Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2011, 20:19   #9
aveArivald
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Wiewiór obrócił się na plecy i otwarł oczy. Leżał na wznak wpatrując się bezmyślnie w pajęczynę przy suficie.
- W mieście zawsze coś musi się spieprzyć - zająkał sam do siebie. Promienie słońca wiszącego nad murami, nieśmiało wkradały się do pokoju przez bure zasłony i padały wprost na jego twarz - Co za idiota ustawia tak prycze...? - Zapytał chociaż nie oczekiwał, że ktokolwiek udzieli mu odpowiedzi. Chociaż starał się jak mógł na chwilę się zdrzemnąć, to po nieprzespanej nocy nie był w stanie zmrużyć oka.

Podniósł się, przetarł piekące oczy dłonią i rozciągnął ręce i nogi aż kości chrupnęły.
- Już pora wstać, wyruszyć z domu, i przyjaciół spotkać swych... - zanucił ironicznie rozsuwając brudne zasłony. Achhh ten zapach miasta... niesamowicie intensywny, niespotykany nigdzie indziej, jedyny w swoim rodzaju fetor fekaliów, padłych szczurów i cholera raczy wiedzieć czego jeszcze. Wiewiór nienawidził tego zapachu. Uważał, że jest on nienaturalny i przeciwny naturze, ale cóż... - Miastowi lubią się taplać we własnym gównie? Proszę bardzo, ja jestem tylko przejazdem - pomyślał.

Pokiwał głową w swej bezsilności, zebrał rzeczy których zresztą wiele nie było i ruszył na dół - Łuk jest, kołczan jest, miecz jest - wymieniał pod nosem zbliżając się do końca schodów - Ach! Flet... a tu jesteś... dobra... - skończył monolog wpadając z impetem na Anne...

Anne odbiła się od wieczornego towarzysza i padła na ziemię. Spojrzała na niego z krzywym uśmiechem.
- No tak, nic tylko pomiatać damą na dzień dobry. Koniec świata, co się dzieje z dzisiejszymi mężczyznami - psioczyła pod nosem, wystarczająco głośno, żeby każdy mógł ją usłyszeć, gramoląc się z ziemi.
- Jaaa... ja ja przepraszam, nie chciałem, zamyśliłem się i tak, tak jakoś... - zmieszał się Wiewiór. Brakło mu języka w gębie. Rzadko kiedy w ogóle spotykał kobiety, do tego takie piękne jak Anne. Jeśli już miał z jakimiś kontakt to były to inne myśliwe, zleceniodawcy lub - delikatnie ujmując - panie lekkich obyczajów.

- O jaki wygadany - mruknęła do siebie Anne, otrzepując się - Wybierasz się na turniej sądząc po twoim rynsztunku? - zapytała zaciekawiona. Coś tam wieczorem wspominał, ale była dosyć zmęczona i nie do końca pamiętała. Jednak na pierwszy rzut oka widać, że facet potrafi posługiwać się bronią, sądząc po wyglądzie, pewnie jakiegoś rodzaju strzelec.

- Tak, zamierzam wziąć udział w paru konkurencjach, zobaczymy co będzie - powiedział szybko Wiewiór ciesząc się, że kobieta zmieniła temat rozmowy.

Anne spojrzała krytycznym wzrokiem na mężczyznę. Wyglądał na takiego co da sobie radę, ale ciekawiło ją, jak mu pójdzie na zawodach.
-Czyżby? W jakich konkurencjach? Fechtunek? - zapytała.

- Cóż, z pewnością i tam spróbuję swoich sił, ale przede wszystkim zawody łucznicze - odparł Wiewiór.

- Cóż, z chęcią się przyjrzę. Lecz jeśli idziemy w tym samym kierunku, jak się nazywasz, dżentelmenie bez imienia? - zapytał Anne sarkastycznie, wciąż mając mu za złe zderzenie na schodach.

- Zwą mnie Wiewiór - odparł myśliwy a rumieniec zawstydzenia ponownie wypłynął mu na policzki - A, a Ty jesteś...?

- Anne - odpowiedziała krótko. Nie miała powodu podawać mu swojego nazwiska - Tak więc Wiewiórko, idziemy na turniej? Mam zamiar przyjrzeć się naszym "dzielnym chłopom" maszerującym na kolejną, bezsensowną wojnę.

Wiewiór skrzywił się gdy usłyszał jakież przezwisko wymyśliła mu Ann, ale powiedział tylko:
- W porządku, możemy ruszać - nie miał nic przeciwko towarzystwu tak pięknej kobiety. Przeczuwał, że taka znajomość może po pewnym czasie zacząć go drażnić, ale w tamtej chwili nie potrafił się oprzeć i odmówić.

Anne skinęła głową na znak zgody po czym szybko dodała:
- W takim razie, daj mi chwilę, wezmę rzeczy z pokoju i dołączę do ciebie - odpowiedziała Ruda, znikając ponownie w karczmie kierując się do pokoju z którego zabrała swój sprzęt, który skrzętnie ukryła, oraz pieniądze. Następnie dołączyła do mężczyzny.

Wyszli na zewnątrz. Słońce grzało przyjemnie, jedynie smród ulicy przeszkadzał w oddychaniu...
- Chyba nigdy się do tego zapachu nie przyzwyczaję - westchnął Wiewiór
- Cóż, ciepłota nie poprawia zapachów miasta - rzuciła, w odpowiedzi na stwierdzenie Wiewióra
- O jakiej wonie mówiłaś?
- Jakiej wojnie powiadasz... Gdybym to ja sama wiedziała, jakaś kolejna, bezsensowna wojenka naszego nie wyżytego króla - dopowiedziała z uśmieszkiem.

Wiewiór i Anne ruszyli w stronę pałacu, przed którym miały odbyć się główne konkurencje turnieju. W mieście wrzało jak w ulu, ludzie biegali w tą i we w tą, kramarze szykowali swoje stragany, wykładając towar, robotnicy kończyli stawiać główne ozdoby punkty rozrywek.

Plac był zrobiony na kształt kwadratu, przy każdym wierzchołku stały cztery olbrzymie namioty, w których obywały się zapisy na poszczególne konkurencje. Tak zaczynając od górnego lewego rogu stał namiot z sugestywnym mieczem i tarczą namalowanym nad wejściem namiotu oraz znajdującym się napisem " Zawody szermiercze".

Po drugiej stronie placu znajdował się namiot z narysowanym łukiem, za namiotem zaczęto ustawiać cele do których cała horda ludzi miała szyć z łuków, kusz i innych narzędzi śmierci.
Po lewej stronie od wejścia, stał namiot z szyldem głoszącym " Zawody zapaśnicze". Długa kolejka składała się głównie z mężczyzn. Widocznie każdy facet chciał być obściskiwany przez drugiego, równie wielkiego bydlaka.

Ostatni z punktów zapisu, również był oznaczony mieczem, lecz zasady zapisane na wielkiej tablicy głosiły, że walczy się do pierwszej krwi, jedynie przy użyciu broni siecznej, czyli mieczy.
Pośrodku placu znajdował się jedyny wolny skrawek przestrzeni, 5 żołnierzy odganiało wścibskich. Niewielki namiot miał oznaczenia kogoś z błękitnej krwi, widocznie przybył z nadzieją na dobrą zabawę.

Oczywiście prócz głównych 4 filarów zawodowych, odbywały się pomniejsze konkursy, między innymi picie na czas, siłowanie się na rękę i inne dość tępe rozrywki. Wśród tego biegała dzieciarnia, zgarniając sakiewki już podpitych mieszczan, mimo porannej godziny. Kramarze zaczynali zachwalać swoje produkty, jednym słowem, wielki młyn zaczynał się rozkręcać.
 
aveArivald jest offline