Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-06-2011, 09:40   #50
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Miasto Kreda
Początek nocy


Anah zwana Dzierzbą


Byłaś jak kocur. Byłaś jak cień. Biegłaś po dachach, przeskakując z jednego na drugi, aż w końcu wylądowałaś miękko na lekko ugiętych nogach na szopie gdzieś w okolicach portu rzecznego.
To była ciemna dzielnica. Nocą nie palono tutaj latarni, a patrole omijały portowe zaułki szerokim łukiem. Raj dla dziwek, bandziorów, naciągaczy i całego półświatka.

Od strony rzeki wiał lekki wiaterek przynosząc do twoich nozdrzy odór ryb, mułu i wodorostów. Oraz smoły. Mimo wczesnej pory dwóch pijaczków biło się nad brzegiem, a garstka innych dopingowała ich głośnymi wrzaskami. Nad te krzyki wyrywał się jeden, wyjątkowo głośny i zachrypnięty krzyk jakiejś kobieciny z poradą, by któryś z walczących kopnął drugiego w jądra.

Przemknęłaś obok nich niezaczepiana i nad rzeką ogarnęłaś nieco swój strój. Zostało ci w sam raz czasu, by zrobić rekonesans w okolicach zamtuza Migotki, a potem na spotkanie z Kołtunem.


* * *


Burdel Migotki znajdował się w jednej z kamieniczek w okolicach rynku. Nie dało się do niego wejść ot tak, z ulicy. Najpierw trzeba było zapukać do furty prowadzącej na podwórze. Wtedy pojawiał się odźwierny – potężny, śniadoskóry dzikiej krwi południowiec – Thurgijczyk – zwany Koniarzem. To on dokonywał wstępnej selekcji, kogo wpuścić, a kogo nie na podwórzec kamieniczki.
Ciebie nie wpuścił, póki nie podałaś imienia Kołtuna.

Ale to nie był koniec selekcji.
Z podwórca - na którym słychać już było chichoty dziewcząt i śmiechy klientów oraz śpiew i skoczną melodyjkę wygrywaną na jakimś instrumencie strunowym - można było dostać się do zamtuza przez pomalowane na czerwono drzwi, oświetlone czerwonymi latarniami. Tam stało dwóch kolejnych ochroniarzy. Rekwirowali oni broń, sprawdzali czy klient nie wnosi czegoś ostrego i wydawali drewniany znaczek z oznaczeniem skrzyni, gdzie składowali broń. W twoim przypadku doszło jeszcze obmacywanie, lecz zamiast na znalezieniu ukrytych ostrzy chłopaki bardziej zajęli się sprawdzaniem twoich „walorów”.

Wpuścili cię zachęcając, byś zamiast z usług ladacznic, skorzystała lepiej z ich pałek. Widać było, że nie często przybytek Migotki odwiedzają klientki, a jedyne dziewczyny w jego wnętrzu to te, które tutaj pracują.

Burdel wyglądał okazale. Wszystko pomalowano na czerwono, dziewczyny były czyste, fikuśnie ubrane i nawet ładne, a klienci grubi i majętni. Tron zawędrował na wieś, jaką była Kreda.

Nie musiałaś się anonsować czy coś. Zaraz za wejściem wpadłaś na Cichacza. Grubas miał opuchniętą gębę, a na twój widok skrzywił się, jakby mu ktoś wraził kołek w żyć.

- Tundy – wymamrotał niewyraźnie pokiereszowaną gębą.

Zaprowadził cię do jednego z pokojów na górze. Zapukał i nie czekając na odpowiedź, popchnął drzwi.

Kołtun tam był. Siedział na łożu, w samych tylko hajdawerach, a naga dziwka siedząca za nim smarowała mu sterczące ramiona oliwą. Była elfką. Miała ciemne włosy zaplecione w dziesiątki cienkich warkoczyków, duże intensywnie zielone oczy i zdecydowanie na twarzy, które nie pasowało do wizerunku ladacznicy. Patrząc na ruchy jej dłoni, na mięśnie poruszające się pod jasną skórą, na czujne spojrzenie, jakim cię obdarzyła mogłaś dać sobie rękę uciąć, że elfka jest zabójczynią, a nie kurwą. Jakbyś patrzyła na samą siebie. Tylko, że ładniejszą i mniej ludzką.

- Siadaj – powiedział Kołtun spoglądając na ciebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – I mów, kurwa, czemuś mi chciała interes spieprzyć, co?

Syknął, kiedy elfka wyczuwając napinające się pod palcami mięśnie nacisnęła mocniej.

- Przestań, Lidia – syknął na nią Kołtun.


Twierdza Kreda

początek nocy



Althea zwana „Cierniem” i Albrecht zwany "Nawróconym"


Twierdza tętniła życiem. Ludzie biegali z miejsca na miejsce w jakimś gorączkowym pośpiechu. Wykonywali rozkazy thara, „Piąchy”, brata thara i cholera wie, kogo jeszcze.
Spisywano zeznania świadków, przyjmowano przysięgi milczenia, składano kondolencje i ustalano trybuty za poniesione straty. Oraz szukano zamachowca. Kogoś, kto strzelał do thara.

Początkowo podejrzenie padło na Kota, ale elf używał zupełnie innego łuku i innych strzał. Poza tym, jako jedyny, widział napastnika, którego opisał, jako szczupłą osobę, ubraną na czarno i w dziwacznej, potwornej masce na twarzy. Zgodnie ze złożonym zeznaniem elf ścigał zamachowca, jednak zgubił go w okolicach rzeki.
Thar natychmiast wysłał w okolice kilka patroli, ale te nie znalazły niczego, co mogłoby przybliżyć tożsamość napastnika.

Powoli w twierdzy robiło się spokojniej i ciszej. Ciała zostały zniesione do piwnic pod zamkiem i zamknięte na klucz. Ushmajel odzyskał kontrolę nad zamkiem i ponoć – z niewiadomych przyczyn – posprzeczał się z bratem, który zamierzał opuścić Kredę zaraz po świtaniu. Nie wiadomo, czy wieści te były dobre czy złe.

Jednak nie bardzo mogliście temu się przeciwstawić czy też przyspieszyć owe wydarzenia.


* * *


Każde z was przeszło niedawno nietypowe wydarzenie. Kapłanka była świadkiem dziwacznej, bez wątpienia magicznej transformacji, a Albrecht cudem uniknął tortur i zapewne śmierci.

Nim Althea przysłała po niego Karę alchemikowi udało się dokończyć pracę w laboratorium. Dzięki czemu poczuł się nieco pewniej. To właśnie tam odszukała go Kara, informując, ze ich pracodawczyni chce z nim natychmiast pomówić.


* * *

Spotkaliście się w komnacie zajmowanej przez Cierń. Za oknami twierdzy panowała już gęsta ciemność. Niebo było pogodne, ale dymy z palarni cegieł usytuowanych na granicy miasta, niesione wiatrem, docierały nad zamek skutecznie skrywając gwiazdy przed oczami kogoś, kto akurat miałby ochotę na nie zerknąć.

Albrecht wszedł czekając na rozkazy.

Ale nim zdołał rozgościć się na dobre na korytarzu rozległy się szybki tupot nóg. Kara zatrzymała kogoś i wymieniła z nim kilka szybkich zdań. Po czym zapukała i po usłyszeniu stosownego polecenia stanęła w wejściu.

- Wybacz, wasza sprawiedliwość, że przeszkadzam, lecz ten żołnierz – wskazała na mężczyznę w barwach Kredy – przyniósł właśnie informację, od samego thara. Znalazła się Amelia. Kilka godzin temu poprosiła o schronienie we wsi Łupek, na granicy Miedzianki. To dwie i pół godziny drogi stąd szybkiej jazdy. Thar wysyła po nią patrol i zapytuje, czy wasza sprawiedliwość się dołączy. Dziewczyna ponoć jest ciężko ranna.

Stojący za Karą mężczyzna przebierał z nogi na nogę. Widać było, że się mu śpieszy. Znaliście do z widzenia. To był jeden z ludzi „Piąchy”, ten sam, co prowadził Cierń do Myszona.
 
Armiel jest offline