Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2011, 15:03   #160
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Czy aby Samaris nie potrzebuje mieszkańców? Rożne dziwne myśli przemykają mi przez umysł i żadna nie napawa optymizmem...



Rozmowa toczyła się dość leniwie. Zadawano sobie spokojnym tonem pytania, odpowiadano...Trwało to czas jakiś, w międzyczasie kelnerzy donosili kolejne dania, aż w końcu wszyscy byli już prawie nasyceni i nad stołami zaczęło krążyć już prawie tylko wino...

- Został Pan przedstawiony z funkcji jako “kapitan” - gubernator zwrócił się do Voighta - Czy mam rozumieć, że reprezentuje Pan w delegacji resorty siłowe rządu Xhystos?

Przez chwilę stukały tylko sztućce, potem i one umilkły...

- Pozwoli pan, gubernatorze, że wyjaśnię moją pomyłkę - milczenie Roberta zanipokoiło Vincenta i pozwolił sobie na wtracenie się do rozwmowy władcy Samaris z jego przyjacielem. - Dawno temu mój towarzysz był pracownikiem służb mundurowych. Jakich, to jego osobista sprawa i jeśli zechce to pochwali się przebiegiem swojej służby, ale o ile go znam, to człowiek nader skromny i niechętnie szczycący się swoimi zasługami. Wiem, że większość, jak to pan zgrabnie ujął, resortów siłowych, kiedy wysyła swoich pracowników na zasłużony odpoczynek, nadaje im tytuły oficerskie, stąd moja nadinterpretacja stopnia mego towarzysza. To tytuł honorowy, określający dawną pozycję, nie koniecznie mający odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jak tytuł profesora, dla niższego stopniem naukowym pracownika Akademii, nadawany grzecznościowo przez jego studentów. Proszę o wyrozumiałość w stosunku do tego tytułowania, ale działając jako oficjalna delegacja winniśmy zaprezentować się najlepiej i najkorzystniej, takie są zasady xhysthańskiej dyplomacji, które wpojono mi podczas nauk. Wasze zdrowie, szanowny gospodarzu.

- Rozumiem...- pokiwał głową - Zatem...w stanie spoczynku. Tak. Mimo to, Panie kapitanie, z pewnością dobrze było mieć kogoś takiego w podróży. Droga jest pełna niebezpieczeństw...
Voight, skonfundowany wcześniejszym pytaniem gubernatora, został zgrabnie wybawiondy przez Vincenta.
- Dodać należy jeszcze, ekscelencjo, że odpowiadam za bezpieczeństwo wyprawy. A trzeba przyznać że niebezpieczne momenty zdażały się częściej niż byśmy chcieli... Gdyby były z tym jakieś problemy - w co osobiście wątpię, bo jest tu, jak zdążyłem zobaczyć, bardzo spokojnie - proszę w miarę możliwości zwrócić się do mnie. Poznaliśmy już smak ‘przygody’ na sterowcu w środkowym etapie naszej podróży... - Robert znacząco spojrzał na Vincenta.
- Ach, przygoda? - zainteresował się gubernator.

- Szalony człowiek chciał strącić pojazd, którym podróżowaliśmy. Pan Voight ocalił nas wszystkich swoją zimną krwią i bohaterską postawą. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Nie dla tego nieszczęśnika, który próbował ataku, co prawda, ale pasażerowie ocaleli.
- Mamy więc bohatera. - z niejakim podziwem powiedział gubernator. - Gratuluję postawy, panie Voight. Swoją drogą - do czego to może doprowadzić szaleństwo...Na szczęście w Samaris tacy się nie trafiają...

Rozmowa zdawała się zmierzać ku końcowi i nic nie zapowiadało mającej nadejść konsternacji...Wkrótce stało się jasne, że to gospodarz powinien dać sygnał do zakończenia audiencji. Gubernator chrząknął i wyprostował się na siedzeniu. Wzrok jego padł na Persivala.

- No dobrze. - twarz Verlain’a była poważna - Sir Blum. Pozostała jeszcze ta kwestia, której poruszenie raczył pozostawić Pan na koniec. Zamieniam się w słuch.

Blum spoważniał również, co dało się zauważyć w postawie, minie i ruchach. Raz tylko nerwowo się uśmiechnął, poprawił mankiety rękawów a potem powstał i przybrał na powrót oficjalną pozę.

- Ekscelencjo. - zaczął po przepłukaniu ust niewielką ilością płynu z kielicha - Zgodnie z tym, jak raczył na wstępie przedstawić członków naszego grona szanowny i drogi mi Monsieur Rastchel, mógł Jego Gubernatorska Mość odnieść nieco mylne wrażenie, co do roli mojej skromnej osoby w poselstwie. Śpieszę więc wytłumaczyć, że moja obecność w gronie tej delegacji jest przypadkowa i w najmniejszym stopniu nie związana z jej celami. Cele moje, choć na pozór zbieżne są biegunowo różne, a to, że przybyliśmy do tego zacnego miasta razem wynikało w znacznym stopniu z okoliczności, niż wyboru. Żeby się nie rozwodzić powiem tyle, że wspólna droga przebyta dzięki uprzejmości zgromadzonych tu Państwa, nawiasem pełna trudów i niebezpieczeństw, okazała się dla mnie właśnie dzięki owej uprzejmości łatwiejsza, jeśli nie w ogóle możliwa do przebycia... za co jestem wdzięczny.

Blum skłonił się w kierunku pozostałych.

- A teraz do sedna. - ciągnął - Otóż znalazłem się Ekscelencjo w Samaris w celu odszukania swojego kawałka nieba. Mając za sobą szereg przykrych doświadczeń związanych z życiem w moim ojczystym Xhystos postanowiłem mianowicie, że porzucam to niewdzięczne miasto rządzone przez bezduszną Radę i za pozwoleniem, na pańskie ręce Ekscelencjo składam prośbę o udzielenie mi, Persivalowi Fryderykowi Blum azylu politycznego, oraz o przyjęcie sieroty do grona szczęśliwych obywateli Samaris.

Przy stole zapanowała cisza. Verlain wstał nagle, przez co w naturalny sposób wzrok wszystkich skupił się na nim. Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, gubernator wyszedł w kierunku Persivala. Ten, nie bardzo wiedząc czego oczekiwać podszedł również niepewnym krokiem.

Gubernator popatrzył przez chwilę na innych, po czym nieoczekiwanie uścisnął dłoń Bluma, potrząsając nią energicznie, ale krótko.

- Panie Blum. - powiedział poważnym tonem - Proszę się już nie obawiać, niewdzięczny czas minął. Z przyjemnością przyjmuję Pana odważną prośbę. Uznaję jednocześnie przewidziane obowiązującymi mnie prawami przesłanki za spełnione. Samaris udzieli na swoim terytorium schronienia każdemu cudzoziemcowi prześladowanemu w mieście jego pochodzenia ze względów politycznych. Istnieje ponadto wola właściwego organu, czyli mnie - gubernatora Samaris, tak więc na mocy aktu dyskrecjonalnego mojego miasta oficjalnie udzielam Panu azylu. Proszę o zwrócenie się w formie pisemnej do mojej kancelarii w najbliższym czasie, w celu sformalizowania tej zgody.

Odwrócił twarz od Persivala, zwracając ją ku innym.

- Tym samym...- patrzył głównie na Voighta - ...azylant Blum znajduje się obecnie pod opieką prawną udzielającego mu schronienia. Jakiekolwiek ruchy organów spoza miasta Samaris względem tego człowieka oparte na prawach miejsca pochodzenia tych organów, będą uznane na obecnym terytorium za bezprawne.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 07-06-2011 o 15:23.
arm1tage jest offline