Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2011, 22:40   #98
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Sytuacja gmatwała się bardziej niż kłębek nitki wrzucony między dwa, skore do zabawy koty. Król odszedł już chwilę temu, oni pewnie też się za niedługo zbiorą, decyzja, jedyna słuszna w mniemaniu krasnoluda, została już podjęta. Kh'aadz stał na murach jeszcze chwilę wyglądając z pomiędzy blank na rzekę i ogarnięte chaosem miasto.

- Paskudna sprawa... - Mruknął do siebie pod nosem komentując roztaczający się przed nim widok. Patrząc w dół i słysząc dobiegające z drugiego brzegu ryki bólu i krzyki bezgranicznej rozpaczy przestał się zastanawiać, dla czego, Dunlandczycy gotowi byli sprzymierzyć się z kolejnym szaleńcem, stojącym na czele armii krwiożerczych orków... Porównując zachowanie jednych i drugich, trudno było doszukać się jakiejkolwiek różnicy... I Ci kretyni myślą, że nawet jeśli walcząc u boku śmierdzących orczych pomiotów wygrają wojnę, to potem będą sobie żyć w spokoju... Co jak co, ale krainy podbite przez orków można określić wieloma przymiotami, ale na pewno nie tym, że są spokojne.

- Elfie, czy oni na prawdę mają kozie łajno zamiast mózgów, skoro sądzą, że z orkami będą się mogli później dogadać? Przecież jak zabraknie innych ludzi do wybijania to wezmą się za nich... - krasnolud na głos wyraził swoje wątpliwości co do rozumności Dunlandczyków. Andaras nie odpowiedział, wpatrywał się tylko w płomienie trawiące poszczególne domy, gwałty i bestialskie morderstwa, choć niekoniecznie w tej kolejności dokonywane na wywlekanych za włosy kobietach. Świat oszalał, a Dunlandczycy jak piekielne ogary podsycały płomień zniszczenia. Kh'aadz rozglądnął się po najbliższym otoczeniu, chcąc na chwilę oderwać wzrok od piekła po drugiej stronie rzeki. Dearbhail płakała, choć bezgłośnie, nie dziwota, dziecko prawie jeszcze, po raz pierwszy zetknęło się z wojną totalną, bez zasad, pozbawioną skrupułów i litości... Endymion nie wyglądał lepiej, choć jak przystało na mężczyznę nie ronił łez, za to aż nadto widoczne były pracujące pod skórą mięśnie zaciskające szczękę niczym żelazne imadło, dłonie zamknięte w pobielałe pięści nie wróżyły nic dobrego Dunlandczykom, którzy mieli by pecha zbliżyć się w ich zasięg... A elf? Stał i patrzył, nie nie patrzył, bardziej obserwował. Fain miał szczęście, że opuścił Tharbad w ostatniej możliwej chwili, choć znając go będzie pluł sobie w brodę, że ominęła go okazja do przetrącenia paru głupich łbów. A propo przetrącania, czas się szykować, noc się zbliża, Dunlandczycy będą mieli niespodziankę...


Porzyczył trochę narzędzi i stalowych kółek, chwycił w ręce dwie pary szczypiec i zaczął wplatać świeże ogniwa w miejsce gdzie jego kolczuga została wcześniej rozerwana, korzystając z gościny i uprzejmości zbrojmistrza, zaopatrzył się w parę stalowych naramienników, przytraczanych rzemieniami i skórzane karwasze wzmocnione zbrojnikami. Raz jeszcze sprawdził swój ekwipunek, na taki wypad nie mógł brać całego plecaka, to by było bez sensu, na plecy zarzucił kuszę, tarczę i zwój liny, nadziak przytroczył do pasa, wziął hełm pod pachę i wyszedł na spotkanie z resztą towarzyszy. Szykowała się długa noc...
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline