Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2011, 16:30   #140
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Stanisław Jerzy Lec

Człowiek to pionek na szachownicy, która nie ma dla niego poletek

Czasami zdarzają się takie żywota, które pławią się w szczęściu mogąc nim obdzielić kilka innych. Czasami przezywamy życie odnajdując miłość i otaczając się nią jak parasolem ochronnym, w zdrowiu i chorobie, w chwilach szczęścia i nieszczęścia. Czasami jednak w życiu pojawia się kilka chwil, które twoje szczęście obracają w peżyne a potem nic już nie jest takie same.
Zaledwie kilka chwil....
Rafael Jose Alvaro mógł takimi chwilami obdarować kilka istnień
Zresztą nie tylko on. Ci co miotani byli w anielskich wojnach też mieli przesrane...
I oby tylko te żywota

Silent ciężkimi krokami podszedł do kamiennego stołu szachowego. Jego kroki były powolne jakby nogi miał z ołowiu i ciażyły mu niemiłosiernie. Szedł nieufnie rozglądając się wokoło. Nie chciał natrafić na jakąś pułapkę. Znowu był w Metropolis. Miejscu za którym nie przepadał. Miejscu które ponoć zbrukali ludzie, drugie dzieci Demiurga. O ile można wierzyć w słowa posłańców Archonta. O ile można wierzyć aniołom.
Metropolis nie należało do jego ulubionych miejsc wizytowych.
Coś musiało wybuchnąć w Iluzji, że przeniósł się tutaj, że kraty Iluzji zostały złamane. Alvaro miał nadzieję, że nie była to bomba taka jak w San Francisko, że to był tylko wymysł jego zmęczonej i ociężałej wyobraźni. Było cicho, bardzo cicho. Rafael słyszał wyraźnie swój krótki oddech. Dotknął bandaża bezwiednie sprawdzając czy tamten dalej okala jego twarz. Był.
Wampir stanął nad szachami i przez dłuższą chwilę wpatrywał się w pionki, przyglądał się wizerunkom które zostały przypisane do figur. Rozstawieniom pionków na szachownicy. Napisowi jaki wyryty był niedaleko niej.
WYGRAJ PARTIĘ
Tylko dla kogo? Za jaką cenę? Czy to jakaś zabawa jakiegoś silnego bytu? Czy jest to klucz do wszystkiego?
Pionki i figury, których wizerunki większość znał.
Miał dosyć gierek, miał dosyć podchodów, miał dosyć tego, że jest wykorzystywany przez silniejszych od siebie do tego by rękoma zwykłych ludzkich dusz przeszkodzić w planach Astarotha. Że jest marionetką w rękach Diabłów. Miał dosyć tej cholernej gry, której reguły zmieniały się według woli silniejszej strony. Gry, której zasady nie były jasno sprecyzowane. Gry, w której poświęcać trzeba było ostatnie pokłady człowieczeństwa. Gry która....
Złapał się krawędzi kamiennego stołu nie strącając figur. Zamknął nabrzmiałe łzami bezsilności oko. Kiedy je otworzył nic się nie zmieniło. To samo miejsce. Nieczynna fontanna, szachownica, pionki, które nie zmieniły swojego położenia, cisza, napis na stole.
Alvaro miał ochotę strącić wszystkie figury. Jednym ruchem przerwać partię, jednym ruchem wyrzucić z siebie tą złość. Złość na bezsilność, złość za ból, złość na los, złość na wszystko.
Jakimż on był nieudacznikiem.
Nawet uczucia źle ulokował
Został sam. Odstawiony na boczny tor
Tak żałosny, że aż śmieszny.
Sam nie wiedział do końca dlaczego sięgnął ku pionkowi. Po co przesunął białą figurę, jaką cenę przyjdzie mu za to zapłacić
Wykonał ruch.



Patrzył na przewrócony leżący jeszcze na czarnym polu szachownicy pionek.

Ocknął się w swoim mieszkaniu leżąc na kanapie. Poczuł, że w dłoniach coś trzyma. Figurę z szachownicy, zwykłą figurę bez żadnych wizerunków. Figura którą dopiero co zbił z szachownicy.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że dzwoni telefon.
Claire
Serce zabiło mu mocniej

Odrzucił jednak połączenie i przeskakując szybko palcami po klawiaturze telefonu komórkowego napisał wiadomość i natychmiast wysłał ją do Goodman.
"Nadal nie mogę mówić. Mam zgruchotaną szczękę i jedynie co, to sapałbym Tobie do słuchawki a tego chyba byś nie chciała. Mimo wszystko jeżeli chcesz to odbiorę rozmowę i posłucham co masz mi do powiedzenia. To jak?"

Telefon zadzwonił ponownie
Tym razem Rafael odebrał

- Rozumiem, że to przeze mnie ta pogruchotana szczęka... - zaczęła skonfundowana.

Cisza po drugiej stronie słuchawki

- Przykro mi... Rozdzieliliśmy się znowu.... Cohen biega szukać swojej wieży. Baldrick szuka ciężarnej jak sądze - chwila ciszy w słuchawce tym razem ze strony Claire - Wtrącił się kolejny. Gówno znaczące skomplikowane imię w jakich się lubują. Netz... Nieważne.

Rafael sapnął mocniej do słuchawki i z jego usta padło słowo które sprawne ucho mogłoby wziąć za "Ty?"

- Ma w kieszeni gliny – kontynuowała swój monolog Claire - Wytropili nas w mieszkaniu Kalinsky, ledwo uszliśmy... - zacięła się na moment. - Był tam... chyba anioł, sama nie wiem. Kurwa... on stał przede mną, z tą piękną, nieludzką gębą i skrzydłami w kolorze krwi i myślałam... Myślałam tylko o tym jaki jest piękny. Niszczycielska siła... - chrząknęła wracając do rzeczywistości. - Dzwoniłam do tego Setha. Dzięki za numer. Facet jest pierdolonym łowcom demonów - zaśmiała się gardłowo.

Od strony Alvara nadal panowała cisza. Nie próbował już nadwyrężać szczęki i tak jego próby mówienia zamieniały się jedynie na dźwięk telefonicznego zboczeńca.

- Chce szesścćdziesiaąt pięć patoli za tą przysługę. Ale i tak chce się z nim spotkać... No i trzeba poszukać tej zaciążonej... Kalinsky miała jakieś wizje. Nabazgrała na ścianie kobietę. Jest ważna, choć nie mamy pojęcia dlaczego... Alvaro...
Zamilkła także. Zawisła między nimi cisza i zdawała się trwać w nieskończoność.

- hmmm? - zapytał na tyle elokwentnie na ile pozwalały mu na to obrażenia twarzy.

- Nie mam pojęcia co robić – podjęła w końcu Claire - Chciałabym aby wszyscy wypruli sobie nawzajem trzewia... Ale Jakoob mówił, że my z tego cało nie wyjdziemy. Jeśli Astaroth pochłonie z nich esencję - zginą. Jeśli... ktoś powstrzyma Astarotha... będzie pieprzona druga Hiroshima. Po obu stronach lustra. Totalna anihilacja w promieniu... kurwa, sami nie wiedzą w jakim - ściszyła głos wyraźnie przygaszona. - Nie ma dobrych rozwiązań. Ale ja nie chcę żeby Astaroth zasiadł na tronie. Jest arogancki, władczy, nie zna litości i nie dba o ludzi. Nawet nie krył, że może iluzję całą w mak rozpierdoli. Wiesz co to oznacza? - chciała znależć pocieszenie. Chciała, żeby Alvaro powiedział, że rozumie ale ten zawzięcie milczał. Pogruchotana szczęka...
- Jestem cholernie nieostrożna... mówię ci to wszystko przez telefon a może ktoś słucha. Mają zasoby, ludzi w swojej kieszeni. Nawet mi się zdaje, że te helikoptery krążące nad miastem są jak wygłodniałe sępy, które nas szukają...
Znowu zamilkła. Nie oczekiwała przecież, że jej odpowie. Jasno dał do zrozumienia, że może tylko słuchać.
- To tyle chyba... - nagle zabrakło słów. Cisza się znów przeciągała.

Rafael chciał mówić do Niej. Chciał ją pocieszyć. Chciał jej powiedzieć co właśnie zrobił. Chciał jej opowiedzieć o spotkaniu z wysłannikami Archonta. Pocieszajac ją chciał pocieszćc sam siebie, ale nie mógł mówić, nie mógł pomóc choć słowem kobiecie którą pokochał. Mógł tylko sapać i pomrukiwać do słuchawki. Okrutny żart losu i co najgorsze błędów Rafaela. Ponownie łzy bezsilności napłynęły mu do oka a szczęka odezwała sie bólem kiedy starał się mimo wszystko choć trochę nią poruszyć. Syknął z bólu.

- Udam się do przyjaciela – podjęła po dłuższej chwili Goodman - Nim spotkam się z Sethem poszukamy tej kobiety z wizji Kalinsky... Chcesz dołączyć? Po chwili zdała sobie sprawę, że nie może jej odpowiedzieć.
- Stuknij raz w słuchawkę na tak. Dwa na nie, jeśli jesteś w środku czegoś ważnego

Zamiast wykonać któryś z gestów jakie wskazywała Claire, Alvaro po prostu rozłączył się i wpisał długą wiadomośc dla kobiety której głos dopiero co słyszał.
"Dla przeciwwagi wielu uciążliwości życia niebo ofiarowało człowiekowi trzy rzeczy: nadzieję, sen i śmiech. Nie trać nadziei Claire na to że to wszystko się dobrze skończy. Chciałbym być przy Tobie by móc cię pocieszyć, chciałbym szeptać Ci kojące słowa. Nie martw się. Damy radę. To wszystko co powiedziałaś... dużo się działo w tak niewielkim czasie. Nie igraj z Togarinim i de Sadem. A co najważniejsze nie igraj z Astarothem. To co zrobiłaś było odważne ale może też przynieść dużo złego i zagrozić Cohenowi, Baldrickowi, Jess i co najwazniejsze Tobie. Claire… Masz jeszcze szansę się wycofać. Wyjechać Starać się zapomnieć o tym wszystkim. Życie choć obleka piękno ludzkich dusz w ciała jest piękne. Potrafi być piękne... Chcę się spotkać z Tobą. Chce pomóc Tobie w poszukiwaniach ale moja obecnośc może nieść zagrożenie i tego boje sie najbardziej. Z drugiej strony jezeli nie zaczne zabijac czworki z Red Hook. Zginiesz ty. Dlatego tak ważny był ten telefon do Setha. Tak ważne jest dla Ciebie zerwanie więzi z Togarinim. Claire… Nie może wiecznie padać."

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=EA3y1Ks_6n4[/MEDIA]

Wpatrywał się przez kilka chwil w wyświetlacz telefonu czekając na wiadomośc zwrotną ale nie uzyskawszy odpowiedzi położył telefon na stole i podszeł do okna rozsuwajac delikatnie zaslonę.
Kto z nim pogrywał tym razem? Po co była ta cała gra w szachy. Jakim sposobem znalazł się w domu.
Odpowiedź od Claire zastała go kiedy obracał w dłoni pionek wpatrując się w niego intensywnie.
Wcisnał go ponownie do kieszeni i odebrał wiadomość:
"Z Sethem mam się spiknąć za 5 h. Alvaro... Ja nie kapuję. Dobra, może lecisz na mnie, może testosteron uderzył ci do głowy... Ale nie mieszaj tego z czymś czym to nie jest. Mogłabym sądzić, że żywisz do mnie poważne uczucia. A to niemożliwe. Przestań mieć wyrzuty sumienia z mojego powodu. Oraz innych na jakie nie masz wpływu. Kurwa... żałuję, że się z tobą nie przespałam. Wtedy odarłbyś się ze złudzeń, że nie jestem taka jak ci się wydaje. Nie jestem warta wielkich słów. Ani żadnych pieśni nad pieśniami. A jeśli moja śmierć mogłaby ocalić trójkę dobrych gliniarzy to może trzeba mnie kropnąć? Nie bój się trudnych wyborów Alvaro. Teraz widzę, że innych nie ma. Tak jak i nie istnieje czerń ani biel. Jest tylko szarość. Mniejsze i większe zło."

Po chwili druga wiadomość.

"No widzisz jakie farmazony przez ciebie pierdole? Straciłam wątek. Idziesz ze mną do mojego kumpla czy czekamy aż pozbędę się smyczy?"

Rafael przebiegał wzrokiem po tekście jaki otrzymał od Claire, wielokrotnie. Jej wiadomosć bolałą jak diabli a słowa cieły nie gorzej niż kule wystrzelono nie tak dawno przez liktora. W końcu napisał. "Ostro strzelasz Claire. Twardo stapasz po gruncie ale mimo wszystko musi Ci być cięzko tak samej... Gdzie mam się zjawić?"

W następnej wiadomości przyszedł adres domu na Brooklynie.

Może i testosteron uderzył mu do głowy, może źle ulokował swoje uczucia, ale nie spocznie dopóki wzrok Claire nie powie mu tego samego co jej usta. Wiedział, że wszystkie jego pragnienia względem Claire są niemożlwie do spełnienia. Czuł, że nie ma żadnych szans, że nie mieści się w jej postrzeganiu faceta. Czuł jednak coś jeszcze, Claire została skrzywdzona a on uparł się niczym osioł, że pokaze jej jaśniejszą stronę życia.
Tylko, że życie całkowicie się zatraciło i wyłączyło większośc świateł

Wziął kurtkę i wyszeł z mieszkania kierując się na spotkanie z Claire.

* * *

Alvaro rozejrzał się zanim podszedł do drzwi wejściowych domu jaki znajdował się pod adresem jaki przesłała mu Claire. Rozglądał sie chcąc się upewnić że nikt go nie śledzi. Dom jaki się przed nim rozpościerał nie należał do nowych budowli Bronksu. Sprawiał raczej wrażenie starego i już doś mocno nadszarpniętego zębem czasu. Rafael zastukał w drzwi nie korzystajac z połamanegho pzycisku dzwonka nie będąc do końca pewnym czy gdyby go dotknał nie popieścił by go ładunek elektryczny. Drzwi otworzyła mu Claire, stojąc z piwem w dłoni. Jedyne oko Rafaela przemknęło po jej sylwetce i skupiło się na twarzy policjantki. Claire mogła mówić co chciała ale była piękna a Alvaro po prostu chciał moc sie pławić w tym pięknie. Chciał jąprzytulić, pieścić i całować. Była jego sukubem.
Nie zrobił jednak tego. Uniósł delikatnie otwartą dłoń w gescie przywitania gospodarza domu u jakiego zatrzymała się tymczasowo dziewczyna

- Wchodź - rzuciła mu zakłopotany uśmiech i zniknęła w mroku korytarza.
Minęli zawalony komputerami pokój, gdzie siedział starszy pan o wyglądzie urzędnika (pomijając krzykliwe kanarkowe kapcie z wizerunkiem Tweetiego).
- Mastroiani, Alvaro - Goodman przedstawiła ich w pośpiechu i poprowadziła Alvara dalej, ku kuchni.
Gdy usiadła przy stole na jej kolanach znalazł się zaraz opasły prążkowany kocur. Idąc do kuchni Rafael naliczył już kilka kotów. Na pewno było ich wiecej. Ich zapachem rzesiągł już cały dom. Claire wskazała mu krzesło nie odrywając oczu od jego pokrytej bandażami twarzy.
- Boli?

Rafael ściągnął kaptur odkrywajac w pełni swoją zabandażowaną głowę. W sumie niewielka część twarzy wraz z jednym okiem nie była zasłonięta przez opatrunek. W odpowiedzi skinął jedynie potwierdzajaco głowa

- A krew? Piłeś krew? - zapytała. - Nie powinno to jakoś przyspieszyć regeneracji?

Alvaro usiadł na wskazanym miejscu i siegnał po swoj notes i długopis. Napisał "Tak. Piłem. Możliwe że przyspiesza. Nie wiem dokładnie. Sprawę krwi odłóżmy na bok. Co mamy nie wierząca w siebie policjantko?

Zignorowała jego ostatnie pytanie i postanowiła wyraźnie drążyć temat.

- Nie obraź się Alvaro... Ale to przeze mnie wyglądasz jakbyś spadł z dziesiątego piętra.
Sięgnęła do szafki z lekami, jak zauważył Alvaro, wyjątkowo bogato zaopatrzonej - Idź do Mastroianiego. Zaraz do was dołączę.

Zanim jej wzrok podniosł sie znad wysunietej szafki na kuchennym stole tuż przed nią leżała już kartka pisana charakterystycznym stylem przez Rafaela. Zawierała zdania "To nie przez Ciebie. Sam sobie to zrobiłem. Zareagowałem głupio. Ty nie jesteś niczemu winna"

- Masz rację - przyznała twardym głosem. - A teraz idź do Mastroianiego.
Nie przestała szperać w szafce.

Musnął jej włosy i udał sie do pokoju gdzie w towarzystwie olbrzymiej ilości kotów siedział jej przyjaciel i mentor.

Starszy jegomość odchylił się w fotelu i uśmiechnął niczym sam kot z Cheshire przyglądając się jego twarzy.
- Ciężki dzień, co?

Alvaro skinął głową walcząc by sie nie uśmiechnąć. Śmiech w jego przypadku okraszony byłby potężną dawką bólu

Po chwili do pokoju wpadła nieco blada Goodman.

- Alvaro, idź na moment do kuchni, dobra? Na stole masz dawkę painkillerów.
Sama dosiadła się do komputera pocierając ramiona. W domu było niewiele cieplej niż na dworze. Palec kobiety natrętnie naciskał przycisk a na monitorze zmieniały się raz za razem kobiece twarze
Alvaro patrzył zdziwiony na poczynania Claire i na jej akcje przy komputezre. Po kilku migających twarzach kobiet wszedł jednak do kuchni

Na tacy leżała buteleczka leków przeciwbólowych i szklanka wody. Obok... spora strzykawka napełniona krwią.

Rafael pogrzebał w kuchennych szafkach nie mogąc po prostu zapytać gdzie właściciel schował i czy w ogóel ma słomki. Tak będzie łatwiej napić mu się wody. Znalazł je w końcu, lekko pogięte ale chyba nie używane wcześniej, a o to było ciężko bo wszystko w tym mieszkaniu wyglądało już na używane. Wcisnał tabletki do ust. Zapił wodą ciągnąc ją przez słomkę i wziąwszy do reki strzykawke pełną krwi.
Krwi Goodman albo leżacego na kuchennym parapecie kota
Rafael usunął ze strzykawki iglę i końcówkę włożył pomiedzy bandaże a następnie obolałe wargi. Wcisnał zawartość strzykawki do ust. Nogi ugięły się pod nim kiedy na nowo poczuł słodycz tego nektaru. Wiedział, że teraz będzie mógł o wiele łatwiej odnależć Claire gdyby coś ich rozdzieliło.

"Dziękuje. Doceniam. Normalnie powinienem poczęstować ciebie teraz czekoladą" - przed Claire pojawiła sie kolejna kartka - "Kogo dokładnie szukamy?"

- Ciężarnej kobiety - uśmiechnęła się do niego jedną połową ust i wróciła do przeglądania zdjęć. - Widziałam jej twarz na ściennym malowidle w mieszkaniu Kalinsky. Mastroiani przeszukuje bazy pod kontami dziwnych przypadków. Niepokalane poczęcia, nawiedzenia demonów... Przeszłosć psychiatryczna - ściszyła nieco głos - bo jeśli pani tkwi w Metropolibiznesie to mogło jej przeczesać beret. A także ofiary przestępstw seksualnych. Lub może zakonnice? Szukamy anomalii co by nie patrzeć. Na razie lepsze to niż bezmyślne przeglądanie według alfabetu. Masz jeszcze jakieś punkty zaczepienia? Pomysły jak ją znaleźć?

"Jak wygladało tło obrazu? Było znajome Tobie?" – dopisał do kartki kolejne zdanie

"Ruiny miasta. Metropolis?" - odpisała.

- Jess nie żyje - odparła sucho. - Cohen goni za swoją wieżą

„Jess nie żyje….” – Claire powiedziała to tak szybko, że do Alvara nie doatarła od początku ta bolesna informacja.
Jak to? Dlaczego? Kto?

„Miałem do tego nie dopuścić. Obiecywałem Grandowi…. Martwemu Grandowi”

Chciał zalać Claire morzem pytań, dowiedzieć się kto stał za zabójstwem Kingston. Ale nie zapytał
Alvaro stał przez chwile w ciszy patrząc sie w kierunku okna, niemytego od dawien dawna okna. Szum wiatraków komputerowych wypełniał mu umysł.

„Nie mamy szans. Jesteśmy nikim. Nie ma Boga, nie ma dobra. Jest tylko brutalna i bezwzględna siłą. Jest tylko egoizm….”

„Jest cholerna ludzka nadzieja, która umiera ostatnia”

Po chwili przysunął sobie krzesło i usiadł niedaleko Claire

Jess….
Może własnie ona wygrała tą partię

Skupił się na pomocy w znalezieniu kobiety z wizji Kalinsky. Zastanawiał się jednocześnie czy ta kobieta wygląda tak jak nieznany jemu wizerunek przypisany do jednej z szachowych figur, które widział niedawno.
Miał nadzieję, że niedługo się o tym przekona.
 
Sam_u_raju jest offline