Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2011, 01:33   #17
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Kapłanka w dalszej części narady głosu już nie zabrała, pozostała jednak do końca mając nadzieję na spokojną rozmowę z generałem Liangiem w cztery oczy. Jej cierpliwość została w końcu wynagrodzona.
- Wybaczcie, iż zawracam Wam jeszcze głowę, ale miałabym prośbę... - zaczęła cicho Meyumi podczas spaceru po obozie.
- Tak? - usłyszeć można było Lianga.
Kapłanka odetchnęła cicho i zaczęła powoli.
- Zapewne słyszeliście co nieco o swobodzie co do poglądów panującej w Damanarze?
- Jedynie plotki... ile z nich jest prawdziwych nie wiem. Ale i po prawdzie jestem żołnierzem, a nie mnichem i wolę się nie mieszać w teologiczne dyskusje, to robota dla Zakonu.
Meyumi skinęła lekko głową.
- Rozumiem, zresztą sytuacja panująca obecnie w Cheraku nie jest najlepsza do wielkich dyskusji teologicznych... Ja też mogę zapewnić, iż nie jestem tu po to by takie dyskusje wszczynać. - dziewczyna mówiła spokojnie, nie śpiesząc się. - Jednakże niestety nie wszyscy są do tego przekonani. - westchnęła cicho. - Sam czcigodny Peleps Deled zainteresował się moją osobą.
- Peleps Deled? - zdziwił się oficer - Nawet pomijając krążące wokół niego... „kontrowersje”, to - proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, nie znam dokładnie struktury Zakonu - wydawało mi się, że jego zadania obejmują raczej polowanie na Anatemy, aniżeli testowanie prawowierności Smoczokrwistych...
- Do tej pory też tak sądziłam, ale najwyraźniej postanowił rozszerzyć swoją działalność. A ja niestety nie stoję w pozycji pozwalającej mi na rozmowę z nim. - na twarzy Meyumi pojawił się delikatny uśmiech.
- Cóż... szczerze mówiąc, raczej nie chciałbym angażować się w spory duchowne, ale... kompetencje przywódcy Dzikiego Gonu są dość oczywiste. Wątpię, żeby armia pozwoliła mu się bez żadnego upoważnienia wtrącać w kompetencje sfery świeckiej - ja na pewno nie zamierzam.
- Dziękuję, sądzę, że to wystarczy bym mogła dalej spokojnie pomagać innym. - dziewczyna usmiechnęła się ciepło skłaniając lekko głowę.
- Nie ma za co dziękować, przecież nic nie zrobiłem. I jeśli chodzi o pomaganie innym, to gdyby czegoś było potrzeba, to proszę dać znać. W Cherak jest sporo potrzebujących, a armia ma niestety wiele spraw na głowie...
- Dziękuję. Będę pamiętać. Nie zajmuję zatem więcej cennego czasu. - ukłoniła się lekko na pożegnanie. - Niech bogowie Ci sprzyjają. Do zobaczenia.

***

Meyumi pilnując, by nie być śledzoną opuściła zrujnowane mury miasta przed świtem.
Szła spokojnym krokiem, aż dotarła do jednej z licznych porzuconych w okolicy posiadłości. Znalazwszy się w środku wyciągnęła z podręcznej torebki kawałek kredy, pędzelek, buteleczkę tuszu i plik pasków papieru. Na podłodze wyrysowała ochronne koło wplecione w większą mandalę i uklękła pośrodku. Wyciągnęła jeden z pasków i napisała na nim “żywiołak” i “powietrze”.
Ułożyła je równo przed sobą, złożyła ręce w rytualnym geście i skoncetrowała swą wolę na przywołaniu żywiołaka z dworu Doskonałego Płatka Śniegu.

„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie...” - słowa anonimowego poety, zapomnianego przez swoją antycesarskość, nasunęły się Meyumi niemal naturalnie. Chwilę później bowiem na wpół spalone okiennice zatrzasnęły się od lodowego wiatru, tłumiąc dopływ światła księżyca. Chłod można było poczuć niemal namacalnie - w powietrzu, domenie niewielkiego żywiołaka, poczęła się skraplać woda zawarta w wydychanym powietrzu...

Przed kapłanką stała niska, niewielka postać, wyglądająca na zdeformowane dziecko. Skrzeknęła w języku północy jedno słowo: „Mistrzyni...?” i najwyraźniej czekała na odzew.

- Przekaż swej Pani, iż chciałabym z Nią mówić. Mogę mieć ważne dla niej informacje. - głos Meyumi był przepełniony wolą i pewnością, jakby rozmowa z żywiołakiem i wydawanie mu poleceń było najnaturalniejszą dla niej rzeczą pod słońcem.

- Tak, Mistrzyni...! - ozwał się żywiołak, najwyraźniej wyjątkowo uszczęśliwiony, że nie kazano mu wychłodzić mieszkania rywala czy wykonać innej, równie niewdzięcznej pracy.

- I zaprowadź mnie do Niej. - dodała po chwili wyszeptawszy zaklęcia ochronne.

- Tak, Mistrzyni! Podążaj za mną. - stwierdził, momentalnie znikając - co, jak wiedziała kapłanka, oznaczało dematerializację ducha... i pięć minut dostrajania się do świata niematerialnego, aby bestyję widzieć.

Meyumi westchnęła cicho i rozpoczęła medytację potrzebną do dostrojenia się. Gdy ponownie otworzyła oczy świat był jakby leciutko rozmyty, a wokoło zaroiło się od zwyczajnie niezauważalnych bóstw, wśród nich znajdował także jej żywiołaczy przewodnik. Podeszła do niego i skinęła głową.
- Prowadź.

***

Podróż minęła szybko - głównie z tego powodu, że kapłanka nie podróżowała wyłącznie pieszo. Miasto, choć zrujnowane, wciąż dostarczało dostateczną ilość miejsc, w których można było dostać szybkie konie, dorożkę, czy inne potrzebne rzeczy. Mimo wszystko, dopiero kilka godzin później ukazało się jej wejście do zimowej krainy. Nie można było tego pomylić z niczym - skuta wiecznym mrozem kraina otwierała się nader niedyskretnie, metrowymi zaspami... Dalej musiała już pójść sama. Nawet gdyby przewodnika nie odstraszył widok trucheł dwójki podróżnych, których lokalne zawichrowania pogodowe nie złapały nader szybko, to koń i tak by nie przejechał.

- W głąb, Mistrzyni! - ozwał się mały duszek.

Kapłanka podziękowała dorożkarzowi i poleciła czekać tu na nią po czym skierowała swe kroki ku krainie mrozu. Wreszcie, stanęła przy jej krawędzi. Wtedy jednak ozwał się duch.

- Mistrzyni, wybacz... - stwierdził tonem bitego dziecka, po czym wyrzucił wreszcie swą wątpliwość - Pierw o tobie zawiadomić czy cię zaprowadzić?

- Zawiadom.

***

Kilkanaście minut później, duszek powrócił.

- Mistrzyni, Mistrzyni się zgodziła! - wyrzucił z miejsca do Meyumi.

- Zatem w drogę.

Przez całą droge kapłanka rozglądała się uważnie z ciekawością. Kraina była... całkowicie wyludniona. Jakiekolwiek oznaki zwierzęcej prezencji za jej progiem stopniowo znikały, a wegetacja roślinna również zdarzała się jedynie okazyjne. Wyjątkiem były miejsca, które widocznie były siedzibami żywiołaków innego typu - i nie były skute grubą warstwą śniegu... Choć po nich było widać, że śnieg i lód już walczą o swoje prawa.

Pierwotnie trudno było jej iść przez coś, co zakwalifikowała jako „wąwóz” między dwoma pagórkami. Warstwa śniegu powodowała bowiem, że musiała się przedzierać - a złapaniu którejkolwiek z białych sylwetek, które dostrzegła w oddali, mogła jedynie pomarzyć. Szybko jednak droga przestała być ośnieżona, a zaczęła być skuta lodem. Wówczas odpadał przynajmniej problem związany z podróżą... Pozostawało jeszcze pytanie - czy trudności podróży wynikały z nieświadomości uciążliwości tejże wędrówki, czy były celową demonstracją złej woli żywiołaków?

W końcu jednak, podróż dobiegła kresu, a ona dotarła do miejsca, które mogłaby określić jako siedzisko władzy i najwyższy punkt wąwozu. Tam zobaczyła istny tłum dziwnych postaci, które najwyraźniej oczekiwały na jej przybycie.

Meyumi rozejrzała się spokojnie chłonąc widok najprzeróżniejszych istot ją otaczających i powoli podeszła na bezpieczną odległość do Doskonałego Płatka Śniegu.
- Pozdrawiam Panią tego Dworu. - skłoniła się lekko. - Dziękuję za możliwość rozmowy.

- Miłym jest mi przywitać tak wielkiego przybysza w naszym dworze. - stwierdziła królowa dworu, lekko skłaniając głowę; widać było jednak, żę zachowuje dystans wobec swojego gościa - Niebiosa tylko wiedzą, jak opłakuję, iż los okrutny uniemożliwił przygotowanie odpowiedniego powitania tak dostojnemu przybyszowi. - dodała ceremonialną formułę i dokończyła - I z pewnością przyczyna twej wizyty jest ważna pod Niebiosami, albowiem niecodziennie odbywa się tak wyczerpującą podróż.

- Tylko poważna sprawa mogła zmusić mnie do tak nieodpowiednio zapowiedzianej wizyty. - odparła spokojnie Meyumi.

- Bardzo raduje to moje serce, bowiem nie do pomyślenia byłoby, aby ktoś tak wspaniały składał mi wizytę bez odpowiedniego powodu. - odpowiedziała jej zimno królowa, wskazując jej siedzisko przed pustym tronem: przynajmniej to było dobrą monetą - Rozumiem więc, że sprawa twa nagląca jest: czy można mi wiedzieć, w czym pomóc mogę wybrańczyni smoków?

Kapłanka podziękowała i usiadła z ulgą, nie pozwalając sobie jednak na zmniejszenie czujności.
- Cieszy mnie tak miłe powitanie, choć wolałabym, by czas był spokojniejszy. Słyszeliście zapewne Pani o Smoku zwanym Pelepsem Deledem?

- Wieści o czcigodnych egzarchach Smoczego Gonu docierają nawet do takiej głuszy, jak moje królestwo. - podsumowała cicho - Cóż jednak ma wspólnego przełożony Szczytu Łowczego Oka z naszym skromnym władztwem?

- Doszły mnie niepokojące wieści, iż przywódca Smoczego Gonu osobiście planuje pokazać się w Cheraku, by zaprowadzić w nim porządek i ponoć włącza w swą działalność również Wasz Dwór.

- Najwyraźniej lekceważy sobie majestat Nieskalanej Wiary i traktatów, które zawarli z nami jej przedstawiciele. Wobec tego, winien ukorzyć się i przyznać do błędu. - fasada...? spokoju była wręcz niewzruszona.

- Niestety Peleps Deled nie patrzy na traktaty, a jedynie na to co on uważa za słuszne, stąd moja obawa, iż mógłby próbować zakłócić spokój Twojemu Dworowi nie bacząc nawet na to, iż jego działania nie spotkają się z ogólna aprobatą.

- Wiadomo mi wiele o działaniach Deleda, ale nie będziemy mówić o kimś, kto bez żadnych przyczyn pod Niebiosami wznosi przeciw nam miecz. Jeśli chce ustępstw, niech zacznie szanować swoich szacownych przodków - odpowiedziała, zwracając się z powrotem do Meyumi - Jeśli zechcesz wyrazić swoją przyjaźń, z chęcią ją przyjmiemy. Musisz jednak wiedzieć, że przedtem chciałabym znać twoje zamiary.
- Moje zamiary są jasne - chciałam pomóc. - odparła spokojnie kapłanka. - W Damanarze nauczyłam się, iż przyjaźń cenniejsza jest niż wymuszanie czy straszenie. Niestety tylko w Damanarze takie myślenie mogło być bezpieczne i teraz Peleps Deled zagraża również mi.

- Będziesz więc mieć naszą wdzięczność, jeśli pomożesz nam ukarać występnego egzarchę, jeśli rzeczywiście wystąpił przeciwko mądrości Pięciu Smoków. Musisz jednak wiedzieć, że nie przełożę tego na relacje z Nieskalaną Wiarą, bowiem... - w tym momencie zaś głos królowej został przerwany przez kraczenie ducha alarmowego. Najwyraźniej na teren wdarli się jacyś intruzi...
 
Blaithinn jest offline