Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2011, 10:37   #22
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Początek dnia nie zapowiadał niczego specjalnego. Khemorin, jak zwykle, pracował w kuźni przylegającej do karczmy, której był współwłaścicielem. Właściwie nie musiał tego robić, ale po prostu nie potrafił siedzieć bezczynnie, a dodatkowo tworzenie nowych, użytecznych rzeczy sprawiało mu przyjemność. Przekształcenie nieforemnego kawałka metalu w narzędzie pracy lub broń powodowało, że czuł się bliżej, niż w jakiejkolwiek innej sytuacji, swojego boga, Kowala Dusz, Moradina. I czuł się potrzebny.

Regularne uderzenia młota o rozżarzony metal rozlegały się w ciemnym, rozświetlonym jedynie blaskiem paleniska, iskrami tryskającymi spod młota i smugami światła wpadającego poprzez szczeliny między deskami ścian, pomieszczeniu. Co jakiś czas krasnolud wkładał przestygły kawałek do paleniska i poruszał miechem, żeby żar nabrał odpowiedniej temperatury, po czym metal rozgrzany do białości wyciągał i znów uderzał, formując następną podkowę. Ten towar schodził najszybciej, bo podróżni przybywający do karczmy zwykle prosili o zabezpieczenie kopyt ich wierzchowcom. Ale na ścianach wisiały w porządku obręcze na koła i beczki, sierpy, kosy a nawet elementy pancerzy, zbroje, tarcze i różne rodzaje broni. Tak, potrafił wykuć prawie wszystko.

Wejście Uugara przerwało ciągły stukot młota o kowadło. Po chwili rozmowy kowal odłożył rzecz, nad którą pracował i wyciarając ręce w fartuch ruszył za przyjacielem.

- Nie mieli kiedy przyjechać, do diaska. Mam nadzieję, że choć trochę zamówili i nie będą próbowali wprosić się na krzywy ryj.

Gderał zdejmując poprzepalany w wielu miejscach, skórzany fartuch i odwieszając go na właściwe mu miejsce przy wejściu na zaplecze. Po chwili umył ręce w i przetarł twarz czystym, lnianym ręcznikiem.

Gderał bardziej z przyzwyczajenia niż z rzeczywistej niechęci do nieznajomych. Wszyscy, którzy go lepiej poznali, wiedzieli, że on po prostu tak miał. Nawet, jeśli nie było powodu, on musiał marudzić. Tak, jak w tym wypadku. Tak naprawdę to nawet trochę się niecierpliwił, że jego podopieczni się tak ślamazarzą z przybyciem. List Klaarna wzbudził jego ciekawość nie tylko dlatego, że już od pewnego czasu czuł pewien niewyjaśniony niepokój i chęć zmiany, ale dlatego, że pojawiło się tam imię, które przywołało wspomnienia. Przez te wszystkie lata, które minęły od wojny z Gruumshem zakończonej wysadzeniem cytadeli, zastanawiał się, co stało się z jednym z jego towarzyszy, który wtedy się od nich odłączył. A to mogło być powiązane z owym tajemniczym Ravenem, o którym wspominał Klaarn w liście.

***

Średniego (jak na krasnoluda) wzrostu, krzepki jegomość podszedł z Uugarem do stolika, przy którym siedzieli Sylvius i Lothel. Smugi sadzy na twarzy i spoconych, muskularnych ramionach wskazywały, że jeszcze przed chwilą musiał pracować w pobliżu jakiegoś pieca. Przetykane dość gęsto siwizną włosy na głowie i wciąż gęstej brodzie wskazywały, że nie jest młodzieniaszkiem, choć poruszał się sprawnie i sprężyście. Błyszczące, brązowe oczy wpatrywały się z zainteresowaniem w siedzącą przy stole dwójkę.

- Jestem Khemorin. - Zaczął bez zbędnych wstępów. - Podobno chcieliście się ze mną widzieć. - Lewa brew ledwo zauważalnie podniosła się do góry, nadając twarzy wyraz pytania, którego nie było słychać w głosie.
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 01-06-2011 o 18:37.
Smoqu jest offline