Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2011, 00:19   #24
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Rozpędzony niczym rydwan Tileańczyk wzbił tumany kurzu ruszając w stronę bestii. Jego pierwsze uderzenia zdawały się nadawać pewien sens formule "Pierwszy cios musi być mocny - oszczędzi on wielu następnych". Każdy atak kipiał furią. Jednak nie taką młodzieńczą opętańczą siłą będącą wyrazem gniewu i wzburzonych fal emocji. Co to, to nie. Był to szał brutalnej siły fizycznej. Każdy atak był obmyślany i jedynie o cale mijał ciało mutanta. Każdy potężny chybiony cios wymagał pokładów energii aby wyhamować pęd i złożyć się do kolejnego zwodu. Poza atakami Magnus musiał chronić powóz i własne ciało - pomagała mu w tym mała, wyposażona w liczne guzy tarcza. To mistrzowskie posługiwanie się taką bronią było celem lat treningu. Celem nadal nieosiągniętym.

Zanim powóz został odciągnięty przez jedynego ocalałego konia potwór zdołał przedrzeć się przez zasłonę wojownika i przebić drewnianą ściankę pojazdu. Odgłos wydobywający się z jego wnętrza świadczył jednoznacznie - Gabrielle została trafiona. Jedna z zdeformowanych, zakończonych ostrym jak brzytwa szponem, kończyn z trzaskiem wyrwała się z powozu. Była na niej krew - cała masa krwi.

Po chwili dalszej walki potwór opadł z sił. Wojownik nie miał pojęcia czy to za sprawą zmęczenia czy też sił magicznych członków drużyny. Magnus wiedział, że to nie on stał za sprawą ostatecznej klęski potwora. Za śmiercią podłej kreatury stały miażdżące kończyny i oplatające potwora ciernie - zapewne sprawa Darragha. Nie bez zasługi pozostał też Gundulf celnie trafiający bestię bełtami. Wojownik był zawiedziony - pomimo lat treningu nie spisał się w tej walce. Jedynie finalne ciosy na dogorywającego potwora były celne...

Po walce Magnus obrócił się w stronę - rozbitego na obrzeżach lasu - powozu. To co zobaczył zaskoczyło go nieco. Telimena zdawała się ledwo zipieć na klęczkach a pojazd wyglądał na niezdatny do dalszej drogi - oby pierwsze wrażenie było mylne.

Weteran podbiegł do Telimeny. Dziewczyna mimo iż słaniała się na nogach raczej nie otrzymała żadnych obrażeń. Pierwsza myśl jaka przyszła wojownikowi do głowy to, że wpadł na nią koń, ale wtedy by na pewno było to widać.

- Stai bene? - wypowiedział nachylając się nad nią.

Sam musiał poświęcić chwilę aby zrozumieć, że słowa wypowiedziane w Tileańskim mogły do niej nie trafić. Widząc jak pytająco spojrzała na niego magini wojownik ruszył w stronę rozbitego powozu przy którym czekał Gundulf.

Zniszczenia były na tyle duże, że chwilę zajęło mu dostanie się do środka. Rozbity kozioł i roztrzaskana jedna ze ścianek. "Na szczęście będzie jeździł" pomyślał Magnus wchodząc do środka. Gabrielle już w żadnym stopniu nie przypominała młodej, złocistowłosej panny z wyższych sfer. Jej kibić była rozpruta - to chyba najlepsze określenie - a wnętrzności walały się po połowie kabiny powozu. Wszystko było we krwi. Aż dziw brał, że w tak małej kobiecie pomieściło się to co zostało mu właśnie zaprezentowane w powozie. Każdy inny człowiek musiałby wyjść i powstrzymywać odruch wymiotny - każdy inny. On niestety - po wielu latach spędzonych na polach bitew - widywał już podobne i gorsze rzeczy. Ludzkie flaki były dla niego rzeczą tak codzienną jak wilgoć wody czy błękit nieba.

Wychodząc z pojazdu wojownik zdecydował uspokoić konia i przywiązać go do jednego z drzew. Na szczęście znał się na zwierzętach i udało mu się to bez większych problemów.

- Magnus. Pojedziesz tam, do tamtej wsi i sprowadzisz pomoc. Nie zdradzaj nikomu kim jesteśmy. Ot, po prostu podróżowaliśmy tą drogą i mutant na nas napadł. Powiedz, że mamy rannych i zabitych. No już, jazda! - słowa padające z ust uczonego wydały mu się niemal rozkazem.

- Podróżujemy razem, ale nie myśl, że będziesz wydawał mi rozkazy. To, że jako jedyny tutaj nie czaruję o niczym nie świadczy. Samo wybranie się do mieściny jest niezłym pomysłem. Wyruszę do wioski, ale wiedz, że przeciętny wieśniak jak zobaczy to truchło to zwymiotuje nam na i tak zasłużony powóz. - odpowiedział wojownik.

Nie słysząc słów sprzeciwu Magnus zabrał się do roboty. Wyzbieranie całości ciała do worka było nie lada wyzwaniem. Krew przeciekała przez worek i barwiła posoką długie, skórzane rękawice jakie przyodział. "Ciężko będzie ją usunąć z powozu" pomyślał wynosząc truchło i kładąc je kilka metrów w głębi lasu. Ułożył gałęzie oraz kamienie w sposób przypominający kopiec. Następnie wojownik odłożył broń, uklęknął i złożył krótką modlitwę do Morra - on w niego nie wierzył, ale być może martwa już szlachcianka tak...

Po powrocie w okolice powozu Magnus odłożył zakrwawione rękawice do kabiny. Koła i osie były całe więc wyruszą dalej bez problemów - tylko czy nie będą zwracać na siebie uwagi tak pokaźną dziurą. Na pewno tak. Jedynym co pozostało wojowi przed wyruszeniem to odciągnięcie truchła potwora na brzeg lasu - do tego również użył grubych rękawic. Jeden wypadek, jeden potwór - a ileż problemów i straconego czasu?

- Zgodnie z twoją prośbą jadę do tej wioski i przyjadę z pomocą. Sam wolałbym wybrać się tam już grupą, bo zdaje się, że nikt z nas ranny nie jest. - rzekł wojownik wsiadając na konia. - Nie bawcie się beze mnie... - dodał z nietęgą miną Magnus.

***

Wiochę stanowiło około tuzin drewnianych chałup krytych strzechą. W centrum zbiorowiska wojownik odnalazł najsolidniejszy budynek. Kamienny budulec karczmy sprawiał wrażenie wytrzymałego a stajnia wyglądała o wiele konkretniej od co niektórych chat. W oddali było widać inne domki - pewnie tych pracujących przy lesie. Zatrzymując konia przed stajnią Magnus wszedł do środka. W sumie nie był pewien czy to stajnia karczemna, ale upewnił go barczysty chłop wyrzucający łajno z jednego z boksów na zwierzęta.

- A Pan tu czego? - zwrócił się niezgrabnie do wojownika stajenny.

- Jesteś tu stajennym? - na pytanie chłop odpowiedział kiwając głową. - Dobrze. W takim razie zostawiam tu na pół godziny konia. Chciałbym abyś się nim dobrze zajął. Wykarmił, wyczesał, sprawdził czy aby kopyta są zdrowe... - swoją prośbę weteran poparł srebrną monetą wręczoną mężczyźnie.

- Robi się Panie. - powiedział przerywając swoje zajęcie chłop. - Za pół godziny będzie w najlepszej kondycji jaką uda nam się uzyskać. - dodał ukazując niepełne uzębienie.

Wychodząc z stajni wojownik udał się do karczmy. Ta była dość spora. Prowadziła do niej brukowana ścieżka co znaczy, że muszą mieć tu jakiegoś rzemieślnika lub choćby czeladnika. Drewniane schody prowadziły na werandę, z której wchodzi się już do głównej izby. Po wejściu do środka Magnus poczuł zapach pieczonego mięsa i świeżego piwa. Sala była spora i panował w niej tłok. W kącie przygrywał jakiś trubadur...


Podchodząc do szynku wojownik zdawał się zwrócić na siebie uwagę obecnych. Znaczna większość wyglądała na zwykłych chłopów więc uzbrojony mężczyzna mógł nieco wpaść w oko. Za ladą stał młody, szczupły jegomość w nieco brudnawym fartuchu.

- Witam. Pan tu jest gospodarzem? - powiedział spokojnie Magnus.

- Witaj. Tak. W czym mogę pomóc? - zagadnął z uśmiechem młodzik.

- Niedaleko stąd ja i moi kompani zostaliśmy napadnięci. Poradziliśmy sobie z problemem, ale nasz wehikuł lekko się uszkodził i przydałaby nam się pomoc w dojściu do wioski. Jesteś mi w stanie pomóc? - powiedział woj.

- Napadnięci?! Toć to straszne! Jestem w stanie dopomóc w tej sytuacji, ale oczywiście nie za darmo... - powiedział wyciągając łapę karczmarz.

- Kogo możesz mi przydzielić w ciągu pół godziny? Zależy mi na czasie. - dodał nieco przejęty weteran.

- Erl i Wolfgang Ci pomogą, ale w ciągu pół godziny?! Panie, to będzie wymagało dodatkowej opłaty. - odparł z niekrytym uśmiechem karczmarz.

- Dobra. Załatw mi towarzystwo tych dwóch w ciągu pół godziny a zapłacę trzy Korony. - zaproponował Magnus.

- Oj, oj. Czy ja wiem...? Niech będzie pięć Koron. - zatarł pod ladą ręce młody gospodarz.

- Dam cztery Korony, ale mają być tu nie później jak za pół godziny i w cenie dasz jakąś strawę. - wyciągnął wymienioną sumę Magnus.

- Stoi. - powiedział karczmarz. - Usiądź Panie. Zaraz moja żona poda strawę a ja tymczasem poinformuję naszych pomocników.

Magnus usiadł przy najbliższym stole dosiadając się do dwójki chłopów. Ci wydawali się bez granic ciekawi kim jest i przyglądali mu się bacznie. Po otrzymaniu strawy czas oczekiwania upłynął wojownikowi bardzo szybko...

Po pojawieniu się na miejscu dwóch chłopów wieczny uczeń wziął od karczmarza antałek z wodą oraz szczotę, którą obiecał zwrócić po powrocie do wioski - pozostał tylko powrót do oczekującej go drużyny.

***

Powrót przebiegł bardzo sprawnie i szybko. Obaj chłopi wyciągnęli wehikuł z zarośli. Ciało kobiety było spokojnie ułożone w worku z dala od pojazdu, ale większość posoki nieboszczki została nadal w powozie. Magnus przebrał się w swe stare rzeczy noszone w torbie i zabrał się za mycie. Nawet siła wojownika połączona z mokrą szczotą miała problem z plamami zakrzepłej krwi na drewnianych płytach powozu.

- Jest w wiosce jakiś stolarz? - zapytał w trakcie czyszczenia Magnus jednego z chłopów.

- Tak. Joahim się zwie. Powinien pomóc z tą dziurą i strzaskanym kozłem. - odpadł mężczyzna.

- Oby… - wyszeptał mając nadzieję weteran.
 
Lechu jest offline