Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-05-2011, 17:52   #381
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Obłędny wzrok spojrzał na pseudo-rycerza. Prawda, że pseudo rymuje się z pedo? A wiecie czemu bliskie jest pedo...? Pedo-rycerz patrzył niewzruszenie. Tymczasem Takiemu z ust ciekła ślina - strugami. Oczy rozchodziły się w zezowatym grymasie. Głowa opadała mu, to na prawo, to do tyłu, to na lewo, to... Gdyby nie był uwiązany jak beczka na statku, leżałby teraz i lizał ziemię, dla lepszego efektu oczywiście.

Mijały tak minuty. Długie minuty, w których szmata pod szyją goblina było coraz bardziej mokre. Czas leciał, a ze strony strażników, ani samego rycerza, nie było żadnej reakcji. Zmiana planu w takim razie. Goblin nabrał lekko powietrza, splunął. Na ziemię. Nie poniży się do plucia na ludzi! Rzucił szybkim spojrzeniem na lewo, na prawo, po czym spojrzał na gównodowodzącego. A spojrzał wyraźnie i trzeźwo dla odmiany. Rycerz zdawał się ucieszyć z takiego obrotu sprawy. Co oznaczało, że już wątpił w racjonalność goblina.

- Z adamantu, - zaczął spokojnie Taki, - zrobiliśmy posągi Chichra, boga nietrzeźwych i głupich, po czym wysłaliśmy go waszemu królowi. Z kielicha żłopiemy wińsko w codziennym rytuale. A oprócz Heinricha jest tam jeszcze twoja matka. Niezły z niej Drag Queen, przyznaje. Orki mają uciechę. Wystarczająco szybko?

Tętno miał jeszcze szybkie a oddechy płytkie i nierówne. Wątłe serce - w porównaniu z sercem NO! - próbowało nadążyć za rozpędzonym metabolizmem. Czuł jak dłonie zaczynają mu drętwieć. Pierwsze oznaki niedokrwienia. Poruszył palcami dla rozluźnienia. I poczuł ból w szczęce.

Goblińska krew kapała z pancernej rękawicy rycerza. Wargi eksplodowały jak porzeczki zalewając najpierw usta, potem brodę karminową posoką. Przynajmniej dwa zęby zostały połamane. Skurwiel pozwolił sobie na zbyt dużo. Furia zawrzała w umyśle Takiego. Oczy zwęziły się i sugerowały długą śmierć w męczarniach dla oprawcy. Najwyraźniej nikt tu nie słyszał o konwencji Genewskiej.

- Nie takiej odpowiedzi od Ciebie oczekiwałem. Zastanów się zanim odpowiesz coś równie głupiego.

Pilnik do metalu, który się mienił się teraz światłem odbitym, zdawał się tylko potwierdzać słowa rycerza. Pilnik do metalu? Może mają za mało żelaza a organizmie? Anemia? To by trochę tłumaczyło. Taki, szukając językiem pozostałości po kle i siekaczu pokruszonych stalową rękawicą, zastanawiał się ile wytrzyma. Ból w głowie przypominał bardziej kaca niż cokolwiek innego. Lecz, to mu nie umniejszało. Skupiony na wpatrywaniu się w twarz rycerza, spróbował naciągnąć więzy. Przypuszczał, że jeszcze trochę siły NO pozostało niespalonej. Mimo to więzy solidnie założone więzy nie drgnęły nawet. Jedyne co uzyskał to trochę luzu dla krwiobiegu w rękach. Ręce zaczęły mrowieć. Dobre przynajmniej to.

- Nie wierzysz, że mówię prawdę? Zapytaj swoją matkę. Jak się ma twoje wojsko? - Zapytał zaczepnie. A nuż, da się zmienić tematykę rozmowy.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 28-05-2011, 10:56   #382
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
X
Taki

Rycerz spojrzał na ciebie. Jego wzrok był ciężki, świdrujący. Sprawiał niepokojące wrażenie, iż jego właściciel wie więcej niż na to wygląda. Wzmianki na temat matki pancernego, plucie na podłogę oraz próby skierowania rozmowy na tematy inne niż główny jak na razie spełzły na niczym.
- Uczebe! Rycerz popisał się znajomością języka zielonej rasy. Wskazywało to nie tylko na jego osobliwe poczucie humory i zabawy lingwistyczne w takiej chwili, ale także na to, iż najwyraźniej przygotował się on do tej rozmowy. To nie wróżyło dobrze, ale do już wiedziałeś.
Więzy mimo, iż napinałeś się ze wszystkich sił niestety puścić nie chciały. To mogło stanowić kolejny problem. Desperacko zacząłeś rozglądać się wokoło starając się odnaleźć coś co mogło by Ci pomóc. W wozie panował półmrok, plandeka zarzucona na tylną i przednią cześć powozu powodowała, iż nie miałeś bladego pojęcia gdzie się znajdujesz, w którą stronę jedziesz.
Naraz to Twoje dłonie, które tak jak oczy poszukiwały pomocy natrafiły na coś ostrego. Ostrego to może za wiele powiedziane. Kawałek zawiasu jakiejś skrzyni był tępy, jednak pozostawiał cień nadziei. Może uda się jednak pozbyć tych więzów. Może…
- Nie chcesz uczebe? Rycerz uśmiechnął się samymi ustami. Nie było w tym uśmiechu nic z wesołości, a jego oczy zdawały się wyrażać obrzydzenie faktem, że za chwilę coś się stanie. Bo stać się coś miało na pewno, choć nie byłeś do końca pewien co…
Rycerz postąpił kilka kroków zbliżając się do Ciebie. Pilnik do metalu, narzędzie tak obce w podobnych sytuacjach, tak nie spotykane jak się po chwili okazało miało swoje zastosowanie.
Pancerna rękawica, która przed kilkoma chwilami rozwaliła Ci zęby, tym razem nie spadła ponownie na Twoją twarz. Miast tego, rycerz ujął mocno Cię za żuchwę. Nacisnął opancerzonymi rękawicami pod Twoimi uszami, w miejscu, gdzie zawiasy szczęki schodziły się z czaszką. Efekt był oczywisty. Otworzyłeś paszczękę.
A człek tylko i wyłącznie na to czekał.
Pilnik trafił do Twoich ust, tylko i wyłącznie po to aby regularnymi, pewnymi i zdecydowanie nie delikatnymi ruchami zacząć ścierać szkliwo Twoich zębów.
Ból? Zaskoczenie? Strach?
To wszystko naraz napłynęło tak do Twojego serca jak i umysłu. Wyprężyłeś się, jednak tak więzy, jak i sam uścisk były na tyle mocne, że nie było mowy o wyswobodzeniu.
Usłyszałeś wrzask. Zwierzęcy, pełen przerażenia, wydobywający się nie z gardła a z samego serca wrzask…. I dopiero po paru chwilach zdałeś sobie sprawę z tego, że to Ty krzyczysz.
Trochę to trwało…
W pewnej chwili powóz się zatrzymał. Twój oprawca zakończył sadystyczną zabawę. Wytarł dłonie w ścierkę, która zdawać by się mogło tylko na to czekała, po czym opuścił powóz. W chwili gdy otwierał plandekę zobaczyłeś trakt. Niby nic, ale była to już jakaś informacja. Droga była równa i dobrze utrzymana, dzień zaczynał wstawać. Usłyszałeś fragment rozmowy.
- I jak?
- Na razie niewiele. Za wcześnie na cokolwiek.
- Wyciągniesz coś z niego?
- Nie jestem jeszcze pewien. Może?
- Postaraj się. Pod wieczór dojedziemy do większej mieściny. Tam zorganizujemy porządny stół, rozpalimy piec i zabierzemy się do tego jak trzeba. Ostatni rekord Mordimera wyniósł 3 dni.
- Nie mamy 3 dni. Jeśli coś powie to dobrze, jeśli nie to trudno. Tak czy inaczej nawlecze się go na pal.

X
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 31-05-2011, 12:07   #383
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
"Żądaj wiele, a otrzymasz to co cię interesuje z nadwyżką."


Nigdy nie wiemy jaki wpływ nasze czyny będą miały w przyszłości. Czy rewolucja w naszym życiu zmieni też inne, a może największa błahostka to zrobi? A może nieświadomy gest, który był dla nas tak oczywisty, że nie analizowaliśmy przyszłych jego skutków? Nigdy nie wiem jak się los potoczy. Często niewiadomi niczego idziemy ścieżką życia. Dopiero gdy ktoś zapuka do naszych drzwi, mówiąc jaki wielki wpływ mieliśmy na niego, zaczynamy główkować kiedy, jak i że w ogóle nie spodziewaliśmy się tego. A nawet jeśli zrobiliśmy to zamierzenie, to i tak nie wiemy jak bardzo wpłynęliśmy na czyjś los i na czyj jeszcze dokoła.
Należy jednak zawsze pamiętać, aby podążać własnymi zasadami i z sumieniem na ramieniu, bo nie potrafimy przewidzieć naszej przyszłości, a co dopiero innych i gdy coś uczynimy wbrew siebie, skutki mogą być nieprzyjemne i będziemy żałować, że wyszło tak, a nie inaczej, czemu to zrobiliśmy, czemu nie trzymaliśmy się narzuconych przez siebie reguł.
Tak i było w tym przypadku. Każdy robił na własną rękę co uważał za słuszne mając jeden cel, przeżyć. Wyszło na to, że każdy każdego chronił i nadstawiał za drugiego karku. Czyżby indywiduum nie istniało, było tylko iluzją, bo i tak zawsze coś robimy wedle innych życzenia, tylko wmawiamy sobie, że tak nie jest? Sashivei z tym stwierdzeniem nie zgodzi się, bo wie, że bycie indywidualistą nie polega na odcinaniu się od reszty świata, tylko na kroczenie własnymi ścieżkami, będąc świadom, że innych drogi mogą się z jej skrzyżować i tego nie zmieni.

Potężny wybuch, który sprawił, że Sashivei zatrzymała się na chwilę i rozejrzała w poszukiwaniu jego epicentrum. Jednak tuż po tym, jakby znakiem był owy wybuch pojawiła się przyjemność.

- wybrać cel - check;
- wycelować - check;
- zabić cel w efektowny sposób i aby był nieświadomy przez kogo - check;
- pozabijać nie zamierzonych w pierwszym ruchu wrogów - check;
- podły uśmiech - spojrzała przed siebie na palące się truchła, a kącik ust mimowolnie uniósł się ku górze - check;
- zręcznie wyciągnąć sztylet, czyli jak na drowa przystało - check;
- szybkimi susami podejść na miejsce - check;
- wziąć swój sztylet - check;
- dobić tych, którzy mogli przeżyć - rozejrzała się kto tu miałby czelność żyć i w takich przypadkach ukróciła nędzny byt takiego chama - check;
- rozejrzeć się dokoła za nowym zagrożeniem - check;
- w przypadku braku takowego wycofać się z odkrytego terenu - check;
- popatrzeć triumfalnie na tych, którzy nie dokonali tego jakże pięknego i potrzebnego czynu, pokazując im swą wyższość i potęgę - ...
Nie było potrzeby tego ostatniego punktu spełniać, bo i czyn nie był epicki, ani też Sash nie była taka żałosna. Ona sama była dla siebie najsurowszym sędzią, którego ciężko zadowolić.

Trzeba było rozejrzeć się dokoła i ocenić jaka jest sytuacja. Po krótkich oględzinach Sash stwierdziła, że wróg wycofuje się, uznając ich wyższość. I dobrze, tak powinno być, że ona jest po stronie zwycięzców. W takim wypadku i ona mogła zejść z tego stanowiska, dlatego też uważając na siebie i swoje plecy, wszak trzeba być zawsze czujnym poszła do "swoich".

Bitwa wyglądała na wygraną, ale co dalej?
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
Stary 31-05-2011, 21:01   #384
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Dyszał nierówno. Tym razem nie było to spowodowane jakimiś dziwnymi reakcjami fizjologicznymi. Po prostu był przerażony. Bolały go zęby, bolały ręce, bolała głowa. Ciśnienie szumiało w głowie imitując całkiem spory wodospad i zakłócając procesy myślowe. A to było chyba najmniej teraz pożądane zjawisko. Myślenie musiało być niezakłócone. Musiało! MUSIAŁO!

Wspomniany pal nigdy może miał nie nadejść, ale Taki postanawiał nie sprawdzać prawdomówności kolegi rycerza. Dużo bardziej zależało mu na skórze niż jeszcze chwilę temu sądził. A nieustanny grom pełzający po zębach i smak szkliwa ciągle przypominał mu o pilniku, który ciągle gdzieś tu...

Ręce natrafiły na coś przyjemnie zimnego. Żelazny przedmiot nie koniecznie był ostry, ale wystarczająco żelazny. Taki szybki ruchem złapał się go... Wręcz przyssał się do niego i zaczął pocierać o węzy.

[...] Tak czy inaczej nawlecze się go na pal.

Oczy rozpaczliwie poszukiwały miejsca zaczepienia dla kłębiących się myśli. Ciemność nie była łaskawa dla goblinich oczu. Nagle rozszedł się trzask przywołując na myśl przegryzanie sznurka. Z jednej strony - nadzieja, gdyż może trochę się już uszczerbił, za to z drugiej - bolesne wspomnienie pilnika. Taki aż zawył przy zamkniętej paszczy. Łzy wystąpiły na powieki. Łzy wściekłości. Potrząsnął szybko głową by je strząsnąć. Nic przez nie nie widzi. Pilnik, może gdzieś tu leży pilnik. Ciemność jednak skutecznie skrywała swoje tajemnice. Pamiętał co prawda beczki. Stojące beczki. Pamiętał też jakąś skrzynię. Ręce szarpały drapieżnie o stalowe coś co mogło być prawdopodobnie zawiasem.

Gdyby mu się nie udało wyszarpać do przybycie rycerza, Taki zamierza na szybkości przełożyć ręce pod nogami. Gobliny mają dość giętkie kończyny, więc nie powinien mieć z tym większych problemów. Później ukryć się zaraz za najbliższą wejściu beczką, przy jednoczesnym przewróceniu beczki oddalonej jak najdalej od wejścia, tak by tamta mogła przyciągnąć wzrok wchodzącego rycerze. Później Taki ma zamiar rzucić się temu z sznurkiem do gardła. Udusić.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 04-06-2011, 20:02   #385
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Cyrk na kółkach przemienił się partyjnie do burdelu na kółkach. Każdy każdego pierdolił, ile wchodziło. Niebawem zaś cała zabawa zaczęła się kruszyć. Szczęśliwie ku naszej chwale, albowiem zwycięstwo przychodziło do nas małymi krokami. Bez piwa co prawda, ale na polu bitwy kroiła się jeszcze jedno pijana-party z towarzystwem krwawej sieczki.
Rzeknijmy to łagodnie: kapitulowałem się w kierunku lasu i krzaków, ażeby poobrzucać wrogów mymi prezencikami. Czerwone laseczki, dostatecznie rozpalone, gotowe były na każdy radykalny krok.
Lecz tam czekała na mnie niespodzianka...
Ponoć piękne są w życiu tylko chwile. Przypomniano sobie w porę. Wpadłem prawdopodobnie z deszczu pod rynnę.
Nie oznaczało to jednak, że mniej jest tych chwil odpowiednich, aby móc podjąć właściwą decyzję. Uciekasz, łamiesz tak zwany kodeks honorowy, ale ratujesz swój byt, czy może wolisz zachować się jak idiota w tych legendach i heroicznie stanąć do walki z wrogiem.
http://fc09.deviantart.net/fs31/i/20...cillusions.jpg
Tak, naprawdę z jednym wrogiem. Konserwa na koniu. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Z szabelką w ręce. Na mnie szarżowała - jednakże w pewnym momencie efektowne "bum" zrobiła. I się rozleciała w powietrzu. A dookoła padał flaków grad, czerwonym deszczem skraplał cały świat.
Cóż, pozostała jeszcze jedna puszka na koniu. Uciekająca, zawracająca, tchórzliwa. Co gorsza, niechcąca przyjąć jednej z mych "dziewczynek" w swoje rączki. Diablice miały ochotę na pana, a ten od nich uciekał. Coś z tym musiałem zrobić.
Dupa, nie pan. Musiał otrzymać ode mnie mały prezencik. Zabawa zapowiadała się bombowo!

- Eee - i gwizdnąłem do dorodnego sukinsyna, po czym odpaliłem "laskę". - zapomniałeś ode mnie prezenta! - i dynamit się powoli dopalał do końca; cisnąłem go prędko w zwiewającego blaszaka.
Pozostał mi przystanek WoodStock. Znaczy las.
Bo w końcu zielony ponoć uspokaja.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 05-06-2011, 18:36   #386
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Jeż. Cholerny jeż formował się na przeciwko nim. Chłopstwo złapało za to co miało pod ręką, tłum ludzi najeżonych gizarmami, halabardami i rohatynami budził grozę.
Jego ludzie byli zbyt rozściągnięci. Tylko dwie linie i to stanowczo za luźne. Vogel zaklął. Stał w pierwszej lini, na środku z tarczą w jednej ręce a gladiusem w drugiej. Powinienen zwinąć linię o połowę, ustawić porządny mur z tarczy i zanim dojdzie do walki wybić połowę salwami z łuku. Tylko nie mógł tego zrobić bo to oznaczało odsłonięcie flanki. I wjazd konnicy w ich bok, rozsypkę oddziału i wybicie drogi do środka.
- Goniec! Dziesiątka konnych łuczników z lewej flanki. Ruchy! Napiąć cięciwy. Spokojnie. Czekać.
I czekali aż wróg podejdzie bliżej. Ręka z mieczem uniosła się w górę, opadła.
- Strzelać!
To nie była chmara strzał przysłaniająca niebo, to nie były setki małych śmierci. Dziesięć, może piętnaście strzał dosięgnęło celu psując szyk. Konni wyjechali, strzelcy za Kasparem ponownie napięli łuk. Wampir już miał wydać kolejną komendę gdy wybuchło. Ktoś wysadził wrogą piechotę. Jednym zaklęciem.
Lekka jazda wstrzymała konie, widać było, że to urodzeni jeźdźcy. I wtedy z boku wypadła konnica. Nie żadna lekka jazda, która była dobra do ganiania w polu czy szybkich akcji dywersyjnych a najprawdziwsza ciężka jazda Arkhani. Niecała dziesiątka Morkothończyków miała przesrane, zostaną rozsmarowani jeśli nie zwieją, a nie zwieją. A zaraz po nich pewnie cały Kasparowy oddział. Wampir w chaosie zapomniał o podstawowej zasadzie. Zawsze miej jakieś wojska w odwodzie. I teraz przyszło mu za to płacić. Mu i innym. Nie był oficerem, nie miał wojska. Co miał robić? Stać, więc stał i krzyczał. Krzyczał by inni stali. Czterdziestka żołnierzy z różnych formacji uzbrojonych niejednolicie, przyzwyczajonych z grubsza do innych komend. Czy wręcz cywile z “grup specjalnych” stojący po raz pierwszy w szyku.
Z przodu stał Kaspar, jego zdecydowanie dawało przykład. Nikt z tymczasowych podwładnych nie wiedział, że Vogel teraz gorączkowo myśli, szuka wzrokiem czy jazda nie ma odsieczy. Po jego głowie krążą szaleńcze myśli. Już ma wydać rozkaz. Już ma przyjąć walkę gdy wielka kula ognia pochłania wrogiego dowódcę. Pięknie. Po co oddziały? Dwóch magów rozwaliło z pół setki jak i nie setkę doborowych wojowników. Dziesięciu takich i sami by obronili “Niedźwiadka”.
Jego konni wydofali się, “mur” z tarcz znowu przysłonił lukę. Żołnierze stali stanowczo zbyt daleko od siebie. Stali i czekali. A bitwa powoli się kończyła, ledwo zdąrzył zasmakować krwii. I to nawet nie dosłownie.
Ktoś biegł w ich stronę. Szary ork z wielkim mieczem. Pułkownik, w samą porę. Kierował sie do niego, idealnie.
- Sierżancie, raport proszę.
I zaczął wydawać rozkazy, rychło w czas. Kaspar spojrzał na swego przełożonego, gdzieś na dnie jego oczu ciągle zażyła się żądza mordu,- Burdel panie pułkowniku. Pięćdziesiąt ludzi, tarczownicy, strzelcy i piechota w różnej liczbie. Arkhania się wycofuje.
- Doskonale.
Ork opuscił wzrok i meł przekleństwo.
- Mogliście się sierżancie bardziej postarać. Gdzie Laron? Gdzie Ekron? Zarzadzam ewakuację obozu. Za 30 min wszyscy mają być gotowi do wymarszu. Karczmę, fort zniszczyć. Swiątynię ostawić, ale zabrać relikwie w bezpieczne miesce. kapłani niech opatrzą rannych. Zdolnych do drogi odesłać do oddziałow, nie zdolnych zebrac w jednym miejscu, niech Ekron ich przeniesie w bezpieczne miejsce. Sierżanci mają dostarczyć mi raporty na temat tego kto im pozostał oraz jak stoją ze sprzętem. Biegiem. Sierżancie. Będe miałł dla Was delikatne zadanie. Dowiedzcie się proszę czy macie jakieś straty w grupie. Zbierzcie Waszą grupę za 10 minut czekam na Was w Niedźwiadku... i ustrzelcie to cholerstwo co jeszcze wystaje z baszty!!
Wampir ledwo nad sobą panował, krew będąca w zasadzie wszędzie (i niekoniecznie tam gdzie być powinna czyli w nim) nie pomagała.
- Nie pilnuję oficerów sir. Nie pilnuje cywili. Jestem na kontrakcie. Kontrakt obejmował mordowanie innych. To robię sir, chyba jako ostatni w tym cholernym forcie. A nad programowo wyłapuję siatkę Merkshe.
- Nie podniecajcie się sierżancie. Proszę o sprawozdanie z tego co dzieje się na Waszym szczeblu. Ewentualne sugestie na temat tego co dzieje się gdzie indziej będą mile wiedziane. To że panuje to bałagan widać gołym okiem. Konsekwencje będą wyciągnięte. Ale zanim to się stanie muszę wiedzieć dokładnie co sie stało. Jesteście człekiem bystrym. Chyba to rozumiecie. Zrozumcie też mnie... skąd mam do cieżkiej cholery wiedzieć kto zamuszę to wszystko odpowiada? Może Wy? Co? Może teraz ciętym językiem i butą staracie się uciec od stryka? Osobiście w to wątpie. Ale od Was doswiedzieć się tego co tu się działo. Zwięźle...
- Zostałem wysłany do przeprowadzenia dywersji wraz z Sashivei i dziesiątką lekkiej jazdy. Natknęliśmy się na Arkhanijskiego poborce podatków, po schwytaniu jeńca, zjedzonego później przez NO dowiedziałem się, że to najemnicy z Merkshe. Podpaliłem zboże i zostawiłem kosztowność w nadziei że odciągnie to uwagę sił Arkhani, zabrałem dokumenty i trupa dowódcy, który popełnił samobójstwo. W drodze powrotnej straciłem jeńca a trupa zostawiłem pod strażą jeźdźców sam organizując obrone na tym odcinku.

Pułkownik kiwał głową jakby wszystko było po jego myśli.
- Dostaniecie premię za uciążliwe warunki pracy oraz zapewne awans. Co do tego ostatniego muszę się porozumieć z Księciem. Dobrze się spisaliście Vogel. Gdzie trup? Dostarczcie go do laboratorium Ekrona. Na Was czekam za kwadrans. Trzeba odbić Takiego!
Jakby mu zależało na premii kase na wódę i dziwki miał, sprzęt dostawał... Zresztą te dwa pierwsze od przemiany nie smakowały tak jak kiedyś. Walczył bo... Bo nic innego nie potrafił. A awans miał w dupie. Awans równał się większej ilości problemów.
- Tak jest sir. Odstawię ciało i stawię się za kwadrans.
Zasalutował, chwilę się mocował z tarczą, którą w końcu odrzucił, podobnie hełm z nosalem, schował miecz i poszedł szukać ciała. I wódki. Może to nie było już to co kiedyś ale ciągle coś.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 05-06-2011, 21:14   #387
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Brox odsunął się w lewą stronę od barykady, nie chciał w ten sposób skrócić o głowę towarzyszy, którzy wraz z nim mieli stawić czoło nadciągającej konnicy.
Ork do tej pory nie miał okazji toczyć boju z takim przeciwnikiem. Szybkim, silnym i siejącym zniszczenie. Tak właśnie wyobrażał sobie siłę galopujących koni oraz wojów siedzących w siodłach. Jakież było jego zdziwienie kiedy w końcu nadszedł moment, który podniecał go wraz z każdą chwilą kiedy się zbliżał. Emocje szargały nim, ręce trzęsły się nie ze strachu, a ze szczęścia. Serce biło mocniej szybciej, prosiło o krew, ale nie jego. Chciało nowej świeżej i obcej krwi. Policzki drżały, chęć wyskoczenia i stawienia czoła natarciu była coraz większa. Konnica zbliżała się...
Brox wbił się w nich od boku. Dopadł pierwszego z lewej, ucinając mu prawą nogę. Zamach wykonany w biegu, niósł ze sobą dużą siłę, zdolną powalić także konia będącego pod wierzchowcem. Rumak upadł na lewy bok, przygniatając jedyną nogę swojego pana. Brox spojrzał na nich oboje, widok ten choć nie powinien chwycił za serce wojownika, bezbronna istota leżała mu u stóp, wiedząc jaki czeka ją koniec, śmierć w męczarniach, bólu nie do opisania słowami, jeśli dobrze by się przyjrzeć twarzy orka, w oczach można by dostrzec malutkie łzy. Nigdy nie był w podobnej sytuacji, stojąc na wrogiem i rozczulając się nad jego cierpieniem, w końcu coś w nim pękło i nie wytrzymał, widok ten za bardzo go bolał, nie mógłby tego znieść gdyby odszedł w tej właśnie chwili, poprawił topór w rękach i jednym pewnym ruchem ściął głowę rumakowi. Teraz jego sumienie odpuściło. Poczuł dziwny spokój. Spojrzał na jeźdźca
-"Ty nie będziesz miał tyle szczęścia"- wymierzył końcówką drzewca prosto w głowę, po czym uderzył nie żałując siły, kość czołowa tylko trochę nadpękła ork poczuł wykonując cios. Cios nie zabił, bo nie takie było jego zadanie.
Obok orka walczyli już pozostali, machanie toporem byłoby głupotą. Świadomy tego ork odrzucił topór i chwycił za miecz. Miecz wyglądem przypominającym dwuraka, pewnie leżał w dłoni orka. Długie i szerokie ostrze było wspaniałym narzędziem dla wojownika, który pomimo chęci do walki posiadał także siłę. A tej Borxowi zapewne nie brakowało.
Wypadł na kolejnego tym razem oszczędził konia. Ciął pod skosem, jeździec sparował uderzenie, jednak siła włożona w ten atak wytrąciła go z równowagi. Właściciel rumaka spadł. Wśród zgiełku jaki panował miał odbyć się pojedynek. Przeciwnik trzymał w jednej ręce szablę, o szerokiej głowni, drugą miał pustą, gotową zaraz do chwycenia rękojeści broni i wykonania ciosu. Pewny swojej zręczności i przewagi jaka miał na okutym metal orkiem uśmiechnął się z lekceważeniem do orka. Zdziwiło go jednak, gdy pod nogi spadła mu jego ręka z zaciśniętą dłonią na rękojeści. Ork musiał mu przyznać, ze przeciwnik był twardy. Ale nie było się czemu dziwić, gdyby stracił rękę w innych okolicznościach zapewne stracił by przytomność. Ale w ferworze walki, krew gra powodując, że otrzymane rany nie wydają się takie straszne. Zanim do wojownika dotarło co się stało, sporo krwi zdążyło upłynąć z rany. Otępiony bólem, który poczuł kiedy doszedł do siebie podążył w stronę,z której przyjechał. Pogoń za nim, nie miała sensu, jeśli uda mu się dotrzeć do swoich to będzie większym obciążeniem niż pożytkiem, co oczywiście było orkowi na rękę. Z trzecim przeciwnikiem poszło szybciej. Atak od pleców nigdy nie był honorowy, ale też nie był zabroniony w ferworze walki, przekonał się o tym jeden z przeciwników kiedy próbując dźgnąć kogoś z góry zauważył, że coś przebiło się obok kręgosłupa i wyszło prawą piersią. Kawał metalu, z którego spływała krew,zniknął tak szybko jak się pojawił. Jeździec osunął się z konia bezwładnie, lądując z głuchym dźwiękiem na bruk. Wrogowie zauważyli, że to nie ich dzień, zarządzili odwrót, Brox starał się dopaść jeszcze kogoś, ale w ciężkiej zbroi nie miał szans by dogonić kogokolwiek z nich nawet tego, któremu uciął rękę, jego już nawet nie widział.
Po odwrocie Brox podążył do miejsca, w którym upuścił topór, podniósł go, zarzucił na bark. Oblężenie zakończone sukcesem obrońcy.
-"Teraz będzie trzeba trochę odpocząć"- przysiadł pod ścianą jednego z zabudowań, nie miał na tyle sił by dotrzeć do karczmy. Póki co musiał odpocząć tutaj, rozglądając się po pobojowisku.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 06-06-2011, 11:26   #388
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Klan Zerathula, poza cechującymi każdego członka klanu urodą, intelektem i urokiem osobistym miał jeszcze jedną, dość łatwo rozpoznawalną cechę - szał, któremu nie był w stanie oprzeć się żaden śmiertelnik, nawet dysponujący magicznymi mocami. To prawda, ciężko było doprowadzić orka z tego klanu do stanu aż takiej furii, lecz czasem niektórym desperatom się to udawało. Niestety, żaden z nich nie przeżył wystarczająco długo by pożałować swojej decyzji. Tym razem było podobnie - jak wcześniej mag bojowy miał wyraźną przewagę w starciu, tak od momentu gdy zranił warga sytuacja zmieniła się diametralnie. Kolejne ciosy tasaka spadały na jego zastawę, a mag musiał wykorzystywać wszystkie swoje siły i zdolności by obronić się przed wściekłym atakiem szamana. Na próżno - nawet magiczny kostur nie był w stanie wytrzymać dłużej i pękł, a tasak zagłębił się w ciele. Ciało przeciwnika osunęło się na ziemię a Ghardul rozszerzył zasięg swojego wzroku poszukując Takiego. Na próżno - chwila zwłoki spowodowana atakiem tego desperata wystarczyła by jego przyjaciel został porwany. Szaman ujął mocniej tasak, gotów rzucić się na odsiecz gdy tylko zadba o rany warga, jednak wtedy naprzeciw niego wyszedł Heinrich. Osoba, z którą Ghardul miał zamiar odbyć krótką rozmowę o zabijaniu... Wpierw jednak musiał sprawdzić, czy z drugim jego przyjacielem wszystko w porządku. Na szczęście warg był tylko oszołomiony siłą ciosu, nie odniósł żadnych dotkliwszych obrażeń. Nie było konieczności wykorzystywania szamańskich zdolności, mógł więc spokojnie skorzystać z okazji i porozmawiać z szarym orkiem

- Masz potężnego sprzymierzeńca - Usmiech Heinricha był jakiś dziwny - Znam Twoje przekonania, wiedz że czasem to nie od nas zależy kto na nas z góry spogląda. Czasem to oni wskazał palcem niebo decydują kto zostanie ich zabawką. Pamiętaj o tym. A teraz wracajmy. Widziałem co stało się z Takim. Masz moje słowo, że spróbujemy go odbić. Ale nie w tej chwili.
- W porządku - słowa Ghardula były spokojne, choć ton głosu sugerował że ork najchętniej rzuciłby się na pomoc Takiemu i z trudem jest w stanie ten odruch powstrzymać - Trzymam cię za słowo... Tymczasem, jak sądzę, powinniśmy odbyć krótką rozmowę, w cztery oczy
- Słucham uważnie.
- No cóż, sprawa jest prosta... Powiedz mi proszę, w jaki sposób zabija się Takich Jak Ty?
- Co dokładnie masz na myśli mówiąc o Takich Jak Ja?


Ghardul uśmiechnął się złośliwie

- Mam na myśli dread lordów, oczywiście
- A, no tak
- Ork udał zaskoczenie i zdziwienie - potrzebujesz tej informacji do czegoś konkretnego?
- Owszem... Planuję w najbliższym czasie zabić Arthasa i chcę wiedzieć, czy nie dysponuje on jakimiś sztuczkami pozwalającymi ujść mu spod mojej karzącej ręki
- Kilka pytań zanim sam odpowiem: Skąd wiesz, że Arhtas to dread lord?
- Powiedzmy, że mam swoje źródła
- odpowiedział, dotykając ręką medalionu

Szary ork uśmiechnął się zagadkowo i kiwnął głową.

- Swoje źródła bywają niebezpieczne i zrozum że w obecnej sytuacji muszę o nie dopytywać. Z jakiegoś powodu informacje na temat “Niedźwiadka” wyciekły. Ciekaw jestem co wiesz jeszcze - ork zawiesił głos.
- Wiem to dzięki uprzejmości mojego ojca, Barbaka
- Zatem o Hordzie wiesz także...
- Owszem, to zbyt wielkie zagrożenie by je lekceważyć... jednak przede wszystkim planuję położyć kres egzystencji Arthasa. Może ci się to wydać szalone, zapewne jego moc wydaje się ogromna w porównaniu z moją... ale nigdy, przenigdy nie lekceważ orków z klanu Zerathula. Gdy stanę naprzeciw Arthasa będzie to dla niego wyrok śmierci... Wpierw jednak muszę wiedzieć, czy zabicie go nie wymaga czegoś specjalnego, jak zdobycie pierścienia i wrzucenie go do ognistej góry pomimo pościgu 9 mrocznych, niziołczych jeźdźców, czy czegoś w tym stylu...


Heinrich uśmiechnął się. O dziwo nie na wzmiankę o niziołkach, a o klanie Zerathula. Kiwnął głową, jakby na potwierdzenie swoich myśli.

- Jak już powiedziałem masz potężnych, potężnego sprzymierzeńca. Ma on jakieś powody i swój interes w tym wszystkim. Na całe szczęście póki co te interesy są zbieżne. Nie ma nic specjalnego w morderstwie takich jak ja. Jest tylko jeden warunek. Śmierć musi być zadana dwa razy. najpierw trzeba go ściąć, potem spalić. Tyle. Teraz ja mam pytanie. Jak bardzo potrzebujesz tego goblina?
- To mój przyjaciel. Czy to nie wystarczy?
- Nie zawsze...
- Cóż, jest również bardzo istotnym elementem w tym planie... Być może z punktu widzenia samej walki nie jest niezastąpiony, ale z nim sukces jest praktycznie pewny.
- Jego uwolnienie wymaga użycia środków, które w tej chwili są potrzebne gdzie indziej. Muszę wiedzieć, że jest to absolutnie potrzebne.
- Cóż, w przeciwnym razie będę musiał spróbować go odbić samodzielnie, bo tak nakazuje mi mój honor, którego nie zbeszczeszczę... Martwi muszą zostać pomszczeni, ale nie można poświęcać dla tego celu żywych
- Jesteś idealistą, nawet wiem po kim. Dobrze, mogę. Taki będzie odbity.
- W porządku... Zabicie Arthasa w tym świecie załatwi sprawę? Nie będę musiał go ścigać poza granice znanych mi miejsc?
- Tego jesze nie wiem. Ekron nad tym pracuje.
- Dobrze... bo obawiam się, że ja nie byłbym w stanie go ścigać gdyby umknął do miejsca, gdzie nie sięga władza przodków. Musi mi się jeszcze udać stanąć przed jego obliczem... Czy tą sprawę również uda wam się załatwić, czy będę musiał się przedzierać przez cały kraj?
- Zorganizuję dywersję i wprowadzę Cię w najbliższe otoczenie, zapewne na dwór Merskhe. Ale nie wteleportuje Cię do sali tronowej. Na pewno będziesz potrzebował pomocy drużyny
- To oczywiste... Jedyne co dobrze wychodzi samotnym to samogwałt... Jednak to mi wystarczy, sposób by z takiej sytuacji dostać się przed oblicze dzięki wsparciu tej wesołej kompanii powinienem znaleźć.
- Zatem mamy wspólny cel. Ciesze się. A teraz wybacz. Wzywają mnie obowiązki.
- W porządku... Jeśli odbicie będzie polegało na wysłaniu zbrojnej ekspedycji to zgłaszam się do udziału w niej... Moje talenty niewątpliwie się w niej przydadzą


Ghardul delikatnie wziął warga na ręce i ruszył w stronę fortu. Miał zamiar odwdzięczyć się za pomoc w walce solidnym kawałem mięsa a i własne gardło wypadałoby przepłukać z bitewnego pyłu chłodnym piwem
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 06-06-2011, 11:42   #389
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Gupie schody! - skrytykował wredny kawałek tutejszej architektury. Faktycznie, nie dość, że było ich wyjątkowo dużo, to jeszcze skręcały bez przerwy. Za chwilę zostanie nieodwracalnie skrzywiona jego psyche. Lewoskrętnie.

Dalsze dywagacje na temat szkodliwości włażenia na zbyt wielką ilość schodów przerwało, dość niespodziewanie nawet, wbiegnięcie dzielnego, acz zasapanego wojownika Klanu Złamanych Kłów do pomieszczenia stanowiącego ostatnie piętro baszty, nie biorąc pod uwagę punktu widokowo-strzeleckiego na dachu.

Wewnątrz ganiały się chlebusie o różnym stadium przypieczenia. Właściwie Uthgor nie miałby nic przeciwko temu, gdyby kilka z nich uległo jakiemuś "wypadkowi" podczas wspólnej zabawy. Jeszcze więcej radochy sprawiłoby mu, gdyby to on stał za przynajmniej jednym takim "wypadkiem". Nic - zobaczy się.

W akompaniamencie miłej uszom demolki kontrukcji budowlanej stanowiącej ścianę zewnętrzną wieży pojawił się wreszcie gryfon. Ork wojownik wyszczerzył paszczę w grymasie pozdrowienia (taki odpowiednik "Die bastard!") i zamłynkował zakończonymi żelastwem łapskami.

- Cip, cip! - zawołał kpiąco do maszkarona, po czym zamyślił się chwilę, czy do gryfonów woła się "cip, cip". A może "kici, kici"?
- Kłać siem dzifko! - zaryczał zadowolony, że mutant załapie jego międzynarodową wypowiedź.

Ten jednak wykorzystał chwilową dekoncentrację Uthgora zajętego koncentrowaniem się na poszukiwaniu szarych myszek... eee... nie - szarych orków... też nie... jest! Szarych Komórek! A może orzeszków pistacjowych?
Nieważne.

Ważniejsze było, że łapkę mu poharatał, łotr jeden. I zbroję na klacie. Klatę też, ale istotniejsze było, że popsowała JEGO zbroję.
- Szerzej nogi! - zaryczał, a w jego zazwyczaj aksamitnym i przyjemnym dla ucha głosie można było wyczuć groźbę. Zakręcił kolczastą buławą i do ryku wkurzonego orka dołączył równie kojący ryk szarżującego minotaura. Celował w dziób jego przyszłego dania, zamierzając poprawić toporem zabranym przebitemu Uthgorowym hełmem krasnoludowi. Tym razem mierząc w łapę.

Będzie drób na obiad.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 09-06-2011, 11:11   #390
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jeżeli bycie indywidualistą nie polega na odcinaniu się od reszty świata, tylko na kroczeniu własnymi ścieżkami, będąc świadomym, że innych drogi mogą się z naszymi skrzyżować i tego się nie zmieni, to czy nie prowadzi to nas wprost do wniosku, że tak na dobrą sprawę nasza osobowość jest wynikiem, sumą zdarzeń w jakich wzięliśmy udział? Czy nie doprowadza nas to do stwierdzenia, że na samych siebie nie mamy w zasadzie wpływu? Bo i jakiż mamy, jeżeli nasze żywota krzyżują się z żywotami innych? Jeżeli nie mamy na to wpływu? Jeżeli nawet chodzimy własnymi ścieżkami… to czy one są nasze jeżeli krzyżują się ustawicznie z innymi? Co jest tak naprawdę nasze? Jeżeli nie zamykamy się w zakamarkach naszej świadomości, jeśli nie uciekamy w nią chowając to co jest tylko i wyłącznie naszymi myślami… to czy jest cokolwiek co możemy określić mianem swojego?
Moim zdaniem nasze, są właśnie te głęboko ukryte myśli i pragnienia. Te, do których sięgamy nad wyraz rzadko, niestety. W mojej ocenie właśnie to jest naprawdę nasze. To co pokazujemy na zewnątrz na ogół jest sumą wyuczonych zachowań. Sumą tych właśnie zdarzeń, w których braliśmy udział. Sumą czynności wyuczonych, wpojonych… czy narzuconych. Czynności, zachowań, nakazów czy tradycji, którym się poddajemy. A to co zostaje w naszej świadomości, to do czego często się nie przyznajemy co chowamy głęboko obawiając się to utracić, obawiając się narazić na śmieszność czy drwinę… tylko i wyłączenie to jest tak naprawdę nasze.
Czym zatem jest indywidualizm? Odwagą. Odwagą, aby na część wpojonych zachowań, nakazów reagować inaczej. Nie tak jak „wszyscy”. Czasem wyrażając w ten sposób bunt, czasem obawę, ale zawsze sprzeciwiając się temu, czego nauczyły nas pojedyncze zdarzenia, co zostało przez nie wpojone.
Nieprawdaż?
***
Keeshe
Prawdą było, że starałaś się skupić uwagę gryfiego jeźdźca na sobie. Prawdą jest że starałaś się wykorzystać w tym celu różne, możliwe że nawet niekonwencjonalne metody. Kororzerca jednak z tylko sobie znanych powodów zdecydował się zaatakować maga. Czemu? No cóz… próba zrozumienia umysłu elfa jest czasem ponad możliwościami pojmowania przeciętnej istoty o zielonym kolorze skóry. Elfy mają to do siebie, że mało śpią, lubują się w oglądaniu gwiazdek (gdy orki zwykle biorą kąpiel i pozbywają brudnej bielizny. A wiecie kiedy bielizna jest brudna? Wtedy gdy po jej zdjęciu odkładasz ją na posłanie, a ona nie zmienia kształtów), macaniu dziur w drzewach, czy choćby strzelaniu do biednych i uciśnionych orków… tak dla krotochwili. Kto zatem będący przy zdrowych zmysłach będzie zamierzał analizować zawiłość elfiego umysłu? Lembas skierował swe kroki w kierunku Larona. Pod pewnymi względami posunięcie to było błędne, ponieważ pozostawiał obok siebie uzbrojonego, groźnego i nie związanego walką przeciwnika. Z drugiej jednak strony posunięcie to było genialne, ponieważ atakował w pierwszej kolejności najgroźniejszego przeciwnika. Możliwym było, iż wyeliminowanie maga zakończy całą potyczkę. Jak? To było oddzielne pytanie. Kolejnym było czy wtedy ktokolwiek wyjdzie cało z tej baszty. Tego jednak nie wiedziało żadne z Was. Jedno było pewne. Elf nie miał na czole białej przepaski z czerwoną kropką. Nie darł się w niebogłosy o jakimś „BANSAI”. Szedł pewnym i szybkim krokiem wskazującym na zdecydowanie…. Nie szaleństwo. Do pewnego momentu.
Uthgor
Zaatakowałeś. Z okrzykiem bojowym, z wtórem minotaurowego krzyku ze śliną na ustach, krwią na torsie, mordem w oczach zaatakowałeś. Ależ byłeś przy tym przystojny. Gdyby była to jakaś zielona samica na pewno śliniła by się na ten widok. Ty jednak nie zastanawiałeś się nad tym. Wyjący oręż uderzył jako pierwszy. W pustkę. Topor poprawił w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą było udko… i zasyczał tnąc powietrze.
- Skacz!! Głos biesa w Twojej Glowie odezwał się po długim milczeniu. Ponieważ komenda była zadana w systemie zero jedynkowym, zareagowałeś instynktownie. Podskoczyłeś. Łapa z pazurami wielkości Twego przyrodzenia przeleciała pod Tobą. Machnąłeś rąsią, a ostrze pokryte krasno ludzkimi runami, ostrze cały czas żarzące się żarówiastą zielenią zakreśliło czerwoną, głęboko szramę na gryfiej łapie. Zwierze zawyło. Opadłeś zgrabnie na posadzkę wydając odgłos identyczny z tym jaki wydawała zastawa kuchenna babci spadająca na ziemię.
I oberwałeś.
Druga gryfia łapka zahaczyła cię. Kolejna rana pojawiła się na Twym torsie. Nic ważnego, gdy się zagoi będzie to kolejna blizna, którą będzie można się chwalić przed samicami. Jednak najpierw trza było przeżyć. Siła uderzenia może nie była porażająca, jednak zmusiła Cię do cofnięcia się kilka kroków w tył. A rąsia zgubiła topór. Utrapienie było z Tą rąsią.
Naraz to twa dość oryginalna i w pewnym stopniu autonomiczna część ciała uniosła się. Ty po raz kolejny zauważyłeś celownik w swym polu widzenia. Zaraz potem każdy mięsień twojego ciała napiął się i poczułeś się dokładnie tak, jakbyś dotknął pioruna kulistego. Włosy na karku stanęły, na głowie, rękach… przez wzgląd na osoby nie uświadomione seksualnie, ograniczmy się do stwierdzenia, że stanęło Ci wszystko poza sercem… a zaraz potem rozszalało się piekło.
To co stworzyłeś, całe wieki potem zostało wykorzystane przez Twórców pewnej gry komputerowej. Otóż w tejże, pewne potężne piekliszcze raziło graczy pewnym pomieszaniem płomienia i błyskawicy. Owe to narzędzie zostało określone mianem „spawarki”. Tak więc wysunięta rąsia rozpętała burzę płomienia i błyskawicy. Owe dopadły gryfa i zamieniły go w grzankę. Ty natomiast dostałeś dość ciekawy komunikat od kończyny.
Jest celownik… umieszczasz cel pomiędzy tymi kreseczkami, wykonujesz czynność odwrotną do puszczenia bąka, tyle że całym ciałem… no i masz zabawę. Tyle że potem robisz się znowu głodny… ale kwestia grilla schodzi teraz na dalszy plan, bo przecież pieczyste możesz zrobić sam…
Keeshe
Uthgor coś zrobił. Nie wiedziałaś dokładnie, co jednak w efekcie gryf zamienił się w kupę tlącego się i śmierdzącego mięsa. Elf też to zobaczył i siłą faktu musiał skorygować swe plany. Nim tego jednak dokonał ty miałaś czysty atak. To nie było nic co wymagało by od Ciebie nawet krztyny umiejętności. Byle dziecko ze sztyletem mogło załatwić kogoś takiego. Nawet się specjalnie wysilić nie musiałaś. Elf padł martwy.
I wtedy to właśnie Laron dokończył zaklęcie
Wszyscy poza Takim
Wokoło kompleksu „Niedźwiadka” nad nim i jak dowiedzieliście się później pod nim zaczęła zamykać się sfera. Niebieskawa powłoka objęła wszystko zamykając w kuli Was, budynki i wszystko to co było w środku, oraz w niewielkiej odległości od samej karczmy. A potem każde z Was poczuło mdłości związane z teleportacją.
Gdy te ustały wasze oczy zostały porażone słońcem, twarze owiał wiatr, a do uszu dotarł wrzask spłoszonych mew. Rozejrzeliście się wokoło. Niedźwiadek, wraz z potężną połacią ziemi i przede wszystkim Wami został teleportowany. Gdzie? Nie mieliście jeszcze bladego pojęcia. Na pewno klimat był cieplejszy, na pewno przyjemniejszy. Nie wiedzieliście czy to dobrze, że jesteście gdzie indziej, natomiast perspektywa kolejnej potyczki z zakutymi puszkami zdawała się być co najmniej oddalona w czasie.
Zebraliście się wszyscy przed karczmą. Pełno w zasadzie tam było teraz obrońców. Wszyscy zastanawiali się gdzie są, po co i co z tego wyjdzie. Nikt nic nie wiedział. Teleportowanie przedmiotów rozmiarami zbliżonych do Mrocznego Księcia było niecodzienne. Przeniesienie całego fortu było wydarzeniem nie spotykanym do tej pory. Szary Ork zniknął w samej karczmie. Długo rozmawiał z Ekronem, potem Laronem, później wysłuchał raportów kilku podkomendnych. W końcu wyszedł przed karczmę.
- Z uwagi na konieczność taktyczną, zostaliście przeniesieni. Obecna pozycja, pozostaje tajemnicą. Jeśli komuś z Was uda się określić położenie wyspy ma je zachować dla siebie, pod groźbą śmierci. Nie zostaniemy tu długo. Szczegółowe rozkazy otrzymacie od bezpośrednich przełożonych. Mogę jedynie powiedzieć w tej chwili, iż cała ta sytuacja jest spowodowana bardzo aktywną działalnością księstwa Merskhe. Arkanijczycy, dokładnie tak samo jak i my zostali wystrychnięci na dudka. Na pewno będą zorganizowane zdziałania, których celem będzie odpowiedzieć na tę potwarz. Nikt nie będzie pluł na sztandar księstwa bezkarnie. Udajcie się na swoje kwatery, odpocznijcie. Ranni zostaną opatrzeni, kapłani już nad tym pracują. Z piwniczek zostaną wydane dodatkowe zapasy wina i rumu. Przez najbliższe 36 to 48 godzin na pewno nie będą prowadzone działania zaczepne. Potem zapewne przyjdzie Wam raz jeszcze sięgnąć po broń. Przygotujcie się do tego.
Następnie ork skinął na Was oraz na Larona i zaprosił do środka. Usiedliście przy jednym ze stołów i dostaliście trunki.
- Bez zbędnych wstępów. Heinrich rozłożył mapę. - Taki jest w tej chwili tu. Paluch wylądował na jednej z plamek na mapie.- Zapewne będzie tam jeszcze przez kilka godzin. Ghardul wyraził chęć odbicia goblina. Ja obiecałem w tym pomóc. Laron przeniesie oddział we wskazane miejsce, zapewni wsparcie oraz zagwarantuje ewakuację, jeśli siły będą za duże. Prócz Keeshe i Kaspara, żadne z Was nie jest w siłach zbrojnych księstwa. Nie mam możliwości wydawania Wam rozkazów. Zatem zapytam. Są zainteresowani? Jeśli nie uda mi się wybrać zespołu spośród Was dobiorę kogoś z innych grup. Pozostawiam to Wam. Macie mniej więcej 24 godziny na odbicie kompana. Potem będę potrzebował Was gdzie indziej. Jak mogliście się domyśleć całe zamieszanie jest wywołane przez Merskhe. Arthas, który tak mocno zaszedł niektórym z Was za skórę ma bardzo potężnego sprzymierzeńca. Obecnie może on zagrozić bezpieczeństwu Arkanii, a przede wszystkim Morkoth. Do moich obowiązków należy temu zapowiedz. Wam się to po prostu opłaci. Udowodniliście swoją przydatność, teraz pozostanie kwestia ustalenia ceny. Ufam, że się dogadamy. Cennych informacji będzie mógł Wam zapewne udzielić Ghardul… ma swoje, dobrze poinformowane źródła. Ork wstał pozostawiając Was przy stole. Zastanówcie się co chcecie zrobić, kto z Was idzie po Takiego. Co zamierzacie potem… dogadajcie się też czy będzie potrzeba Wam czegoś dodatkowego. Idę załatwić inne sprawy. Gdy coś ustalicie Laron mnie znajdzie i przekaże wszystko. Jeśli któreś Was będzie chciało ze mną rozmawiać pozostaję do dyspozycji… teraz muszę przeprosić. Wy się dogadajcie.

***

Taki
Pełen nadziei zacząłeś piłować sznur. Ten był zdecydowanie dobrze skręcony, gruby i co najgorsze dla Ciebie w aktualnej sytuacji, zostałeś nim skrępowany wprawną ręką. Nie dawałeś jednak za wygraną. Nie pomny o własne nadgarstki piłowałeś zawzięcie. Zresztą nadgarstki i możliwość otarć były niczym w odniesieniu do zeszlifowanych zębów. Ich resztki, to co zostało jeszcze w Twojej paszczęce promieniowało bólem. Może nie obezwładniający, może nie przyprawiającym o zawroty głowy czy mdłości. Ból ten jednak wykluczał możliwość trzeźwego postrzegania rzeczywistości. Zresztą skutki pierwszego z zabiegów kosmetycznych, miały nie być ostatnimi.
Tak więc starając się za wszelką cenę wyswobodzić, piłowałeś sznury. Dosłyszałeś wzmiankę na temat nawlekania na pal… i Twoja motywacja do szybkiego oddalenia się z tego miejsca, zdecydowanie wzrosła. Wzrosła tak bardzo, iż naparłeś na zawias jeszcze mocniej… i to było błędem.
Metal, o czym wiedzieć nie mogłeś, był skorodowany. Napór nań, spowodował iż się zwyczajnie skruszył poczułeś jak w twej dłoni pozostają opiłki raniące Twoje palce…. Zdecydowanie jednak nie wystarczające do przecięcia więzów.
Naraz to plandeka się uniosła. Za nią pojawił się człek odziany w czerń. Nic specjalnie wyszukanego. Ot czarny kubrak, z czarną peleryną. Miał coś wyhaftowane na piersi, jednak nie do końca byłeś w stanie zogniskować wzrok. Jego Twarz zasłaniało szerokie rondo kapelusza.
- Witaj chłopcze. Przyjazny głos był dziwną odmianą po dźwięku jaki wydawał pilnik. - Nazywam się Tadeus. Przybyłem tu, aby Ci pomóc. Zaraz za mężczyzną, wszedł młody chłopak. Niósł jakieś podłużne zawiniątko. Podszedł do jednej ze skrzyń i je rozwinął, a Twym oczom ukazał się komplet narzędzi do tortur.
- To. Człowiek wskazał arsenał do przesłuchań. Może być zbyteczne. Wystarczy, że zgodzisz się złożyć szczerą spowiedź na moje ręce. Wystarczy, że szczerze będziesz żałował swych błędów, wyrazisz skruchę. To pozwoli nam, ominąć część z tych barbarzyńskich zajęć. Wiedz bowiem, iż jestem zdecydowanym przeciwnikiem zadawania cierpienia. Uważam, że można je stosować tylko w obliczu prawa i na ściśle określonych przez nie zasadach. Ale po kolej….
Pomocnik zdecydowanym, choć delikatnym zarazem ruchem posadził cię na jednej ze skrzyń. Ty poczułeś iż coś ciężkiego znalazło się w Twojej tylnej kieszeni spodni. Przy tak zwanej okazji człek zauważył Twoją próbę wyswobodzenia się. Spojrzał na Tadeusa, pokazując mu Twoje nadgarstki. Ten podszedł do Ciebie spokojnym krokiem, stanął za Twoimi plecami, wykręcił Ci rękę. Nie mocno, tak aby móc pewnie ująć Twoją prawą dłoń. A potem nastąpiła rzecz zadziwiająca:
„Sroczka kaszkę ważyła,
Swoje dzieci karmiła.
Temu dała na łyżeczkę,
Temu dała na miseczkę,
Temu dała w rondeleczku,
Temu dała w garnuszeczku…”
Dziecięcy wierszyk był zadziwiający w tych okolicznościach. Przerażający wręcz. Dlaczego? Albowiem przy słowie łyżeczkę Tadeus złamał Ci mały palec, przy słowie miseczkę palec serdeczny, przy rondeleczku środkowy, a przy garnuszeczku wskazujący.
Rytm wiersza wybijały gruchnięcia kolejnych kości, oraz towarzyszące nim Twoje pokrzykiwania.
Puścili Cię. Opadłeś na podłogę wozu, szczęśliwy że tortura się skończyła.
- Drogi chłopcze. Jak wspomniałem, warunkiem zbawienia, jest szczere wyznanie swych win, skrucha, oraz postanowienie poprawy. Nade wszystko zacznijmy od skupienia się na prawdzie. W Twoim przypadku to ostatnie nie będzie raczej potrzebne. Choć zapewniam Cię, iż dojmująca męka bólu sprawi, iż będziesz nam wdzięczny za otwarcie Twych, do tej pory ślepych oczu. Tadeus usiadł przed Tobą.
- Zacznijmy zatem od początku. Jak się nazywasz Synu? Co łączy Cię z tą Kacerską organizacją Heinricha Esteveza? Czy brałeś udział w kradzieży adamantu? Co o nim wiesz? Człek nie czekając wcale Twoich odpowiedzi, nie zastanawiając się nad tym czy ona nastąpi czy też nie zwrócił się do swego towarzysza. - Tomaszu, naszykuj siarkę proszę. Jest przy palenisku na zewnątrz.
Tomasz miał okazje opuścić wóz. Nim to nastało mężczyźni zamienili ze sobą jeszcze dwa słowa półgłosami. W tym czasie Ty miałeś kilka sekund na sprawdzenie kieszeni. Włożyłeś delikatnie do niej lewą, zdrową dłoń… i się zaciąłeś. W kieszeni bowiem miałeś nóż. Co jest?
Miałeś narzędzie do oswobodzenia się. Tylko czy będziesz miał okazji go użyć?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172