Ciało opętanego i przemienionego bluźnierczą energią dhar, Alvaro leżało w kałuży ciemnej cieczy i podrygiwało w konwulsjach. Gundulf ostrożnie podjechał i przyjrzał się zdeformowanemu trupowi. Już w niczym nie przypominał człowieka, którym niegdyś był. Pocięte i podziurawione bełtami kłębowisko macek, mięśni i zębatych paszcz, całe ociekające śluzem i posoką. Zeskoczył z konia i kopnął zabitego potwora. Potem splunął przez ramię.
- Wszystko w porządku? - Zapytał podchodząc do powozu, ale zanim przebrzmiało pytanie już wiedział, że nic nie jest w porządku. W drzwiach przekrzywionego po stracie jednego koła wehikułu, ziała dziura oblepiona śluzem. Potwór zdołał przebić się do środka. Gundulf zaglądnął do wnętrza. Na nieruchomej twarzy szlachcianki malował się wyraz niewysłowionego bólu a martwe, zmatowiałe oczy wyrażały przerażenie. Całe wnętrze tonęło we krwi, jaka wylała się z głębokiej i poszarapanej rany ziejącej w brzuchu kobiety. Morrze, miej ją w opiece - pomyślał Gundulf i zamknął szlachciance oczy. Mag rozglądnął się, czy aby pozostałym nic się nie stało. Druid stał z pochyloną głową na środku drogi. Chyba nie czuł się zbyt dobrze w tym miejscu, całkowicie martwym, pozbawionym życiodajnej siły. Siły, która dawała mu moc. Gundulf podszedł do niego i poklepał po ramieniu.
- Dobra robota - powiedział. - To cud, że udało Ci się wykrzesać tyle mocy z tego miejsca. Musiało Cię to dużo kosztować. Zaraz się stąd zmywamy.
Potem podniósł z ziemi nieprzytomną czarodziejkę. Dotyk jej ciała, spowodował dziwne uczucie. Gundulfa przebiegł dreszcz. Shyish. Tak właśnie manifestował swoją obecność pierwiastek jakim posługiwała się kobieta.
- Magnus - zwrócił się do jedynego nie dysponującego mocą człowieka w ich kompani. - Pojedziesz tam, do tamtej wsi i sprowadzisz pomoc. Nie zdradzaj nikomu kim jesteśmy. Ot, po prostu podróżowaliśmy tą drogą i mutant na nas napadł. Powiedz, że mamy rannych i zabitych. No już, jazda! |