Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2011, 15:12   #99
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tego wieczoru, pola spłynęły krwią.
Wioska bowiem była oblężona. Z jednej strony nadciągały bowiem potężne wodne oni, lodowymi pazurami próbując dosięgnąć ciał wieśniaków i bushi.
Z drugiej, małe pokraczne dzieci Matki Głodu.

Atakowały zaciekle wykorzystując swoją zwinność i szybkość...i znaczną liczebność. Mimo swych rozmiarów stanowiły duże zagrożenie. Tym straszniejsze, że nowe i nieznane.
Z jednego strony Kohen otoczony przez bushi koncentrował się na macho ognia. Płomienie kształtowane jego wolą uderzały wodne oni, niszcząc ich ciała. Wioskę od strony rzeki spowijały obłoki pary, w których walcząc ryżowymi pochodniami, wieśniacy zmagali się z wodnymi oni, wspomagani przez ogniste “węże” czarownika.
Z drugiej strony Yasuro i Marasaki uderzeniami katan, przecinali kolejne ropuszki, które się wokół nich roiły.
Im dłużej walczyli, tym ruchy obu samurajów były bardziej zharmonizowane. Bestie skaczące do ich gardeł, próbujące dobrać się do ich tętnic udowych ginęły rozcięte, jeszcze podczas skoku.
Wkrótce ropuchy odpuściły sobie, zbyt duże zagrożenie, jakie stanowili Kuma i Yasuro.
I ruszyły by polować na łatwiejsze cele... wieśniaków.
Pędzące do przodu, dzikie i nieujarzmione potworki, rzucały się na przeciwników i zabijały z morderczą skutecznością.


Dasate i Kunashi rozdzielili się i popędzili w kierunku uciekających od nich stworzeń. Obaj nie zwracali uwagę, że ich katany pokryły się już krwią tych potwór.
Gniew i strach popychał ich do dalszego wysiłku, do kolejnych uderzeń kataną, do kolejnych śmierci potworów.
Nie bali się jednak o swoje życia.
Marasaki martwił się o Samisu. Tą małą szczebioczącą Samisu, która mu niemal matkowała. Mimo, że była młodsza od niego. Martwił się o bezpieczeństwo tej wesołej i żywiołowej dziewczyny, która tak bardzo przypadła mu do serca, podczas pobytu w tej wiosce.
A Yasuro martwił się o Leiko. Dziewczyna wszak była sam na sam ze straszliwą bestią, z której potęgą młody bushi miał przed chwilą okazję się zmierzyć. Każda chwila tutaj zwiększała szansę, na śmierć łowczyni. Powinien już siedzieć na grzbiecie wierzchowca i gnać na polanę. Ale nie mógł. Dopóki choć jedno dziecko Mugin Jie żyje, nie mógł opuścić wioski.

Leiko zapewne nieświadoma tych myśli samuraja przeskakiwała z konaru na konar kolejnych drzew, rozmyślnie zwalniając, by być prawie w zasięgu bicza oni. Prawie...


Huk padających drzew, ścinanych uderzeniami bicza świadczył o tym, co się stanie, jeśli przeliczy się z siłami, jeśli zlekceważy siłę Mugin Jie... jeśli się potknie.
Była już blisko polany, poprzez rząd drzew widać było już wypaloną ziemię. Ślad po pożarze lasu.
Skacząc z konaru na konar Leiko coraz bliżej znajdowała się celu. A za sobą słyszała trzask ognistego bicza i szybkie skoki. Matka Głodu nie odpuściła sobie polowania na Maruiken.

Jeszcze dwa skoki i... Leiko dobiegła do czekającego na nią Kazamę. A raczej czekającego na sprowadzoną przez nią oni.
Jounin stanął w postawie bojowej i zacisnął dłonie na mieczu. Uśmiechnął się niemal szaleńczo, gdy Mugin Jie znalazła się na ziemi. Teraz była okazja sprawdzić, ile warte są rady starca.
Pierwszy efekt, był już widoczny. Ogień na biczu Matki Głodu przestał płonąć.
-Rozumiem. Myślicie, że tu będzie wam łatwiej? Naiwne robaki.- pogardliwe słowa padły z ust oni. Słowa pozbawione strachu i pełne ironii. Nie bała się. Uśmiech na twarzy potwora nadal był złowieszczy.
Mugin Jie uznała tą sytuację za zabawną.

Sogetsu zaatakował. Szybko i błyskawicznie jak wąż uderzający z trawy. Ostrze jego tachi zatoczyło poziomy łuk i chybiło.
Matka Głodu odskoczyła jej bicz przeciął ze świstem powietrze i uderzył w mgiełkę którą otoczył się Kazama. Nieskutecznie. Bicz przeciął cały obszar mgiełki, owijając się na obiekcie, który stawił mu opór w owym oparze... na ciele Sogetsu. Łowca docisnął tachi płazem do swego ciała, dzięki czemu udało mu zmniejszyć zagrożenie poważniejszych obrażeń ciała. Ale i tak broczył krwią z ran, które mu zadała.
A widząc to Leiko, oczami wyobraźni zobaczyła... świątynię poprzedniej wioski, magiczny krąg i zaatakowanego przez Mugin Jie mnicha. Tak właśnie zginął, opleciony mocno ognistym biczem oni.
To wyjaśniałoby rany, które u niego widziała. Nie wyjaśniało, jednak czemu nie dobył broni. Nie zdążył?
Nie spodziewał się potrzeby jej dobywania?
Na razie jednak to życie Sogetsu było zagrożone. Powinna więc wkroczyć do boju i... nagle coś diametralnie zmieniło sytuację.

Cztery kule srebrzystego ognia poleciały w kierunku oni, tuż zza pleców Leiko. Demonica trafiona pierwszymi, odskoczyła, porzucając swe kimono i krwawiącą od ran ofiarę.


A dziwaczne łuski na jej łonie i brzuchu w pełni pokazywały demoniczną naturę Matki Głodu.

Leiko zerknęła do tyłu, by sprawdzić, kto włączył się tą batalię z oni.
I zobaczyła dwie osoby. Młodziutką dziewczynkę, chudą i wysoką jak trzcina.


W stroju przypominającym kapłanki Miko, ale... przystosowanym do częstych pieszych podróży. Typowa chłopczyca, tuż na progu dorosłości. Chuderlawe chucherko, które za kilka lat może zmienić się w wysoką piękność.
Ale póki co, była trzciną.
Tuż za nią stał wyrośnięty mężczyzna. Ronin uzbrojony w długi i ciężki miecz no-dachi.
Resztki zbroi świadczyły o tym, że albo był byłym samurajem. Albo ograbił parę grobów.


Jego skórę, zwłaszcza na ramionach, znaczyły ślady po poważnych oparzeniach. Rozległe i świeżo zagojone. Lewa dłoń niedbale spoczywała na saya do broni.
-Powstrzymaj ją nieco Furoku.- dziewczątko zwracało się do rosłego mężczyzny, jak do swego sługi.
-Nie gorączkuj się tak Korogi.- odparł Furoku i nadal opierając obnażone no-dachi o swój kark pobiegł w kierunku Mugin Jie. Korogi... pasikonik. Dziewczynka nie lubiła chyba tego przezwiska, bowiem zaperzyła się mocno nadymając w irytacji policzki. I czerwieniąc się rzekła cicho.- Furoku-baka.
Furoku-głupiec. Gniewne słowa, wypowiedziane jednak cicho. Zbyt cicho by bushi je dosłyszał. Nie dość cicho, by ominęły czułe zmysły Leiko.

Sogetsu także szaleńczo rzucił się do boju. Szarpane rany na jego ciele, jakie zostawił po sobie bicz, krwawiły mocno, ale to nie powstrzymywało Jounina przed dalszą walką. Przeciwnie. Wydawało się, że ból budzi w nim tylko więcej szału.
-Nie sądźcie, że tak łatwo będzie mnie wam pokonać robaczki.-rzekła szyderczo demonica i ruszyła do ataku.


Skoczyła pomiędzy nich i wykonując obroty ciałem, cięła powietrze szybkimi uderzeniami bicza, próbując dosięgnąć któregokolwiek z nich. Ostrze bicza niczym tarcza zablokowało ataki. I to pełne furii pchnięcie tachi Sogetsu w okolice lędźwi demona. I te niezdarne cięcie z góry nowego bushi.
Furoku nie walczył za dobrze. Ciężko mu było kontrolować uderzenia no-dachi trzymając go jedną ręką.
Nie bez powodu. Tego typu oręż powinno się używać oba dłońmi. Ale lewa ręka Furoku wydawała się być, bez użyteczna. Nie była sparaliżowana, bo czasem nią poruszał, więc... czemu jej nie używał?

I ranny Kazama i niezdarny Furoku nie byli w stanie zabić Mugin Jie. Nawet atakując jednocześnie, mogli tylko przyciągać jej uwagę. A młoda Korogi, przeglądała wąskie paski papieru w poszukiwaniu konkretnego zaklęcia.
Zaś pierwotna rola Maruiken skończyła się. Nie musiała już być przynętą. A nie będąc bezpośrednio narażona na atak i obserwując pole walki, mogła przygotować się do uderzenia, które rozstrzygnie cały bój na korzyść łowców.
A poza tym... Dasate Yasuro się spóźniał ze swym pojawieniem na polu bitwy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-06-2011 o 18:13. Powód: poprawki
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem