Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2011, 19:08   #27
Rock
 
Rock's Avatar
 
Reputacja: 1 Rock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znanyRock nie jest za bardzo znany
Buckley

Zamaskowany wzbił się ponad miasto i wzrokiem szukał tylko sobie wiadomej rzeczy. Jednak wzrok nie znalazł poszukiwanego celu. A dokładnie to nie do końca to czego Buckley oczekiwał, dojrzał on bowiem czarny wóz który spokojnym tempem by nie zwrócić niczyjej uwagi oddalał się od miasta. Zamaskowany zamachnął skrzydłami licząc na to że wytrzymają one dostatecznie długo, po czym ruszył w pogoń za wozem. Dzięki temu że powóz jechał powoli,zamaskowany ostatkiem sił dopadł go lądując na dachu, zaś kościane skrzydła zniknęły w tym samym momencie. Zmęczony najemnik siedział na dachu czarnej karocy, dysząc ciężko. Woźnica zaś powoli odwrócił się w jego stronę, czarny kaptur całkowicie zakrywał mu twarz słychać było tylko jego głos skierowany najwidoczniej do kogoś w powozie.
- Panie. Mamy nieproszonego gościa.- przemówił ochrypłym starczym tonem nie zatrzymując powozu.
- Ale zajebista karoca! - mruknął Backley, który właśnie wylądował na dachu. W głowie kłębiły mu się myśli co powinien powiedzieć aby nie zginąć. W końcu to niezapowiedziana wizyta i może się skończyć dość drastycznie. Jego natura podpowiadała mu słowa w stylu “Kłaniam się czy mógłby mnie pan uchlać?” nie mniej nie wydawało mu się aby to był najlepszy pomysł. Nie mógł pokazać słabości, było to zbyt ryzykowne. Postanowił od razu przejść do sedna sprawy w myśl zasady “Jak mam zginąć to przynajmniej szybko” I tak oto odparł:
- Jest sprawa, nie znamy się jednak obie strony na tym zyskają. - odparł czekając na jakiś odzew ze strony jegomościa w karocy. Starał się nie robić gwałtownych ruchów a jedynie trzymać na daszku ew. był przygotowany na jakiś cios od dołu karocy choć nie wydawało mu się by “jegomość” się na niego zdecydował - dziury i ranne światło nie byłyby mu na rękę.
Woźnica spojrzał jeszcze raz na Buckleya uśmiechając się do niego. Zaprezentował tym samym niekompletne uzębienie, oraz kilkanaście robaków, biegającyh w okolicy ust, jak i w ich środku.
- Nasz gość chyba chce z Panem porozmawiać. -zacharczał do okienka za sobą, a jako, że karoca powoli od miasta się oddalała pogonił konie do szybszego biegu. Bat uderzył o grzbiet zwierząt które przyspieszyły momentalnie.
Natomiast ze szpar w okiennicach jak i pod drzwiami karocy, wysączyła się biała mgła która skierowała się ku dachowi karocy. Tam tez uformowała się w kształt mężczyzny w czarnym płaszczu, ubranego w eleganckie buty. Twarz miał trupio blada a oczy czerwone. Dłońmi wykonywał spokojne delikatne gesty, pocierając jedną o drugą, jak gdyby chciał je rozgrzać.
- Dawno nie widziałem by posiłek sam przychodził do swego właściciela. Czego taka marna istota jak ty chce tutaj? -powiedział zimnym poważnym tonem, przeszywając zamaskowanego wzrokiem od którego cierpły nogi, a przerz sam prosił się o wizyte na stronie.
- Jestem Backley - mężczyzna ściągnął maskę ukazując tym samym nieskazitelną cerę młodzieńca w okolicy dwudziestki, z zielonymi oczętami i pełnymi, wydatnymi ustami. W końcu może to być ostatni moment kiedy komuś ją pokazuje. Zaś zwracając uwagę, że wampir wykazywał cechy salonowe uznał, że ten gest powinien mu się spodobać - Jak zapewne wiesz goni Cię grupa łowców, mieszanka różnych ewenementów społecznych. Nie mniej można wśród nich znaleźć kilka sław, jak na przykład Ruka. - zrobił przerwę by przełknąć ślinę Backley zdawał sobie sprawę, że jego egzystencja jest teraz zagrożona. - Widziałem w pewnym stopniu co oni potrafią, mam też trochę znajomości i nietypowych umiejętności. Mogę pomóc się ich pozbyć. A jedyne czego pragnę to nie być więcej marną istotą. - odparł po czym dodał. - w skrócie pragnę zostać wampirem i służyć Ci. Dzięki temu mógłbym też ich zmylić czy cokolwiek zapragniesz. - czekał na odpowiedź “jegomościa” będąc spokojnym nawet jeśli oznaczałoby to śmierć bądź zamianę w bezmózgiego bydlaka (znaczy się truposza - zombie) co było bardzo prawdopodobne.
Pierwszy zareagował woźnica wybuchając paskudnym śmiechem, brzmiał oto jak by co chwila krztusił się, podrygiwał przy tym dziwnie na siedzisku. Jednak jedno spojrzenie wampira uspokoiło go zupełnie. Zakapturzony powiedział jedynie swym paskudnym głosem.
- Kolejny głupiec który marzy o potędze.
Wampir spojrzał w oczy Backleya wywołując na twarzy łowcy pojawienie się dużej ilości kropli potu, który powoli zlepiał włosy mężczyzny.
- Myślisz że boję się byle zbieraniny łowców? -zapytał zimno podchodząc bliżej do Backleya. - Ale skoro jednak prosisz o przemianę... czemu miałbym odmówić? Lordowie czasem potrzebują sług. -powiedział i zaśmiał się zimno po czym jednym szybkim ruchem złapał mężczyznę za gardło, ściskając na nim mocno palce pozbawiając go tchu. - A może po prostu się tobą pożywię, ordynarna istoto? Jakie masz prawo by prosić o przemianę w istotę lepsza od siebie? -wampir warknął cicho, mrużąc oczy ze złości i zaciskając dłoń jeszcze mocniej.- Myślisz ze będziesz wstanie zdradzić mnie tak jak i swych poprzednich towarzyszy? Ale cóż... mam dla Ciebie propozycję. -wampir uśmiechnął się złowieszczo.- Wybieraj, zgniotę Ci teraz gardło pozbawiając Cię twego marnego życia, albo przemienię w wampira, a ty wrócisz do tego miasteczka, wybijając wszystkich łowców. Co wybierasz? Własne życie, czy życie towarzyszy?
Backley był spocony jak dzika świnia, był w stresie, choć i tak mniejszym niż większość osób byłaby na jego miejscu - w końcu on zdawał sobie sprawę, że i tak zginie a to jedynie kwestia czasu kiedy. Powiedział swoją propozycję, czuł jednak, że wampir mu nie ufa. On sam dobrze wiedział, że nie obiecywał nic grupie łowców ale skąd mógł to wiedzieć wampir? Nie mógł. No i tu był pies pogrzebany. Każda normalna osoba był powiedziała, że pragnie żyć. Jednak on przeczuwał podstęp - na pewno trafiało tu wielu takich jak on sam tyle, że wcześniej. I z pewnością odpowiadali właśnie tak. Przydałaby mu się moneta. Nie miał jej jednak no i nie dałby rady teraz nic z nią zrobić - dusił się. Wampir wyglądał na honorowego, przynajmniej oczami Backleya w końcu inny już wcześniej by zabił młodzieńca. Chłopak zresztą już wcześniej powiedział, że pozbędzie się łowców. Nie było innej opcji to podstęp, zamieniony w wampira i tak musiałby się ich pozbyć “sprawdza mnie, a nawet jeśli nie to tchórz nie jest mu potrzebny” Niewiele mógł powiedzieć dusił się coraz mocniej:
- hhyy... zgnieć, podjąłem decyzję i tak będę Ci służył, nawet jeśli oznacza to moją śmierć. - odparł i spojrzał oprawcy w karmazynowe oczęta. Było w nim teraz mniej strachu. W końcu był i tak na skraju nie miał wyboru a raczej oba wybory nie były proste. Chciał mu wyjaśnić więcej jednak nie miał siły więcej wydukać. Ścisk był mocny i nie pozwalał na więcej a Backley nie opierał się nawet minimalnie.
- Honorowy z niego osobnik. -zachrypiał radośnie woźnica.
- Prawda, mimo, że ich zdradziłeś w obliczu śmierci postanowiłeś jednak ich chronić. -stwierdził wampir i puścił Buckleya, który opadł kolanami na dach powozu, wreszcie mógł złapać oddech. Bladolicy spojrzał z góry na najemnika, zaś woźnica zachichotał, Wampir postawił Buckleya do pionu, chwytając go za ramię.
- Jedno muszę Ci przyznać człowieku... -zaczął mówić wampir cofając rękę z ramienia szurniętego łowcy. - Jeżeli już się kogoś zdradza, to zdrajca należy pozostać do końca... - po tych słowach Wampir jednym szybkim ruchem wbił dłoń w pierś Buckleya. - A ty starałeś się znaleźć odpowiedź której będę oczekiwał, chytre, ale niezbyt przydatne w tej sytuacji. -kontynuował czerwono-oki nie zważając na krew wylewająca się z ust jak i rany Buckleya. - A takich sług mi nie potrzeba. - i po tych słowach żywot zamaskowanego został zakończony, bowiem dłoń wampira przebiła go na wylot. Ciało bezwładnie zawisło na wyprostowanej dłoni nocnego łowcy, a ten wgryzł się w szyję chłopaka by posilić się świeża krwią.

The End ;x
 
Rock jest offline