Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-06-2011, 17:29   #22
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Ledaal Meyumi

Przez chwilę wszystko wyglądało tak, jakby nikt nie wierzył w możliwość intruzji z zewnątrz. Potem ziemia się zatrzęsła, a zza pagórka ukazała się przedziwna łuna. Nie było już wątpliwości: dwór żywiołaków znalazł się pod atakiem. Zdarzenie to momentalnie odciągnęło wszelką uwagę od dziewczyny, którą wnet porwał bieg wydarzeń. Chwilę później, biegła już w stronę krańca wąwozu, porwana przez strumień biegnących żywiołaków...


Gdy zza ścian swoistego wąwozu wyłoniły się siły intruzów, uwagę wyraźnie przykuwała smukła sylwetka mecha. Po ozdobnych wykończeniach i jego specyfice kapłanka mogła wysnuć, że machina jest klasy „szlachetnej” - powyżej bojowych robotów typu „pospolitego” i „zwiadowczego”, ale poniżej „królewskiego”. Tyle teorii – praktyka była bowiem taka, że magitechniczny pancerz kroczący był diablo niebezpieczny...

Mecha, który najwyraźniej jeszcze chwilę wcześniej robił za odśnieżacz, osłaniała istna masa przerażonych śmiertelników. Uzbrojeni niejednokrotnie w zwyczajne kije, nie prezentowali niemal żadnej wartości bojowej. Można było się zastanawiać, dlaczego pędzą na spotkanie własnej śmierci – ale poganiająca ich piątka Smoków nie pozostawiała żadnej możliwości nadinterpretacji. W całej tej zbieraninie Deled nie wyróżniał się specjalnie – kapłanka dostrzegła go jedynie dzięki jego nieskazitelnie niebieskim szatach.

Wszystko trwało jedynie ułamek sekundy – a później żywiołaki rzuciły się hurmem na intruzów, wyprzedzone przez potężną śnieżycę... Smoki nie pozostały dłużne, uderzając w ichnich przywódców spod „osłony” śmiertelników...

***

- Zaatakowali?! Tylu, sami jedni? - zaaferowane dziecko wręcz chłonęło wypowiedź ducha.
- Zaatakowali, ale i to zwykli ludzie nie byli. Byli wyniesionymi, przygotowali się,a nikt im nie przeszkodził... Może kiedyś któryś z was to zrozumie, ale póki co – zmykajcie, a chyżo! Bo was nie zobaczę, jak matka was zbije!


***

Objęcie władzy przez Tepeta wzbudziło na początku gorące dyskusje. Kilkunastu oficerów wcale nie zamierzało uznać tak szybkiego awansu „przybłędy”. Choć Zhao nie cieszył się zbytnią sympatią innych oficerów, to niejeden gotów był targować się o wyższe stanowisko za cenę swej akceptacji. Niezadowoleni byli też stacjonujący w mieście oficerowie, którym całkiem nieźle powodziło się podczas nieobecności generała... Słowem, przez chwilę obóz przypominał beczkę prochu.

Do eksplozji zabrakło jedynie iskry. Mnemon bowiem zaszył się w swoim namiocie, nie wykazując zainteresowania światem zewnętrznym. Najwyraźniej pragnienie zostania bodhisattvą zjednoczonym z Nieskalanymi Smokami całkowicie nad nim zapanowało. Posunął się aż do brutalnego wyrzucenia ze swego siedziska wysłańców jednego ze swych pomagierów. Wprowadziło to niemałą konsternację wśród jego zwolenników. Niektórzy poczęli nawet szeptać o odziedziczonych po przodkach okresach szaleństwa, inni – o czasowej niepoczytalności... Wybryk był zrozumiały: każdy Smok miał chwile słabości, podczas których brzemię „wyższej istoty” mogło go przyprawić o rozstrój psychiczny.

Nie było jednak czasu na niesnaski. Z miejsca ruszyły prace nad przywróceniem sprawności części arsenałów, a kilka szponów ruszyło na poszukiwania zbiegów... Dużych sukcesów nie było, ale udało się odnaleźć dwóch młodszych Feremów, ukrytych w głuszy. Przeto, szykowanemu przez Lianga, pokazowemu procesowi buntowników powiększyła się jeszcze ława oskarżonych.

Działo się ogólnie wiele – poselstwa jeździły, robotnicy harowali, oficerowie obradowali... Przygotowania do wymarszu ciągnęły się w najlepsze, zwłaszcza że z jakiegoś powodu dwór zimna zamilkł. Prędko okazało się jednak, że nie tylko oni poważnie myślą o wojennej chwale...

***

Cynis Aiyana

Dni upływały ze szkodą dla i tak parszywego humoru arystokratki. Domorośli władycy okazali się znacznie bardziej uciążliwi niż przypuszczała, a sukces młodego Tepeta sprawy nie polepszał. Oficer, jak donosiły okoliczne plotkarki, najwyraźniej nie pałał do niej szczerym afektem. W dodatku, otaczał się typem osób, którego Aiyana zupełnie nie znosiła. Jego towarzyszka, Stella, była bowiem: leniwa, rozpieszczona, rozkapryszona, naiwna... Słowem, zachodziło nadzwyczaj wysokie prawdopodobieństwo, że jakakolwiek konfrontacja zakończy się rękoczynami.

Pozostało jej więc robić trzy rzeczy: narzekać, zbierać własne siły i słać na Błogosławioną Wyspę listy z prośbami o rodzinną interwencję. W międzyczasie mogła pielić swój ogródek oraz karać za swoje frustracje prostytutki oraz aktorki teatralne.

Dla kogoś niezaznajomionego z jej osobowością, tworzył się obraz istnych kaźni piekielnych. Dla niej, było to normalne życie...

Aż wreszcie, wszystko się zmieniło.

***

Manewru tego nie wyjaśniała żadna sztuka wojny. Współczesne teorie wojskowości milczały na temat zalet latania. Nic dziwnego – powietrzne maszynerie w większości przepadły podczas starodawnego wydarzenia zwanego Uzurpacją. Skutkiem tego, podczas Wieku Smutku lotnictwem mogło poszczycić się jedynie kilka państw: głównie Lookshy i liga haslancka. Lepiej było z czarnoksięską odmianą podróży powietrznej, ale i tak nikt nie spodziewał się, iż ktokolwiek podejmie takie przedsięwzięcie.

Jeden z intruzów, pojmany, tłumaczył się później, że byli oddziałem zwiadowczym sił północy. Któryś z ichnich czarnoksiężników miał dostać złe namiary. Bazując na nich, rzucił czar, który miał przetransportować ich na bezpieczną odległość od Cheraku. Zmienić błędnej lokacji docelowej już nie umiał. Elastyczność zapewne nie była już magikom potrzebna...

Mogła być to prawda. Przynajmniej wyjaśniała, co spodziewali się uzyskać „napastnicy”. Skoro nikt w obozie nie miał pojęcia, czemu miałoby lądowanie po wewnętrznej stronie murów, powszechnie przyjęto tą wersję.

Wyglądało na to, że oddział wojów Byka Północy ocaliły tylko pogłoski, jakoby generał planował sprowadzać w ten sposób oddziały z okolicznych satrapii. Skoro więc nadlecieli pod osłoną nocy, nikt nie wydał rozkazu, aby ich wystrzelać w locie. Później było już na to zbyt późno – po kilku sekundach zażartej walki, wojacy musieli się magicznie ewakuować. Zostawili za sobą jednego martwego barbarzyńcę, którego (ku wielkiemu zaskoczeniu) udało się zidentyfikować jako wybrańca Smoków, pięciu pojmanych oraz dziesięć zwykłych trupów.

Trupy po stronie przeciwnej również były, ale dla większości oficerów Szkarłatnego Cesarstwa ważniejsze były dostarczone przez jeńców wieści. Jakkolwiek przesłuchiwani byli niskiej rangi, posiadali pewne kluczowe informacje – choćby twierdzili, iż w Damanarze nie zebrały się jeszcze znaczne oddziały wojska... Informacja ta przerosła w znaczeniu trzy trupy i porwaną Smoczycę. No, prawie przerosła – w najbliższych dniach bowiem niektórzy zaczęli zastanawiać się poważniej nad przypadkowością zniknięcia Cynisówny, niekiedy łącząc ją z osobą Liao...

***

Cynis Aiyana

Ostatnią rzeczą, jaką pamiętała, był walący się na nią namiot pośrodku jakiegoś zamieszania? Jakiego? - tego już nie była pewna. Musiało to być coś ważnego, bowiem chwilę potem otrzymała mocny cios w tył głowy i odpłynęła w mrok. Nie wiedziała, kto i dlaczego ją ogłuszył – mogła co najwyżej przysięgać mu zemstę.



W miarę dochodzenia do siebie, na pierwszy plan wypłynęły jednak inne zmartwienia. Ot, choćby zupełnie nie miała pojęcia, gdzie jest i od kiedy tu jest. Wielka, bogata, marmurowa komnata zupełnie nie pasowała do ordynarnego miasta, jakim był Cherak. Wrażenia nie psuła nawet świadomość, że komnata była ewidentnie zapuszczona – jakby ktoś żałował pieniędzy na utrzymanie wnętrz w porządnym ścianie. Pogłębiała je za to świadomość pośpiesznej modyfikacji, jaką w niej wykonano – rozbito część płaskorzeźby, przedstawiającej Smoka, zamazano część fresków...

Szybki rzut oka na coś, co nosiło znamiona balkonu, pozwalał dostrzeć, że z całą pewnością nie był to Cherak. Więcej dostrzec nie mogła – ciężkie odrzwi prowadzące tam były zamknięte, więc patrzeć mogła tylko wybitą część umieszczonego na nich witrażu. Jej uwadze nie uszło jednak, że bluszcz, który dawno oplatał balkon, został bardzo przycięty – dokładnie tak, jakby obawiano się, że za pomocą swoich zdolności zdoła uciec...

Następnym zaskoczeniem były jej szaty. Ktoś najwyraźniej połakomił się na jej odzienie, zostawiając jej... No, coś. Bo lekka przysłona na twarz, czy jedwabne, skąpe szaty, zapewne nie były czymś, co włożyłaby z własnej woli – pal licho ichnią niemodność i obcość kulturową... ale dlaczego miałaby chcieć zasłonić swą piękną twarz?

To jednak było nic – najwyraźniej ktoś zakołatał w drzwi. I nie było jasne, czy zamierza przejmować się jej przyzwoleniem na wejście...
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 04-06-2011 o 17:44.
Velg jest offline