Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2011, 20:54   #77
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Wieczór – 13 Mitrul 1385

Sfinks uśmiechnął się szeroko pokazują ostre zęby.

-Bardzo dobrze… słuchaj zatem odpowiedzi na twoje ostatnie pytanie i to jaką cenę za to zapłacisz. Wydostać się stąd bardzo łatwo… gdy ma się pomoc z zewnątrz, a mniemam, że takową masz. – zaczął sfinks zeskakując z kamienia i ruszając powoli w stronę Mokku.

-Chodź za mną.- zbliżył się do łotrzyka na odległość ręki.

-Ceną jest to, że pomożesz mi i mojemu towarzyszowi się stąd wydostać, nie martw się, nie zrobimy ani tobie ani twoim towarzyszom krzywdy.- wciąż szedł w stronę niedźwiedzia, ponaglając spojrzeniem Sairusa.

-To naprawdę proste… wystarczy, że ktoś z zewnątrz chwyci ciebie za dowolną część ciała czy ubrania, wtedy staniesz się częścią rzeczywistości, która istnieje na ścieżce. Dlatego zanim podejdziemy do ścieżki będziesz trzymał mnie i Mokku.- było coś w dziwnego w głosie sfinksa, brzmiał raczej jak rozkaz… rozkaz, który ku zdziwieniu Sairusa wydawał się być nie do odmówienia. Łotrzyk położył dłoń na grzbiecie sfinksa i gdy byli blisko Mokku położył dłoń na jego grzbiecie, dziwiąc się samemu że jest tak praworządny i honorowy.

Temu wszystkiemu przyglądała się reszta grupy w postaci Nadii, Sybilli i Sevryka. Sairus i jego nowi przyjaciele byli już przy ścieżce gdy znowu przemówił sfinks.

-Chwyćcie jednego z nas za dowolną część ciała lub ubioru, a będziemy wolni. Nie martwcie się, nic wam nie zrobimy.- zaintonował szczególnie słowa „nie martwcie się.”

Nie czekając na reakcję reszty Nadia chwyciła łotrzyka za rękaw, on i reszta weszli spokojnie na ścieżkę. Sfinks spojrzał z zadowoloną miną na drużynę.

- Dziękuję, tak jak obiecaliśmy odchodzimy w pokoju… ale… - spojrzał prosto w oczy Sairusowi - choć wiele mi pomogłeś to byłeś zmuszony do tego. Wiedz, że to co miałeś za zwykłe pytania takimi nie były. Dzięki nim poznałem twoje sekretne imię.

Sfinks wypowiedział serię dziwnych odgłosów, których nikt z obecnych nie potrafił ani powtórzyć, ani zapamiętać, ale Sairus wiedział instynktownie co znaczą i poczuł ich moc. To było jego prawdziwe imię, sam nie wiedział gdzie słyszał o nich, ale gdy tylko słowa zostały wypowiedziane… wiedział.

- Kiedyś przyzwę cię abyś mi służył, być może nawet zapracujesz sobie na to, żebym zapomniał je… do tego czasu możesz jednak robić co chcesz. Bywajcie. – wraz ze swoim kompanem sfinks zniknął w błysku błękitnego światła.

-Bardzo źle.- stwierdziła Sybilla - Musisz nauczyć się ostrożności… masz szczęście że żyjesz i „na razie” jesteś wolny.- odwróciła się w stronę sali prowadzącej do wieży z której tu weszli, wyglądała i brzmiała jakby było mocno zirytowana i zawiedziona.

Sybilla zniknęła w drzwiach do poprzedniej komnaty, tymczasem grupa ruszyła dalej. Nie zbaczając już ze ścieżki dotarli do następnych drzwi, również wolnych od pułapek. Nadia otworzyła je, choć wymagało to nieco wysiłku bo nie były one w najlepszym stanie.

Przed grupą ukazała się duża sala, bez ścieżek tym razem. Wewnątrz pełno było piedestałów z mosiężnymi tabliczkami pokrytymi runami. Na piedestałach natomiast znajdowały się różnego rodzaju przedmioty: lutnie, grzebienie, sztylety, dywany, miecze, łuki, monety, rogi, i tak dalej. Każdy przedmiot znajdował się za szklaną kopułą.

-Psssst. Hej! Tutaj! - głos zaczął rozbrzmiewać w sali. –Halo? Jest tam kto? Tutaj!- głos był o tyle dziwny, że jakby chciał krzyczeć, ale jednocześnie szeptać.

-Zamknij się Lilarcor, nie mamy ochoty na twoje kolejne peany.- odezwał się kolejny głos.

-Sam się zamknij Farqual! Myślisz, że z kim masz czelność gadać?! Zaraz cię sieknę i potnę na kawałeczki te twoje piękne struny. Co ty na to dziewczyno? Masz ochotę na małe rąbanko! – odparł entuzjastycznie Lilarcor.

-Hahaha, że też przez tyle lat nie straciłeś entuzjazmu… wszyscy i tak tu kiedyś wrócimy, zaklęcie nas trzyma, a twój boski bękart na pewno z chęcią się ciebie pozbył, nawet nie próbując rozproszyć zaklęcia!

-Wolałbym żeby jednak postarał się… Lilarcor to kiepski towarzysz w wieczności. – rozległy się śmiechy w sali, przy akompaniamencie obelg i gróźb Lilarcora. Zorientowaliście się w końcu, że dyskusję tę prowadzą przedmioty w swoich gablotach.


~*~



Zarówno Constantino jak i Ricry woleli uniknąć kontaktu z Naberiusem, zamiast tego zaczęli przeglądać magiczne aury miejsca i przyglądać się maszynerii w wieży. Tylko maszyneria była magiczna, na niej różne drążki i gałki, przy nich odpowiednie opisy w nieznanym im języku… jednak po swojej wizji Constantino zdołał rozszyfrować część z nich. Ku powszechnemu zdziwieniu pierwsza kombinacja, którą spróbował okazała się właściwa. Urządzenie zamigotało kolorami tęczy, pokój natychmiast zaczął się zmieniać. Kurz zniknął, półki, stoły, kamienie, drzwi, wszystko zaczęło się naprawiać, odnawiać.

Dźwięk śnieżycy zniknął, a wraz z nim odgłosy bestii na zewnątrz. Było jednak coś jeszcze. Zarówno Ricry jak i Constantino poczuli się nagle bardzo zmęczeni. Coś było nie tak…

-To coś zabiera nam naszą energię… wykorzystuje ją do napraw. - próbowali zatrzymać maszynę, ale kolorowa poświata, choć piękna, paliła żarem tak ostrym, że gdy tylko Ricry spróbował sięgnąć po jedną z gałek jego ręka została mocno poparzona, a ubranie zaczęło się palić. Zaczął się turlać po ziemi, gasząc przy tym ogień i krzycząc.

-Arghhhhh! Zrób coś z tym bólem! – krzyczał, ghoul niechętnie zużył jedno z prostszych zaklęć i uleczył jego rękę uśmierzając ból.

Po chwili byli tak zmęczeni że ledwo mogli wstać. Wtedy proces się zakończył, a w pieczęci Naberiusa znowu pojawił się pies i kruk.

-Trzeba było mnie przyzwać to wiedzielibyście, że najpierw trzeba było wymienić baterię, schowaną w skrytce za regałem z księgami. A tak urządzenie musiało szukać innego zasilania… szkoda, szkoda… - odparł zawiedziony.

-Możemy jakoś… odzyskać… siły… ?- spytał drow. Duch parsknął.

-Owszem, jestem zobowiązany odpowiedzieć na te pytania… ehhh… szkoda, szkoda… Na stole jest zielony i fioletowy płyn w flakonikach. Ty wypij zielony, twojemu koledze daj fioletowy. Nie odzyskacie wszystkich sił, ale sporą część. – drow sięgnął ostrożnie po flakoniki, powąchał ich zawartość, wstrząsnął i wypił swój. Drugi podał ghoulowi. Drow od razu wyglądał lepiej, wyprostował się, normalnie oddychał, choć wciąż zdawał się zmęczony. Wyrocznia wypiła swój flakonik.

- Dzięki.- rzucił drow.

- Nie ma za co. – odpowiedział duch i miał chyba dosłowne znaczenie tych słów na myśli.

Razem opuścili wieżę. Krajobraz zmienił się ogromnie. Ścieżka była widoczna i jakby nowa. Śnieg dookoła tylko lekko prószył. W oddali widać było różne zwierzęta, rogate króliki, gryfy a nawet lodowe nimfy. Następne drzwi stały przed nimi otworem. Za nimi wielka sala wypełniona piedestałami, na których stały gabloty z mówiącymi przedmiotami… oraz grupa innych podróżników przygód.
 
Qumi jest offline