu, zarządziłem, iż koty białe są bardziej heroiczne od szarych – i wówczas, spisek niegodziwcy uknuli! Puchata bogini kocic, miauue fatale straszne, zeznała coś o mnie – i wygnali mnie z boskiego miasta na ziemie, plugawcy straszni. To i wędruje, na rybkach miłych pań żyjąc. - wydeklamował z ogniem.
- Miło mi niezwykle. Meyumi jestem. - skłoniła się lekko. - A ta puchata bogini, to bardzo niegodziwa. - pokiwała głową ze zrozumieniem. - A tutaj w obozie jest jakaś miła pani, że się kręcicie po nim szanowny Miaucelocie?
- Miaaa, już dwie! - mruknął koci socjopata, widocznie mając na oku nową karmicielkę – Panienki: Meyumi i Stella! Zaiste, przy Krośnie Przeznaczenia musieli się zachować porządni ludzie, skoro samotny, nieszczęśliwy kotek może mieć nadzieję na takie towarzystwo!
Meyumi uśmiechnęła się ciepło.
- Panienka Stella z pewnością również jest zadowolona z takiego towarzysza. Ale czy taki obóz to dobre miejsce dla niej i dla Ciebie Maiucelocie?
- A juści! Wojna i wojacy to dobra okazja, aby swe męstwo okazać! Przecież nietajnym jest, że niejedną bitwę wygrano przez męstwo młodego kota...
- pierś, już przedtem wypiętą dumnie, teraz kocisko wypięło jeszcze bardziej, osiągając efekt prawie że komiczny - Stado kociaków, które zwerbować planuję, prędko wroga pokona - a pani Stellci nie dość, że nic się nie stanie, to jeszcze wróci do domu na czas!
- Ależ nie wątpię, że panienka jest z Tobą bezpieczna. - powiedziała uspokająco. - Z całą pewnością nie może mieć lepszej ochrony. - pokiwała pewnie głową. - A czy mogłabym i ja liczyć na Twą pomoc?
- Takie już kocie życie, że trzeba być obrońcą słabszych i sprzymierzeńcem sprawiedliwości...! - pozornie pogrążył się w melancholii kot, jednocześnie wykonując sus na murek tuż obok kapłanki - Dzieci Błogosławionej Wyspy, słuchajcie mnie...! - zaczął Miaucelot, w widoczny sposób nawiązując do sławetnej Proklamacji Cesarskiej - Ja, Miaucelot Kot, ogłaszam, że Meyumi z Rodu Ledaal jest od tej pory pod mą ochroną! I ślubuję zabić każdą myszkę, która podniesie na nią łapkę!
- Dziękuję Miaucelocie. - Meyumi dygnęła z gracją. - Narazie jednak nie potrzebuję, aż tak drastycznych rozwiązań. Szukam jedynie namiotu Tepeta Lianga.
- Miaaaa, a cóż to panienkę może obchodzić oficer, który tak długo siedzieć będzie pod namiotem, aż go myszy zjedzą? - kocur zaczął, przyglądając się Meyumi podejrzliwie. Szybko jednak zaczął ją prowadzić, z ogonem majestatycznie podniesionym do góry - Prosim, tą drogą!
 
Blaithinn jest offline  
Stary 17-05-2011, 00:59   #13
 
Morg's Avatar
 
Reputacja: 1 Morg nie jest za bardzo znanyMorg nie jest za bardzo znany
Jako Tepet Liang

Liang wybiegł z namiotu — na zewnątrz panował tumult, ale sytuacja zaczęła powoli wracać do normy — żołnierze znajdowali swoich dowódców i formowali z powrotem oddziały, wciąż jednak gdzieniegdzie biegali poszczególni żołnierze i wzmagali chaos. Młody dynasta skrzyknął ich do siebie i ruszył pomagać w powściąganiu chaosu. Gromadząc coraz to kolejnych żołnierzy, udało mu się zebrać prawie trzy pełne smoki. Gdy w końcu spotkał Mnemona Kabe Zhao, sytuacja była opanowana. Oficerowie wymienili (dość sucho) uprzejmości i każdy ruszył w swoją stronę — ustalono tylko, że najlepiej będzie wzmocnić na wszelki wypadek obronę stołpu.

Gdy wrócił do siebie, czekała tam na niego młoda, szczupła kobieta o jasnobrązowych oczach i krótkich, rudych włosach, w złotej zbroi i z mieczem przy pasie.

W końcu jesteś. Podobno mnie szukałeś, Liang?
O, Nenna. — Tepet spojrzał w jej stronę — Cóż, niestety się spóźniłaś. Powóz unieszkodliwiony, dziewczyna uratowana, bandyci pokonani, a spokój w obozie już przywrócony. — zaśmiał się — A bardziej serio: działo się coś ważnego kiedy mnie nie było?
Spóźniłam się? — prychnęła — To Ty mnie nie zauważyłeś, wpatrzony w tę panienkę jak w obrazek, a potem jak zwykle wybiegłeś na nic się nie oglądając. Ale nie, na szczęście nic wielkiego się nie działo. Ten staruszek co prawda na początku coś mówił, ale potem udawał w zaparte, że nic nie wie. Chwalił się, że nawet torturami nic z niego nie wyciągniemy, ale niestety panna Cathak zaprotestowała przeciwko sugestii, żeby załoga Cytadeli sprawdziła na ile prawdziwe to zapewnienia. Zresztą, możesz sam z nim pogadać, siedzi w tamtym kącie. — wskazała ręką.
Jasne, dzięki. — odparł oficer, po czym ruszył we wskazaną stronę. Był ciekawy o co dokładnie chodziło zamachowcom i przede wszystkim tego czemu ten drugi (bufon swoją drogą) tak bardzo bał się swojej niedoszłej ofiary, a niewykluczone, że jego znajomy coś wiedział.

Mam do Ciebie jedno pytanie — Liang podszedł do więźnia — wiesz może czemu Twój towarzysz był tak bardzo przerażony tą tu panną? “Potwór”? “Monstrum”? “Zabawa w kotka i myszkę”? O co tu chodzi?
Jest w niej więcej, niż się wydaje. — wzruszył ramionami, dalej obojętnie poddając się swemu losowi.
Więcej? — Liang dopytywał dalej — Co masz przez to na myśli?
To, co już powiedział mój towarzysz. Próżno strzępić język, i tak nie uwierzysz.
Nie będziesz wiedział, póki nie powiesz.
Panie, zamknij się w klatce z jednym z wielkich jaszczurów wschodu, a potem spróbuj opisać, czemuś się bał zwyczajnego zwierza... Ma to tyleż samo sensu.
Tyleż co ta rozmowa... — złośliwie wtrącił — wstawaj w takim razie, ruszamy do Cytadeli.

***

Nikt tak naprawdę nie wiedział, kto pojawił się pierwszy. Zbiegowisko było przeogromne. Naliczyć można było trzech dowodzących smokami, pięciu dowódców szponów, Stella... Słowem, kto mógł, ten zmierzał do Tepeta. Zapewne jeszcze kilka osób by doszło, gdyby nie rzecz prozaiczna: pojemność namiotu. Jako osoba stopnia, mimo wszystko, pośledniego, adiutant Czarnej Róży nie mógł się pochwalić gigantycznym schronieniem – a samowolne wyrzucanie służby gospodarza było posunięciem cokolwiek zuchwałym. Zwłaszcza, że był on wypełniony po brzegi jeszcze zanim młody Smok powrócił.

Kiedy tylko Liang wszedł do własnego namiotu, usłyszał chóralne pozdrowienie – oczywiście, zanim zdążył usłyszeć od służby o czekających na niego gościach. Chwilę później, zapadła namiastka milczenia – jakby część osób zamarła w oczekiwaniu na pierwsze słowa od gospodarza... Albo zwyczajnie czekała, aż zakończy swe sprawy z panienką Stellą. Nie oznaczało to jednak, że wszyscy umilkli: z kąta wciąż dobiegała cicha rozmowa – gdzie rozmawiający kłócili się o zamachy w obozie...

Ten nie przypominał sobie jednak, aby zapraszał aż tylu gości na przyjęcie. Więcej — nie kojarzył ani żadnego przyjęcia, ani żadnych gości. Zdziwiony, spojrzał pytająco po znajomych twarzach

Widzę, że bardzo hojnie rozdawał pan dziś zaproszenia na wieczór. — zachichotała Stella.

Słowa panny Cathak świadczyły o tym, że zaszło nieporozumienie. Wnet jednak sprawę rozjaśnił jeden ze zgromadzonych oficerów, młodego Smoka o ciemnoniebieskich włosach i oczach o kolorze wody morskiej.

Wyrazy najwyższego szacunku, lordzie Tepet. Po wielokroć słyszeliśmy o twych wyczynach u boku Czarnej Róży, więc... jeśli sprawy nie naglą, chcielibyśmy korzystać z waszej mądrości.

Nie, nie naglą. W czym rzecz, lordzie... — gospodarz wymownie czekał na nazwisko.

Peleps. — stwierdził oficer, po czym sprecyzował — Etes. Moi towarzysze... — tu wskazał ręką na pozostałych zgromadzonych w namiocie — Są przekonani, że niedługo lord Mnemon zwoła naradę — a czyjeż zdanie moglibyśmy bardziej szanować niż Wasze?

Zapewne swoje własne. — uśmiechnął się Tepet — Nie bardzo widzę jednak czemu ewentualna narada zwołana przez pułkownika Mnemona miałaby doprowadzić do Waszej wizyty... chyba nie spodziewamy się żadnego ataku?

Jesteśmy pod wrażeniem niezwykłej przenikliwość lorda Tepeta — w rzeczy samej, nie sama narada jest przyczyną, a to, że serca nasze tęsknią do tych samych wartości, którymi codziennie oddycha Czarna Róża. Przeto, wyrażamy niezłomną nadzieję, że lord Tepet wykaże się odrobiną żołnierskiej solidarności i pozwoli nam wspólnie ustalić stanowisko na dzień spotkania z lordem Mnemon, aby wówczas ułatwić sprawne działanie legionu. — bez zająknięcia wydeklamował inny Smok, tym razem starszy i ryży.

W czasie tej długiej przemowy Stella namierzyła jedno z nielicznych niezajętych jeszcze przez nikogo miejsc (swoją drogą ciekawe, kto naznosił do Tepetowego namiotu tyle siedzisk?) i przysiadła tam, taksując towarzystwo wzrokiem z lekką znudzoną minką. Najwyraźniej dyskusje polityczne ani trochę jej nie bawiły.

Przejdźmy w takim razie od razu do rzeczy. Jak rozumiem, uważacie, że pułkownik Mnemon chce poprowadzić legion w złym kierunku? — Liang odparł po dłuższej chwili.

Cholerna polityka... jakby sprawy nigdy nie mogły być proste i łatwe. Zawsze musiały gdzieś kryć się ambicje, podteksty i poszukiwanie korzyści. Z drugiej jednak strony, jeśli Zhao faktycznie próbuje wykorzystać sytuację politycznie... Pytanie czy faktycznie chce? Ale bez powodu nie zostałby przecież odwiedzony — chyba, że to ci ludzie chcą wykorzystać jego... a może faktycznie po prostu chodzi o jakiś spór wewnątrz legionu? Tylko czemu wtedy przyszliby do niego? Nie, za dużo splątanych ze sobą myśli, przypuszczeń i powiązań, a zero orientacji politycznej i za mało danych. Pewne było jedno: legion nie miał dowódcy i na gwałt go potrzebował, spora część wojska zaś krzywo patrzyła na praprawnuka Mnemon.

Lord Tepet zważy, że lord Mnemon jest nadzwyczaj godnym szacunku Mnemonem. Jego wierność nie zna granic, i dlatego dążyć będzie do spełnienia swego obowiązku wobec Rodu Mnemon. – tu Smok zrobił obowiązkową, dramatyczną przerwę i westchnął tragicznie – Aż żal, że wszystkie Smoki nie wzięły sobie do serca nauk Smoków Żywiołów! Niemniej... jego pochodzenie odcisnęło na nim piętno — i jest kilka kwestii, w których się może się z lordem Tepetem nie zgadzać... Oczekujemy więc, że lord Tepet wyłoży nam swe stanowisko na sprawy bieżące. W końcu, jedynie przez pozbycie się ignorancji możemy podjąć słuszne decyzje ku chwale Błogosławionej Wyspy, nieprawdaż? — odpowiedział mu ten sam oficer.

Bykowe... łajno... — zgromił go starszy, mocarny mężczyzna siedzący w tylnym rzędzie — Mnemon to gbur i wywyższyciel się jest, a Tepetowie to zuch chłopi... — dodał, zdradzając obecnym, dlaczego nigdy nie doczekał się wyższej rangi aniżeli dowódca szponu — A zuch chłop lepszy niż Mnemon...

Stella z trudem powstrzymała śmiech. Najwyraźniej niektórzy podzielali zdanie pewnego jej znajomego, który uważał, że subtelność to „coś, co czasem nawet działa, ale poza tym jest nudne i bez sensu. Kiedyś nawet próbował!”. W zamian za to udała, że tłumi ziewnięcie i podobnie jak wszyscy obecni zwróciła wzrok na Lianga w oczekiwaniu na jego reakcję. Zanim jednak młody Tepet zdążył otworzyć usta, uwagę zebranych zwróciło pojawienie się kolejnych gości.

Kapłanka widząc tłum zgromadzony przed namiotem Tepeta Lianga uśmiechnęła się leciutko. Jeśli tyle osób chciało wiedzieć, co młody oficer ma do powiedzenia, to jej decyzja błędną nie była. Szła spokojnym, dostojnym krokiem roztaczając wokoło siebie aurę pewności przynależną Najwyższej Kapłance. Ludzie rozstępowali się, by mogła przejść. W duchu dziękowała Seirenowi, że zadbał o to by mogła przebrać się po całym dniu spędzonym wśród poparzonych i rannych. Zielone szaty podkreślały szmaragdowy kolor jej oczu. We włosach kunsztownie upiętych do góry wpięta była piękna biała azalia, której ścięcie zdawało się zupełnie nie przeszkadzać.

Wkroczyła do namiotu z życzliwym wyrazem twarzy i skłoniła się lekko przed Liangiem.

Witajcie panie. Jestem Ledaal Meyumi.

Przybycie kapłanki wywołało chwilowe zamieszanie i przyciągnęło uwagę żołnierzy. W porównaniu z nią idący obok mnich wydawał się mało istotny. Jinowi to nie przeszkadzało — były chwile gdy dobrze jest być w centrum uwagi, ale były i takie gdy pewna anonimowość miała swoje dobre strony. Na przykład w obecnej sytuacji nie musiał nikomu wyjaśniać, że nie ma tak naprawdę dobrego uzasadnienia dla swojej obecności na tym zebraniu. Z drugiej strony całe zgromadzenie było wysoce nieformalne i przybyło na nie więcej osób które z legionem wydawały się nie mieć żadnego bezpośredniego związku. Ot, choćby młoda Cathakówna, o której zdążył się już trochę nasłuchać. Skinięcie głową w stronę zgromadzonych wydawało się wystarczać za formalności — choć oczywiście gospodarzowi wypadałoby się w którejś chwili przedstawić. Na razie mnich uznał jednak, że znacznie pilniejsze jest znalezienie sobie wolnego miejsca do siedzenia.

Kapitalnie” — parsknął w myślach Liang — „jeszcze tylko brakuje, żeby mi tu Usta Pokoju z pielgrzymką wparowały...

Szlag, kolejne problemy. Czasami żałował, że wybrał wojskową karierę, zamiast wybrać się do chociażby Heptagramu. Jedna przysługa i wszyscy się od Ciebie odczepiają, bojąc się że przemienisz ich w żaby! Co prawda był na urlopie i mógł olać ich wszystkich, zwinąć manatki, po czym wrócić do Książęcych Rozstai, ale co, jeśli Mnemonowie faktycznie spiskowali, aby przejąć ten legion do własnych celów? Nie, to że intrygowali było wręcz pewne — Mnemon miała to we krwi, ale na ile poważne było to zagrożenie? Ci żołnierze najwyraźniej uznali, że wystarczająco poważne, żeby zwrócić się do niego... Do diabła, do czego to doszło, żeby porządny oficer armii Jej Cesarskiej Mości musiał przejmować się polityką! Wszystko przez tych padalców w Deliberatywie, żeby ich rakshe pożarły. Już raz legiony padły ofiarą ich durnych rozgrywek, tym razem dopuścić do tego nie można. Ale co robi przedstawicielka Zakonu na wojskowej naradzie?

Niecodziennie duchowni pojawiają się na wojskowych naradach. Wielebna przychodzi pewnie w ważnej sprawie?

Dziękuję. — Meyumi uśmiechnęła się nieznacznie. — Przybywam w dwóch sprawach. Pierwsza jest niezwykłej wagi, gdyż może dotyczyć bezpieczeństwa Cheraku. — kapłanka rozejrzała się lekko po zgromadzonych bacznie obserwując ich reakcje. — Zaufane osoby donoszą, iż Strachożerca gromadzi w Damanarze wierne mu wojska Północy. Uwierzcie, Panie, iż wiem co mówię, gdyż jeszcze parę lat temu byłam kapłanką właśnie w tamtym mieście i niektórzy ciągle pamiętają o pomocy im udzielonej.

Doprawdy? — odezwała się z mistrzowsko pozorowanym niedowierzaniem pani oficer, dowodząca jednym ze smoków legionu. — Ale... lord Tepet nigdy nie przegrał! Więc... naturalnie wygra, nieprawdaż? — stwierdziła, wbijając spojrzenie swoich pięknych oczu w Tepeta.

Tylko ten legion... i sława bitewna lorda Lianga z Tepetów stoją teraz pomiędzy armiami Anatem a północnymi rubieżami Cesarstwa. — wyszeptał dramatycznie z tylnego rzędu Jin.

A niedługo większość armii zbierze się w Damanarze... — dodała spokojnie Meyumi. — Możecie nie wierzyć, ale wtedy z całą pewnością Cherak znajdzie się w niebezpieczeństwie, a które wszak można jeszcze zażegnać. — słowo “jeszcze” kapłanka zaakcentowała.

Jochim ante portas! — zakrzyknął w mowie szlachty ów sam oficer, który wcześniej odpowiednio kwieciście przemawiał – Lordzie Tepet, będziemy potrzebować najbardziej kompetentnych dowódców, aby przeciwstawić się temu zagrożeniu.

Ci zaś potrzebują najlepszych ludzi — odpowiedział Liang — i wierzę, że ich wszystkich mamy tutaj. Oraz że dowodzą oni najlepszymi żołnierzami. O jak niedługim czasie mówicie, kapłanko?

Polecenie przybycia zostało już rozesłane. Należy więc brać pod uwagę czas jaki armie potrzebują na dotarcie do Damanary.

Liang rozejrzał się po zgromadzonych w namiocie żołnierzach.

Nie mamy więc chwili czasu do stracenia – jeszcze dziś rozpoczniemy przygotowania do bitwy i niebawem sługusy Byka przekonają się, że nie ma dla nich miejsca na ziemiach Imperium. Nie ma też miejsca dla tych, którzy go wspierają z wewnątrz miasta, przystrajając się w szaty obrońców wolności. Tych, których już mamy należy powiesić, musimy dać jasny sygnał, że nie będziemy tolerować obecności zdrajców w mieście!

Pozwólcie mi Wam towarzyszyć lordzie Tepecie. Jestem pewna, iż pomoc jeszcze jednej wykwalifikowanej uzdrowicielki z pewnością przyda się legionowi. Poza tym znam pewne przejście pod miastem, które może nam pomóc.

Trzeba zatem przyjąć strategię i obmyślić plany, biorąc pod uwagę niestety również to, że stan murów jest niepokojący... I chętnie w tym celu wysłucham przed podjęciem decyzji rad tak utalentowanych oficerów. — Tepet zwrócił się do zgromadzenia.

Stan murów, tak — z zastanowieniem powiedział Jin — mam tu kosztorys odbudowy wyrwy w murze cytadeli i dokończenia projektu budowy murów zewnętrznych. O ile pierwsze zajmie cały miesiąc, na drugie trzeba będzie poczekać przynajmniej rok — i to tylko jeśli sytuacja administracyjna miasta zostanie uporządkowana — w stronę Lianga wysunęła się ręka z zapisanym pergaminem. W chwilę później do niego dołączył drugi.

A tu są naszkicowane wstępne plany ponownego otwarcia portu i konieczne do podjęcia w tym celu decyzje. Jak Lord Tepet pewnie wie, bez tego niemożliwe będzie wyładowanie pozostałej jeszcze na okrętach części zapasów i przywrócenie linii zaopatrzenia z sąsiednich prowincji i samej wyspy.

Rozumiem, że poświęciliście temu projektowi wiele czasu, wygląda na przemyślany... ten człowiek, który to projektował, Izaya, wygląda na takiego, któremu możnaby to powierzyć, pod warunkiem, że ktoś będzie patrzył mu na ręce... niech więc i tak będzie, przydzielimy mu kogoś do nadzoru.

***

Panna Cathak śledziła gorącą dyskusję na tematy patriotyczno–wojskowe z delikatnie mówiąc średnim entuzjazmem. Właściwie to pomimo podniesionych głosów i głośnych owacji po tej czy innej wypowiedzi, jej powieki wyraźne odmawiały utrzymania się w pozycji “otwarte”. Nikogo specjalnie to nie dziwiło, w końcu był środek nocy, a dziewczyna nie tylko miała za sobą długą podróż, ale też próbę zamachu na swoje życie. Nagła zmiana tematu najwyraźniej zwróciła jednak jej uwagę na tyle, że pochyliła się w kierunku najbliższego żołnierza (zupełnie przypadkiem był to Pan Subtelny) i cicho zapytała:

Kim jest ten człowiek, który przyszedł z planami? Kimś zarządzającym w tej chwili miastem?

Ten młokos? To Liao Jin, chłop na zwał! Bycze łajno, cóż mówię?! Lytę tłukł, i tłukł tak, że aż zatłukł! Na śmierć!

Anatemę? Prawdziwą Anatemę, na śmierć? — wytrzeszczyła oczka Stella.

Zabił ją! I nie uciekła!

I taki wielki wojownik... — zaczęła.

Tak! — przerwał Smok!

...zamiast zdobywać chwałę na polu bitwy, zajmuje się planami zagospodarowania terenu? — zdziwiła się niezmiernie.

Rozmowa ta, a przynajmniej te kwestie, których nie wypowiadał pewien hałaśliwy dowódca szponu, utonęła w ogólnym gwarze. Trwała jednak jeszcze przez kilka chwil, a Stella wykorzystała okazję, żeby przy okazji podpytać oficera o miana innych dzielnych wojaków, którzy aktywnie udzielali się w dyskusji. Nie pomijając oczywiście godności swojego rozmówcy.

***

Lordzie Tepet, jeśli mogę... — wtrącił się znów i młody Peleps — Poza Cherakiem, po całym regionie Deshanu porozrzucanych jest wiele małych satrapii. Biorąc pod uwagę ich rozmiar, wojska Byka mogłyby zdobyć je bez większych trudów. Czy... czy możemy ryzykować utratę tak bogatych terenów, jeśli armia pójdzie... na jakieś inne miasto? — zapytał, acz widać było, że pyta bardziej, aby ocenić młodego Tepeta.

„Legion jest tak silny, jak jego najsłabszy kieł” mawiał Szogun. Tamte miasta są słabsze, lecz świadczy to o słabości całego regionu. Nie możemy pozwolić sobie, żeby je wzmocnić, ale nie możemy też ich zostawić — tak samo, jak nie odcina się nogi, którą można wyleczyć. Musimy więc wyeliminować zagrożenie, zanim dojdzie ono do pozostałych satrapii Imperium.

Mądrość Pięciu Smoków! — odezwała się znów dowódczyni smoka, choć... dało się wyczuć, że nie jest do końca przekonana — Czyli wyruszymy na Północ? Ale... w takim razie, dlaczego budujemy zamek? Przecież, będziemy musieli zostawić większą część ludzi, żeby pilnować takiego poruszenia, a i budowniczych gdzie indziej możemy wykorzystać.

Budowa zamku rozpocznie się po zakończeniu działań wojennych. Plan w pierwszym rzędzie przewiduje odbudowę administracji.

Dziękuję, lordzie Tepet. Jestem pewien, że większość dowódców uzna słuszność lordowego planu. — stwierdził Etes, spoglądając na Lianga — Ale bylibyśmy również bardzo zobowiązani, gdyby lord Tepet podzielił się szczegółami swego planu...
 

Ostatnio edytowane przez Morg : 07-05-2012 o 22:37. Powód: poprawa interpunkcji i jednego taga
Morg jest offline  
Stary 17-05-2011, 00:59   #14
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Nie wahali się? – wykrzyczał mały chłopczyk, widocznie podekscytowany wizją „bohatera w pancerzu błyszczącym”.
- A juści, wahał się. Bo i wielu mężów opatrznościowych się wahało. Ale miał czas, bo przecież następne dni nie były pomyślne dla legionu...


***

W głównej komnacie Szczytu Łowczego Oka wizytatorzy prawie się nie zdarzali. Powód był bardzo prozaiczny: każda minuta spędzona na rozmowie z egzarchą zmniejszała szanse na dożycie późnej starości. Wskutek tego, zazwyczaj przebywał tam jedynie Peleps Deled. Okazjonalnie bywali w niej jeszcze powracający członkowie Smoczego Gonu, ale tylko w czasie niezbędnym do złożenia obowiązkowego raportu.

Tak też sprawy miały się z Uronem z Cathaków, któremu nieco wcześniej powierzono misję eksterminacji niepokornej kapłanki z Damanary. Wszedł, aby złożyć Deledowi krótki raport, a potem...

- Na Pięć Smoków, pozwoliłeś jej uciec?!

Krzyk Deleda był niesamowicie dramatyczny. Jeszcze bardziej dramatyczna była jego poza i wzniesione ku sufitowi oczy. Efekt psuła tylko świadomość, że na suficie był fresk przedstawiający tematykę religijną... strasznie heretycki. Autora ubił. Poszukiwał kolejnego, który by go zamalować... ale z jakiegoś powodu artyści nie kwapili się do roboty.

- Panie, groziła satrapą... – odezwał się z klęczek ognisty Smok, przerywając pelepsowy moment egzaltacji.
- HERETYK! – poleciała szybka konkluzja, a w jej ślad szybko poszła włócznia.

Bezwładne ciało zleciało ze stopni przed tronem egzarchy...

***

Wiatry niosły zimę, zarówno metafizyczną, jak i tą niemalże dosłowną. Wiadomość o armiach Byka Północy przywołanych do Damanary źle wróżyła całemu zbitkowi satrapii i protektoratów na północnych wybrzeżach Morza Wewnętrznego. Jednak imperium wędrujących wśród lodu nie było jedynym problemem, który zawitał do Cheraku. Na czoło bardziej lokalnych zmartwień wysuwały się anomalie pogodowe: nagłe eksplozje gorąca przeplatane śnieżycami, oba zjawiska niespotykane w środku miesięcy Wody. Dotykały one niewielkiego obszaru – raptem kilku mil za jednym zamachem, lecz zagrożenie przez nie prezentowane wystarczało, aby opóźnić wymarsz legionu. W dodatku, przypadkowość występowania oraz ograniczenia obszarowe wystarczyły, aby stwierdzić, że za huśtawką powodową nie stoją przyczyny naturalne.

Oczy wszystkich zwróciły się na dwory żywiołaków, mieszczące się nieopodal miasta. Od dawna nie dochodziło do poważniejszych incydentów, lecz... duża część kapłanów Nieskalanej Wiary postradała życie w pożodze, a reszta była dużo bardziej zaprzątnięta utrzymaniem porządku publicznego, aniżeli czymkolwiek innym. Przepadły świątynie, obrzędów nie odprawiono... Któryś z duchów mógł uznać to za wystarczający afront, by zwrócić się przeciwko ludziom.

Wśród ludności powstał nawet zuchwały plan, by pozwolić Meyumi samodzielnie uporać się z trudną sytuacją. To jednak leżało wyłącznie w gestii oficerów. Tymczasem, srogie warunki pogodowe nie zdołały powstrzymać przyjazdu nadzwyczaj wielu interesantów. Byli różni: od poselstwa dahańskiego, przez... Tysiąc Lat Wspaniałości, który wzbudzał kpiny w całym obozie, i kilku amatorskich rzemieślników, zwabionych rzekomym bogactwami arsenału cherackiego. Kończyły się na personach, których niektórzy wyraźnie w obozie widzieć nie chcieli...

***

Mnemon Kabe Zhao

Zhao nie był pierwszym, który usłyszał wieści o wyprawie na Północ. Sam ten fakt był wysoce niebezpieczny: sprawiał, że młody Tepet miał okazję zaimponować części oficerów swą sprawnością. Nie mógł zapomnieć, że Liang prawie został już dowódcą innego legionu – to, że ów został unicestwiony przez Maskę Zim, niczego nie zmieniało. Poza tym, jak już wymuszanie czegoś na rozdrobnionej opozycji potrafiło czasami być ciężkie, to walka ze zjednoczoną, betonową opozycją potrafiła być jeszcze gorsza.

Los jednak nie odwrócił się do końca do biednego Mnemona – o przybyciu nadzwyczaj światłego (i pobożnego) przywódcy Smoczego Gonu na Północy, dowiedział się jako pierwszy. Ponadto dowiedział się z pierwszej ręki: bowiem egzarcha uznał za wskazane poprosić go, jako najmądrzejszego, najbardziej pobożnego i najważniejszego z przywódców osiemnastego legionu, o audiencję...

***

Ledaal Meyumi

Następne dni, prócz zamieszania, mijały spokojnie... Przynajmniej dopóki nie dowiedziała się, że w stronę obozu zmierza jej nemezis. Lokalni agenci Komisji Spraw Czcigodnych widocznie trzymali rękę na pulsie i nie przegapiali żadnego kroku niepokornego Smoka. Bardzo dobrze, zważywszy na groźbę prezentowaną przez niepoczytalnego, wprawionego w bojach Pelepsa. Ale... przecież chyba nie miał tyle siły, aby skrzywdzić ją pod protekcją młodego Jina, Seirena i młodego Tepeta?

Oczywiście, istniała również druga możliwość: mógł nie wiedzieć jeszcze o niepowodzeniu swego sługi i przybyć, aby ukarać dwory żywiołaków za naruszenie dogmatów kierujących Nieskalanym Porządkiem... Wówczas, wprawdzie nie byłoby to groźne dla jej życia... ale dla ideałów, którymi żyła, już tak. W końcu, partnerstwo zawsze było lepsze od negocjacji z pozycji siły... Przynajmniej dla tych, którzy sił mieli mniej.

***

Cynis Aiyana

Nie trzeba było być Aiyaną, żeby dostrzec zachodzące w mieście zmiany. Najbardziej oczywistym przetasowaniem siły było dla niej to, że zamordowany satrapa zostawił jej niejako w „spadku” kontrolę nad potężnym teatrem w Cheraku. Znacząco powiększyło to jej wpływy – podobnie jak sukcesja większości miejscowych posiadłości rodu Cynis, po które mogła sięgnąć szybciej od pozostałych kandydatów.

Okazało się jednak, że nie tylko ona skorzystała na następstwach rebelii. Zmiany stref wpływów następowały również gdzie indziej. Administracja miejska, światek przestępczy... wszystkie nitki prowadziły do jednego człowieka. Jina z rodu Liao. Słyszała już opowieści o tym, jak zreorganizował półświatek przestępczy. Fakt, że kiedy odbierała dostawy najlepszego alkoholu, niezbędnego w działalności jej najbardziej luksusowego burdelu, musiała rozmawiać z poplecznikami Liao, dużo mówi. Zwłaszcza, że jego działalność najwyraźniej opierała się na poparciu niektórych rodów miasta... Szczególnie rodu Enuma, który najwyraźniej współpracował z nim przy otwartym wykorzystania próżni politycznej.

Było to o tyle pilne, że odłam przestępczego syndykatu działającego pod skrzydłami młodego Smoka najwyraźniej zażądał od niej haraczu za ochronę. To zdecydowanie prosiło się o jakieś poważniejsze działania: w końcu, jak donosiły panny z jej burdelu, Liao poczynał sobie z aprobatą jedynie Tepetową – ona zaś niekoniecznie oznaczała, że Mnemon również podziela jego poglądy... Może więc wykorzystanie drugiego oficera pozwoliłoby jej uniknąć nieprzyjemności?

Choć z drugiej strony – może właśnie przez umowę z nim mogła sięgnąć po całość władzy cywilnej? Któż to mógł wiedzieć?
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 17-05-2011 o 11:31.
Velg jest offline  
Stary 30-05-2011, 00:13   #15
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Cytadela obejrzana.
Obóz mniej-więcej zwiedzony.
Narada wśród oficerów wysłuchana i zapamiętana.
Sprawa kata tymczasowo załatwiona - a to dzięki uprzejmości szanownego Lianga, który poczuł się w odpowiednim momencie do sięgnięcia po sakiewkę.
Ponadto, służba rozlokowana w mniej-więcej wygodnych tymczasowych kwaterach.

Całkiem niezły bilans. Pomimo koszmarnie długiego dnia emocje, które towarzyszyły jego końcówce sprawiły, że Gwiazdce zupełnie nie chciało się spać. Wprawdzie zawiłości polityczno-wojskowe kompletnie jej nie pasjonowały, ale były zbyt istotne, by nie zwracać na nie uwagi - a że siedzący obok oficer okazał się bardzo rozmowny, wykorzystała czas na zidentyfikowanie co ważniejszych osób, na które mogła się tu natknąć. Narada wciąż trwała, ale sprawiała wrażenie, jakby temat wałkowano już na tysiąc różnych sposobów, cały czas dochodząc do identycznych wniosków, stwierdziła więc, że równie dobrze może darować sobie końcówkę i iść się przewietrzyć. Zwłaszcza, że świecące w ciemnościach kocie oczy śledziły ją przez większość drogi z Cytadeli i dałaby sobie ręce uciąć, że w chwili obecnej wlepione są w namiot Tepeta.

- Miaaaa... - rozległo się koło nóg Stelli, kiedy tylko oddaliła się od namiotu oficera niezbyt miłującego koty.
- Trzeba było iść z nami - oznajmiła, schylając się, żeby pogłaskać kłebek białego futra.
- Ale miłą kapłankę spotkałem! Nie mówiła, że się obijam, jako te niewydarzone klechy, co mnie bić chciały!... - stwierdził, wskakując na ręce dziewczyny.
- O... Powiedz coś więcej? Nadziałeś się na samą Ledaal Meyumi i skradłeś jej serce? - wyszczerzyła się w lekko drwiącym uśmiechu, ale na jej twarzy widniało autentyczne zaciekawienie.
- A juści! - powiedział, zamieniając się w catboya, aby przydać swoim słowom wagi - Wysoce miła dla kotów, więc pewno i dla ludzi! - stwierdził, ignorując sarkazm w głosie swojej pani - Jako, że rodowód mój jest rycerski, to odprowadziłem ją do waszego namiotu.
- Dzięki czemu miałam okazję spędzić fascynujący wieczór w towarzystwie latających nisko planów wojennych - dokończyła dziewczyna, po czym rozejrzała się dokładnie, złapała chłopaka za rękę i zaciągnęła w kiepsko oświetlony zakątek za jakimś namiotem.
- Ojej, pan Tepet nie będzie zazdrosny i zaniepokojony? - stwierdził Miaucelot, w przelotnym wyrazie kpiny.
- Złamię mu serce i zjem na surowo. Z zasmażką. - przewróciła oczami dziewczyna. - Jest jakaś szansa, żebyś odłożył na później idiotyczne sceny zazdrości?
- Jest. Jak z innymi młodzianami, tego nie wiem. Powinnaś bardziej zważać na swoją pozycję... - rzekł, a później widać pokłady mentorstwa się skończyły - I... jakie plany? - oczy o pionowej, czarnej źrenicy, rozbłysły w znaku ekscytacji.
- Czekaj, czekaj... Po pierwsze, pochodź sobie dłużej w postaci człowieka, a oboje będziemy się długo i radośnie tłumaczyć. Zdawało mi się, że zamawiałam kłębek futra - wyrecytowała chłodno, patrząc catboyowi głęboko w zielone oczy.
- Zamawiałaś - poddał się wreszcie, przechodząc do ważniejszej części - I jakie plany? Coś ciekawego? Interesującego?
- No, to się sfutrzakuj - uznała, po czym chwyciła kota w objęcia. - Przepraszam, ja wiem, że masz dosyć... Jeśli cię to pocieszy, mnie Pokrzywa zaraz wpakuje w różowe falbanki i to ty będziesz śmiał się ostatni - wyszeptała do kociego ucha. - A plany... - rozejrzała się starannie jeszcze raz. - Wiesz, że twój ulubiony pan Tepet zdaje się aspirować na stanowisko zarządzajacego tym bajzlem?
- Falbanki...? - spojrzał, a jego wzrok przez chwilę nosił znamiona konfliktu wewnętrznego; wreszcie jednak zwyciężyło współczucie. - Aj... A pan Tepet zarządzający? - wzdrygnął się, nie chcąc wyciągać wszystkich punktów, w których się z młodym oficerem nie zgadzał.
- Jest miły, uprzejmy, zuchwały i pozwala sobie wchodzić na głowę młodym damom. Dla mnie układ idealny. I nie wmawiaj mi, że nie podsłuchiwałeś... Czy mam ci streścić?
- Początek, jak kapłanka weszła... Strasznieście głośno krzyczeli, kocie uszy wszystkiego nie wyłapały. - stwierdził, gładząc po głowie swą panią, po czym na powrót zmienił się w kota.
- Trzeba było wejść i luksusowo posłuchać w środku, jako i ja zrobiłam - uśmiechnęła się Stella, po czym możliwie najdokładniej opowiedziała kotu wszystko, co zapamiętała z narady.
- Mógłby zrobić lepiej... - wymruczał, dając znak, iż doktryną wojenną ze Smokami się zupełnie nie zgadza (ale czegoż można było oczekiwać po kimś, kto proponował zorganizować Koci Hufiec Ochotniczy?) - A ty, masz jakiś problem? Okazję? - momentalnie zmienił temat.
- Tak pomijając fakt, że dwóch miłych panów próbowało potraktować mnie sztyletem parę godzin temu? - nie mogła podarować sobie drobnej złośliwości.
- Ale z tym sama sobie dajesz radę - odgryzł się futrzak. - Coś poważniejszego?
- Czy ja wyglądam, jakbym się martwiła latającymi sztyletami? Przynajmniej miałam okazję się przez chwilę poruszać i zyskałam komplet ciuchów terenowych, który zapewne pokocham miłością nieskończoną. Ale nadal chciałabym wiedzieć, kto ich do licha na mnie nasłał i po co... Wiem tyle, że ktokolwiek to był, namieszał panom w pamięci i błyszczał się na fioletowo. Ale po co?! - pokręciła głową.
- Najciemniej zawsze pod latarnią jest! - wyczuł perfekcyjną okazję do wtrącenia truizmu, choć szybko pomiarkował nieadekwatność tego powiedzenia. - A spytałaś się, kogo mieli zabić? - zadał szybkie pytanie, majtając ogonem z podnieceniem.
- Nie, skąd, zapomniałam... Pannę Stellę z rodku Cathak, która powinna już dawno nie żyć, zabita rękami dwójki smoczokrwistych.
- Ha! - ogon powędrował jeszcze wyżej, skoro tylko towarzysz dziewczyny wyczuł, że może się popisać nadmiarem kiepsko uargumentowanego geniuszu. - To oznacza, że ktoś, kto o twojej tożsamości wie. A kto prócz twego wiernego kota wie, kto...? Najciemniej zawsze pod latarnią jest, pamiętaj!
- A powiesz mi coś, czego nie wiem? - zniecierpliwiła się nieco. Dane wystarczały, żeby znacząco zawęzić krąg podejrzanych i oboje wiedzieli o tym bardzo dobrze.
- Przecież jasnym jest, że nie chcieli cię zabić! No, znaczy mocodawca. Oni chcieli... - zmarszczenie pyska źle wróżyło skrytobójcom, jeśli kiedykolwiek mieliby wejść w kontakt z kotem. - Ale on? To albo ostrzeżenie, albo element mistyfikacji. Mówili coś o powodach?
- O, właśnie widzisz, gdzie mam problem. Ktoś wysłał sobie dwie osoby na misję samobójczą, żebym mogła sobie poskakać - skrzywiła się, ewidentnie zniesmaczona. - Abstrahując od faktu, że nie podoba mi się sama idea, do niego mi to nie pasuje z żadnej strony, albo zupełnie nie znam się na ludziach. Jeśli ostrzeżenie, to mało konkretne, a element mistyfikacji... Ciekawe, ale to musiałby być ktoś inny. Chociaż oczywiście z grona wiadomego, powodem miały być jakoby porachunki z moim dziadkiem.
- Różni są ludzie, różne są plany istot pod Niebiosami... - przerwał filozoficznie kot - Kreacja jest jako Yu-Shan, a tam, wiadomo, nikczemników i bezwzględników kupa jest. - kontynuował filozoficznie - Ale co chciałabyś, bym zrobił? Wywęszył ich ślady aż do powstania? Powiedz tylko, a to zrobię!
- Chcę, żebyś był miły dla Lianga, przynajmniej dopóki korzystam z jego gościny. Naprawdę jest uroczy i podaje mi wszelkie obozowe informacje na złotej tacy, powinieneś go docenić! Zwłaszcza, jeśli uda mi się podczepić do niego na dłużej... Brzmi jak plan? - uniosła brwi i uśmiechnęła się łobuzersko..

Miaucelot przez dłuższą chwilę mierzył pannę Stellę nieobecnym wzrokiem, jakby sprawdzając stopień w jakim jest poważna. Wreszcie, z czymś między prychnięciem a kocim westchnięciem, potwierdzająco skinął głową.

- Ale powinnaś się bardziej zaprzyjaźnić z panną Meyumi! Miła jest, lepszy przykład da! - nie mógł podarować sobie ostatniego słowa.
- Widziałam ją raz w życiu i z daleka. Wspominałeś, że z nią rozmawiałeś?
Kot skinął futrzastym łbem i miauknął potwierdzająco.
- Jakieś szczegóły? - dodała dziewczyna.
- Miła, cicha, lubi Miaucelota, Miaucelot obiecał ją chronić! - podsumował, majtając ogonem.
- Chronić? Świetnie, pokręć się przy niej - w głosie dziewczyny słychać było nutkę uznania. - Dodatkowa przyjazna dusza w obozie na pewno nam nie zaszkodzi, zwłaszcza tak znana i wpływowa. Jeśli jest miła, to tym lepiej, rzeczywiście chętnie ją poznam.
- Miaaaa, jak świat długi i szeroki, tak nikt nie widział lepszego protektora nad Miaucelota Mężnego! - wymiauczał, przerzucając się na zwykłą manierę mówienia.
- Miaaaa, nigdy w to nie wątpiłam! - odpowiedziała Stella, po czym niemal zwinęła się w pół, dusząc się ze śmiechu.
- Miaaaa, pół roku jeszcze, zaczniesz kłębek ścigać i będzie z ciebie zdatna kotka! - skomentował futrzak ze złośliwym błyskiem w oczach.
Dziewczyna wyciągnęła rękę i udała, że tyca Miaucelota szybkim, pseudokocim ruchem. Udała, bo zatrzymała rękę na kilka centymetrów przed kotem i zdążyła cofnąć ją, zanim jej oddał.
- O tak? - zapytała.

Kot prychnął i odszedł akurat na czas, by nie dostrzegł go strażnik, szukający lokalnego odpowiednika wygódki. Panna Cathak ruszyła za nim pewnym, równym krokiem żołnierza na warcie. Raczej nie powinna wzbudzać podejrzeń, ubrana w strój podobny do tego, jaki w obozie nosiła większość ludzi. Osobami, które zdawały się wiedzieć, dokąd idą, bardzo rzadko budziły zainteresowanie. Początkowo zamierzała skierować się prosto do namiotu Lianga, w którym narada zapewne już się zakończyła, ale zmieniła zdanie. Naprawdę zupełnie nie chciało jej się jeszcze spać. Zanim skręciła w stronę obozowej bramy, jednego z nielicznych miejsc, w którego okolicy wciąż tętniło życie, odprowadziła wzrokiem znikający w zaułku biały kłębek futra. Bez względu na to, jak często się kłócili i droczyli, ufała mu bezgranicznie.

***

- Kareta dam - wyjaśniła z uroczym, niewinnym uśmiechem Stella, kładąc na stoliku pięć kart. Cichy pomruk widowni, który towarzyszył temu gestowi wyraźnie dał jej do zrozumienia, że najwyższy czas zacząć przegrywać to, co ugrała do tej pory. Choćby dlatego, że ogrywanie szeregowców w sytuacji, gdy dysponowało się obłędnie pokaźnymi środkami, było zdecydowanie nie w jej stylu. Zgarnęła wygraną i poczekała, aż siedzący naprzeciwko niej żołnierz rozda kolejną partię, po czym celowo wymieniła najlepsze karty. Zaniepokojone spojrzenia taksujące jej pewną siebie minę świadczyły o tym, że przeciwnicy spodziewają się kolejnej nieprzyjemnej niespodzianki. Cóż, tym razem mieli się zawieść... Przyjemnie, oczywiście. Ze trzy takie kolejki powinny wystarczyć, żeby panowie się odkuli, ale plany Dnia Dobroci Dla Świata skutecznie zrujnował jej widok nadchodzących od strony Cytadeli postaci. Najwyraźniej Liang postanowił odprowadzić do wyjścia dostojnego gościa i miał tyle wyczucia, żeby wybrać akurat tę bramę, którą Stella wytypowała na miejsce nocnych rozrywek. Ilość zbiegów okoliczności tego dnia była doprawdy zastanawiająca... Ledaal Meyumi, wielka kapłanka z Damanary, tak? W zasadzie Gwiazdka nie miała do końca pomysłu, do czego miałaby być jej bezpośrednio potrzebna ta znajomość, ale skoro kot nalegał...

Wstała od stolika i z uśmiechem podziękowała za grę, po czym po chwili namysłu rozdzieliła stos wygranych monet na trzy równe części i pozostawiła na stoliku. Rozrywka rozrywką, ale dodatkowe zapasy gotówki naprawdę nie były jej do niczego potrzebne. Jeszcze raz wyraziła chęć, że będzie jej dane zagrać w tak sympatycznym towarzystwie po raz kolejny, po czym podeszła do Meyumi i Lianga.

- Szanowny pan Tepet... - ukłoniła się lekko i obdarzyła młodego oficera powłóczystym spojrzeniem. - Już koniec? Byłam przekonana, że będziecie obradować do białego rana. Mam nadzieję, że negocjacje przebiegły pomyślnie?
- Na to wygląda, zdążyłem się nawet przespacerować. I, jeśli można, darujmy sobie tych “szanownych panów”, czuję się jakbym siedział w Deliberatywie... brrr.
- Bardzo chętnie! - ucieszyła się dziewczyna. W sumie też nie cierpiała zabawy w tytulaturę. - Ale myślę, że chyba najpierw powinnam przywitać wielebną... Ledaal Meyumi, prawda? To wielki zaszczyt spotkać tak znaną i szanowaną osobę. Cathak Stella, niezmiernie miło mi panią poznać.
- Mi również - na twarzy kapłanki pojawił nieznaczny, aczkolwiek miły uśmiech, - miło móc panią poznać. - skłoniła się lekko. - Nie będę państwu przeszkadzać - dodała łagodnie po chwili, widząc spojrzenie Tepeta padające na panienkę Stellę. Ten tylko zmieszał się lekko i znacząco odchrząknął, kierując wzrok w inną stronę.
- Ależ... Cóż, skoro się pani spieszy, nie będę zatrzymywać. Żałuję tylko, że nie udało nam się zamienić kilku słów. Miaucelot będzie niepocieszony, że nie uzgodnimy składu gatunkowego jego jutrzejszej kolacji - zachichotała Cathakówna. - Mój koci przyjaciel był niezwykle zachwycony spotkaniem z panią - dodała poważniej.
- Miaucelot wspominał o mnie? - Meyumi zdziwiła się lekko. - To niezwykle miłe z jego strony. - uśmiechnęła się ponownie tym razem zdecydowanie cieplej. - Ale co do uzgadniania składu kolacji, to sądzę, że bez samego zainteresowanego byłoby to niegrzeczne, gdyż z pewnością chciałby coś dodać od siebie - ostatnie słowa wypowiedziane były z całkowitą powagą.

Stella przez chwilę patrzyła na kapłankę uważnie, jakby zastanawiała się, czy ta mówi poważnie, czy stroi sobie z niej żarty. W końcu uśmiechnęła się szeroko.

- Nie mam najmniejszych wątpliwości, że miałby bardzo wiele do dodania, nawet gdybyśmy sprowadziły tu najrzadsze owoce morza z najdalszego Zachodu! Obawiam się jednak, że z jakiegoś powodu nie zamierza wtrącić się w dyskusję, chociaż nie mam wątpliwości, że czuły koci słuch rejestruje nasze tajne plany co do słowa.

W tym momencie, nieopodal rozległo się głośne, urażone prychnięcie... Jakby ktoś wyrażał oburzenie niesłusznymi zarzutami.

- Chciałam tylko wyrazić radość, że tak szybko odnalazł w mieście przyjazną duszę. Ludzie często podchodzą bardzo... sceptycznie do bóstw, nawet tak uroczych - dokończyła dziewczyna.
- Sceptycznie? Nie żebym coś mówił, ale niedawno doszły mnie wieści, że w mieście kręci się Deled... - wtrącił się Liang.
- Racja... - Meyumi rozejrzała się uważnie dookoła w poszukiwaniu Miaucelota. - Musisz uważać Miaucelocie na Deleda... On podchodzi bardziej niż sceptycznie do wszelkich bóstw...

W tym momencie, kocur postanowił wykonać swe wielkie wejście. Dwoje uszu, już wcześniej widoczne zza jednego z okolicznych murków, przestały być jedynym widocznym kawałkiem Miaucelota, który wnet zeskoczył nieopodal kapłanki. Kilka sekund później, koci bóg otarł się o nogi Meyumi, niczym porządny, prawdziwy kot i stwierdził:

- Miaaaa, nie masz się czego bać! Ja, Miaucelot Kot, obronię cię przed tym złym człowiekiem!
Meyumi uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Wierzę w to niezachwianie, ale bardziej niż o siebie martwię się, iż przez tego człowieka stracisz swój cenny czas.
Stella popatrzyła na kapłankę z wyraźnym uznaniem. Dobra była!
- Miaaaa, prawdziwa przyjaciółka kotów! No, może faktycznie nie jest wart czasu... - rzekł Miaucelot, patrząc naprzemiennie na swoją panią (z wyrzutem; widział, że planowała mu zrobić areszt domowy!) i Meyumi.
- Czas jak czas... jakby trochę pouciekał, to może straciłby nadmiary tłuszczu. - Liang nie powstrzymał się od komentarza. Bardzo uważny obserwator przy odrobinie szczęścia zauważyłby, że Gwiazdka zesztywniała na chwilę. Każdy obserwator zobaczyłby natomiast dziewczynę obronnym ruchem chwytającą kota w objęcia.
- Czy naprawdę spodziewasz się, że bóstwo kociego heroizmu, Miaucelot VII Mężny, zniżyłby się do ucieczki, choćby atakowało go stu Deledów? - zaczęła panna Cathak, ale odwrócenie uwagi kota było poza zasięgiem jej zdolności interpersonalnych.

Oczy Miaucelota spoczęły na Tepecie. Przez chwilę, jeśli ktoś miałby dar czytania myśli, zapewne mógłby wywiedzieć się, jak przelicza pokolenia w swoim rodowodzie... Może. Prawda była jednak taka, że niezależnie od rachuby, rodowód Lianga był o kilkanaście pokoleń zbyt krótki, by bestia uznała go za godnego przeciwnika - tak więc lekki grymas twarzopyska był jedyną odpowiedzią.

- Dzięki - rzuciła Stella gdzieś na granicy słyszalności dźwięków.

Kapłanka spojrzała na kocie bóstwo ze szczerym podziwiem wyczuwając jak bardzo dotknęło go stwierdzenie Lianga.

- A wracając do posiłku... - zaczęła chcąc przerwać niezręczną ciszę, która powstała. – Miaucelocie jesteś zawsze mile widziany w domu mojego przyjaciela.
- Miaaaa, jak tylko zbiorę Miauczka, Łatka, Puszka, Mruczka, Pazurka, Kuleczkę i innych dzielnych kocich oficerów... - stwierdził Miaucelot, momentalnie zapominając o wylewającej mu się uszami pogardzie dla Tepeta – ... z pewnością złożę mu wizytę! - powiedział, spoglądając na Meyumi.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.
- Poinformuję Seirena, by wiedział kogo może gościć, gdybym ja akurat była poza jego rezydencją – odpowiedziała, po czym zwróciła się w kierunku Stelli:
- Miło było panią poznać. Proszę teraz o wybaczenie - tu zwróciła się do wszystkich łącznie z Miaucelotem, - ale miałam dość ciężki dzień, a jutro kolejni ranni czekają, by im pomóc[/i] - uśmiechnęła się lekko.
- Mnie również było bardzo miło - Cathakówna dygnęła formalnie, ale jej uśmiech wyglądał na najzupełniej szczery. - Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kiedyś ponownie, a na razie życzę pani bezpiecznego powrotu do miasta i spokojnej nocy. Wierzę głęboko, że z pomocą takich osób tragiczna sytuacja w mieście szybko zostanie opanowana.
Meyumi dygnęła i na jej twarzy pojawił się prawdziwie ciepły uśmiech.
- Dziękuję i ja życzę dobrej i spokojnej przede wszystkim nocy. Chyba wszyscy potrzebujemy odpoczynku. Do zobaczenia - skłoniła się lekko raz jeszcze i ruszyła w kierunku wyjścia z obozu.

Stella zawahała się przez chwilę. W zasadzie było już zapewne grubo po północy i rozsądek podpowiadał, że najwyższy czas udać się na spoczynek, ale skoro Liang tak się przechwalał, jaki to z niego hazardzista... Koniec końców kolejne dwie godziny spędzili pod basztą, zajmując się przekazywaniem pomiędzy rozmaitymi osobami stosików drobnych monet (przekazywaniem zależnym od układu kart, rzecz jasna). To był całkiem udany dzień... Zwłaszcza, że Miaucelot miał rację - dziewczyna nie miała wątpliwości, że polubi młodą kapłankę.
 

Ostatnio edytowane przez Serika : 30-05-2011 o 00:15.
Serika jest offline  
Stary 30-05-2011, 00:15   #16
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
***

Ostre światło słońca prześwitywało przez wejście do namiotu i padało na twarz Stelli ze złośliwości i z pełną premedytacją. W zasadzie nie była to informacja w pełni potwierdzona, ale dziewczyna doszła dokładnie do tego wniosku, odwracając się na drugi bok i szczelniej przykrywając kocem. Po długiej, udanej nocy najchętniej przespałaby cały dzień i takie drobne niedogodności były doprawdy szalenie irytujące. Na pocieszenie bliżej przyciągnęła do siebie kota, który wyciągnięty na całą swoją długość, zdawał się zajmować znacznie większą część łóżka, niż sama panna Cathak. Sądząc po gwarze dochodzącym z dworu, obozowe życie osiągnęło już fazę szczytową, ale doszła do wniosku, że w gruncie rzeczy nigdzie się jej nie spieszyło. Jako obrzydliwie rozpuszczona bogaczka miała zresztą pełne prawo gnić w łóżku do wieczora, prawda? Zadowolona z powyższych wniosków, wtuliła twarz w kocie futro i zacisnęła powieki, przygotowując się na kolejny fragment drzemki.

- Doprawdy! Żeby panienka w tym wieku spała z kotem! - dobiegł jej uszu ostry, nieco skrzekliwy głos. No tak, wiedziała, że coś przeoczyła! - Już po południu, a panienka jeszcze nie wstała! Przecież nie wypada! - kontynuowała gderliwie Pokrzywa.
- Jeszcze pięć minut... - dziewczyna wymamrotała frazę znaną wszystkim śpiochom wszystkich światów.
- Kąpiel gotowa, panienko! - garderobiana nie zamierzała tak łatwo dać za wygraną, ale Stella zdecydowanie nie planowała wykonywać gwałtownych ruchów. Była już całkowicie rozbudzona, po prostu nie mogła odmówić sobie przyjemności podroczenia się ze starszą kobietą.
- Mhm... - wymamrotała nieprzytomnie, zwijając się pod kocem w ciasny kłębuszek.
- PANIENKO! - głos Pokrzywy przeszedł na wyższy stopień wtajemniczenia. Gwiazdka rozważała intensywnie, jakie jest prawdopodobieństwo, że kobieta zedrze z niej przykrycie, robiąc jej obciach przed domownikami Lianga.
- Już wstaję... - obiecała dziewczyna głosem sugerującym, że powtórzy tę frazę jeszcze co najmniej dziesięć razy.
- Proszę się obudzić, zdążyłam już iść do miasta i uzupełnić panienki garderobę! Na pewno będzie panienka zachwycona!

Że jak? To tyle, jeśli chodzi o luksus zasuwania po obozie w wygodnym byle czym. W zasadzie mogłaby powkurzać Pokrzywę jeszcze przez chwilę, ale ciekawość zwyciężyła. Dziewczyna odwróciła się w kierunku środka namiotu i rozchyliła powieki.

Na krześle spoczywało COŚ.

Gwiazdka zamknęła oczy ponownie. Podczas wczorajszej rozmowy z kotem nabijała się z rozmaitych wariantów tragicznej przyszłości, jaka mogłaby ją spotkać, a potem przez część nocy dręczyły ją koszmary, jakby jej wyobraźnia wyjątkowo ochoczo podchwyciła temat. Wszystko wskazywało jednak na to, że nie nawiązała jeszcze wystarczająco intensywnego kontaktu z rzeczywistością.
Spróbujmy jeszcze raz...

Dziewczyna otworzyła oczy. COŚ ni cholery nie planowało ewakuować się z krzesła, wręcz przeciwnie - rozwaliło się na nim na całą szerokość falbanek jak jakaś pieprzona chimera z kolekcją macek i pochodnych. Gwiazdka z wrażenia usiadła na łóżku, a jej oczy zbliżyły się wielkością do całkiem sporych monet.

Róż bolał niemal fizycznie.

- Prawda, że się panience podoba? - zaszczebiotała garderobiana, szczęśliwa, że jej starania wreszcie zostały dostrzeżone.
- Aż zabrakło mi słów... - przyznała dziewczyna, cały czas masochistycznie wlepiając wzrok w arcydzieło krawców cherackich.

Czy ta kobieta naprawdę nie widzi różnicy pomiędzy czerwienią a różem?!

W czerwieni czuła się całkiem nieźle. Czerwień kojarzyła się... No, wystarczająco odpowiednio. Czerwień była bezpieczna. Nie tak, jak niektóre inne kolory, ale nie wymagała cudów. Wystarczyłoby, żeby ubranie było odrobinę, choć odrobinę zgodne z jej naturą, a wszystko byłoby w porządku.... Na samą myśl, że miałaby włożyć na siebie to COŚ, przeszły ją ciarki.

- Zdecydowanie powinnyśmy wybrać się do miasta po więcej strojów - wydusiła z siebie w końcu.
- Oczywiście, panienko! Ale teraz proszę już wstać, umyć się i ubrać, umówiłam panienkę z najlepszymi krawcami w Cheraku! - oznajmiła Pokrzywa i zastawiła kąt namiotu parawanem, po czym oddaliła się w sobie tylko znanym celu. W chwili obecnej Stella była gotowa się założyć, że posłuchać podszeptów jakichś paskudnych sił, które marzyły wyłącznie o tym, by uprzykrzyć jej życie.

- [i]Miaaaaaa... Piękne to dzieło rąk ludzkich zaiste. I pięknym byłoby poszatkowanie go przez pazury bohaterskich kotów, aby strzępki cieszyły ich oczy![i] - oznajmił głośno Miaucelot, otwierając jedno zielone oko, po czym dodał znacznie ciszej:
- Chyba nie zamierzasz tego włożyć?
Dziewczyna posłała kotu zirytowane spojrzenie.
- Miaaaaaaa... Ostre pazurki Miaucelota Mężnego nie pracowały przez noc całą i marzą o tym, by w heroicznym, a słusznym celu zostały wykorzystane!

Stella przez chwilę rozważała propozycję. Była kusząca. NAPRAWDĘ kusząca. W końcu jednak uznała, że coś normalniejszego zapewne zdobędzie najpóźniej za kilka godzin, a nie chciała poświęcać zbyt dużo energii na szarpanie się z problemem, którego nikt poza nią i ewentualnie kotem i tak by nie zrozumiał. Poza tym Pokrzywie byłoby przykro.

- Właśnie, że włożę - wycedziła w końcu, a widząc wzrok kota, który popatrzył na nią jak na ostatnią wariatkę dodała cicho:
- Jestem profesjonalistką.
 
Serika jest offline  
Stary 30-05-2011, 01:33   #17
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Kapłanka w dalszej części narady głosu już nie zabrała, pozostała jednak do końca mając nadzieję na spokojną rozmowę z generałem Liangiem w cztery oczy. Jej cierpliwość została w końcu wynagrodzona.
- Wybaczcie, iż zawracam Wam jeszcze głowę, ale miałabym prośbę... - zaczęła cicho Meyumi podczas spaceru po obozie.
- Tak? - usłyszeć można było Lianga.
Kapłanka odetchnęła cicho i zaczęła powoli.
- Zapewne słyszeliście co nieco o swobodzie co do poglądów panującej w Damanarze?
- Jedynie plotki... ile z nich jest prawdziwych nie wiem. Ale i po prawdzie jestem żołnierzem, a nie mnichem i wolę się nie mieszać w teologiczne dyskusje, to robota dla Zakonu.
Meyumi skinęła lekko głową.
- Rozumiem, zresztą sytuacja panująca obecnie w Cheraku nie jest najlepsza do wielkich dyskusji teologicznych... Ja też mogę zapewnić, iż nie jestem tu po to by takie dyskusje wszczynać. - dziewczyna mówiła spokojnie, nie śpiesząc się. - Jednakże niestety nie wszyscy są do tego przekonani. - westchnęła cicho. - Sam czcigodny Peleps Deled zainteresował się moją osobą.
- Peleps Deled? - zdziwił się oficer - Nawet pomijając krążące wokół niego... „kontrowersje”, to - proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, nie znam dokładnie struktury Zakonu - wydawało mi się, że jego zadania obejmują raczej polowanie na Anatemy, aniżeli testowanie prawowierności Smoczokrwistych...
- Do tej pory też tak sądziłam, ale najwyraźniej postanowił rozszerzyć swoją działalność. A ja niestety nie stoję w pozycji pozwalającej mi na rozmowę z nim. - na twarzy Meyumi pojawił się delikatny uśmiech.
- Cóż... szczerze mówiąc, raczej nie chciałbym angażować się w spory duchowne, ale... kompetencje przywódcy Dzikiego Gonu są dość oczywiste. Wątpię, żeby armia pozwoliła mu się bez żadnego upoważnienia wtrącać w kompetencje sfery świeckiej - ja na pewno nie zamierzam.
- Dziękuję, sądzę, że to wystarczy bym mogła dalej spokojnie pomagać innym. - dziewczyna usmiechnęła się ciepło skłaniając lekko głowę.
- Nie ma za co dziękować, przecież nic nie zrobiłem. I jeśli chodzi o pomaganie innym, to gdyby czegoś było potrzeba, to proszę dać znać. W Cherak jest sporo potrzebujących, a armia ma niestety wiele spraw na głowie...
- Dziękuję. Będę pamiętać. Nie zajmuję zatem więcej cennego czasu. - ukłoniła się lekko na pożegnanie. - Niech bogowie Ci sprzyjają. Do zobaczenia.

***

Meyumi pilnując, by nie być śledzoną opuściła zrujnowane mury miasta przed świtem.
Szła spokojnym krokiem, aż dotarła do jednej z licznych porzuconych w okolicy posiadłości. Znalazwszy się w środku wyciągnęła z podręcznej torebki kawałek kredy, pędzelek, buteleczkę tuszu i plik pasków papieru. Na podłodze wyrysowała ochronne koło wplecione w większą mandalę i uklękła pośrodku. Wyciągnęła jeden z pasków i napisała na nim “żywiołak” i “powietrze”.
Ułożyła je równo przed sobą, złożyła ręce w rytualnym geście i skoncetrowała swą wolę na przywołaniu żywiołaka z dworu Doskonałego Płatka Śniegu.

„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...” - słowa anonimowego poety, zapomnianego przez swoją antycesarskość, nasunęły się Meyumi niemal naturalnie. Chwilę później bowiem na wpół spalone okiennice zatrzasnęły się od lodowego wiatru, tłumiąc dopływ światła księżyca. Chłod można było poczuć niemal namacalnie - w powietrzu, domenie niewielkiego żywiołaka, poczęła się skraplać woda zawarta w wydychanym powietrzu...

Przed kapłanką stała niska, niewielka postać, wyglądająca na zdeformowane dziecko. Skrzeknęła w języku północy jedno słowo: „Mistrzyni...?” i najwyraźniej czekała na odzew.

- Przekaż swej Pani, iż chciałabym z Nią mówić. Mogę mieć ważne dla niej informacje. - głos Meyumi był przepełniony wolą i pewnością, jakby rozmowa z żywiołakiem i wydawanie mu poleceń było najnaturalniejszą dla niej rzeczą pod słońcem.

- Tak, Mistrzyni...! - ozwał się żywiołak, najwyraźniej wyjątkowo uszczęśliwiony, że nie kazano mu wychłodzić mieszkania rywala czy wykonać innej, równie niewdzięcznej pracy.

- I zaprowadź mnie do Niej. - dodała po chwili wyszeptawszy zaklęcia ochronne.

- Tak, Mistrzyni! Podążaj za mną. - stwierdził, momentalnie znikając - co, jak wiedziała kapłanka, oznaczało dematerializację ducha... i pięć minut dostrajania się do świata niematerialnego, aby bestyję widzieć.

Meyumi westchnęła cicho i rozpoczęła medytację potrzebną do dostrojenia się. Gdy ponownie otworzyła oczy świat był jakby leciutko rozmyty, a wokoło zaroiło się od zwyczajnie niezauważalnych bóstw, wśród nich znajdował także jej żywiołaczy przewodnik. Podeszła do niego i skinęła głową.
- Prowadź.

***

Podróż minęła szybko - głównie z tego powodu, że kapłanka nie podróżowała wyłącznie pieszo. Miasto, choć zrujnowane, wciąż dostarczało dostateczną ilość miejsc, w których można było dostać szybkie konie, dorożkę, czy inne potrzebne rzeczy. Mimo wszystko, dopiero kilka godzin później ukazało się jej wejście do zimowej krainy. Nie można było tego pomylić z niczym - skuta wiecznym mrozem kraina otwierała się nader niedyskretnie, metrowymi zaspami... Dalej musiała już pójść sama. Nawet gdyby przewodnika nie odstraszył widok trucheł dwójki podróżnych, których lokalne zawichrowania pogodowe nie złapały nader szybko, to koń i tak by nie przejechał.

- W głąb, Mistrzyni! - ozwał się mały duszek.

Kapłanka podziękowała dorożkarzowi i poleciła czekać tu na nią po czym skierowała swe kroki ku krainie mrozu. Wreszcie, stanęła przy jej krawędzi. Wtedy jednak ozwał się duch.

- Mistrzyni, wybacz... - stwierdził tonem bitego dziecka, po czym wyrzucił wreszcie swą wątpliwość - Pierw o tobie zawiadomić czy cię zaprowadzić?

- Zawiadom.

***

Kilkanaście minut później, duszek powrócił.

- Mistrzyni, Mistrzyni się zgodziła! - wyrzucił z miejsca do Meyumi.

- Zatem w drogę.

Przez całą droge kapłanka rozglądała się uważnie z ciekawością. Kraina była... całkowicie wyludniona. Jakiekolwiek oznaki zwierzęcej prezencji za jej progiem stopniowo znikały, a wegetacja roślinna również zdarzała się jedynie okazyjne. Wyjątkiem były miejsca, które widocznie były siedzibami żywiołaków innego typu - i nie były skute grubą warstwą śniegu... Choć po nich było widać, że śnieg i lód już walczą o swoje prawa.

Pierwotnie trudno było jej iść przez coś, co zakwalifikowała jako „wąwóz” między dwoma pagórkami. Warstwa śniegu powodowała bowiem, że musiała się przedzierać - a złapaniu którejkolwiek z białych sylwetek, które dostrzegła w oddali, mogła jedynie pomarzyć. Szybko jednak droga przestała być ośnieżona, a zaczęła być skuta lodem. Wówczas odpadał przynajmniej problem związany z podróżą... Pozostawało jeszcze pytanie - czy trudności podróży wynikały z nieświadomości uciążliwości tejże wędrówki, czy były celową demonstracją złej woli żywiołaków?

W końcu jednak, podróż dobiegła kresu, a ona dotarła do miejsca, które mogłaby określić jako siedzisko władzy i najwyższy punkt wąwozu. Tam zobaczyła istny tłum dziwnych postaci, które najwyraźniej oczekiwały na jej przybycie.

Meyumi rozejrzała się spokojnie chłonąc widok najprzeróżniejszych istot ją otaczających i powoli podeszła na bezpieczną odległość do Doskonałego Płatka Śniegu.
- Pozdrawiam Panią tego Dworu. - skłoniła się lekko. - Dziękuję za możliwość rozmowy.

- Miłym jest mi przywitać tak wielkiego przybysza w naszym dworze. - stwierdziła królowa dworu, lekko skłaniając głowę; widać było jednak, żę zachowuje dystans wobec swojego gościa - Niebiosa tylko wiedzą, jak opłakuję, iż los okrutny uniemożliwił przygotowanie odpowiedniego powitania tak dostojnemu przybyszowi. - dodała ceremonialną formułę i dokończyła - I z pewnością przyczyna twej wizyty jest ważna pod Niebiosami, albowiem niecodziennie odbywa się tak wyczerpującą podróż.

- Tylko poważna sprawa mogła zmusić mnie do tak nieodpowiednio zapowiedzianej wizyty. - odparła spokojnie Meyumi.

- Bardzo raduje to moje serce, bowiem nie do pomyślenia byłoby, aby ktoś tak wspaniały składał mi wizytę bez odpowiedniego powodu. - odpowiedziała jej zimno królowa, wskazując jej siedzisko przed pustym tronem: przynajmniej to było dobrą monetą - Rozumiem więc, że sprawa twa nagląca jest: czy można mi wiedzieć, w czym pomóc mogę wybrańczyni smoków?

Kapłanka podziękowała i usiadła z ulgą, nie pozwalając sobie jednak na zmniejszenie czujności.
- Cieszy mnie tak miłe powitanie, choć wolałabym, by czas był spokojniejszy. Słyszeliście zapewne Pani o Smoku zwanym Pelepsem Deledem?

- Wieści o czcigodnych egzarchach Smoczego Gonu docierają nawet do takiej głuszy, jak moje królestwo. - podsumowała cicho - Cóż jednak ma wspólnego przełożony Szczytu Łowczego Oka z naszym skromnym władztwem?

- Doszły mnie niepokojące wieści, iż przywódca Smoczego Gonu osobiście planuje pokazać się w Cheraku, by zaprowadzić w nim porządek i ponoć włącza w swą działalność również Wasz Dwór.

- Najwyraźniej lekceważy sobie majestat Nieskalanej Wiary i traktatów, które zawarli z nami jej przedstawiciele. Wobec tego, winien ukorzyć się i przyznać do błędu. - fasada...? spokoju była wręcz niewzruszona.

- Niestety Peleps Deled nie patrzy na traktaty, a jedynie na to co on uważa za słuszne, stąd moja obawa, iż mógłby próbować zakłócić spokój Twojemu Dworowi nie bacząc nawet na to, iż jego działania nie spotkają się z ogólna aprobatą.

- Wiadomo mi wiele o działaniach Deleda, ale nie będziemy mówić o kimś, kto bez żadnych przyczyn pod Niebiosami wznosi przeciw nam miecz. Jeśli chce ustępstw, niech zacznie szanować swoich szacownych przodków - odpowiedziała, zwracając się z powrotem do Meyumi - Jeśli zechcesz wyrazić swoją przyjaźń, z chęcią ją przyjmiemy. Musisz jednak wiedzieć, że przedtem chciałabym znać twoje zamiary.
- Moje zamiary są jasne - chciałam pomóc. - odparła spokojnie kapłanka. - W Damanarze nauczyłam się, iż przyjaźń cenniejsza jest niż wymuszanie czy straszenie. Niestety tylko w Damanarze takie myślenie mogło być bezpieczne i teraz Peleps Deled zagraża również mi.

- Będziesz więc mieć naszą wdzięczność, jeśli pomożesz nam ukarać występnego egzarchę, jeśli rzeczywiście wystąpił przeciwko mądrości Pięciu Smoków. Musisz jednak wiedzieć, że nie przełożę tego na relacje z Nieskalaną Wiarą, bowiem... - w tym momencie zaś głos królowej został przerwany przez kraczenie ducha alarmowego. Najwyraźniej na teren wdarli się jacyś intruzi...
 
Blaithinn jest offline  
Stary 31-05-2011, 00:11   #18
 
Morg's Avatar
 
Reputacja: 1 Morg nie jest za bardzo znanyMorg nie jest za bardzo znany
Jako Tepet Liang

To była długa noc. Narada ciągnęła się do późnych godzin, potem rozmowa z kapłanką... wieści o religijnych kontrowersjach były niepokojące, ale póki przywódca Szczytu Łowczego Oka działał na własną rękę, rozwiązanie było proste. No i nie mógł oczywiście zapomnieć, że Stella do samego rana ogrywała go w karty. Jak? Nie miał pojęcia, ale ewidentnie panienka Cathak była w to lepsza od niego. Tym bardziej więc musiał się odegrać – i nie, to że kilka razy „wygrał” nie zmieniało sprawy. Widział kiedy dawała mu fory.

Tymczasem jednak miał na głowie poselstwo z pobliskiej Dahany, które zaprosił na spotkanie gdy tylko się dowiedział o jego przybyciu do miasta. Pierwszą rzeczą, jaka zwracała uwagę u wysłanników, były stroje. Byli odziani schludnie i przyzwoicie, lecz ich szaty były znacznie uboższe aniżeli garderoba przeciętnego patrycjusza. Większość oficerów wzięła to za objaw ubóstwa i barbarzyństwa ludów spoza Błogosławionej Wyspy, niemniej... Nenna prowizorycznie zwiększyła straże, skoro tym razem przy oficerze miało być tylko kilka najbardziej zaufanych osób... Oraz Stella, która wcześniej przekonała Lianga, że Naprawdę Nie Będzie Przeszkadza, a w końcu jest w podróży edukacyjnej i przyjmowanie poselstwa byłoby niezwykle cennym doświadczeniem. Trzeba było dmuchać na zimno, zwłaszcza, że emisariusze zachowywali się zupełnie odmiennie od większości dyplomatów.

Drugą, był głęboki ukłon, którym z miejsca obdarzyli młodego Tepeta, czekając na przyzwolenie do zabrania głosu.

Witajcie, drodzy goście. — zaczął gospodarz — Wybaczcie, że przyjmuję Was w namiocie, ale niestety ostatnie dni nie sprzyjają komfortom. Chętnie dowiem się co sprowadza szacownych posłów do Cherak.

Powoli, najstarszy z gromady uniósł wzrok na młodego Smoka. Chwilę milczał, po czym zaczął, uważnie dobierając słowa.

Milordzie, od przywódcy naszej konfederacji przybywamy. I prosim was o pomoc. — mimo wszelakiego namysłu, przybysz... nie jest zawodowym dyplomatą.

Rozumiem, i chętnie udzielę pomocy, jeśli będę w stanie. Jak się domyślam, przybywacie w sprawie Damanary?

Damanary, milordzie...? — zaskoczenie na twarzy posła było niemal wyraźnie widoczne — Nie wiem nic o Damanarze, milordzie. Przysłano mnie, bym prosił o waszą wspaniałomyślną interwencję w kraju, coby przywrócić chwałę naukom Nieskalanych Smoków.

Oczywiście, chętnie przedłożę wszystkie Wasze prośby zebraniu oficerów. Myślę że wszyscy zgodzą się, że powinniśmy w miarę możliwości wspomóc naszych braci. Przybywacie więc od czcigodnej Rady?

Ano, od tej prawej części. I innych prawomyślnych, co wyrzucić z Serca Północy chcą obmierzły Kult. — stwierdził cicho — Bo słuchy chodzą o Iluminatach paskudne. Mają palić, ćwiartować i chować swych panów żywcem, przed Słońcem się onanizować, i na świątynie Smoków pluć. — dodał, wyrzucając z siebie część złego, co można było usłyszeć o Kulcie Oświeconych — A najgorsze jest, że zaraza się strasznie plewi, to i na południu w swoich wierzyć nie można..

Prawej części? Znaczy... od kogo dokładnie przybywacie i z czyją plenipotencją? — zaczął pytać Liang.

Panie, zalecono mi wierzyć wielce w twoją sprawiedliwość i mądrość... Ale wyjawić tego nie mogę, boć ich wszystkich nie znam. — spauzował, po czym kontynuował — Mogę przekazać poparcie archonta dla lorda, ale inni boją się spiskowców.

Przybywacie więc w tajemnicy?

A juści, nie chcemy, by wiadomość o nas dotarła do uszu Iluminatów.

I większość Rady popiera Wasze działania? — drążył oficer.

O części Rady trudno coś powiedzieć, ale i kazano mi przekazać, że poparcia jest tyle, aby z lordową pomocą sprawy dało się naprawić łatwo: satrapę nowego przywrócić, Kult wypędzić...

Wielmożny Holreth prosi zatem o pomoc zbrojną przeciwko Iluminatom, ażeby przywrócić pokój i prawą władzę w Konfederacji, jednak... Rada nie podziela jego stanowiska? — kontynuował Tepet — I w związku z tym przybywacie tu nie od przywództwa, lecz od samego Holretha Starego i jego popleczników? Stawiacie sprawę na ostrzu miecza, panowie. — pokręcił głową — Legion zdecyduje czy jest ono konieczne. Do tego zaś czasu, myślę że powinniście pozostać moimi gośćmi, nie chcielibyśmy, aby sojusznicy Vynetha, jeśli są gdzieś w mieście obecni, dowiedzieli się o Waszej obecności – mogliby na przykład chcieć Was uciszyć...

To zaszczyt, lordzie Tepet. — odpowiedział posłaniec, biorąc jego słowa za dobrą monetę.

Panna Cathak, która dotychczas w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie, najwyraźniej uznała, że skoro Liang audiencję uznał za zakończoną, przyszedł czas, aby ona również mogła zaspokoić ciekawość.

Vyneth... — zamyśliła się. — Odnoszę wrażenie, że z roku na rok informacje o tych heretykach są coraz straszliwsze. Może nie powinnam pytać, ale... czy byli panowie świadkami tych wszystkich okropności osobiście? Nie wątpię, że dopuszczają się niewyobrażalnych bestialstw w imię swoich plugawych ideałów, ale wydaje mi się, że im więcej konkretnych i sprawdzonych informacji dostanie pan Tepet, z tym większą skutecznością będzie mógł wymierzyć im sprawiedliwość i przywrócić ład.

Toć słuchy są, milady Cathak, ale ciała pomordowanych żeśmy widzieli. Aktów samych nie, bośmy przecież chętni żyć.

Stella zmarszczyła brwi.

Nie mogę uwierzyć, że osoby, które dopuszczają się tak bestialskich czynów zdołały zdobyć tak znaczące wpływy... Czym takim przekupuje Vyneth i jego poplecznicy prosty ród? Aż tak zastraszył ludzi? Bo chyba nie przekonuje ich... onanizowanie się przed Słońcem? — dokończyła z obrzydzeniem.

Mówią o Słońcu, mówią o Świetlistych... O naprawie zepsucia. Każdy zbir i bandzior w dzisiejszych czasach musi mieć agendę. Ale... wręcz dziwne, że takie hasła się tak szybko plewiły.

O naprawie zepsucia chyba trudno im agitować, skoro chodzą o nich takie słuchy, o jakich pan wspomniał... Jakim cudem ci... heretycy są tak skuteczni? — na twarzy Stelli widniało najczystsze zdumienie. — Wszak wydawać by się mogło, że chociaż sekta istnieje od ponoć bardzo dawna, nigdy nie zdobyła tak znaczących wpływów?

— Milady, bo oni mówią, że to źli panowie byli.
— stwierdził cicho — A prosty lud nie widzi różnicy między słusznymi praktykami Wiary naszej Nieskalanej, a ich obmierzłymi czynami. — mówił, dalej, a wreszcie przeszedł i do ostatniej części — A jakbyśmy o ich metodach wiedzieli, to byśmy ku chwale Smoków ich wyrżnęli.

Muszą mieć bardzo dobre źródło gotówki, skoro udaje im się zdobyć tylu popleczników w tak szybkim tempie. Rozumiem, że zdołali zapanować nad czymś bardzo istotnym gospodarczo, skoro stać ich na masowe zdobywanie sympatyków?

Nie, idee są trujące zwyczajnie widać. Choroba się pleni, lekarze by pewno mówili, że zwyczajnie część tkanki wyciąć trzeba.

Może ludzie po prostu mieli powody do niezadowolenia? Chwycili się pierwszej okazji, jaka się nadarzyła, żeby coś zmienić, za nic mają szczytne idee, a przejmując się wyłącznie swoim chwilowym interesem? Czasy są niespokojne, coś musiało sprawić, że stali się tak podatni na mamidła heretyków.

Czasy są niespokojne, no... — zgodził się — To i mogły ludzi zwodzić, co mi tam wiedzieć... Alem nigdy czegoś takiego nie widział. Boć oni całość wiary naszej odrzucają.

Przejścia na heretyckie kulty się zdarzają, nawet z całkowitym odrzuceniem wiary... Dziwi mnie niepomiernie, że następują tak masowo. — zamyśliła się Stella. — Jeśli jednak ludzie masowo nawracają się na Kult Iluminatów, nie wierzę, żebyście nie słyszeli dlaczego. Jeśli jest ich tylu, na pewno natknęliście się na kogoś, kto zasiewał te trujące idee i możecie mieć jakiś pomysł, skąd się wzięła ta niezwykła skuteczność.

Ciekawe to, bowiem jego poplecznicy, których na spytki wzięto, przeciętni byli... No, nie dziwota, że idee uderzają do pospólstwa, ale najwyraźniej niektórych mędrców też uwiodły, co pojąć mi trudniej. Ale ja się na tym nie wyznaję, choć wytłumaczenia dla mechanizmów takowych nie widzę.

Zupełnie tak, jakby jedna osoba, ten... Vyneth, była w stanie porwać za sobą tłumy? — dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.

A może i tak, choć porywanie tłumów niejednokrotnie już widziałem... — pokręcił głową przybysz — Ale przekonać kogoś światłego? Toć jest trudne...

A może rzeczywiście to coś więcej, niż tylko... zwykli ludzie. Słyszałam, że Anatemy niektóre odbierają rozumy światłym ludziom i czynią ich bezwolnymi marionetkami w swoich rękach — wzdrygnęła się Stella.

Piękne byłyby z nich Anatemy, aleć co trochu zbytnio siedzą w swoim mieście... Chyba, bo strzeżonego Smoki strzegą, a moc demonów wielka jest. — stwierdził człowiek.

Uspokoił mnie pan! — uśmiechnęła się panna Cathak. — W takim razie na pewno uda się opanować sytuację, z ludźmi wojować przecież nasi dowódcy potrafią i nie wątpię, że wkrótce uda się ustanowić nowego satrapę. Prawda? — zwróciła się do Lianga.

Z ludźmi i z nieludźmi też. — odezwał się oficer — Sytuacja szybko wróci do normy – w ten, czy w inny sposób. Ale odłóżmy to na bok, sporo czasu jeszcze przed nami, a widzę, że zbliża się pora na herbatę. Kazać przygotować jedną filiżankę więcej? Może odegram się za wczorajszą partię. — uśmiechnął się w stronę Stelli.

A proszę próbować! — wyszczerzyła się Cathakówna w radosnym uśmiechu.

Tylko tym razem bez forów — odpowiedział śmiechem.
 

Ostatnio edytowane przez Morg : 07-05-2012 o 22:38. Powód: podwójnie zamknięty tag
Morg jest offline  
Stary 31-05-2011, 21:09   #19
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Panna Cynis miała wyjątkowo podły humor. Wyjątkowo podłe humory zdarzały się jej niezwykle rzadko, ale kiedy już, to oddziaływały z siłą dużego huraganu. Boleśnie przekonywały się o tym wszystkie jej dziewczyny, a także służba i każdy, kto chociażby zbliżył się do niej na odległość mniejszą niż kilometr. Klęła, wydzierała się i rzucała wszystkim, co tylko wpadło jej w ręce. Nic nie pomagało jej uspokoić, a kiedy sprowadzono lekarza, by uciszył histeryczkę, ta omal nie wypchnęła go przez okno.
- Przeklęty! Z kim jego matka się puściła, że urodziła takiego idiotę...?! Jak śmiał...?! Mnie...?! Grozić mnie?! O, poczekaj ty, mały gadzisynu... Jeszcze zobaczysz...! – Zakończyła w końcu trwającą niemal pół dnia tyradę, prowadzoną ciągle w tym samym tonie.
Obróciła się na pięcie i pognała do swoich pokojów, wpadając w poślizg na zakrętach. Służący na jej dziecinne zachowanie machnęli ręką, wiedząc, że wystarczy najdrobniejszy gest, by zburzyć tę delikatną harmonię, która zapanowała zupełnie nagle. Po kilku godzinach wysłuchiwania wulgarnych zniewag, krzyków złości i uchylania się przed lecącymi przedmiotami, cisza była wybawieniem.

Aiyana długo zastanawiała się, co zrobić z problemami, w jakie wpakowała ją obecna sytuacja. Powoli zaczynała mieć wszystkiego dość. Najpierw jednak musiała załatwić sprawę wątpliwej jakości ochrony, jaką jej zaproponowano. Mogłaby sobie z tym poradzić sama, ale po co, skoro mogła zaprzęgnąć do tego kogoś innego. Udała się więc do obozu i zażądała rozmowy z Liao Jinem.
Większość ostatniego czasu Jin spędzał na różnego rodzaju spotkaniach i debatach w mieście, starając się mieć oko na własne interesy. W zamieszaniu jakie powstało, gdy średnie i mniejsze rody miasta rzuciły się rozdzielać pomiędzy siebie schedę po Feremach, było to męczące, nawet gdy miało się pewne układy z najsilniejszym z tych domów. Mimo tego, gdy przybyła do niego informacja o tym, iż intensywnie poszukuje kontaktu z nim przedstawicielka jednego z wielkich rodów Wyspy, zdecydował się natychmiast porzucić aktualne działania i udać się na spotkanie. Aiyana z Cynisów znana była (między innymi) z wpływów wśród artystów miejskich... oraz kontroli sieci mniej i bardziej ekskluzywnych domów publicznych. Jin nie był pewny, co konkretnie skłoniło ją do przybycia, ale była to okazja na nawiązanie kontaktów, której nie należało przegapić.
Załatwienie tragarzy, lektyki i odpowiednio godnie wyglądających ochroniarzy nie było trudne przy jego nowej (już prawie oficjalnej) funkcji, ale dało mu akurat wystarczająco dużo czasu by się odświeżyć i doprowadzić do porządku, co pozwoliło mu przybyć na miejsce prezentując się znacznie korzystniej, niż gdyby został zaskoczony w swoim biurze.
- Lady Aiyana, cóż za zaszczyt - ukłonił się głęboko przed bogacie ubraną smoczokrwistą, składając przed sobą dłonie na tradycyjny dla mnichów sposób. - czemu zawdzięczam tą wizytę?
- Witam, panie Liao. Skoro pytasz o cel mojej wizyty, nagle wydaje mi się ona pochopną. Powinieneś wszak wiedzieć, co dzieje się w twoim... imperium - szepnęła równie zmysłowo, co złośliwie.
A potem nagle jej twarz nabrała wyrazu bardzo kompetentnej urzędniczki, kiedy mocno akcentując wyrazy, prosto z mostu powiedziała, o co jej chodzi.
- Twoi podwładni, panie Liao, nabrali brzydkiego zwyczaju nagabywania mnie o haracz. Nie życzę sobie tego i żądam, abyś utemperował ich zapędy. Inaczej zrobię to osobiście, ale przy okazji pofatyguję się, by uprzykrzyć ci życie.
Lubiła drobniejsze i większe zagrywki, ale z drugiej strony, nie widziała sensu zabawy z kimś, kogo mogła po prostu zgnieść. Liao mógł się jej przydać, ale na pewno nie jako partner, raczej... pomocnik.
- Moi... podwładni? - zapytał ze zdziwieniem Jin. - To straszne, Natychmiast zarządzę pełne dochodzenie w tej sprawie. Jeśli faktycznie się to potwierdzi, winni zostaną oczywiście surowo ukarani.
Zdziwienie nie było udawane. Jin ostatnio zbyt dużo czasu stracił na biurokratyczne użerania się, by dokładniej przyglądać się działaniom światka przestępczego. Najwyraźniej ktoś uznał na własną rękę, że skorzystanie z okazji zarobku, jaką oferowały bardziej mroczne strony interesu panny Cynis byłoby dobrym pomysłem. Cóż, trzeba będzie przekazać komu trzeba, by trzymali się od Jaśnie Pani z daleka. Szkoda - przy nieco innym podejściu arystokratki mogło się to skończyć układem korzystnym dla obu stron.
- Ale szanowna pani nie musiała się w tak drobnej sprawie fatygować, wystarczyło wysłać zgłoszenie do biura Zawsze Czujnej Podkomisji Do Spraw Czystości Myśli i Czynów. Jestem pewien, że zgłoszenie spotkałoby się z właściwym przyjęciem. - dodał szybko.
Uniosła brew, przez chwilę rozważając, czy Liao nie próbuje stroić sobie z niej żartów.
- Czy naprawdę uważa pan, panie Liao, że grożenie mnie i mojemu interesowi jest sprawą tak drobną, że można je oddać w niekompetentne ręce? Być może to pogląd dziwny i przestarzały w takiej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, ale moje życie i moje dobra nie są dla mnie byle czym, a ich ochrona to mój priorytet. - Zakończyła to niewypowiedzianą kwestią, która zawisła w powietrzu - “każdego innego także”.
- Czuję się oczywiście zaszczycony, że moje ręce uznane zostały za kompetentne - mnich nawet nie musiał udawać zakłopotania. Nigdy nawet nie pomyślał, że ktoś może oczekiwać, iż w podobnej sytuacji przyzna się on do jakichkolwiek związków ze sprawą. - ale czy utrzymanie porządku na ulicach nie leży raczej w gestii milicji miejskiej? Jestem przekonany, że nie odmówią pomocy tak szanownej osobie. Ja natomiast jestem tylko drobnym urzędnikiem, próbującym sumiennie wykonywać swoje obowiązki na chwałę Szkarłatnego Tronu. Piastowane przeze mnie funkcje mogą nieść ze sobą jakąś wagę, ale jako osoba prywatna nie jestem nawet godzien uwagi szanownej pani.
Uśmiechnęła się tyleż szczerze, co jadowicie.
- Źle mnie pan zrozumiał, Liao. To moje ręce zostały przeze mnie uznane za kompetentne, by dopilnować tej sprawy. To nie milicja miejska przyszła do mnie z tak absurdalnymi żądaniami, ale ludzie pod pańską komendą. I rzeczywiście, nie jest pan godzien mojej uwagi. Ale ja jeszcze jej panu nie poświęciłam. - Nawet nie próbowała udawać, że w ostatnim zdaniu nie było groźby.
Lata spędzone w klasztorze na naukach medytacji i opanowania niewątpliwie były przydatne. Choć zabicie irytującej wiedźmy niewątpliwie przyniosłoby Jinowi satysfakcję, robienie tego w środku obozu Legionu raczej do dobrych pomysłów nie należało. Cóż, legion w mieście długo nie posiedzi, jeśli do tego czasu problem sam nie zniknie, to zawsze będzie można się z nim uporać później. Poza tym, istniały też inne, mniej drastyczne środki. Wystarczyło nie robić nic. Panna Aiyana nie musiała się nawet dowiedzieć, jaką okazję straciła przez swój brak dyplomacji.
- Nie rozumiem, co szanowna pani mówi o ludziach pod moją komendą - na twarzy nadal gościł mu uprzejmy uśmiech, ale oczy stały się lodowato zimne - ale zgodnie z życzeniem dopilnuję by sprawa została należycie wyjaśniona. Rozumiem, że to już wszystko?
Lata spędzone w szkole nigdy nie przyniosły jej oczekiwanego opanowania, miała zbyt gorącą krew. I bardzo rzadko przejmowała się wybujałym ego jakichś ledwie odrosłych od ziemi władyczków.
- Nie rozumiem, dlaczego uważasz mnie, panie, za idiotkę. Oczywiście, że się tym zajmiesz, bo inaczej zamienię twoje życie w piekło. Samo to, że pozwoliłeś, by jacyś... - wykrzywiła się z obrzydzeniem - pośledni złodziejaszkowie usiłowali mi grozić, narzuca pytanie, czy potrafisz sprawować nadaną ci władzę... Znajdę drogę do wyjścia, nie trudź się. Żegnam. A może raczej, do zobaczenia? - Uśmiechnęła się z ogromną słodyczą.
Jin skłonił się bez słowa, a jego chłodny wzrok odprowadzał smoczokrwistą aż do momentu gdy zniknęła za bramą obozu. Przebywał już na obrzeżach wyraźnie zbyt długo, skoro charakter rozmówczyni zdołał wzbudzić w nim aż tak mocną reakcję. Ostatecznie, na Wyspie podobne podejście przedstawicieli Wielkich Domów do rodzin mniej znacznych nie było czymś niespotykanym. Oczywiście, Cherak nie znajdował się na wyspie i pokazanie Cynisównie, że zasady obowiązują tu nieco inne byłoby bardzo satysfakcjonujące, ale...
Ręka Jina powędrowała do ukrytej w zakamarkach szaty monety z pewnym dość znanym symbolem... Osobiste animozje będą musiały ustąpić miejsca obowiązkowi. Jeśli przypadkiem jedno i drugie będzie szło ze sobą w parze, to świetnie, ale jeśli nie, to dobro Cesarstwa wymagało czasem i większych poświęceń.

Aiyanie bardzo spodobało się wrażenie, jakie zrobiła na Liao. To, że podniosła mu ciśnienie prawie wyrównało rachunki między nimi. Prawie.
Dlatego też, postanowiła dopilnować, by Liao nie próbował jej zignorować. I tak złamała w rozmowie z nim wszelkie zasady dyplomacji, będąc zbyt wściekłą na pachołka, by móc to ukryć, zatem dlaczego nie miała zrobić jeszcze jednego kroku?
Mimo, że była właściwie całkiem zadowolona z wizyty u Liao, postanowiła wybrać się do wyższej instancji. Dlaczego, właściwie nie wiedziała, czy uznać to za akt sadyzmu czy tylko złośliwości. Może znudzenia. Rozpętywanie piekiełek bywało całkiem zabawne, zwłaszcza, kiedy nie ponosiło się za to konsekwencji. Nie miała wątpliwości, że wizyta u Mnemona przyniesie jej wiele radości.
Wizyta u Mnemona musiała chwilę poczekać, bowiem w środku najwyraźniej był jakiś inny wizytant... Jednakże już po piętnastu minutach, poły zhaowego namiotu się rozchyliły. Z wewnątrz wyszedł jakiś zniechęcony osobnik w barwach egzarchy Smoczego Gonu, a dostojny przywódca znalazł czas.
Aiyanę zirytowało trochę to czekanie, ale dzięki temu miała czas na przemyślenie strategii. Wiedziała, że nie może zachować się tak, jak w stosunku do Liao. Mimo wszystko, aż taki skandal, oficjalny, nie był jej potrzebny.
- Dziękuję za przyjęcie mnie, Lordzie Mnemon. - Skinęła skromnie głową. - Przybywam w sprawie, która spędza mi sen z powiek. Obawiam się, i to bardzo, o własne życie. - Spuściła oczy, a głos jej zadrżał. - Niedawno... Zostałam praktycznie napadnięta we własnym domu, grożono mi i żądano pieniędzy za ochronę... - Jeden z kwiatów w jej włosach usechł w tym momencie i opadał powoli na ziemię. - Panie... nie zawracałabym Tobie głowy tak błahą sprawą, gdyby nie to, że dowiedziałam się, iż stoi za tym jeden z Twoich podwładnych, Liao Jin. Poszłam do niego, błagać o litość, wszak nie przystoi prawemu mężowi napastować biednej, słabszej kobiety,,, ale on, on się wszystkiego wyparł i odmówił mym prośbom. Przyszłam więc do Ciebie, panie, prosić o pomoc... - Popatrzyła na niego błyszczącymi zielonymi oczami z taką siłą, że tylko ktoś kompletnie pozbawiony serca mógłby się nie ugiąć pod jej błaganiami.
Mnemon słynął w całym obozie ze swego perfekcjonizmu i stoickiej postawy. W całym obozie, nikt nie wierzył, że mogłaby mieć na niego wpływ jakakolwiek kobieta... A jednak, ludzie mu towarzyszący nie dzielili jego postawy, toteż nagle wpisali sobie w topos idealnego oficera pomoc uciśnionej niewiaście. A tej presji, oficer przeciwstawić się już nie mógł.
- Sprawą tą się zajmę, milady Cynis. - rzekł z mocą. Przez większość dynastów mogłoby być to odebrane jako zbycie oraz zniewaga... lecz do uszu Aiyany dobiegło już, że Zhao nie lubi używać nadmiaru słów.
Aiyana za to podziękowała mu wylewnie, niemalże całując mu stopy, ale w oczach błyskały jej ogniki czystej, złośliwej radości...
 
Sileana jest offline  
Stary 31-05-2011, 22:53   #20
 
Punyan's Avatar
 
Reputacja: 1 Punyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znanyPunyan nie jest za bardzo znany
Przez ostatnie dni przez wszelakie biura, instytucje i urzędy Cheraku przetoczyła się, niczym tsunami, fala politycznych zmian. Na miejsca osób które zginęły lub zostały usunięte ze stanowisk na skutek rebelii awansowali ci, którzy wykazali się w tym czasie większą lojalnością wobec Wyspy - albo przynajmniej przewidywalnym oportunizmem. Dom Ferem i władza jaką sprawował były już tylko historią. Rodziny które na niego się składały szybko zapominały o wspólnym domowym nazwisku i dystansowały się od starego systemu, próbując się znaleźć w nowych realiach (czy wręcz ochronić przed zniszczeniem). Rody wcześniej marginalizowane teraz korzystały z szansy by przejąć stery... no, może nie pełnej władzy (ta bowiem wyraźnie miała przesunąć się w stronę Wyspy i jej reprezentanta - satrapy) ale przynajmniej wpływów i ważniejszych interesów.
W centrum każdej z dyskusji dotyczącej rozdzielania stanowisk znajdowali się zawsze przedstawiciele rodu Enuma - z kilku pozostałych w mieście lokalnych domów dynastycznych mieli najsilniejszą pozycję, było więc naturalne że to ich światłe przewodnictwo nadawało kształt całemu procesowi odnowy politycznej miasta. Nie było też dziwne że to właśnie im i ich sprzymierzeńcom przypadł gros istotnych stanowisk. Nie wszystkie, oczywiście - dużo poszło w ręce pozostałych rodów, a były i takie które dostały się w ręce osób po prostu kompetentnych. I w taki właśnie sposób przewodnictwo nowo utworzonej Zawsze Czujnej Podkomisji do Spraw Czystości Myśli i Czynów, zwanej w skrócie Biurem Obserwatorów, objął Szlachetny Liao Jin, którego lata w Smoczym Gonie dawały wymagane doświadczenie, a przeszłość w Nieskalanym Zakonie gwarantowała odpowiednią czystość moralną.

Czystość ta była właśnie mocno nadwyrężana słownictwem jakiego Jin używał by wytłumaczyć podążającemu za nim asystentowi swoje poglądy na los, bogów i świat. Już spotkanie z równie bogatą co niemile do niego nastawioną Cynisówną popsuło mu humor, a był to dopiero początek. Gdy zmierzał do namiotu Szlachetnego Kabe Zhao, mało nie wpadł na idącego przeciwnym kierunku Deleda - na szczęście tamten był zbyt zaaferowany własnymi sprawami by zauważyć Jina, dzięki czego udało się uniknąć obowiązkowego w takim wypadku, długiego i nudnego wykładu o właściwym podejściu do wiary, obowiązkach mnichów wobec smoków i wypalaniu herezji żywym ogniem (ze szczególnym naciskiem na tą właśnie część monologu). Niestety, po przybyciu na miejsce okazało się, że szlachetnie urodzony oficer podejmuje właśnie u siebie wcześniej wspomnianą pannę Cynis - co biorąc pod uwagę detale wygłoszonej przez nią wcześniej tyrady nie wróżyło nic dobrego.
W tej sytuacji należało szybko przedsięwziąć jakieś własne kroki - kroki, które skierowały nadal naburmuszonego Jina do namiotu Lianga. Być może ten obiecujący oficer tak wyraźnie oddany Cesarstwu będzie w stanie poradzić coś na dziejącą się skromnemu urzędnikowi Cheraku krzywdę.

- Witaj, Dostojny Liangu - po wpuszczeniu do namiotu przez adiutanta ukłonił się głęboko, stosownie do rangi gospodarza. - Czy byłbyś mi łaskaw poświęcić chwilę swojego cennego czasu, gdyż problem mam, który, ze względu na dość delikatną politycznie materię, przerasta kompetencje tego niegodnego sługi Cesarstwa.

- Oczywiście. - odpowiedział oficer, choć widać było, że po wzmiance o polityce zrzedła mu mina - W czym problem, szanowny panie?

- Otóż zwróciła się dziś do mnie o pomoc szanowna Cynis Aiyana, osoba w mieście szeroko znana. Żaliła się, że rabusie jacyś ważyli się podnieść rękę na jej dostojną osobę. Osobiście obiecałem jej przeprowadzenie dokładnego śledztwa w tej sprawie, ale nie wydało się to jej satysfakcjonować. - ciągnął zaaferowany Jin - Lady Aiyana zażądała ode mnie bym zagwarantował jej, że podobna sytuacja już się nie powtórzy. Co prawda granice kompetencji urzędu który w zaufaniu dla moich zdolności został mi powierzony nie zostały jeszcze do końca ustalone, ale prośba ta leży poza zakresem moich możliwości. Nawet jednak gdyby nie leżała, prośba dostojnej dynastki rodzi pewnie istotne komplikacje. - w głos mnicha wdarło się zakłopotanie, a nawet zdenerwowanie. Spojrzał na Lianga jakby niepewny, czy może kontynuować dalej.

- Jak rozumiem chodzi o... możliwe niezadowolenie Wielkiego Domu? - Liang dopytał mężczyznę.

- Wasza dostojność pojmujesz wszystko w lot - szybko dopowiedział Jin - W rzeczy samej, Szanowna Aiyana z Cynisów pochodzi, jest też osobą szeroko znaną, krewną poprzedniego Satrapy przecie! Jedyną ważną dynastką przebywającą w mieście która przeżyła bez szwanku rzeź sprawioną lojalnym mieszkańcom przez rebeliantów! Nie godzi się jej odmawiać - tu rozmówca wyraźnie zmarkotniał.

- Nie godzi... ale z drugiej strony, straż miejska raczej nie narzeka na nadmiar personelu. Możnaby co prawda próbować ją wzmocnić, ale to uszczupliłoby siły legionu... - gospodarz zaczął się zastanawiać na głos.

- Niestety, miasto po ostatnich wydarzeniach nie dysponuje odpowiednią ilością milicji miejskiej - te oddziały które pozostały są niezbędne do obsadzenia magazynów portowych i patrolowania ulic. Odwołanie wystarczająco licznej części do ochrony teatru, domostwa i domów publicznych panny Cynis mogłoby mieć niekorzystny efekt na utrzymanie porządku w mieście. Do tego dochodzi jeszcze kwestia tych posiadłości... - Tu Jin przeciągnął głos i spojrzał na gospodarza, licząc że ten zada narzucające się pytanie.

- Chwilę... jakich posiadłości? - Liang nie zawiódł Jina.

- Lady Cynis, jako sumienna obywatelka Cesarstwa poczuła się w obowiązku do wysłania części swoich sług w celu zabezpieczenia niektórych posiadłości które od czasu buntu podstępnych Feremów leżą odłogiem - z pewnością w celu zachowania ich we właściwym stanie dla przyszłych właścicieli, po tym jak kwestia ostatecznego rozdziału tych dóbr zostanie rozstrzygnięta. Domyślam się, że Lady chciałaby ochrony również i tego mienia, ale niestety - tu Jin rozłożył bezradnie ręce - na to nam sił już z pewnością nie starczy. Nawet, jeśli szanowna lady Aiyana, widać roztrzęsiona po ostatnich przejściach, popiera swoje żądania argumentami których tu nie przytoczę ze względu na szacunek jej należny.

Oficer pokręcił głową. Sprawa się nagle znacząco skomplikowała. Ochrona to jedno, ale te posiadłości...

- Do kogo należą te dobra? - spytał.

Jin zastanowił się przez chwilę, sięgając do swojej zawodnej pamięci, po czym spojrzał pytająco na stojącego za nim asystenta. Ten bez namysłu odpowiedział - W większości są to posiadłości różnych członków Domu Cynis, w tym samego Satrapy, ale w dwóch przypadkach nie jesteśmy pewni, bo nie zachowały się na to dokumenty. W jednej z tych posiadłości o nieznanym pochodzeniu mieszkał kochanek Satrapy, a druga znajduje się o tydzień drogi od miasta i nie bardzo jest jasne do kogo należała. Pozostałe posiadłosci należały do różnych gałęzi Domu, i nadal ustalamy prawnych spadkobierców.

- Cóż, majątkami których własność jest niejasna niewątpliwie powinno zająć się miasto - przynajmniej do czasu ustalenia spadkobierców. Jeśli chodzi o posiadłości Domu Cynis... jeśli nie było przypadku bezpośrednich ataków na nie, to niestety wątpię, żebyśmy mogli sobie pozwolić na oddelegowanie ludzi do ich stałego dozoru. Straż nie jest prywatną ochroną, Dom Cynis raczej posiada odpowiednie fundusze, aby takową wynająć. Oczywiście, prawdopodobnie będzie trzeba ogólnie zwiększyć ilość patroli w mieście, ale to inna sprawa i będzie wymagać wzmocnienia osobowego.

Jin skinął głową z szacunkiem w odpowiedzi na światłą decyzję Tepeta - I tak właśnie się stanie. Co zostawia jeszcze tylko drobną kwestię ochrony mienia Lady w samym mieście. Czy możemy tu liczyć na wsparcie Legionu, czy to w ramach przejęcia od nas tego obowiązku, czy też pomocy przy patrolowaniu miasta i ochronie budynków miejskich?

- Porozmawiam z kilkoma dowódcami smoków. Myślę, że bylibyśmy w stanie oddelegować kilka łusek do patrolowania miasta. - odpowiedział Liang.

- Przekażę waszą szczodrą propozycję pomocy gwardii miejskiej. Jestem przekonany, że bardzo ich ona uspokoi. - Tu Jin skłonił się i zaczął przygotowywać do wyjścia, gdy nagle wyraźnie coś sobie przypomniał, obrócił się i spojrzał w stronę jednej z grających w karty w kącie namiotu osób - Właśnie, zupełnie wyleciało mi z głowy, ale gdy mówiłem o posiadłościach pod miastem wróciło to do mojej pamięci. Jedna z posiadłości jakie straciły właściciela w ostatnich tygodniach należy do domu Cathak i choć zostało tam trochę służby, to przydałoby się by ktoś kompetentny mógł na nią okiem rzucić. Może Szanowna Panienka byłaby tak łaskawa?

Stella słysząc, że ktoś się do niej zwraca, podniosła wzrok, po czym wyraźnie rozpromieniła się na widok Jina. Wstała i dygnęła z wdziękiem na powitanie.
- Szanowny pan Liao Jin... Wybaczcie proszę, że nie przywitałam się wcześniej. Przyjęłam, że przybywa pan w niezwykle ważnych sprawach natury oficjalnej i nie śmiałam przerywać ważnej dyskusji. To niespotykana przyjemność spotkać osobę, która z takim zaangażowaniem przyczynia się do uporządkowania sytuacji w mieście po tak dramatycznych wydarzeniach - wyrecytowała jednym tchem, patrząc Jinowi prosto w oczy i uśmiechając się jednym z najsłodszych uśmiechów, jakie Jin miał okazję widzieć w swoim życiu. - Słyszałam, że mój daleki kuzyn poniósł niestety śmierć w wyniku działań rebeliantów, dotychczas byłam jednak przekonana, że posiadłość została odpowiednio zabezpieczona. Oczywiście, moja wina, że nie zainteresowałam się wcześniej szczegółami... - spuściła wzrok zawstydzona.

Ten zaś otworzył szeroko oczy, chwycił się za serce i wydeklamował formalnie - Kuzyn panienki! Toż to straszne wieści. Niech mam szansę jako pierwszy złożyć panience kondolencje. Proszę sobie też niczego nie wyrzucać, taki tu mamy teraz nieporządek że każdy by się pogubił.

- Dziękuję panu z całego serca za uprzejme słowa. Nie miałam niestety zaszczytu poznać osobiście świętej pamięci Cathak Yorena, ale wiele słyszałam o jego uczciwości i wszechstronnych zdolnościach organizacyjnych. Nie śmiałabym twierdzić, iż byłabym zdolna do dorównania mu choćby w połowie w umiejętnosciach zarządzania majątkiem, ale jeżeli nastąpiła wyższa konieczność i rzeczywiście brakuje osoby, która otoczyłaby majątek opieką do czasu, aż rozstrzygnięte zostaną prawa jego własności... - Stella zawiesiła głos, wyraźnie dając do zrozumienia, że oczywiście, nie odmówi propozycji.

- Doskonale - z widoczną ulgą odpowiedział jej mnich - Zdejmuje to mi jeden kłopot z głowy. Jeśli panienka będzie miała chwilę czasu, nie teraz oczywiście - dodał szybko, biorąc pod uwagę zbliżający się wieczór - to chętnie odprowadzę panienkę do tej posiadłości, by formalnościom stało się zadość.

- Bardzo, bardzo panu dziękuję za troskę o los posiadłości należącej do mojego rodu. Oczywiście - zreflektowała się szybko - podziwiam i doceniam troskę o bezpieczeństwo i dobrobyt całego miasta, ale moja wdzięczność za zwrócenie uwagi na ten, dla szanownego pana zapewne zupełnie nieistotny, problem, jest bardzo głęboka. Nie będę pana oczywiście zatrzymywać, ale obiecuję, że skontaktuję się z panem w najbliższym czasie w tej sprawie - zapewniła Stella, po czym z uśmiechem, który nawet Jinowi wydał się zaskakująco szczery dodała:
- Poza tym...Słyszałam oczywiście o pana bohaterskich czynach, żołnierze przekazują sobie wręcz legendy o tym, jak pokonał pan straszliwą Anatemę... Koniecznie, koniecznie musi mi pan o tym kiedyś opowiedzieć! - zakończyła pełnym entuzjazmu tonem, a w jej oczach zabłysły iskierki ciekawości.

Ten rozpromienił się, wyraźnie zadowolony z komplementu. - W rzeczy samej, historia to straszna i bohaterska jest - po czym zreflektował się widać, gdyż kontynuował już bardziej skromnie - choć jam jedynie drobną rolę w niej odgrywał. Oczywiście, skoro panna sobie życzy, i o tym mogę opowiedzieć - ale to już później. Ale na razie muszę się już pożegnać - i tak już zabrałem Szanownemu Gospodarzowi niewybaczalnie dużo czasu.

Oddalając się od namiotu oficera Liao podsumowywał w myślach spotkanie. Choć nie udało mu się osiągnąć wszystkich celów - młody Tepet reagował zbyt defensywnie postawiony w obliczu potencjalnych problemów politycznych (Jin miał nadzieję na znacznie mniej korzystną dla lady Aiyany reakcję) - udało się zbudować mocne podwaliny dla dalszych działań. Dodatkowo rysowała się okazja do nawiązania dobrej współpracy z domem Cathak, czym zdecydowanie nie należało gardzić. Ogólnie - sytuacja nie wyglądała tak źle, jak się jeszcze nie tak dawno wydawało. Trzeba było tylko pilnować, by dobrze wykorzystać otwierające się właśnie możliwości.
 
Punyan jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172