Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2011, 14:30   #109
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Jeżeli słowa Alexa zrobiły jakiekolwiek wrażenie na ludziach barona Auerbacha, skrzętnie to przed wszystkimi ukryli. Ewidentnie mieli ambiwalentny stosunek do jego słów, zarówno przy pierwszej, jak i przy drugiej próbie nacisku. Czołgający się w półmroku Rupert miał nadzieję, że uda mu się czmychnąć poza strefę walki, nim zagwizdaną pierwsze bełty. Gdzieś tam na skraju wsi miał przecież czekać hrabia. On i jego ludzie, do których społem z towarzyszami przystał. Płotek okalający oberżę był już blisko. Bardzo blisko. Jeszcze ledwie minąć wodopój, kawałek po otwartej przestrzeni ale zaraz potem szopa w cieniu której można zniknąć. I już płotek. Był blisko. Za płotem zdołał by podnieść się i puścić biegiem. Było by szybciej…


***

Słowa wykrzyczane przez Alexa nie wywołały żadnej z oczekiwanych reakcji. Nerwowość wśród zastanych w oberży moczymord wzrastała proporcjonalnie do czasu, jaki upływał w milczeniu. Tym milczeniu z zewnątrz. Słowa Alexa mogły być drażniące. Zwłaszcza dla kogoś, kto miałby cokolwiek na sumieniu. Pewnie dla tego każdy z nich się jeżył. Z każdą chwilą bardziej.


- Mylisz nas z rzeźnikami. – warknął ich herszt, który ani myślał wyłazić ze swej kryjówki za kontuarem.


- Grzeczny, powiedzmy im… - powiedział ten o trzech palcach. Rend. Splunął ciężko, przaśnie na klepisko, czujnym wzrokiem obrzucając towarzyszy Alexa. Musiał mieć w gardle nie lichego gula skoro tyle charkał. Albo był przeziębiony. Jednak wszystko to nie przeszkadzało mu w czujnym wodzeniu po oberży wzrokiem. Jakby w poszukiwaniu czegoś ulotnego. Nie uszło to uwadze większości z obecnych w biesiadnej.


- Morda Rend! – warknął ostrzegając kompana przed paplaniną Grzeczny, zza kontuaru. Grzeczny Jan, znany skądinąd z imienia zbrodzień i hulaka, który często gęsto służył różnym panom. Jego imię i reputacja znaczyły nieco w Hochlandzie. I pozwalały sądzić, że oto spotyka się oko w oko z legendą. Karczm, burdeli i obozowisk. Ale zawsze…


- Co morda, co morda? Myślisz, że w piątkę damy radę jak ich więcej? Niedźwiedź miał tu przybyć a tak siedzimy w gównie. Nadadzą się. Powiedz im. – Rend nie ustępował, choć teraz uważniej przyglądał się krasnoludowi. Jakby podejrzewając go o jakiś niecny zamiar. Czy widział cokolwiek z gestów brodacza trudno było rzec.


- Dobra. Niech będzie po twojemu. – Grzeczny dał za wygraną. – Ścigamy groźnych zbiegów i morderców. I tu się na nich zasadziliśmy. Z kolasą na wabika. Na zlecenie możnego jednego pana. To co się tu we wsi stało to nie nasza sprawka tylko tych, których ścigamy…


- A dziewka? – pytanie wyrwało się z ust Martina nim udało mu się pomyśleć. Nie podobało mu się wszystko w tej hecy włącznie z przedmiotowym użyciem dziewczęcia.


- Sama się prosiła, he he he! – Warknął w odpowiedzi Rend. Zarechotali wszyscy ludzie Grzecznego. Żarcik był przedni.


- Nie róbcie głupot i nam pomóżcie a się nam wszystkim opłaci. – dodał Grzeczny spoglądając po twarzach wszystkich w oberży. Na zewnątrz rozległ się krzyk. Krzyk, który trudno było uznać za ludzki…

***

Rupert już minął wodopój i szopę i był o kilka ledwie kroków od upragnionego płotka. Jeszcze kilka ruchów i… buty, które dostrzegł tuż przed sobą wyrosły niczym za sprawą czarodziejskiej różdżki. „To się nie dzieje naprawdę! To się nie dzieje naprawdę!” krzyknął w myślach próbując zapanować nad drżeniem i głosem. Odwagi by spojrzeć w górę mu nie starczyło. Do chwili, kiedy jedna z nóg uniosła się nagle i wylądowała obcasem na jego lewej dłoni wyrywając mu z ust zwierzęcy niemal krzyk…


Błyskawicznie, krzycząc jeszcze zwinął się w kłębek i próbował uskoczyć przed kopniakiem, który jednak trafił precyzyjnie. Ból wyrwał z jego ust kolejny krzyk, ale miał w nieszczęściu szczęście. Trzeci i czwarty kopniak chybił.


- Zajeb nieludzia kurwa jego mać! – warknął głos gdzieś z boku. Rupert ani myślał poddać się bez walki. Niczym fryga wił się po ziemi próbując skutecznie wyrwać się z zasięgu bolesnych kopniaków. W końcu skoczył na równe nogi cały czas czując przeszywający ból w lewym nadgarstku. Mógł mieć połamane kości. Dostrzegł dwóch zbirów w poszarpanych, karmazynowych tunikach stojących za węgłem oberży z nagimi ostrzami i osłoniętą latarnią w garści. Trzeci obchodził właśnie wózek, którym się odeń odgrodził Niziołek. Też miał w ręku ostrze. Uśmiechał się chytrze. Widać miał jakiś plan…


- Wychodzicie?! – krzyknęli ci, którzy zza płotka położonego naprzeciwko wyjścia z oberży negocjowali z Alexem.


- Gustaw, spal tę budę! Wtedy wyjdą na pewno a mamy już wszystkie wyjścia obsadzone... – polecił temu z latarnią drugi. Niziołek uskakując w tył przed ciosem miecza widział rozpaloną latarnię, która koziołkując pomknęła w kierunku strzechy oberży. To, że jego druhowie mają się jeszcze gorzej niż on sam, jeszcze doń nie docierało.


W sumie nawet go nie interesowało. Walczył o swoje życie…


.
 
Bielon jest offline