Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2011, 18:36   #386
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Jeż. Cholerny jeż formował się na przeciwko nim. Chłopstwo złapało za to co miało pod ręką, tłum ludzi najeżonych gizarmami, halabardami i rohatynami budził grozę.
Jego ludzie byli zbyt rozściągnięci. Tylko dwie linie i to stanowczo za luźne. Vogel zaklął. Stał w pierwszej lini, na środku z tarczą w jednej ręce a gladiusem w drugiej. Powinienen zwinąć linię o połowę, ustawić porządny mur z tarczy i zanim dojdzie do walki wybić połowę salwami z łuku. Tylko nie mógł tego zrobić bo to oznaczało odsłonięcie flanki. I wjazd konnicy w ich bok, rozsypkę oddziału i wybicie drogi do środka.
- Goniec! Dziesiątka konnych łuczników z lewej flanki. Ruchy! Napiąć cięciwy. Spokojnie. Czekać.
I czekali aż wróg podejdzie bliżej. Ręka z mieczem uniosła się w górę, opadła.
- Strzelać!
To nie była chmara strzał przysłaniająca niebo, to nie były setki małych śmierci. Dziesięć, może piętnaście strzał dosięgnęło celu psując szyk. Konni wyjechali, strzelcy za Kasparem ponownie napięli łuk. Wampir już miał wydać kolejną komendę gdy wybuchło. Ktoś wysadził wrogą piechotę. Jednym zaklęciem.
Lekka jazda wstrzymała konie, widać było, że to urodzeni jeźdźcy. I wtedy z boku wypadła konnica. Nie żadna lekka jazda, która była dobra do ganiania w polu czy szybkich akcji dywersyjnych a najprawdziwsza ciężka jazda Arkhani. Niecała dziesiątka Morkothończyków miała przesrane, zostaną rozsmarowani jeśli nie zwieją, a nie zwieją. A zaraz po nich pewnie cały Kasparowy oddział. Wampir w chaosie zapomniał o podstawowej zasadzie. Zawsze miej jakieś wojska w odwodzie. I teraz przyszło mu za to płacić. Mu i innym. Nie był oficerem, nie miał wojska. Co miał robić? Stać, więc stał i krzyczał. Krzyczał by inni stali. Czterdziestka żołnierzy z różnych formacji uzbrojonych niejednolicie, przyzwyczajonych z grubsza do innych komend. Czy wręcz cywile z “grup specjalnych” stojący po raz pierwszy w szyku.
Z przodu stał Kaspar, jego zdecydowanie dawało przykład. Nikt z tymczasowych podwładnych nie wiedział, że Vogel teraz gorączkowo myśli, szuka wzrokiem czy jazda nie ma odsieczy. Po jego głowie krążą szaleńcze myśli. Już ma wydać rozkaz. Już ma przyjąć walkę gdy wielka kula ognia pochłania wrogiego dowódcę. Pięknie. Po co oddziały? Dwóch magów rozwaliło z pół setki jak i nie setkę doborowych wojowników. Dziesięciu takich i sami by obronili “Niedźwiadka”.
Jego konni wydofali się, “mur” z tarcz znowu przysłonił lukę. Żołnierze stali stanowczo zbyt daleko od siebie. Stali i czekali. A bitwa powoli się kończyła, ledwo zdąrzył zasmakować krwii. I to nawet nie dosłownie.
Ktoś biegł w ich stronę. Szary ork z wielkim mieczem. Pułkownik, w samą porę. Kierował sie do niego, idealnie.
- Sierżancie, raport proszę.
I zaczął wydawać rozkazy, rychło w czas. Kaspar spojrzał na swego przełożonego, gdzieś na dnie jego oczu ciągle zażyła się żądza mordu,- Burdel panie pułkowniku. Pięćdziesiąt ludzi, tarczownicy, strzelcy i piechota w różnej liczbie. Arkhania się wycofuje.
- Doskonale.
Ork opuscił wzrok i meł przekleństwo.
- Mogliście się sierżancie bardziej postarać. Gdzie Laron? Gdzie Ekron? Zarzadzam ewakuację obozu. Za 30 min wszyscy mają być gotowi do wymarszu. Karczmę, fort zniszczyć. Swiątynię ostawić, ale zabrać relikwie w bezpieczne miesce. kapłani niech opatrzą rannych. Zdolnych do drogi odesłać do oddziałow, nie zdolnych zebrac w jednym miejscu, niech Ekron ich przeniesie w bezpieczne miejsce. Sierżanci mają dostarczyć mi raporty na temat tego kto im pozostał oraz jak stoją ze sprzętem. Biegiem. Sierżancie. Będe miałł dla Was delikatne zadanie. Dowiedzcie się proszę czy macie jakieś straty w grupie. Zbierzcie Waszą grupę za 10 minut czekam na Was w Niedźwiadku... i ustrzelcie to cholerstwo co jeszcze wystaje z baszty!!
Wampir ledwo nad sobą panował, krew będąca w zasadzie wszędzie (i niekoniecznie tam gdzie być powinna czyli w nim) nie pomagała.
- Nie pilnuję oficerów sir. Nie pilnuje cywili. Jestem na kontrakcie. Kontrakt obejmował mordowanie innych. To robię sir, chyba jako ostatni w tym cholernym forcie. A nad programowo wyłapuję siatkę Merkshe.
- Nie podniecajcie się sierżancie. Proszę o sprawozdanie z tego co dzieje się na Waszym szczeblu. Ewentualne sugestie na temat tego co dzieje się gdzie indziej będą mile wiedziane. To że panuje to bałagan widać gołym okiem. Konsekwencje będą wyciągnięte. Ale zanim to się stanie muszę wiedzieć dokładnie co sie stało. Jesteście człekiem bystrym. Chyba to rozumiecie. Zrozumcie też mnie... skąd mam do cieżkiej cholery wiedzieć kto zamuszę to wszystko odpowiada? Może Wy? Co? Może teraz ciętym językiem i butą staracie się uciec od stryka? Osobiście w to wątpie. Ale od Was doswiedzieć się tego co tu się działo. Zwięźle...
- Zostałem wysłany do przeprowadzenia dywersji wraz z Sashivei i dziesiątką lekkiej jazdy. Natknęliśmy się na Arkhanijskiego poborce podatków, po schwytaniu jeńca, zjedzonego później przez NO dowiedziałem się, że to najemnicy z Merkshe. Podpaliłem zboże i zostawiłem kosztowność w nadziei że odciągnie to uwagę sił Arkhani, zabrałem dokumenty i trupa dowódcy, który popełnił samobójstwo. W drodze powrotnej straciłem jeńca a trupa zostawiłem pod strażą jeźdźców sam organizując obrone na tym odcinku.

Pułkownik kiwał głową jakby wszystko było po jego myśli.
- Dostaniecie premię za uciążliwe warunki pracy oraz zapewne awans. Co do tego ostatniego muszę się porozumieć z Księciem. Dobrze się spisaliście Vogel. Gdzie trup? Dostarczcie go do laboratorium Ekrona. Na Was czekam za kwadrans. Trzeba odbić Takiego!
Jakby mu zależało na premii kase na wódę i dziwki miał, sprzęt dostawał... Zresztą te dwa pierwsze od przemiany nie smakowały tak jak kiedyś. Walczył bo... Bo nic innego nie potrafił. A awans miał w dupie. Awans równał się większej ilości problemów.
- Tak jest sir. Odstawię ciało i stawię się za kwadrans.
Zasalutował, chwilę się mocował z tarczą, którą w końcu odrzucił, podobnie hełm z nosalem, schował miecz i poszedł szukać ciała. I wódki. Może to nie było już to co kiedyś ale ciągle coś.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline