Zasuwał zaraz za dwójką przodowników pracy. Cóż, trzecie miejsce to nadal podium. Co prawda w tym wyścigu nie gwarantowało to nagrody, ale przynajmniej oddalało groźbę wdeptania w ziemię przez lecące na pełnej kurwie olbrzymy.
Zapewne ku nienawiści reszty, która gapiła mu się na plecy, biegł bez obciążenia, którego pozbył się jak tylko znaleźli się w tych egzotycznych klimatach. Co będzie, jak już wybiją na zewnątrz, gdzie piździ jak w domenie Mefistofelesa, nie myślał. Bo i po co?
Okazało się, że komnata do której wpadli, ma już lokatorów, którzy najwyraźniej nie znają słowa gościnność.
Nie tracąc czasu na gadki czy tam jakieś planowanie, Dexter porwał z najbliższego stojaka długą włócznię i rzucił się biegiem prosto na jaszczury.
Gdy grot broni już prawie sięgnął pierwszego z brzegu, Roth z rozmachem uderzył nią w ziemię, odbijając się jednocześnie i poleciał nogami do przodu prosto w jego ryj. Odbił się od wężowej mordy, lądując na kolejnym jaszczurze, któremu wbił wyciągnięty w locie nóż w podstawę czaszki.
Następnie wyciągnął rapier, obrócił się w miejscu, skoczył na kolejnego i rozpoczął bieg po łbach i barkach przerośniętych węży, chlastając ich przy tym gdzie się dało. Nie mogło im to za bardzo zaszkodzić, ale przynajmniej wysunął się na czoło kolejnego wyścigu, tym razem do schodów. - Ostatni to ciota skwarek! - krzyknął do reszty, zeskakując z ostatniego jaszczura prosto na pierwszy stopień i pobiegł w górę schodów.
A że przyszli tu w konkretnym celu? Że może zostać sam? Że prawdopodobnie sam zginie na zewnątrz, jesli jeszcze nie w wulkanie? Cóż, dla człowieka o zakresie uwagi cocker spaniela nie ma to znaczenia.
__________________ Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |