Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2011, 23:32   #220
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Era & Tamir

Tamir wylądował Ambasadorem w pobliżu chaty, do której poprowadziła go Era. Mistrz Karnish uważał, że wszelkie podchody nie mają sensu. Jeżeli dotąd Artel więził Kastara i Ziewa to z pewnością nie bez powodu. Może chciał ich przeciągnąć na Ciemną Stronę, ale pewnie przede wszystkim wykorzystać jako przynętę.

Zabrak opuścił trap, po którym po chwili zszedł w towarzystwie mistrza. Oboje nie byli w pełni formy, delikatnie rzecz ujmując. Tamir wciąż lekko kulał, a Irton blady jak ściana wyglądał wyjątkowo słabo. Kroczył jednak wyprostowany pewnie przed siebie, a młody Jedi starał się z niego brać przykład.

Tymczasem Era obserwowała wszystko z kokpitu. Wychodząc Karnish zabronił jej opuszczać statek dopóki nie zajmą Artela i jego ewentualnych towarzyszy na tyle, by ona mogła prześlizgnąć się do chatki. Mistrz polecił by wyłączyła się na Moc na tyle na ile tylko jest to możliwe. Musiała zniknąć, stać się niemal niewidzialna w Mocy. Było to oczywiście niewykonalne, ale gdyby udało się jej stłumić wewnętrzną energię, może Mroczni nie wyczuliby jej będąc zajęci walką.

- Tamirze - szepnął Irton, gdy razem z Zabrakiem okrążali statek. Mistrz kazał bowiem tak wylądować by trap znajdował się po przeciwnej stronie niż chata. Miało to pomóc Erze w wydostaniu się z Ambasadora niezauważenie. - Może nie spodoba ci się to co teraz powiem, ale musisz mnie posłuchać. I uwierz mi, że jeżeli byłby tu ze mną mistrz Yoda powiedziałbym mu to samo jeśli bym tylko uznał, że mogę pouczać kogoś takiego jak on - oboje stanęli przed wejściem do chatki. - Nie wychylaj się. Walczymy jako zespół, nie jako indywidualności. Jeden błąd i jest po nas, dlatego nie możesz zbytnio się ode mnie oddalać. To nasza jedyna szansa. Mam na myśli nas wszystkich.

Drzwi niewielkiego domku otworzyły się i pojawił się w nich mężczyzna. Był to średniego wzrostu blondyn z włosami na tyle długimi by zakrywały uszy. Twarz miał smukłą z kwadratową szczęką. W porównaniu z Korelem czy Ennrianem wyglądał nadzwyczaj spokojnie. Tak właśnie Tamir zapamiętał Artela Darca. Choć widział go tylko raz, nie miał wątpliwości, że to właśnie on. Mroczny był jednak sam. Czyżby Ennrian czekał w środku? A może nie dotarł tu przed Jedi?

- Kogóż ja widzę? Mistrz Karnish we własnej osobie - zaczął Darc jakby witał dygnitarzy przysłanych przez Senat. - Pozwolę sobie zauważyć, że nie wyglądasz za dobrze. I młody Tamir Torn. Sporo czasu minęło od naszego ostatniego spotkania, czyż nie? Co za paradoks, wysłałem za wami mojego człowieka, a to wy sami się tu pofatygowaliście. Nie żebym tego nie przewidział.

- Wypuść naszych towarzyszy - Karnish nie owijał w bawełnę.

- Ach, tak. Standardowa śpiewka Jedi. Lepiej unikać walki i takie tam mrzonki, co? Przecież doskonale sobie zdajesz sprawę mistrzu Jedi, że tego nie zrobię. Ale wy jak najbardziej możecie się poddać. Proponowałem to waszym uwięzionym przyjaciołom, ale nie chcieli słuchać. Domyślam się, że i wy nie skorzystacie z tej propozycji.

- Dobrze się domyślasz - Irton zapalił miecz. Przed nim pojawiła się czerwona klinga. Tamir szybko poszedł w jego ślady.

- Cóż za niezwykła barwa klingi jak na Jedi. Czyżbyście spotkali któregoś z moich wysłanników?

- Nawet dwóch - wypalił Tamir. - Korela zabiłem osobiście - powiedział odczuwając dziwną satysfakcję.

- Nieoczekiwany zbieg okoliczności - twarz Darca zamieniła się ze spokojnej w ponurą. - Zatem zacznijmy to po co tu przybyliście. Czas na waszą śmierć - Mroczny zapalił własny miecz.


Era

Gdy tylko zaczęła się walka Era nie patrząc na jej rozwój wymknęła się ze statku. Obeszła go z drugiej strony niż to uczynili Tamir i Karnish, i zdołała podejść do chatki. Po chwili już była w środku. Poznała stół, po którym kierowała Łasuchem. Teraz wyglądał na nieco bardziej uprzątnięty niż ostatnim razem, ale i tak panował na nim bałagan.

Gamorrean, ani nikogo innego nigdzie nie było widać. Ruszyła ostrożnie w dół schodami prowadzącymi do korytarza z celami. Szybko znalazła się na dole i oceniła, że nikogo tam nie ma. To pokrzepiło jej serce. Cel był już na wyciągnięcie ręki.

Nagle dziewczyna nadepnęła na coś miękkiego. Odruchowo cofnęła nogę i spojrzała w dół. Coś leżało na ziemi, ale w półmroku panującym wokół nie była w stanie dojrzeć co to takiego. Nachyliła się więc i ujrzała, że to niewielkie stworzonko pokryte futerkiem. Niemożliwe by żyjąc dał się od tak nadepnąć komuś kto tędy przechodził. Ktoś musiał wcześniej zabić Łasucha...


Tamir

Było ciężko. Darc tylko się z nimi bawił, zaśmiewając się na całe gardło. Tamir nie wiedział czy Era weszła już do środka czy nie, zresztą nie mógł się na tym koncentrować. Byle myśl mogła zdradzić cały plan, który według niego trzymał się na włosku i miał marne szanse powodzenia. Nie zamierzał jednak z tego powodu odpuszczać.

Mimo osłabień w postaci ran i kontuzji Jedi nie radzili sobie tak znowu najgorzej. Tamir musiał grać pierwsze skrzypce wywijając swoim podwójnym mieczem. Ciężar ciała opierał głównie tylko na jednej nodze, ale czuł, że dobrze sobie radzi, nawet mimo śmiechów i kpin Mrocznego.

Mistrz Karnish wspierał go głównie Mocą, nie mogąc się poruszać tak swobodnie jak zwykł to robić. A przynajmniej tak jak to robił w pojedynku z Ennrianem, w sumie Zabrak poza tym jednym razem nigdy nie widział go w akcji. Wsparcie to było jednak nieocenione. Parę razy Darc mógł przebić się przez gardę Tamira, ale wówczas na posterunku był Karnish zasłaniając go własnym mieczem lub odpychając przeciwnika Mocą. Młody Jedi odczuwał też coś dziwnego. Nigdy jeszcze podczas walki nie czuł takiego spokoju, takiej pewności siebie. Potrafił nawet przewidzieć wiele ruchów wroga zanim te w ogóle nastąpiły. Torn zrozumiał co miał na myśli mistrz Irton mówiąc o pracy zespołowej. To działało.


Era & Ziew

Era minęła kilka cel, w których wyłączone były osłony. Zmierzała do swojej, do tej, w której była zamknięta. Właściwie nie pamiętała która to była dokładnie, ale szybko znalazła się przed dwoma, do których wejścia były zablokowane przez pole siłowe. Po lewej stronie w celi znajdował się Ziew, po prawej Kastar. Verpine zerwał się na nogi jak tylko zobaczył towarzyszkę, ale Induro nadal siedział na ziemi, jakby go to niewiele obchodziło.

Nagle dziewczyna uświadomiła sobie, że przecież nie ma klucza. Spojrzała na rękojeść miecza mistrza Karnisha, którą cały czas trzymała w dłoni. "No jasne" pomyślała. Fioletowe ostrze oświetliło korytarz o wiele lepiej niż osłona cel. Era wbiła ją w pole siłowe, za którym stał Ziew i po chwili ono zniknęło. To samo zrobiła z drugim i Kastar również był wolny. Wciąż jednak siedział na ziemi. Dopiero gdy Varpine podszedł do niego i chwycił go za ramię, jakby się ocknął i z niechęcią ruszył za towarzyszami. D'an wyczuła w nim ogromne pokłady smutku i rozpaczy. Coś się stało.

Nie było jednak czasu by roztrząsać co to było. Ponieważ pola siłowe zgasły, dziewczyna nie gasiła miecza by widzieć drogę do wyjścia. Gdy wbiegała na schody kątem oka dostrzegła coś w ostatniej celi. Gdy przyjrzała się temu bliżej zobaczyła dwójkę Gamorrean. Obaj martwi leżeli jeden na drugim w ciemnościach.

Trójka Jedi wbiegła szybko na górę do pomieszczenia ze stołem, i co najważniejsze wyjściem. Tam jednak spotkał ich zawód. Oto stanął przed nimi Ennrian. Era poznała go od razu i w pewien dziwny sposób nawet nie była zaskoczona jego obecnością. Dyszał ciężko jakby dopiero co się pojawił. W ręku trzymał rękojeść miecza, jakże dobrze znaną dziewczynie. To był jej miecz.
 
Col Frost jest offline