Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2011, 14:12   #49
Sileana
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Wizyta u Mirandy była tylko niewielkim promykiem słońca, który szybko został stłumiony przez nadmiar pracy, jaki ją czekał. Kiedy dotarła do pokoju, zastanowiła się, czy nie byłoby jej łatwiej poprosić o pomoc kogoś, ale prędko zrezygnowała z tego pomysłu. Ideą odnalezienia przez nią tego pamiętnika było dostarczenie jej karty przetargowej, w razie gdyby jej sekret się wydał. Nie zanosiło się na to, od kiedy się rozdzielili i nie spędzali ze sobą czasu, ale wciąż przez wejściowe drzwi tawerny mogła wpaść prawdziwa Lucy. O ile istniała, oczywiście. Sądząc po zapiskach Wilbury’ego, on sam nie był pewny swojego zdrowia psychicznego, dlaczego więc ona nie miałaby w nie wątpić?

Judy do lektury zapisków zasiadła po posiłku, moszcząc się jak tylko mogła na krześle podstawionym pod okno. Nie dawało jej to wiele światła, ale po prostu było trochę przyjemniej, zwłaszcza, że potwornego snu nie pamiętała już zbyt dobrze. Przesunęła stolik, by jak najlepiej jej służył i bardzo dokładnie zakryła wyskrobany przez siebie napis jakimiś kartkami.

Pamiętnik napisany został przez jakiegoś monstrualnego niechluja, na jednej stronie potrafiła znaleźć informacje o popołudniowym posiłku, Indianach i rytuałach… Nie była w stanie prowadzić sensownych notatek w zwykły sposób, zebrała więc kilka czystych kartek i tytułowała je, dopisując odpowiednie informacje. Nawet w ten sposób było to praco- i czasochłonne. Kręciło się jej w głowie od nadmiaru odrażających szczegółów. Obdarzona całkiem bujną wyobraźnią, potrafiła zobaczyć to wszystko, o czym pisał. W którymś momencie zorientowała się, że Azariasz von der Schmitzschmatz czy jak mu tam nie było, był zwyczajnym szaleńcem opętanym marzeniem o nieśmiertelności, która miały mu zapewnić owe rytuały i przyzywanie duchów.

Odnalazła też wzmianki o miejscach kultu, jak czarne drzewo i skała cienia oraz o miejscu ceremoniałów, ale bez dokładnych wskazówek co do lokalizacji. Nie miała jednak żadnych wątpliwości, że jeden z tych punktów znajduje się niedaleko tego, w którym znaleziono martwego profesora. Jeżeli tylko pójdzie tam, w końcu je znajdzie, ponieważ dość pastor dość dokładnie opisał ich wygląd.

Wpatrywała się w zapisane sto pięćdziesiąt lat temu słowa z takim natężeniem, że w końcu zaczęła boleć ją głowa. W międzyczasie słyszała jak gospoda napełnia się i pustoszeje, wychwyciła głosy swoich znajomych, ale treść książeczki wciągnęła ją tak bardzo, że nie mogła się oderwać od lektury. Tak, jakby pamiętnik zahipnotyzował ją, straciła wolną wolę, jak automat przepisując, już nie tylko potrzebne, ale teraz także interesujące fragmenty. Czuła jak jej palce drętwieją, łokcie zaczynają palić bólem, a litery zaczęły się rozmywać, niknąć w oddali…

Przecknęła się gwałtownie, ręką zrzucając ze stolika filiżankę. Delikatna porcelana nie potłukła się, na szczęście wysłużony dywan wciąż był wystarczająco puszysty, ale resztka herbaty wylała się, tworząc cieniutką ścieżynką ku drzwiom. Judith ten nagły skok adrenaliny pomógł odzyskać jasność umysłu.

Popatrzyła z odrazą na pamiętnik, jakby oskarżała go o nawiedzenie. Nie dziwiła się już Jamesowi, ze tak łatwo dał się zastraszyć. Ona, po przeczytaniu tej książki, w każdym kącie widziała rzucającą się na nią hordę nieokrzesanych, drapieżnych Indian prowadzonych przez oszalałego Azariasza. Podniosła filiżankę i kiedy odkładała ją z powrotem na stolik, wpadła jej w oczy nazwa szczepu – „Adumbrali”. Pomyślała wtedy, że ad umbra jest z łaciny i aż dziwne, ze tak nazywało się indiańskie plemię. Ale bardzo adekwatnie się nazywali, zaiste. W tym przeklętym przez Boga miejscu, cień to jedyne, co istniało w rzeczywistości.

Zadrżała silnie, jak wstrząsana febrą. Przysunęła bliżej siebie lampę, by żaden kawałek jej ciała nie znalazł się w szarości zbliżającego się wieczoru. Zaczęła się bać ciemności, każde tchnienie wiatru zdawało się na nią czyhać...
 
Sileana jest offline