Mallorn nie skończył rzucać swego zaklęcia. Nie było mu to dane. Przed samym bowiem zakończeniem jeden z podchmielonych szlachciców wylądował mu wprost na kolanach przerywając koncentrację. Został pchnięty przez kobietę w opałach.
„Przysłowiowa babska wdzięczność” – pomstował Cedrik. „Człowiek udaje szlachetnego rycerza, a tu jakaś ostatnia, eech, psi świat”.
Spojrzał kątem oka na Mideave. Jeżeli wiedźminka myślała, że to był efekt rzuconego przez niego czaru, była w wielkim błędzie.
Czarodziej pewnym ruchem zepchnął z siebie szlachciurę na drewnianą podłogę. Tamten runął na ziemię, zupełnie jak worek kartofli. Miał lekkie kłopoty z powstaniem.
„Hmm… jeśli rzeczywiście to szlachta to musi być ździebko schłopiała” – przemknęło Mallornowi przez głowę.
W tym samym momencie usłyszał jak drugi moczymorda ofiarowuje Midaeve oreny za jego śmierć. Wkurwiony już nie na żarty Cedrik, postanowił się nie certolić. Spojrzał w oczy suczemu synowi i wycharczał w kierunku zbira zupełnie nie po czarodziejsku:
- Chłystku, mam pytanie. Czy twoja stara nie mówiła Ci nigdy, żebyś nie sikał pod wiatr, co? Bo to bardzo niedobrze, powiedziałbym kurwa, że w niektórych sytuacjach wręcz fatalnie. Dziś przykładowo suczy synu wysikałeś się pod huragan, jak mawiał mój świętej pamięci Mistrz. I nie wiem, czy to przeżyjesz.
Mówiąc te słowa zerwał się na równe nogi. Czuł pod sobą wodne źródło mocy. Przyjazny żywioł. Na Przylądku jego ulubiony. Dlatego nie wahał się z niego solidnie zaczerpnąć.
Tak wzmocniony wzniósł dwie dłonie w kierunku szlachcica i wyskandował silnym głosem zaklęcie grotu. Celował w oczy. „Zrobię z nich prażynki” – obiecywał sobie.
„Resztą rzezi pewnie zajmie się wiedźminka” – pomyślał. – „Szkoda tylko, że nie tak sobie wyobrażała swe pierwsze zlecenie – uśmiechnął się w myślach. „No cóż, graj muzyko”.
Ostatnio edytowane przez kymil : 30-05-2011 o 17:52.
|