Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2011, 13:13   #108
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Dostojna postać Graziany Mendozy odbijała się wykrzywiona w najprzeróżniejszych konfiguracjach i odkształceniach w szklanych naczyniach laboratoryjnych. Gaudimedeus spokojnie obserwował zwielokrotnione odbicia jej oczu w butlach i tubusach, gdy pracowała odwrócona tyłem do niego. Czas nie był luksusem, na który można było sobie pozwolić w jej sytuacji, był jak płachta którą wiele zdarzeń ciągnie na swoją stronę. Ale słuchała uważnie.
Astrolog zaś opowiadał. Wydarzenia przed domem Rabii. Przerwała w pewnym momencie, nadal nie odwracając się ku niemu.
- Rabia umknęła...Nie podoba mi się to...Nigdy jej nie ufałam. Zarówno Rabia, jak i jej ojciec mieli ogromny wpływ na poprzedniego księcia, a całą trójkę łączyły dwie cechy: iście drapieżne pożądanie władzy, przy równoczesnym braku jakichkolwiek skrupułów.
Zmilczał.
- Pamiętam też tego nieumarłego psa - snuł się zawsze za Rabią, musieli go zamykać, gdy Kapadocjanka chciała się gdzieś udać, bo wyrywał się za nią i szukał jej śladów...
- Ten w domu zdawał się niczego nie szukać...- odparł Gaudimedeus - Mogłoby to różne rzeczy oznaczać - albo wiedział, że jego pani już nie istnieje... Albo nadal była jednak gdzieś w tym domu. A słuchał się Alego.
- Albo, że żyje, lecz poza swym domem. Psa zaś wzięto na łańcuch - jak sam zauważyłeś. Uprzednio spoiwszy krwią, co tłumaczyłoby zażyłość - uniosła wymownie brwi. - To jednak puste rozważania. Zbór zyskał już na tych łowach. Możemy ryzykować, szarpiąc się z Cykadą o łup, jednak Rabia byłaby dla nas tylko kartą przetargową. Mocną, przyznaję, lecz czy wartą ryzyka wyrywania jej Zwierzętom z gardła?
- Nie, zwłaszcza że wcale nie w zwierzęcym gardle ona jeszcze...
- Gdzie zatem? Szukaj, jeśli masz ku temu czas - ja muszę porzucić łowy na rzecz zarazy i... naszej sprawy, to obecnie najważniejsze. Jednak dam ci Jokastę, jeśli uznasz, że będzie pomocna w poszukiwaniach.
- Nie będzie takiej potrzeby, gdyż nie mam zamiaru. - odparł - To, co najcenniejsze z jej siedziby, jest już w naszych rękach. Dla mnie, łowy zakończyły się.
- Sprzedaj zatem informację. Temu, kto da więcej - wzruszyła ramionami, jakby nie było nic bardziej oczywistego.
- Ale którą? - zapytał spokojnie - Ta, która mówi o odwiedzinach śmiertelnego wroga książęcego w Ferrolu, nie jest na sprzedaż.
- Lecz ta o wiernej miłości zwierzęcia do pani, tak wielkiej, że będzie jej szukać do ostatniego tchnienia, czy raczej do ostatniej kropli jej krwi w żyłach, jest na sprzedaż jak najbardziej.
- Myśl przednia. Jednak wielce prawdopodobne, że inny niż miłości ogień pochłonął już bestię. Nie ostałem się, alem widział dymy nad domostwem. Chyba że kto zwierzę był uprowadził.
- Rzecz prosta do ustalenia. Takie zwierzę łatwo będzie odnaleźć, zwłaszcza jeśli dysponuje się... Zwierzęciem, nieprawdaż, Manuelu?
- Spróbuję iść w tę stronę, Graziano. - odparł - Ale trudno mówić o dysponowaniu Zwierzęciem. Zwierzę zawsze pozostanie zwierzęciem. Nieobliczalnym. Pierwotny instynkt zawsze ponad lojalność..
- Skoro tak twierdzisz... Ty znasz sytuację. Jeśli więc pójdziesz w tym kierunku, uważaj, by zwierzę nie wyczuło braku zaufania. I aby nikt inny nie wyczuł na nim twego zapachu. Cykada jest zazdrosną i okrutną panią. Ceń i chroń tych, którzy cię popierają. Choćby i byli mniejsi i słabsi rozumem.
- Któż stwierdzi, co jest umysłem ułomnym... - westchnął astrolog. - No cóż, w każdym razie, później nastąpiły inne zdarzenia ...

Gdy wspomniał Alego, Graziana zdawała się zdziwiona.

- Słyszałam okrutne plotki, że zginął w mękach podczas oblężenia. Nie chciał walczyć z Cykadą i rzucił broń, więc go torturowali, ponoć wyrwali język... - Zaraz jednak jej twarz rozjaśnił dziwnie smutny uśmiech – choć tym razem nie dla Manuela przeznaczony. Uśmiechała się do swoich wspomnień. - Cieszę się, żeś go spotkał na swej drodze. I radam, że przeżył oblężenie Castro los Mauros. Zawsze go ceniłam, choć żadna wielka przyjaźń między nami nie mogłaby zaistnieć. Był taki uroczy, z tkliwą duszą, skromnością i niezłomnymi zasadami, z tym iście rycerskim oddaniem Rabii. Pisał wiersze, wiesz? Jeśli chcesz poznać moje zdanie, to okrutnie słabe to były strofy, z większym kunsztem obchodził się z metalem. Jednakże z tą wrażliwością mógłby być i Rzemieślnikiem... Zaiste, dobrze, że wówczas ocalał. Nie zasłużył na taką śmierć, nie on. Już lepsza spotkała go poprzedniej nocy...

Zamilkła, wskazała na rusztowanie alembiku, cienkie, stalowe rurki i potoczyła dłonią nad pracującą alchemiczną maszynerią
– Jego robota, miał takie zręczne ręce. Gdybym miała to kupić, nie starczyłoby i majątku Christobala – uśmiechnęła się delikatnie. - Zaś Ali pragnął tylko sztuczki, która pozwoliłaby mu odciąć się od zmysłów, gdy modlił się czy pracował. W przyznawaniu się do swych ułomności też był uroczy. Gdyby historia naszych klanów ułożyła się inaczej... mogłabym go nawet lubić. Był mistrzem w swej sztuce i dobrym mężczyzną. Z tego, co mówisz wynika, że te lata go nie zmieniły... Jego Bóg jest jednak okrutny – ocalił go tylko po to, by mógł paść wczorajszej nocy na tej samej ziemi. Tym razem walczył z Cykadą, choć posłaniec z Oka mówił, że nie zadał ani jednego ciosu, tylko się bronił. Nie mówił, po co wrócił?
- Powiedział. - odparł Manuel - Powiedział, że przybył, by zapłacić za swoje grzechy. Zatem, na pokutę. Albo na sąd. Tak powiedział, a jaka była prawda? Myślę, że właśnie taka jak rzekł. Tym bardziej, że dostał właśnie to, o czym mówił.
- Cóż, oby trafił do tego swojego raju, w który wierzył.

Przez jakiś czasie słychać było tylko bulgotanie mikstur, syczenie i dziwne skwierczenie. Rurki oplatające konstrukcję naprzemiennie zabarwiały się i matowiały.

Podsłuchane spotkanie na drodze powrotnej...Nawet teraz astrolog ściszył głos, gdy o tym mówił. W połowie relacji z nieoczekiwanego spotkania na zlanej deszczem drodze do dawnej siedziby sokolników Graziana położyła dłoń na stole i usiadła. Twarz jej stężała.
- To on. Manuelu, być może nie masz świadomości, jak blisko byłeś niebezpieczeństwa, jak cienka nić dzieliła cię od niewoli. Bajjah jest ostry jak nóż, pełen gniewu jak morze i straceńczo odważny. Wtargnął tu, sam jeden, tylko ze sługą, wjechał do miasta zamkniętego w czas zarazy, w którym książę za jego głowę obiecuje niewyobrażalne zaszczyty. Wjechał do mego domu jak do własnego. On nie cofnie się z raz obranej drogi, nawet jeśli dostrzeże, że na jej końcu czeka go zagłada, będzie parł do przodu. Wie, kim jesteś, i jakie były twe zasługi w zrodzeniu idei, która pozwoliła zmiażdżyć jego lud – po raz pierwszy słowo „zasługi”, w kontekście dawnego dzieła Manuela, nie opuściło jej ust zabarwione kpiną i potępieniem. Jej oczy w gładkiej, nieruchomej twarzy nagle stały się szkliste, zamrugała szybko.
- Wie również, że klan mnie uwięził. Przeklinam słabość, która mnie ogarnęła w noc, gdy mu to wyznałam. Dziś obiecał mi przetrwanie w nadchodzącej wojnie, wolność i miejsce u swego boku, po zwycięstwie nad Labrerą. W zamian chciał w swoim mniemaniu drobnostki. Dowodu lojalności i szczerości uczuć. Ciebie.

- Graziano...
Milczał czas jakiś. Wdzięczność...Oddanie. Ale i gniew jakowyś. To wszystko w nim wyczuwała, bo choć próżno byłoby szukać tego na obliczu astrologa, ona znała go zbyt dobrze. Znała, jak nikt.
- Zaryzykowałaś...- odezwał się wreszcie - ...tak wiele. Zbyt wiele - bo siebie. Nie jestem tego godny.
Przeszedł parę kroków, stanął półprofilem.
- Stało się. Jesteś zatem, w jego oczach, jak i ja jestem. Zdrajcą. Gorszym nawet, bo w serce samo nóż wraża. Nóż odrzucenia uczuć. Dla niego, opowiadamy się po stronie Labrery.
- Nie wyolbrzymiaj tego, co małe było ze swej natury. Łatwiej mi przyszła ta decyzja, niż mogłoby ci się zdawać - odparła szorstko. - Bajjah był od początku tylko moim błędem, i nie będę boleć nad stratą faworów kogoś, kto chciał mnie zawłaszczyć, by przypiąć sobie jak błyskotkę do ramienia. Źle się stało jeno, że z rozmachu zaprzepaściłam szanse na paktowanie z Zelotami. Liczę jednakże, że Bajjah odpocznie, ochłonie... i wróci. Ma więcej rozsądku niż widać to na pierwszy rzut oka. Potrzebuje poparcia. Potrzebuje zwycięstwa.

I może kto inny dałby się zwieść twardym słowom, trzeźwej ocenie sytuacji i dumnej postawie. Manuel zaś wiedział, że Graziana kłamała. Po raz pierwszy od czasu, gdy przybył do Ferrolu przestała być z nim szczera.

- Być może to jest cena za to, że przestałem już być uczniem. - pomyślał. Milczenie przeciągało się.

- My też potrzebujemy zwycięstwa. - odpowiedział mag.

Odwróciła się gwałtownie od maszynerii, nad którą zdążyła się pochylić, przez chwilę przez jej twarz przetoczył się gniew.
- On - wskazała, każde słowo zaznaczając stuknięciem długiego paznokcia w stół - może sobie pozwolić na stratę współbraci. Ja nie zamierzam płacić takiej ceny. Mogę ryzykować swoim istnieniem, twoim nie będę. Cokolwiek chodzi ci po głowie, zapomnij. Nie tędy droga. Znajdę inny sposób.
Choć w jej głosie było tyle samo mocy i pewności co zazwyczaj, Manuel nie mógł wyzbyć się uczucia, że Graziana nie o planach, a o życzeniach prawi, nie nagina świata do swej woli jak zawzwyczaj, lecz tylko zaklina słowem rzeczywistość, w nadziei, że okrutny los się odwróci.

- Posłuchaj tedy, com w księgach wyczytał. - zmienił temat astrolog - Może inny kontekst rzuci nieco światła na tę zagadkę. Ach, i jeszcze to. Obejrzyj proszę tę rycinę, w czasie gdy ja będę mówił.

Słuchała, oglądając uważnie rysunki. Gdy Manuel skończył cytować, odpowiedziała mu. Znała tę teorię. Znała historię rytuału.
- Ta teoria to totalna bzdura. - powiedziała pewnie - W mózgu śmiertelnika zachodzą nieodwracalne zmiany, przez co wskrzeszeniec nie wróciłby w pełni sobą, zaś odtworzenie w pełni rozsypanego w pył i proch ziemi zabitego wampira również jej zdaniem jest niemożliwe. Coś wstanie, ale moim zdaniem nie będzie to to samo, co umarło, Manuelu.
- Ale teoria ma przecież i swoich entuzjastów w naszych szeregach, prawda?
- Widzę, że zauważyłeś te dopiski...Ubolewam jedno, że tak wielki umysł trwoni swe noce na badanie podobnych mrzonek.
- Pamiętnik Oktawiusa sugeruje,, że w Niebla del Valle podjęto taką próbę...
- Nic mi na jej temat nie wiadomo. Księcia i jego doradcę Mehmeda tuż przed przewrotem najbardziej pasjonowała budowa wielkiego galeonu, nie robili właściwie nic poza planami, odwiedzinami u przeróżnych rzemieślników, potem próbnych rejsów wzdłuż nabrzeża... Być może szykowali się do ucieczki – na jakiś inny, bardziej gościnny brzeg, na którym chcieli zacząć wszystko od nowa. Jednak plany przerwał im...wiesz...

Patrzył na nią, w milczeniu. Ręce astrologa jego zwyczajem ukryte były w rękawach szaty.
- Nie wiem co się z nim stało...- odpowiedziała powoli, a nagle zamilkła jakby zadziwił ją fakt, że nigdy potem o tym nie myślała - Może przypadł Cykadzie? Chociaż nie, nigdy go później nie widziałam... Może Zwierzęta go po prostu zatopili?
- Nawet jeśli...- odpowiedział astrolog- ...wygląda na to, że w jakimś wymiarze...wypłynął. W jakimś sensie...
Wychwycił jej spojrzenie, a potem odezwał się:
- Myślę, że widziałem ten galeon. W moim śnie.

- Takie rzeczy... są możliwe. Piekielnie trudne, obarczone niewyobrażalnymi kosztami, lecz możliwe. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby Mehmed i Rabia pracowali nad czymś podobnym, co zapewniłoby im przewagę, władzę... i przetrwanie. Cykada wspominała mi kiedyś, że w Niebla del Valle atak coś przerwał, jednak nie dopytałam jej dokładnie, a ona też nie była nigdy skłonna do zwierzeń. Niepokoi mnie to widmo Sokoła, o którym wspomniałeś. Jesteś pewien, że to on? Było wielu świadków jego śmierci, nie może tu być mowy o jakimś szachrajstwie czy zmyślnej sztuczce. Zresztą, nawet jeśli to nie on, ślady na pysku mej gargoyli są dla mnie dostatecznym dowodem na to, że jesteś obserwowany, i że jesteś w niebezpieczeństwie. Przeprowadzisz się do siedziby zboru. Niezwłocznie.
- Jeśli takie jest twe życzenie, Graziano...- skłonił się lekko. - ...to tak się stanie. Chciałbym jednak przenieść tu jakieś lektury i być może nawet trochę sprzętu, niedobrze byłoby przerwać badania...
Skinęła głową. - W siedzibie zboru jest dość miejsca. Jeśli będziesz miał trudności z transportem, wspomnij słówko Christobalowi. Znajdzie sposób, by otworzyć ci bramy. Zapewne stosowny złoty klucz - przymrużyła wesoło oko, długie poczernione rzęsy rzuciły ruchliwy cień na jej policzek.
- Spakuję rzeczy i poproszę go o to. - powiedział Manuel - Sam mam swoje sposoby, ale wprowadzić wóz do miasta to co innego. Jeśli zdążę, transport nawet jutro. Ale być może dopiero następnej nocy. Wszystko zależy od tego, kiedy i jak skończy się dzisiejszy bal.
- Dla mnie skończy się szybko. Będę musiała wrócić do pracowni. Zostawię jednakże Christobala... oraz kilka osób, które będą nam służyć swymi uszami.
- Oczywiście. Zresztą, i ja tam przecie będę.

Astrolog wolno zmienił pozycję, ustawiając się w kierunku okna.
- Księgi dopierom polecił skatalogować. - powiedział, z trudem kryjąc fascynację która opanowywała go gdy o nich choćby myślał. - Ale myślę, że warte były ryzyka. A co z ryciną?

Oglądała nadal rysunek, myśląc na głos...
- To wygląda na jakieś uszeregowanie, przyporządkowanie miejsc w rytuale. Dziesięć osób z siedmiu klanów... Okręg sugeruje, że tworzą niejako jedność, wszyscy czerpią z siebie nawzajem, i jedną rzecz czynią, w jednym celu zebrani. Klany... ciężko wejść w cudzą skórę i zrozumieć pobudki, jakie rządzą wyborem: ten, a nie inny... Wszystkie klany miały swoich przedstawicieli przed przewrotem, a wśród nich nie tylko zwykłe płotki. Nawet Assamitę przecież mieliśmy, Alego. Którego ledwie pięciu przodków dzieliło od praojca Kaina – w jej oczach zamigotała magia. - Lubiłam go, Manuelu. To nie oznacza, że go nie sprawdzałam. Zwróć uwagę na jedno – wskazała na górę rysunku. - Na szczycie zasiada Malkavian. Nie ktoś z klanu księcia. Dopiero po jego prawicy i lewicy zasiedli Magistrowie i Rabusie Grobów – klan Malafreny i klan jego doradcy, Mehmeda, każdy po dwa miejsca. Zaś Szaleńca mieliśmy wówczas tylko jednego – Celestina Inigo.

- Może nie o przeszłości rycina ta ma mówić...- odezwał się Manuel głucho - A o tym, co ma nadejść dopiero...?
- Przeszłość splata się z przyszłością nierozerwalnym więzem. Według twojej przepowiedni miało przybyć dziesięciu sędziów -jeśli wcześniej odeszli. Nie mogę uwierzyć, że to mówię - jej umalowane usta skrzywiły się z lekkim niesmakiem - ale może warto nawiązać kontakt z Ekkehardem i zapytać go o jego mrzonki... Nawet brednie stają się istotne, gdy wierzy w nie więcej osób.
- Paradygmat. - odezwał się jakby do siebie Gaudimedeus.
- Truizm, truizm raczej - odparła sucho Graziana, nadal sceptycznie nastawiona do wszelkich rewelacji, które mogłoby odkryć poszukiwanie w tej dziedzinie.
- Tak...- głos astrologa nadal brzmiał, jakby mówca nie był do końca świadomy - ...wybacz Graziano, miałem na myśli wymiar...hermetyczny...Kiedyś...Badania nad naturą magii...Rzeczywistość odkształca się, jeśli wystarczająca ilość umysłów postrzega coś jako prawdę, to...W każdym razie, nazywaliśmy to paradygmatem.
- Mnie bardziej interesuje to, kto, dlaczego i jakie żywi mrzonki - odparła rzeczowo. - To wiedza, która może być przydatna. Można je wówczas tłamsić - lub podsycać.
- Mam wrażenie, że ktoś już to robi.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline