Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-05-2011, 10:28   #91
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Po wizycie u księcia elf zdecydował się trochę pomedytować. Następnie wyczekał do momentu rozpoczęcia się narady i poszedł na nią. Sama w sobie przebiegła tak jak sobie wyobrażał. No może wskazówki były ciut bardziej zawiłe. Ale życie aż takie proste być nie mogło. Wiedzieli że by wiedzieć więcej trzeba udać się do stolicy. Elf z uporem maniaka starał się wypychać ze świadomości myśl. Że te szczątki na dole, należały do osoby która dała mu w pewnym sensie życie... Po naradzie poszedł na spotkanie z królem. Wziął ze sobą księgę jak mu kazano. Pewnie każą mi ją spalić. Jako niebezpieczny okultystyczny i mroczny przedmiot. I tyle będzie z mocy w niej zawartej... Elf miał już gotowy fortel. A ściślej rzecz biorąc fortel i kilka niezłych pomysłów. Niezłych bo uznał dwie rzeczy za istotne... Ostatnio miał sporo dylematów wewnętrznych. Po długich walkach uznał że interesuje go głównie dobro jego rodziny. Oraz w szerszym kontekście dobro Haradczyków i samego Haradu. W przyszłości istniała też hipotetyczna szansa że będzie im przewodził. Sam elf w to nie wierzył. Jego ojciec ma jeszcze przed sobą duży kawał życia. A teorie skrytobójców mało go obchodziły... Nadciągająca wojna będzie miała jednak na końcu dwie strony. Zwycięzców i pokonanych. Elf korzystając z rozwoju sytuacji postanowił zabezpieczyć się u drugiej strony barykady. Wiedział że Perła go sypnął przed królem. Podejrzewał też że może on być królewską wtyką, inaczej skąd wziąłby się na zamku. Niezależnie od tego co sam mówi... A skoro był królewskim z pewnością już powiedział o wszystkim swemu chlebodawcy. Zatem by przekuć ryzyko, bycia wziętym za szpiega w korzyść. Należało wyłożyć karty na stół. Nie było wyjścia. Pewność że został zdekonspirowany, pogłębiała analiza. Pierwszej wizyty u umierającego księcia. Na jego sugestię o wzmocnieniu straży, żołnierz nie zareagował. Chwilę potem jednak przybiegli przed komnatę dodatkowi strażnicy. Chwila ta zaś pokrywała się z pewnym momentem... Gdy on wyszedł do księcia, Valamir poszedł rozmawiać z Golinem w cztery oczy. Tylko tak można było tłumaczyć nagły bieg strażników do drzwi. Skoro biegli rozkaz musiał zostać wydany przed momentem. Z klauzulą jak najszybszej wykonalności... Elf w głębi serca czuł niechęć do orków. Ale jednocześnie nie kochał zjednoczonego królestwa jakąś specjalną miłością. Miał naturalną słabość do cywilów i niewinnych. Ale i miał swoje priorytety. Czas na przedstawienie pomyślał wchodząc do komnaty. Wziął ze sobą najlepsze Haradzkie wino. Pił je ilekroć zżerały do nerwy. Miało go uspokajać. I choć samo wino jak i każdy alkohol nie działo na niego w najmniejszym stopniu. Samo picie i ten smak zapamiętany lata temu było swoistym rytuałem... I to właśnie on nie zaś alkohol go uspokajały. Można to też nazwać siłą sugestii. Jego ojciec pił wino gdy elf był młody. Mówił że jest dobre na nerwy i gdy trzeba być zrelaksowanym. Elf wziął tą radę do serca. Na tyle mocno że faktycznie mu to pomagało...

Przy wejściu do komnaty nakazano mu zdać broń. Nie protestował. Wszak takie zwyczaje były i w pałacu jego ojca.

Gdy wszedł w pierwszej kolejności bo grzecznościowych powitaniach nalał wina. Król naturalnie odmówił. Widać wino źle mu się kojarzyło po śmierci lordów. A może on zwyczajnie nie miał takiego rytuału.

-Panie chciałbym porozmawiać swobodnie. O rzeczach ważnych to fakt. Ale może bez tych całych podchodów i fanfar. Jak przyjaciele przy lampce wina. Najlepsze Haradzie podkreślił elf.

-Na początek może przedstawię się do końca wcześniej uszu było zbyt wiele. Jam jest Andaras przybrany syn Muthanna wodza klanu Assin. Narzeczony jego córki Xante a co za tym idzie przyszły dziedzic tej rodziny mój panie. Jak zapewne wiesz panie moi bracia dążą do zjednoczenia. Najpierw bliskiego a potem całego Haradu. Mój ojciec jest o krok od tego celu, jak również o krok od wojny domowej. Wiesz zapewne również że Haradczycy są w komitywie Herumorem. Można to nazwać póki co cichym sojuszem. Jeśli nie wiedziałeś tego natomiast. Cieszę się iż mogłem poszerzyć tą wiedzę.- skoro wiedzieli gdzie mnie szukać i kim jestem. A Perła przecież wiedział to i o tym wiedzą. No ale przecież sam to mówie niczego nie "ukrywa". Ale i niczego nie ujawniam czego już by nie wiedzieli.
-Ja jestem jednak krwi elfiej leży mi na sercu dobro mieszkańców Haradu. A wiem że ni na krótką ni na długą metę ciemność im nie pomoże. Stąd też moja obecność w śródziemiu szukam rozwiązania panie.-choć może być ono różne pomyślał. Zjednoczone królestwo wielką potęgą jest. Jednak jest przeżarta przez kulty, korupcje chciwość. W większej mierze pewnie niż obecnie myślisz panie. Gdy ruszy na nawałnica... Jeden sojusznik więcej bądź mniej może być na wagę złota. A sojusznik odebrany wrogowi... Wart jest przecież podwójnie więcej. Na początek chciałbym podkreślić. Do tej pory robiłem wszystko co w mojej mocy, by pomóc królestwu. I choć nie chciałbym psuć opinii o Endymionie w królewskich oczach. To za moja sprawą i pod moim naciskiem wytropiliśmy orków w lesie. Gdyby to od innych zależało zawrócilibyśmy... A był to mój dyskretny sposób na ostrzeżenia was panie... Bez potrzeby ujawniania się. Co prawa obecnie nie ma to znaczenia, ale wtedy wydawało się rzeczą ważna. Kolejnymi rzeczami świadczącymi o mojej pomocy wam, jest fakt zabicia kultysty. Gdy na dole Endymion był zajęty zabijaniem posłów ja panie dopadłem kultystę. Kto wie może dzięki temu zamach do końca na zamku się nie udał.... Ostatnią i najważniejszą rzeczą jest to iż przyniosłem i oddałem wskazówki. Dotyczące tak ważnej rzeczy jaką jest artefakt. I to mimo iż już w karczmie się dowiedziałem że sprawa dotyczy wielkich mocy. Uciec bym uciekł mam swoje sposoby. A wyście panie zostaliby z niczym. Pudełko natomiast nie otwarte zostało wam dostarczone... Gestów zatem uczyniłem dostatek by udowodnić swoją przydatność.- cóż wzmianka o Endymionie była konieczna. Przepraszam druhu ale teraz waży się moja głowa. Czy będzie bliżej czy dalej od szyi.

Co proponuje i z czym przychodzę panie pewnie myślisz. Otóż panie wersji dla Haradu obecnie jest kilka: Może on zostać zjednoczony przez mego ojca samodzielnie. Bądź z pomocą Herumora a co za tym idzie przeciw śródziemiu. Może on pogrążyć się w wojnie domowej. Która również zostanie zakończona z pomocą Herumora, z efektem jak wcześniej. Mój ojciec może go zjednoczyć korzystając z pomocy Herumora i twojej królu bądź tylko twojej. Wtedy będzie bardziej niezależny i może nie ruszyć na śródziemie za synowską radą. A skupić się na Dalekim Haradzie i Khadzie. Co sprawi że nie tylko nie zaatakuje śródziemia a w pewnym stopniu stanie się nieświadomym sojusznikiem panie. Gdybym kiedyś zastąpił go a nastąpi to wcześniej czy później patrząc na to że jestem jak ty panie pół-elfem. Mógłbym nawiązać sojusz z królestwem... Nie wspominając już o tym że szpiegowski siatki Haradu i Herumora wzajemnie się przenikają i pokrywają. Co sprawia że osoba z odpowiednim dojściem mogłaby pomóc królestwu więcej niż nie jedna armia.

Reasumując. Pomogłem mogę pomóc więcej. W zamian oczekuje tego samego.- jak na początek myślę że argumenty mam dobre.

- Andarasie. - powiedział poważnie Eldarion wysłuchawszy spokojnie przemowy animisty. - Teraz i ty mnie wysłuchaj. Wiem kim jesteś i znam twojego ojczyma ambasadora Muthanna. On stara się od lat zjednoczyć tereny Bliskiego Haradu. Po śmierci Nizara cel ten skomplikował się on rzeczywiście stoi na krawędzi wojny domowej. - dodał król.

Po chwili milczenia mówił dalej.

- Jeśli ojczym nie wtajemniczył cię w swoje sprawy, to wiedz, że jest on sługą Herumora. Razem z nieżyjącym już Nizarem porwali w niewolę Uthara szantażując jego ojca Lorda Amon Eithel, który karmił ich informacjami przez kilka ostatnich lat, których żądał Herumor... Tylko za cenę kupienia czasu na umocnienie pokoju nie wystąpiłem zbrojnie przeciwko twemu ojcu. W zamian Herumor karmił się tym czym chciałem. - westchnął i powiedział przyjaźnie ze smutkiem. - Przykro mi, że jestem tym, który musi ci w takim świetle stawiać twego przybranego ojca, którego z pewnością kochasz miłością synowską... Wiem od lat o jego planach uderzenia na Południowy Gondor i wchłonięciu Umbaru. Dziękuję ci za ofertę pomocy, ale obawiam się, że może już być za późno. Jesli Muthann zjednoczy pięć północnych klanów to nigdy nie uda mu się pokojowo wchłonąć dzikich plemion Dalekiego Haradu. Nigdy samodzielnie. Tylko u boku Herumora, który ma największy wpływ na te dzikie tereny, liczy to osiągnąć. Może nie widziałeś, że Herumor w czasie Wojny o Pierścień był lordem. Wraz ze swoim starszym bratem Fuinurem prowadzili u boku Saurona armie Haradu. Tylko dzięki wieloletnim wyprawom mojego ojca ci Czarni Numenorejczycy zostali odsunięci ostatecznie od władzy. Twój ojczym mój drogi Andarasie wywodzi się z klanu, którego przodkowie zawarli pokój z Gondorem wyrzekając się ciemności. Funkcja ambasadora jest dziedziczna i jego córka lub ty, któreś z was jeśli przyjęło by ten tytuł, byłoby nim również po śmierci Muthanna. Ale wracając do tematu, to obawiam się, że twój ojczym nie posiada wyboru. Jeśli pozwoli sobie na neutralność będzie ryzykował. Jeśli nie bezpośrednim atakiem Herumora, to z pewnością gdy tamtemu uda się osiągnąć swój główny cel, czyli podbój Śródziemia, później zgładzi Muthanna za zdradę.- Właśnie jeśli was pokona pomyślał elf w trakcie przemówienia króla.
-Herumor spędził zbyt wiele lat w Dalekim Haradzie zatruwając myśli i serca tego ludu, żeby to odmienić. Zaraz po Orkach i Variagach to jego wierna armia, która tak jak kiedyś i dzisiaj za nim pójdzie.- tu elf zastanowił się również po słowach króla. Herumora od dziesięcioleci nie było na terenach Haradu. Ziemie jego ludu od lat były otwarte przenikały się z innymi kulturami. Owszem kultyści pewnie nie radzili sobie najgorzej. Ale twardzi Haradczycy po latach na pewno są po jednej stronie, swojej własnej. Za Herumorem pójdą z konieczności i potencjalnych korzyści.

Tymczasem król kontynuował.
- Twoje czyny "Pod Ostatnim Mostem" jak również tutaj w Tharbadzie świadczą o tobie drogi Andarasie. Posiadasz w sobie dziedzictwo elfów, lecz los ukształtował twoje serce w dużej mierze po ludzku. W oderwaniu od naszej kultury, wierzeń i praw. - dodał smutno. - Nie jest jednak za późno, abyś dokonał wyboru. A może już go dokonałeś? - powiedział raczej do siebie. - Przychodzisz do mnie oferując mi sojusz, nie będą władcą. Czy twoje słowa są wolą Muthanna? Andarasie kiedyś ciemność zaleje Śródziemie wszystko co dobre i sprawiedliwe utonie w morzu krwi i spłonie w ogniu nienawiści. Czy to jest świat w którym chcesz żyć? Myślisz, że będzie w nim miejsce dla ciebie? Pół elfa? Czy jest to w planach Herumora? Ja nie sądzę. - dodał poważnie.

- Obdarzam cię zaufaniem doceniając twoje czyny i oferuję przyjaźń. Na dowód moich słów jeszcze dzisiaj dowiesz się o tym co skrywała ta szkatułka. Jej zawartość jest znana Herumorowi. Beleg miał mu dostarczyć artefakt, do którego kluczem jest jej zawartość. Teraz Król Orków wiedząc o niepowodzeniu misji syna Adrahilasa, zrobi wszystko by w inny sposób go zdobyć. Ty Andarasie pamiętaj jednak, że być może stoisz przed największym wyborem swojego życia. To, że nie działasz przeciwko mnie i wolnym ludziom Śródziemia już pokazałeś. Ale czy potrafisz, gdy zajdzie potrzeba stanąć przeciwko przybranemu ojcu i swojej miłości do Xante? - zapytał smutno. - Cóż jeśli nie odmienisz zamiarów Muthanna? Jeśli się to stanie i wygramy tę Wielką Wojnę to obiecuję wspomóc lojalnych Haradrimów w zaprowadzeniu porządku i zjednoczeniu całej ich krainy. Dlaczego jednak Muthann, któremu na sercu leży to od lat pierwszy i już dawno do mnie z tym nie przyszedł? Zamiast tego wybrał Herumora. Sługę Saurona i wyznawcę Morgotha...

-Panie. Mój ojciec to mistrz jeśli chodzi o intrygi i zakulisowe sztuczki.- to akurat było prawdą.
-Potrafi wyczuć ludzi i nimi pokierować.- tu elf również widział wiele dowodów na swe słowa.
-Ci którzy są prawdziwie wierni Herumorowi zapewne nie mają dostępu do władzy.- pierwsze kłamstwo i zapewne mało udane. Elf jednak chciał pokazać że sytuacja nie jest taka zła. W rzeczywistości Herumor z pewnością swoje wpływy wśród Haradrimów miał. I to pomimo śmierci Nizara jego zagorzałego zwolennika. Wpływy wcale nie mniejsze zresztą niż Muthann.
-Ojciec z pewnością na każdego z nich ma haka, albo kimś już go zastąpił bądź zastąpi. Grają przed czarnym władcą. Oczywiście pewnie nie wszyscy ale on jest w tym naprawdę dobry. To dzieło jego życia panie! Trzydzieści lat przygotowań! Bliski Harad będzie wierny tak naprawdę jemu. Sojusz z Herumorem był konieczny panie ze względu na Nizara. To on parł do zjednoczenia razem z nim. Jego następnym krokiem była wojna przeciw śródziemiu. Ojciec jednak nie jest głupi. W świecie opanowanym przez Uruk-Hai nie będzie miejsca dla ludzi. Myślę panie że on gra, patrzy mierzy alternatywy. Teraz Nizar nie żyje. Herumor jest niezbędny do zjednoczenia dalekiego Haradu. Ale gdy to nastąpi ojciec będzie przekupywał,mordował kombinował by większość z nich była wierna jemu. Zresztą to będzie ich główny argument na moje oko. Oni nie chcą zabijać południowców w wojnie zjednoczeniowej. Oczywiście pewna ilość krwi i tak zostanie przelana. Mamić ich będą wizją zjednoczonego Hardu. Zatem przysięgi wierności słać będą memu ojcu. A on już zadba by byli jego...- elf w cześć tego co mówił wierzył. Cześć kłamał choć nie do końca świadomie a cześć spekulował.

-Nie przemawiam w jego imieniu ale moje wstawiennictwo może wiele znaczyć. Myślę że sam Herumor nie docenia mego ojca.- to akurat pewnie było prawdą. Ci na górze z ogromną władzą i mocą często nie doceniają tych z ich cienia.
-Oczywiście południowy Harad to dla nas za dużo jak już mówiłem Od tak z marszu bez pomocy, jest to oczywiste. Południowcy ugną się ze względu na Herumora. Ojciec najpewniej zajmie tereny Bliskiego i Dalekiego Haradu oraz Umbaru. Z minimalną walką... W tym czasie tu wojna będzie już trwała na całego. Tam będzie jednoczenie zbieranie sił. To zajmie kilka lat. Południowcy mają zapewne być asem z rękawa którego Herumor użyje w odpowiednim momencie. A co jeśli ów As wbije mu nóż w plecy. Póki co mówię to jako ja. Ale i mój ojciec jak mówiłem jest człekiem otwartym zależy mu na zjednoczeniu rozbitego ludu.

-By jednak móc go przekonać muszę mieć coś więcej niż rację moralną. Coś więcej niż czcze gadanie. Pomyśl panie ja się aż tak na polityce i układach nie znam. Czy jest coś co możesz dać mi bądź nam co w odpowiednim momencie użyte wspomoże naszą sprawę tam na południu?- elf liczył na jakiś konkret. Podobno wśród Haradrimów byli i tacy którzy wojny ze zjednoczonym królestwem nie chcieli. Może mieli oni jakieś kontakty z królestwem. Może jakiś klan był bardziej po stronie Eldariona niż sądził Andaras. Warto było to sprawdzić.

- Twój optymizm jest godny podziwu i wiele dobrego dałby scenariusz skreślony w twoich słowach dałby dla wolnych ludzi Śródziemia. - powiedział król spokojnie. - Słowa danego dotrzymam i jeśli twój ojczym odmieni swe serce i odwróci się od ciemności, to jemu i wszystkim Haradrimom zapierającym się Morgotha i jego psów, Saurona i Herumora, pomogę oczyścić Harad z plugastwa wypaczenia i zła i dołożę wszelkich starań, aby zjednoczyć te tereny, co nie udało się jeszcze na trwałe w historii nikomu.- to już było coś powiedział elf. Alternatywa zabezpieczona, plecy kryte.

Wyciągnąwszy rękę odebrał z rąk Andarasa księgę i otwierając ją przyjrzał się jej w milczeniu.

- Co zamierzasz z nią uczynić? - zapytał poważnie mierząc wzrokiem Andarasa. - Wiele zła w niej drzemie. Wiesz o tym?

-Panie jak mówiłem księga może się nam przysłużyć. Jeśli jest prawdą to co mówisz. To że mój ojciec i Haradczycy w mrok podążą. Oraz to że nie ma szans by mój ojciec zaryzykował starcie z Herumorem. Nawet posiadając jakieś sobie lojalne siły...- powiedział elf gdy się w końcu uspokoił. Na chwilę głos mu się załamał. Był jeszcze młody a ostatnio przygniatało go zbyt wiele nawet jak na elfa.

-Powiedziałeś też że mnie jako pół-elfa Herumor nie zaakceptuje. Wiedząc że jesteśmy dobrzy z natury. Zostaje tylko jedno wyjście. Jeśli mam się przysłużyć sprawie dobrych ludzi i dożyć momentu gdy sam realnie będę mógł coś zrobić. Muszę "przywdziać" czerń choćby i pozornie. Inaczej w Haradzie mogą dopaść mnie zamachowcy. Postaram się po powrocie do domu być jak najbliżej wydarzeń. I odpowiednio reagować. Do tego zaś przyda mi się ta księga. Wyłożył ją na stół... (bo i nie miał wyjścia). Jest w Czarnym Numenoryjskim. Nie znam tego języka ale się poduczę. Podejrzewam że zaklęcia w niej są przemieszane. Ojciec był Animistą zatem i zaklęcia leczące tam znajdę, oraz te których wolałbym nie tykać. Skąd i dlaczego ją miał nie wiem... Dla mnie sam fakt znajomości języka i posiadania księgi.... Jeśli odpowiednio będę się z tym obnosił na dworze ojca... Sam rozumiesz panie ktoś zauważy szepnie gdzie trzeba. A wtedy ktoś taki jak Herumor spróbuje mnie mieć po swojej stronie. W końcu pół-elf obdarzony talentem magicznym z taką księgą. To nie byle gradka w sam raz na ucznia. Jeśli dasz mi panie do dyspozycji swoich ludzi w Haradzie... Cóż wtedy od czasu do czasu będę mógł coś pchnąć innym razem podciągnąć. Jak mawia mój ojciec: Życie to gra pozorów. Co do więźniów zaś w wieży. Królu otocz ich opieką. Jesteśmy im to winni. Gdyby to byli wrogowie stanu już by nie żyli. Wydaje mi się że lord Maroc więził ich dla osobistej przyjemności i zemsty. Moje moce są na początku drogi ale szybko się uczę. Kto wie może poznam czary które potrafią wyleczyć z obłędu czy zregenerować języki. Gdyby ich umieścić w odpowiednich warunkach... Może doczekają. Alternatywą dla nich jest tylko śmierć.


- Zrób jak uważasz i uważaj jak robisz. - powiedział Eldarion oddając księgę Andarasowi. - W Minas Tirith zdobędziesz materiały potrzebne do pracy nad dialektem Aduinackiego, w którym jest spisana. Jednak uważaj Andarasie. Ta księga kryje w sobie więcej zła niż amulet, który nosisz na szyi od dzieciństwa. - dodał z naciskiem nie kryjąc smutnego tonu. - Rozmawiałem z majordomusem. Znany jest mi los twego ojca oraz więźniów z lochów. To są okultyści, których Lord Marroc był nieprzejednanym wrogiem. Wiele można o tym lordzie powiedzieć, lecz ostatnią rzeczą jakiej pragnął to plaga ciemności... Księga była jego więźniem na długo przed twoim ojcem. On akurat stał się ofiarą gniewu i osobistej zemsty Lorda Marroca, który obwinił go w swoim gniewie i żalu za śmierć żony i potomstwa. Ale o tym już wiesz od zarządcy, który był jedynym powiernikiem tajemnicy. O ile wiedziałem o reszcie więźniów, to los twego ojca nie był mi znany do dzisiaj. W swoim sercu Lord Marroc musiał wiedzieć, że postępuje niesłusznie i że mój gniew by ściągnął na swoją głowę za ten akt okrucieństwa na elfie. Tylko dlatego, że twój ojciec podążał tropem tej księgi, która zaprowadziła go na śmierć, z szacunku i jako zadośćuczynienie doznanej krzywdy niesłusznie wyrządzonej pod moim nosem, nie będę ci jej odbierał. Weź sobie jednak do serca moją radę. Księga ta została znaleziona w zgliszczach Barad-Dur i nim trafiła do lochu ci którzy próbowali zgłębić jej naukę podzielili wspólny los szaleństwa zakończonego śmiercią...- te słowa zrobiły na elfie wrażenie. Jednak wiedział że ci którzy próbowali z pewnością byli ludźmi. Pozbawionymi zapewne talentu magicznego. Lub posiadającymi go jedynie ziarnko, wszak wiadome było że ludzie praktycznie nie posiadali daru. Elfy zaś czy ktoś taki jak Andaras mógłby spróbować. Z tym że nikt by nie chciał. Prócz być może kogoś kto nie był już do końca czysty....

Król chwile później odprawił elfa. Ten zaś widział że każdy jego ruch jest bacznie obserwowany. Nie zdziwiłby się gdyby był to Endymion albo Golin.
 
Icarius jest offline  
Stary 18-05-2011, 08:43   #92
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Kiedy idąc za majordomusem, Perła dotarł do pałacowych piwnic, były tam już dwa krasnoludy, próbowały dostać się do jakiegoś pomieszczenia. Nie bardzo wiedział po co Andaras potrzebował jego pomocy, wyglądało na to, że Khazadowie radzą sobie doskonale. Na szczęście szybko też zrozumiał, że więźniowie byli już w takim stanie, że nie będzie z nich pożytku i przestał nagabywać Valamira, aby ten pomógł mu ich uwolnić. Valamir stał zmęczony i patrzył się tępo jak kamień zaczyna ustępować, był znudzony, powinien w tej chwili brać gorącą kąpiel a nie stać w mokrym korytarzu!

Sekundę później Valamir poczuł mrowienie w okolicy karku, takie które rozumiał tylko on, zawsze pojawiało się znienaca, niczym instynkt, który normalnie trwa w uśpieniu, zareagował natychmiast! Jak w zwolnionym tempie widział wielki kamień wypada pod ciśnieniem wody lecąć z ogromnym pędem na niego i Andarasa. Rzucił się na pół elfa całym siłą swego ciała i wpadł razem z nim w niewielką wnękę, na tyle dużą jednak by głaz przeleciał tuż obok nich, miażdząc przy okazji biednego sługę. Woda wdarła się do wnęki z siłą wodospadu, wymywając ich z wnęki i udzerzając nimi w ścianę z olbrzymim impetem. Wtedy poczuł inny rodzaj mrowienia, taki, który po chwili przeradza się ból. Doskonale wiedział co jest jego źródłem...ten cholerny amulet, który pół elf nosił. Perła musiał dotknąć go przez przypadek przez, co prawie nie stracił przytomności, dziwne było jednak to, że amulet w chwili śmierci klucznika nagle rozbsłynął magiczną aurą dużo silniejszą niż zazwyczaj, czyżby reagował na śmierć?

Valamir zaczął podnosić się jako jeden z ostatnich, niewiele brakowało a ta niepotrzebna wizyta w lochach skończyłaby się dla niego tragicznie. Niesamowicie silne uczucie duszności, powoli znikało by zostać zastąpione tępym bólem w okolicach klatki piersiowej. Do tego staw skokowy znowu spuchł, najwyraźniej bez wizyty u medyka się nie obędzie. Kiedy się zatoczył, Fain, łysy krasnolud, który dostarczył wieści królowi, podtrzymał go marudząc przy okazji na całą tą sytuację.

- Wygląda na to, że uratowałem Twoje życie drugi raz, w ostatnim czasie elfie. - Spróbował uśmiechnąć się blado...

Andaras wyglądał nieobecnie, a kiedy wyrwał się z zamyślenia, chciał uleczyć magią uszkodzony staw skokowy...jeszcze tylko tego brakowało, niedawne wspomnienie bólu powróciło w myślach Perły niczym natrętny owad. Odpowiedział pół elfowi trochę zbyt ostro, nie mogąc ukryć emocji. Nie pozostało nic innego jak zmienić temat i udać się zasłużony odpoczynek. Skosultował się jeszcze z medykiem odnośnie uszkodzonej nogi, ale okazało się, że zwykły odpoczynek doprowadzi ją do porządku...tylko kiedy ja odpocznę?, pomyślał.


Obudził się po kilku godzinach, służba właśnie wnosiła balię z gorącą wodą i apetycznie wyglądający posiłek. Czuł się już o niebo lepiej, zmęczenia nie pozbył się jeszcze całkowicie, ale wierzył, że uda mu się to nadrobić po posiedzeniu u króla. Po doprowadzeniu się do porządku i zjedzeniu czegoś ciepłego, udał się w stronę sali audiencyjnej. Gdy dotarł na miejsce, Perła zwrócił się do swoich towarzyszy, których znalazł oczekujących przed komnatą króla.

- Zanim zaczniemy... -. - Część z was na pewno zastanawia się dlaczego znalazłem się na zamku, mimo, że nie byłem tu zaproszony przez Golina. - Perła zrobił pauzę dla lepszego efektu. - To ja trafiłem na informacje o zamachu na życie króla. Dostałem się więc na zamek i wspomogłem medyka swoją wiedzą, aby przygotować odtrutkę. To wszystko...nie chciałbym, żebyście patrzyli na mnie podejrzliwie - powiedział z lekkim uśmiechem patrząc w stronę Dearbhail i kierując się w stronę drzwi, które właśnie zaczynały się otwierać.

Gdy król skończył mówić i podał im dziwne zapiski, Perła uśmiechnął się pod nosem. przez zupełny przypadek wszedł w posiadanie informacji, za które szpiedzy sprzedali by swoje matki. Musiał porozmawiać z Andarasem, jeśli przyszłość miała tak wyglądać musieli ustalić jakiś plan działania, który pomoże obrócić sytuacje na ich korzyść. Gdy otrzymał kawałek mapy i transrypcje runicznych zapisów, nie zdziwił się, że nie skojarzyło mu się to z niczym konkretnym.

- Mapa nie przedstawia na pewno okolic Umbaru, to na pewno. - Skomentował notatki Perła przekazując je w ręce Dearbhail. - Wskazówką może być imię wymienione w notatce. Czarna Pani... - Przez chwilę się zastanwiał - Czarna Pani to w języku elfów Morwen, mam rację? - Spojrzał pytająco na pół elfa. - Co w takim razie oznacza Blask Elfów?

Dyskusja, która rozgorzała na temat możliwych rozwiązań zagadki nudziła Umbarczyka, jedyne ustalenia jakie udało się poczynić to że miał wyruszyć w stronę Minas Tirith, na tą myśl Perła poczuł ekscytację, będzie mógł odwiedzić bliskie mu osoby i ostrzec przed niebezpieczeństwem. W drodze będzie też miał okazję aby porozmawiać z pół elfem. Miał nadzieję, że Andaras go nie rozczaruje i wykaże się ambicją choćby dorównującą jego własnej...

Po audiencji Perła ponownie został wezwany przez Golina, zastanawiał się, czy to ciągłe bieganie w tą i z powrotem kiedyś się skończy, westchnął tylko i kulejąc poszedł za Golinem.
Gdy dotarli do jednego z pomieszczeń w grubych murach zamku, Perła dostrzegł człowieka, kórego zostawił w zaułku, wyglądało na to, że Golin wziął się do roboty, jeszcze raz wypytał Perłę o okoliczności w których dowiedział się o zamachu. Valamir postanowił niczego nie ukrywać, nie miało to sensu, powiedział, że ranił napastnika jednak nie mógł go dopaść ze względu na nogę.

- A może sprawdzić czy nikt się nie zgłosił do któregoś medyka z podobną raną? Zapytał Umbarczyk

- Niestety, z tego co wiem, w mieście trwa już praktycznie regularna bitwa pomiędzy mieszkaniańcami a strażą wierną Eldarionowi, w takich warunkach nie sposób będzie zweryfikować ich zeznania. Za dużo rannych - powiedział z przygnębieniem Golin. WIdać zależało mu na mieście - Pojawiły się plotki - kontynuował - że Król zabił Thurga i Lorda Maddoca i trzyma miasto w żelaznej pięści. Cadoc czeka praktycznie pod bramą miasta ze swoją armią, jeśli przekona lud, że chce ich wyzwolić, będziemy mieli tu wielki problem.

Powiedziawszy to, Golin podziękował za informacje i poszedł zająć się tymi wszystkimi sprawami, które spadły mu na głowę. Prawie mi go szkoda, pomyślał z uśmiechem Perła,
zastanawiał się jak radzi sobie Liw w tym chaosie na ulicach, miał też nadzieję, że w razie potrzeby ma już przygotowaną drogę ucieczki.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 18-05-2011 o 09:04.
Fenris jest offline  
Stary 20-05-2011, 07:37   #93
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Tharbad, Kwiecień 251 roku



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=6tAd0ne7PKI[/MEDIA]



Zamiast Cadoca na zamku pojawił się jego poseł, który stając przed obliczem Eldariona buńczucznie oświadczył:

- Król mój, potężny Cadoc, życzy sobie klucze do miasta. Dobrze Ci radzi królu z Minas Tirith, by twoi zbrojni złożyli broń, a obiecuje im bezpieczne opuszczenie Tharbadu. Eldarion zaś, za brodnie wyrządzone na rodzie Thurga, i Lordu Marrocu, oddać ma się w ręce sprawiedliwości. – powiedział hardo z godną podziwu jak na Dunlandczyka elokwencją.

Eldarion przez chwilę siedział w milczeniu a na jego dwarzy nie drgnął nawet jeden mięsień. Ręka zas stojącego nieopodal Golina kurczowo zacisnęła się na rękojesci miecza.

- Przekaż swojemu panu, że jeśli nie wróci za Issen, nie puszczę w niepamięć tego i krew w której utopi się Dunland spłynie na niego i przez niego. – odpowiedział król spokojnie opierając się ramionami o dostojny fotel, który w tej chwili robił za tymczasowy tron. – Niech też ludu mojego nie podburza, bo choć miłościwy jestem, nie chce poznać mnie w gniewie. – dodał przeszywając posła lodowatym wzrokiem gestem ręki odprawiając Dunlandczyka, który bez okazywania żadnych śladów uniżenia po prostu odwróciłsię na pięcie i dumnie podniesioną głową zezując podczas marszu w stronę drzwi, rzucał stojącym przy wrotach strażnikom nienawistne spojrzenia.










Pogrzeb lordów na zamkowym placu odbył się wieczorem, a dym z płonących stosów zmieszał się na krwistoczerwonym niebie zachodzącego słońca z czarnymi smugami, które wiatr niósł zza rzeki. Ogień, który trawił ciała szlachetnie urodzonych migotał blaskiem po zaciętych twarzach i wypolerowanej zbroi stojących szpalerem w milczeniu Gwardii Zamkowej. Eldarion, kiedy płomienie zaczynały przygasać podniósł głowę, którą pochylał nieznacznie pogrążony w modlitwie lub medytacji i rzucając ostatnie spojrzenie doczesnym szczątkom lorda Derufina i Marroca, wolnym lecz zdecydowanie pewnym krokiem ruszył na zamek.

Andaras stojący na murze widział jak mostem spod bramy na południowym brzegu Gwatlo pędził na wyspę na złamanie karku jeździec. Wytężając wzrok na oddalone dachy Tharbadu, to co zobaczył drgnęło nim aż oparł się o zimny kamień fortyfikacji.

Kh’aadz, który był obok niego stawał na palcach chcąc dostrzec co takiego poruszyło przyjaciela, lecz po chwili dał za wygraną i z wyczekującym spojrzeniem zadarł głowę do elfa. Pożegnał się z Fainem, który wraz z Argarem udał się zaraz po skończonej audiencji z powrotem do Morii. Dowiedzieć się jeszcze od przyjaciela zdążył, że ojcu jego przedłoży jak się sprawy mają, i że z pewnością w świetle zaistniałych okoliczności zwolniony Kh’aadz zostanie z obowiązku dostarczenia zaproszenia do Ereboru na rzecz poważniejszej misji. Sprawy, w której udziału krasnoludzkiego godnie reprezentować będzie Żelaznoręki ku pamięci braci Stoneshallow. Przyrzekł również, że nastawać będzie na jego ojca, by w zastępstwie posłał go do Ereboru, z czego nawet chyba się cieszył, bo jak Kh’aadz dobrze wiedział, zazdrościł mu tego od samego początku, gdyż poselstwo do jakiegoś lorda z Tharbadu to żaden zaszczyt. Teraz jednak krasnolud stojąc obok elfa trawił się ciekawością, tym bardziej, że Gwatlo niosła działające na wyobraźnię dźwięki.

Andaras w milczeniu spozierał na Tharbad. Gdzieś tam, gdzie stał jeszcze wczoraj rano sklep zielarza, gdzie pokoje na w karczmie zostały wynajęte, gdzie plac wcześniejszej bitwy uprzątnęli z zabitych ciał żołnierze, teraz ulice płynęły rzeką migotliwych ogników. Czarna masa Dunlandzkich wojowników, najeżona orężem i pochodniami płynęła przez miasto uliczkami puchnąc w swoim nurcie o rzesze motłochu. I dezerterów. Jednak nie to poruszyło elfa najbardziej. Tergo można było się spodziewać. Wściekła fala ludzi wywlekała z domów ich mieszkańców. Mężczyzn, kobiety i dzieci. Z nie przypadkowych domów. Tylko te, których drzwi oblepione były niezaschniętą jeszcze czerwoną farbą. Ich progi teraz ociekały krwią zabijanych na miejscu a ci którzy uszli razem mieczy, włóczni i pał płonąc wyskakiwali przez okna lub lecieli wyrzucani przez bezlitosnych najeźdźców lądując na bruku pod nogami tratujących ich butów lub nadziewając się na czekające już ostrza. Każdemu takiemu wydarzeniu wtórowały dzikie wrzaski triumfu i podniecenia. Wylewająca się z uliczek miasta w dzielnicy portowej masa ludzi rozbijała się o wysoki mur fortyfikacji Mostu Tharbad. Padali falami koszeni przez wycofujące się odziały wierne Eldarionowi i łuczników, którzy na umocnieniach mostu nie nadążali z ładowaniem pocisków. Otrząsając się z pierwszego oszołomienia dotkliwych strat szeregi Dunlandzkich wojowników dość sprawnie cofnęły się pod osłonę pierwszych budynków. W ich cieniu czaili się rzucając wyzwiska i czekając na rozkazy. Pomiędzy nimi a mostem nikt nie zbierał najeżonych strzałami ciał leżących trupów. Czego Adaras nie widział, to że przez Bramę Południową wlewały nie jak się zdawać mogło niekończące się szeregi biegnących brodaczy, którzy odziani jak brązowe i czarne niedźwiedzie w futra zwierząt przypominali włochate bestie. Ich długie, kruczoczarne, rozwiane włosy falowały w podmuchach wiatru. A z oczu bił ten sam łączący ich blask nienawiści.

Stojąca z drugiej strony Andarasa Dearbhail ze smutkiem wpatrywała się w płonące miasto. Ona też wiedziała, że stało się to czego wszyscy tak bardzo się bali. Co raz któryś z wiernych Eldarionowi gwardzistów z garnizonu na wyspie trafiony strzałą, często płonącą, spadał z oddalonego od nich o kilkaset stóp muru bramy broniącej most. Setki żołnierzy zdołały ujść przed groźnym zwierzem, który teraz przypominała horda Dunlandzka. Kiedy wycofali się ze straconej części miasta Rohirimka odetchnęła. Potężne wrota bramy domknęły się za nimi. Ilu nie zdążyło?

Perła nie widział tego, ale czuł po kościach, że nie jest dobrze. Do zamku dolatywały niesione rzeką wrzaski umierających i szczęk oręża. Siedział na szerokim parapecie w oknie swojej komnaty obserwując ostatnie łuny zachodzącego na horyzoncie słońca i dopiero co rozkwitające płomienie palących się coraz bliżej wyspy domów. Na miastem wisiały gęste, skłębione w swoim granacie chmury deszczowe, które zwlekały jednak z upustem strumieni wody, które z pewnością ugasiłyby lub uniemożliwiły pożar na większą skalę. A te jednak tylko leniwie zawieszone nad miastem przyglądały się w milczeniu Tharbadowi. Kiedy jeździec ze stukotem podków o bruk dziedzińca zatańczył na koniu obracając się na wszystkie strony usłyszał jak żołnierz krzyczał:

- Miasto stracone! Brama południowa zdradzona! Cadoc wdarł się!



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HjDrMgDFz7w[/MEDIA]



Podniesiony alarm na zamku doszedł i do uszy Endymiona, który osobiście stał na holu pod drzwiami komnaty Eldariona. Co prawda straż na zamku podwojona do takiego stopnia, że nie sposób było uświadczyć korytarza na którym nie było żadnego zbrojnego, to Strażnik Królewski wiedział, że w tym momencie jego miejsce jest przy królu. Gdzieś tam w południowym Tharbadzie był Golin odcięty od wyspy powodzią Dunlandczyków. Słyszeć czarne wieści o Cadocu, który bez większego wysiłku i prawdopodobnie przy pomocy swoich z wewnątrz wdarł się do miasta z zastępami piechoty podbiegł do krużganka, który kończył się tarasem na niedużym balkonie, który zawieszony był wysoko na czterdzieści stóp nad placem zamkowym. Ulice Tharbadu falowały płomieniami płynących pochodni w stronę mostu. Jednak jego uwagę przykuł inny widok. W porcie płonęły okręty, barki i łodzie. A te, którym udało się szczęśliwie odbić od brzegu zasypywane były gradem płonących strzał. Widział jak jeden ze statków, kiedy niemal już zdołał oddalić się od cumy a jego załoga w pospiechu stawiała żagle, nagle zaczął stawać w płomieniach, które liżąc burtę z luków ładowni wdzierały się na deski. Niektórzy, zajęci płonącymi jęzorami żywiołu marynarze, wybiegając spod pokładu skakali, machając rękoma na wszystkie strony, wprost w objęcia Gwatlo. Kiedy żagle buchnęły ogniem rzeka i brzeg portu rozwidnił się i było jasno jak w dzień. Endymion niespokojnym wzrokiem spojrzał na statek, który stał w porcie zamkowym. Ciarki przeszły mu po plecach na myśl, że i ten okręt mógłby spotkać taki sam los.

Blask płonących okrętów w porcie niedaleko mostu oświetlił bramę, pod którą zatrzymało się morze tysięcy, jakby się zdawać mogło, czarnych postaci. I wtedy patrzący na to obserwatorzy z wyspy oraz zbrojni garnizonu broniący bramy ujrzeli to czego woleliby nie oglądać.

Ponad tłumu szarańczy włochatych barbarzyńców, których pierwsze szeregi kryły się za w naprędce wzniesionymi barykadami, które łączył się w mur okalający plac prze wejściem na most, wzniosły się ku niebu drabiny. Nie. Nie drabiny. Wysokie pale z ociosanych drzew, na szczycie których przywiązane były ludzkie postacie. Choć ich twarze były zbyt odległe do rozpoznania dla Dearbhail czy Endymiona, Andaras widział, że jedną z nich jest ta należąca do Golina. Żył. Ociekający z głowy krwią, z wściekłością zagryzał zęby z bólu, który niewątpliwie odbijał się w jego ciele echem zdanego cierpienia. Innych twarzy nie znał. Lecz byli nimi żołnierze. I kobiety z dziećmi. Do jego uszu doszedł mrożący krew w żyłach krzyk rozdzieranego serca z niejednego gardła obrońców mostu.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 05-06-2011, 13:01   #94
 
ThRIAU's Avatar
 
Reputacja: 1 ThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znanyThRIAU nie jest za bardzo znany
Na zamku panowało poruszenie, wyraźnie można było wyczuć atmosferę nerwowości i wyczekiwania na dalszy rozwój sytuacji w mieście Tharbad. Endymion będąc na straży przed komnatą królewską nie był pozbawiony wieści o wydarzeniach, które rozgrywają się w mieście. Pośpiesznie przemierzający hol, przed komnatą królewską, zagadnięci przez strażnika chętnie dostarczali na bieżąco informacji o tym co się dzieje w mieście. Toteż Endymion wiedział o mordach popełnianych przez Dunlandczków na mieszkańcach miasta pochodzących z zjednoczonego królestwa, o zdradzie bramy, i wejściu Codaca do miasta. Zdawał sobie sprawę z tego, że przed Królem rysują się dwie możliwości albo ucieczka z zagrożonego miasta albo pozostanie na zamku. Położenie zamku na wyspie sprawiało iż nie był on łatwy do zdobycia, i o ile nie doszło by do zdrady Codac miał małe szanse na jego zdobycie.
Lekki chłód panujący w korytarzu sprawiał, że Endymion wolnym krokiem przemierzał go we wszystkich możliwych kierunkach rozmyślając o bieżących zajściach z miasta. Co chwilę wytrącany z rozważań przez jakiegoś mieszkańca zamku czy zbrojnego pędzącego nie wiadomo gdzie i po co. Gdy zagadnął jednego z nich o najnowsze wieści usłyszał tylko

- Palą statki na rzece, strzelają do nich podpalonymi strzałami, – odrzekł młody mężczyzna nawet nie zwalniając kroku.

Endymion zostawił dwu strażników stojących przy drzwiach komnaty królewskiej i udał się do najbliższego okna z widokiem na rzekę. Widok, który ujrzał zwiastował tylko jedno. Ucieczka rzeką będzie bardzo trudna lub wręcz niemożliwa. W tym momencie najistotniejszą sprawą stawało się opracowanie bezpiecznego planu ewakuacji Eldariona z Tharbadu. Szybo jednak jego uwaga została skierowana w innym kierunku, wymagającym podjęcia działania. Usłyszał bowiem jak dwu dworzan mieszkających na zamku, idąc korytarzem, rozmawiało o nieszczęśnikach wiszących na palach na placu. Jeden z nich wspomniał o człowieku, którego często ostatnio widywał na zamku, i że to człowiek z bliskiego otoczenia Króla. Zaciekawiony Endymion udał się na mury, by zobaczyć o kogo chodziło dwu podsłuchanym rozmówcą. Widok który dostrzegł zmroził w nim krew, na jednym ze słupów wisiał Golin. Endymion wiedział, że trzeba szybko zareagować nie mając jeszcze tylko pojęcia jak. Jedyne co go pocieszało w tej trudnej sytuacji to fakt że ci barbarzyńcy nie wiedzieli kogo wieszają na slupie, w przeciwnym wypadku los strażnika byłby znacznie gorszy.


Nagle zjawił się Perła, chciał zebrać wszystkich w celu podjęcia dalszych kroków. Gdy zgromadzili się razem rozpoczęła się rozważania co do dalszych kroków. Perła wysunął pomysł ewakuacji rzeką co Endymionowi się zbytnio nie podobało po tym co stało się z okrętami, które próbowały dokonać tej sztuki.

- Widziałeś jaki los spotkał okręty na rzece. Ucieczka rzeką będzie bardzo trudna jeśli nie niemożliwa. Płonące okręty i nabżerza rozświetlają rzekę uniemożliwiając prześlizgnięcie się żadnego okrętu - odpowiedział Endymion.

- Jeśli już uciekać rzeką to o poranku, ukształtowanie terenu i położenie miasta sprawia iż często rankiem miasto jest spowite mgłą - dodał strażnik, wiedząc iż mgła była marną osłoną dla okrętu ale lepsze to niż wpływanie na oświetloną rzekę.

Jednak nie mając na chwilę obecną lepszego planu nie można było wykluczyć, że trzeba będzie podjąć takową próbę. Lepszym wyborem było by pozostanie na wyspie, której obrona nie była aż taka trudna ze względu na jej naturalne położenie i dwa mosty prowadzące do niej. Jednak to co miał do powiedzenia Król zupełnie zmieniło sytuację.



- Kochani wszyscy macie rację. Nie przebijemy się statkiem, teraz jest już za późno. - powiedział. - Majordomus ma wam jednak cos do powiedzenia.

- Tunel w lochach został zbudowany jeszcze za czasów okupacji Tharbadu przez Czarnoksiężnika z Angmaru. Wiedzie pod rzeką z jednego brzegu na drugi. Ellesar odbudowując Tharbad odkrył te tajemne przejście i udoskonalił. Kiedy odrestaurowano Wielki Most, tunel który widzie pod nim na kilka wyjść. Każda z wież bam strzegących mostu posiada takie w piwnicach. Dwa pozostałe są daleko na mokradłach za murami miasta po obu stronach Gwathlo. Ten sekret przekazywany z ojca na syna w rodzie lorda Marroca został zdradzony mi ze względu na bezdzietność zmarłego pana... - westchnął wyciągając odręczny szkic mapy - Nikt inny z żyjących oprócz nas tutaj obecnych nie powinien znać tego przejścia. - powiedział patrząc po wszystkich. - Ten tunel został tak zaprojektowany na wypadek, gdyby miasto wpadło w ręce wroga i trzeba było je odbić. Jak wiecie zdobycie mostu jest niemal niewykonalne, podobnie jak sam zamek na wyspie. To strategiczny most, który utrzymać się powinien przez wiele tygodni jeśli nie miesięcy.

Istnienie tunelu, w rozumowaniu Endymiona wszystko zmieniało. Król w asyście jego towarzyszy mógł bezpiecznie opuścić miasto a obrońcy wyspy mogli z pomocą tunelu bronić jej w nieskończoność. Teraz wystarczyło odwieść elfa od pomysłu mieszania się w walki uliczne na które miał ochotę i Endymion mógł skupić się na odbiciu Golina.

- Królu – Endymion zwrócił się do Eldariona – dla twojego bezpieczeństwa i dla sprawy artefaktu najlepiej będzie jak najszybciej opuścisz Tharbad a w raz z tobą obecni tutaj. Udacie się do Minas Tirith rozwiązać pozostałą część zagadki. Ja zostanę i z pomocą Brana dowódcy garnizonu na wyspie zorganizujemy wypad w celu uwolnienia zakładników. W zasadzie zgadzam się z Andarasem Panie, jednak nie zgadzam się aby Andaras wziął bezpośredni udział w wypadzie, nie wolno mu tak ryzykować.

Tu Endymion odwraca się do Andarasa i dodaje

- Wiesz dobrze, że przed tobą znacznie ważniejsza walka do stoczenia w twoich rodzinnych stronach. Chyba się nie mylę, prawda? Jej znaczenie będzie znacznie większe niż odbicie tych kilku zakładników – mówiąc to Endymion zaciska pięści ze złości, wiedząc że jego przyjaciel cierpi.

Po czym znowu zwrócił się do króla

- Zaraz po akcji skorzystał bym z tunelu i ruszył za wami.

Chcąc przeprowadzić małą szybką akcję miał nadzieje na odbicie zakładników bez większych problemów. Wiedząc, że może zaistnieć konieczność zostawienia kogoś odciętego w walce za bramą sprawiała, że wolał aby jego towarzysze nie brali w niej działu co słusznie zauważył Perła.

- Tak to prawda - Endymion skinął głowa w stronę Perły - wolał bym nie być obciążony lękiem o towarzyszy podczas tej akcji.

Jednak wola Króla była inna.

- Dziękuję wam wszystkim za roztropne słowa. - powiedział spokojnie i przyjaźnie Eldarion plecami zwrócony do wszystkich.

- Najpierw odbijemy południowe miasto, później wyruszymy do Minas Tirith! Przynieść moją zbroję i siodłać konia! - rozkazał majordomusowi ton tak władczym, że tamten zdołał jedynie ukłonić się nim pobiegł wydawać polecenia.

Nie podobało się to strażnikowi, lecz po tonie wypowiedzi można było wywnioskować, że decyzja już podjęta. Zamiast skupiać się na odwiedzeniu Króla od tego zamiaru postanowił zająć się odbiciem zakładników.

- Jeśli Królu pozwolisz zorganizuję ochotników do odbicia zakładników.

Ku swojemu zdziwieniu chętnych było znacznie więcej niż Endymion się spodziewał. Po zebraniu grupy wypadowej postanowił prosić Króla o przeprowadzenie ataku na tyły wroga z użyciem tunelu biegnącego za miasto, poprzedzającego wypad tak by odwrócić uwagę od bramy.
 
ThRIAU jest offline  
Stary 06-06-2011, 10:42   #95
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Perła miał ze swojego okna widok na mur, gdzie dzielna, bohaterska obrona przegrywała właśnie pojedynek o morale z zawziętością i okrucieństwem atakujących. To nie była kolejna potyczka możnych o ziemie i wpływy, to była prawdziwa wojna nienawiści, gdzie jedynym celem była totalna eksterminacja przeciwnika. Kiedy żołnierze na murze zaczęli krzyczeć z przerażenia widząc co stało się z dowódcą strażników, oraz z, nierzadko ich własnymi, kobietami i dziećmi, wiedział, że walka jest skazana na przegraną. Oczekiwanie na cud nie było w jego stylu. W parę chwil zebrał swój ekwipunek i wybiegł z pokoju. Swoje kroki skierował najpierw do wieży Ginesa, aby zdobyć truciznę, którą dostarczył królewski strażnik, mogła się przydać...

Po wizycie u medyka, Perła, z pomocą majordomusa, czym prędzej próbował zebrać drużynę razem, jeśli mieli uciekać to był ostatni moment. W głowie zaczął mu kiełkować plan, ale potrzebował wiedzy majordomusa, żeby upewnić się, że jego myśli podążają w odpowiednim kierunku. Ucieczka rzeką, miała niewielkie szanse na powodzenie, ale gdyby udało się znaleźć alternatywne wyjście z miasta, a z doświadczenia wiedział, że większość tego typu budowli posiadała takowe, można byłoby odwrócić uwagę atakujących i wysłać statek rzeką, podczas gdy król i jego towarzysze uciekną tunelami. Kiedy udało się zebrać wszystkich w jednej z sal zapytał Endymiona:

- Miasto zdaje się być stracone, a Dunlandczycy nie pozwolą nam przeżyć jeśli tu zostaniemy.
Endymionie, czy według Twojej oceny możliwa jest ucieczka rzeką? - Perła zwrócił się do strażnika, mając nadzieje, że ten nie podziela jego obaw i ma dobry plan na rozwiązanie tej sytuacji.

Zgodnie z przewidywaniami, Endymion podzielał opinię Perły. Andaras z drugiej strony wydawał się mieć inne zdanie, czego Valamir akurat nie mógł do końca pojąć.

- Ewakuacja będzie najbezpieczniejsza z królem. I to on powinien zdecydować o jej drodze i czasie. - Powiedeział.

- Po pierwsze, ewakuacja z królem będzie akurat bardziej niebezpieczna niż bez niego, to chyba oczywiste. W końcu my jesteśmy tylko pionkami, niemniej to właśnie my powinniśmy zapewnić mu bezpieczeństwo. Po drugie, król po to ma doradców, żeby mu doradzali i na tej podstawie niech podejmuje decyzję. Nie chciałbym składać życia na szali kogoś, kto nie wychował się w tym mieście i nie zna wszystkich możliwości. - Odpowiedział Perła, dziwiąc się, że pół elf nie ma nic sensownego do powiedzenia.

Elf tylko westchnął.
- Nad królem nie świeci się dziwne światło, oznajmiające że jest królem. Zatem ewakuacja z nim, nie różni się pewnie od tej bez niego. Co do reszty nie jestem królewskim doradcą ani ochroniarzem.- w przeciwieństwie do ciebie pomyślał elf. Właśnie zyskał pewność że Perła rzeczywiście pracuje dla króla. - Wśród straży z pewnością jest wielu miejscowych.

- A ja mówię, niech te psy tu przyjdą. Dostaną na co zasługują. - krasnolud splunął za mur.

Perła nie mógł w to uwierzyć, czy pól elf naprawdę sądził, że w mieście nie ma szpiegów, czy nawet zwykłych oficerów, którzy z pewnością rozpoznają Elariona, bądź co bądź wyróżniał się na tle innych. Nie sądził też, żeby król miał ochotę uciekać w przebraniu jak ostatni tchórz, na to przecież nie mógł sobie pozwolić, dlatego było trzeba zająć czymś napastników.
Z pomocą przyszedł sam król i majordomus, który potwierdził przypuszczenia Perły, dotyczące podziemnego wyjścia z miasta.

- Możemy czekać na posiłki z Bree i Fornostu - rzekł Eldarion. - Lecz zaprawdę powiadam wam, że każdy dzień w wyscigu po artefakt jest na wagę złota. Co radzicie?

Na pytanie o dalsze działania, postanowił przedstawić swój pomysł:

- Jeśli mogę Wasza Wysokość - Perła odezwał się pierwszy. - Powinniśmy wysłać statek aby próbował się przebić, nas oczywiście nie będzie na pokładzie, to odwróci uwagę Cadoca. Nie ma też sensu zostawać w twierdzy, mimo dobrych możliwości obronnych. Powinniśmy wyruszyć natychmiast, im bardziej oddalimy się od twierdzy, zanim się zorientują tym lepiej.

- Głupota i niepotrzebne zmarnowanie statku wraz z załogą... Chyba, że umknęły Ci te płonące wraki. - krasnolud wtrącił wskazując w stronę, gdzie dogorywały resztki niewielkiej jednostki.

- Wyjdziemy tunelem nie widzę problemów. Statki nasze płoną nie wiem czy coś zostało. A jeśli nawet po co ryzykować życie załogi? Damy sobie radę. Ja wtrącę się z inną sprawą. Mianowicie Golin i zakładnicy. Nie mam jeszcze co prawda sprecyzowanego planu. Ale uważam że musimy ich uwolnić. Od tamtej strony nie ma Cadoca opór będzie słabszy. Mieszanka mieszczan, dezerterów i dunladczyków którzy nie przybyli z ich wodzem. Śmiały wypad na nich i szybki powrót mógłby się udać. Za twoją zgodą królu udział wzięliby tylko chętni. Pierwszy zgłaszam się na ochotnika. Poza oczywistą szansą na uwolnienie więźniów, zyskamy wielki zastrzyk morale dla żołnierzy.

- Życie króla jest najważniejsze, a w tej chwili to właśnie my damy mu największe szanse na wyjście z tego cało, nie możemy ryzykować życiem swoim, a tym samym króla. Golin i inni zdawali sobie sprawę z ryzyka. A co jeśli wypad się nie uda? Pomyślałeś o tym Andarasie? - Endymionie, poprzyj mnie proszę. - Valamir zwrócił się do strażnika, nie mogąc uwierzyć w to co powiedział Andaras...plan, który sam wymyśli wydawał się logiczny, w każdej bitwie należało zmylić przeciwnika, żeby samemu uzyskac przewagę, Khaadz był typowym krasonludzkim wojownikiem, nic dziwnego, że nie widział w podstępach nic dobrego, ale dopiero po tej wypowiedzi Andarasa, Valamir poczuł, że opadają mu ręce. Czemu, do jasnej cholery, chciał ryzykować z tak błahego powodu?

Tak czy inaczej nie było sensu dyskutować, pół elf wraz z krasoludem, rozstrząsali jeszcze tą sprawę. Najgorsze było to, że swoim entuzjazmem zarazili innych, w tym Dearbhail, co Perłe bardzo się nie spodobało. Endymion, człowiek po którym Perła nie spodziewał się zbyt wiele, jako jedyny wydawał się zachować trzeźwość umysłu, być może takie sytuacje działały na niego stymulująco, jednak nawet on nie był w stanie przekonać reszty. Kłótnia trwała jeszcze przez chwilę, co tylko potęgowało jego rozdrażnienie.

- Wasza Wysokość, co zatem rozkażesz? - Perła postanowił uciąć bezsensowną sprzeczkę i zacząć w końcu działać. Wiedział jednak, że musiał porozmawiać z tym cholernym, lekkomyślnym, długouchym suczysynem, nie po to sam ryzykował swoją pozycją, czy nawet życiem, żeby ten rozpierprzył wszystko jedną idiotyczną decyzją. Nie chciał też, żeby Dearbhail bawiła się w bitwę, nie była złą wojowniczką, to było widać na pierwszy rzut oka, ale w ulicznej bitwie, w tłumie, nie ma miejsca na umiejętności techniczne. Miał nadzieję, że zdąży jeszcze poznać ją lepiej...

Oczywiście stało się to, czego się obawiał, Król podjął decyzję o ataku. Perła uznał, że za żadną cenę nie będzie nadstawiał karku w taki sposób, był stworzony do subtelnych gier a nie do dzikiej rąbaniny. Skoro jednak sprawy szły w takim a nie innym kierunku, postanowił użyć swoich umiejętności tam gdzie mógłby rozwinąć skrzydła. Gdyby udało mu się odnaleźć Liw i choćby kilku innych, razem mogliby spróbować dotrzeć do samego Cadoca, a przynajmniej do kilku jego oficerów co mogłoby wprowadzić chaos w szeregach przeciwnika. Kiedy więc Endymion zaczął organizować obrońców do wypadu, na tyły wroga, poszedł za nimi aby w zgiełku bitwy spróbować zorganizować dodatkowych sojuszników.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 06-06-2011 o 10:57.
Fenris jest offline  
Stary 06-06-2011, 20:29   #96
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Elfowi szkoda było tych wszystkich ludzi. Bezbronni cywile pochodzący ze zjednoczonego królestwa a zamieszkali tu w Tarbardzie padli ofiarą rzezi. Rzezi będącej pokłosiem nienawiści... Andaras nigdy nie rozumiał bezmyślnego zabijania. Żołnierzy wroga na wojnie to co innego. Mógłby nawet choć z obrzydzeniem zrozumieć zabicie wszystkich mężczyzn. Bowiem mogliby w przyszłości chwycić za broń. Ale kobiety i dzieci... Tego Animista nie mógł pojąć nawet nie próbował. Zobaczył również Golina, jego również było mu szkoda jednak on wiedział co robi. Ryzyko zawodowe można by rzec. Elf wiedział że śmierć Golina, jednego z najbardziej sprawnych ludzi króla, wyszłaby mu na dobre. W końcu nie wiadomo czy kiedyś nie staną naprzeciw siebie. Bowiem elf coraz częściej myślał o rodzinie. Zostawionej tam w odległych piaskach Haradu... W głowie zaś miał słowa króla że być może kiedyś będzie musiał wybierać. Rodzina czy co właściwie zjednoczeni i król którego ledwo co znał? Nie to będzie wybór między tym dobrymi a tymi złymi... Elfa zastanawiało jedno jaki świat chciał stworzyć czarownik pokroju Herumora? Stworzył armię Uruk-Hai by pokonać zjednoczonych ale co dalej? Eksterminacja ludzi i panowanie orków? A może są oni jedynie narzędziem i chodzi o władzę... I stworzenie świata ludzi na swoją modłę? Ciekawiło go to. Bowiem chcąc nie chcąc życie jego rodziny i klanu byłoby zagrożone gdyby zdradził Herumora. Póki co starał się grać jak najbardziej zachowawczo... Pokorne ciele dwie matki ssie słyszał to kiedyś od jakiegoś wieśniaka... Bo niby kim był sam Andaras? Osobnikiem obdarzonym potencjałem i mocą ale na początku swej drogi... W takiej zadumie wszedł na naradę... Nie wniosła ona nic specjalnie nowego... Ot Perła sprawiał wrażenie że jest bardziej człowiekiem króla niż jego samego... Choć zapytany oto pewnie powiedziałby że gra kolejne ze swoich przedstawień. Gra pozorów jest równie ważna co rzeczywiste kroki... Tak zawsze mawiał ojciec Andarasa. Ale czy w przypadku Perły to rzeczywiście gra? Animista z rozbawieniem stwierdził że Perła robi dokładnie to co on sam... Gra na ile frontów się da i z kim się tylko da... Byleby zmaksymalizować ilość możliwości. Bo te w przyszłości dawały wybory i były w zasadzie ich jedyną bronią... Tak przeciw całemu wielkiemu światu każdy z nich mógł postawić jedynie swój spryt... Ale czy nie tak rodziły się wielkie rzeczy? Sam Elf odegrał przedstawienie jak należało. Bo i szczerze tak uważał. Należało odbić cywilów. Zostawienie ich samym sobie, miałoby fatalne skutki na morale żołnierzy. Jak poddanych w całym królestwie gdy wieść by się rozniosła. A tego można było być pewnym... Naradę zakończył Eldarion decyzją o ataku i odbiciu zakładników. Mimo oczywistych sprzeciwów Perły. Jednym słowem wszystko poszło jakby się można było spodziewać... Elf skorzystał z chwili by nawiązać by nawiązać kontakt z amuletem... Uważał że siła mieszkająca po drugiej stronie jest osłabiona i zależna od amuletu który nosi on sam... Postanowił nie wiedząc do końca z kim lub czym ma do czynienia trochę zaszantażować drugą stronę... Wiedział że jest potężna albo potencjalnie potężna... Pomylił się jednak. Gdy nawiązał kontakt z drugą stroną w swej komnacie po dłuższej chwili otrzymał przekaz.... Przekaz którego nikt dopiero "budzący swoje moce" raczej by nie nadał.

Księga i amulet są moja własnością a twoje życie śmiertelniku w mojej mocy. Opiekuj się księgą i amuletem a dopilnuje ze włos ci z głowy nie spadnie. A teraz słuchaj mnie uważnie bo nie będę dwa razy powtarzał. Udasz się za wskazówkami zdobyć materiały do artefaktu a kiedy wejdziesz w jego posiadanie odszukasz mnie. Zostaniesz moim uczniem i będziesz moim głosem jak ja bym Saurona! Okaz mi raz jeszcze brak szacunku a zmiażdżę twoje życie jak robaka. Amulet znajdzie drogę do mnie. Kiedy przyjdzie odpowiedni czas odbierzesz życie Eldariona. Czekaj na znak!

Elf wykrztusił z siebie na zakończenie tylko potwierdzenie... Był wyczerpany przekazem... Musiał odpocząć... Jego myśli powędrowały w kilku kierunkach na raz... Po pierwsze sprawdzić kto był głosem czy posłem Saurona i czy czasem nie był to Herumor. Jeśli tak miał przechlapane osobiście wolałby żeby to jednak była jakaś nowa siła w śródziemiu. Byłoby i ciekawiej i dawałoby to elfowi większe możliwości... Po drugie trzeba się dowiedzieć jak najwięcej o amulecie i samej księdze. Po trzecie, było jeszcze jakieś po trzecie ale Elf był wyczerpany postanowił odpocząć nie dawał już rady... Jego myśli powędrowały ku ukochanej ona da mu wytchnienie...
 
Icarius jest offline  
Stary 07-06-2011, 16:14   #97
 
Zekhinta's Avatar
 
Reputacja: 1 Zekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie cośZekhinta ma w sobie coś
Dearbhail udała się na zamkowe mury z kilku powodów. Chciała odetchnąć powietrzem, nie tak świeżym i rześkim jak to na równinach ale i tak zdecydowanie przyjemniejszym niż zaduch komnat. Chciała poczuć wiatr, rozwiewający jej włosy. To dawało jej spokój, koiło umysł i pozwalało się rozluźnić. Idąc powoli po schodach wyobrażała sobie, że wiatr przyniesie zapach rzeki, dymów z licznych kominów, może zapachy jakiś straw? A może nawet coś bardziej odległego? Uśmiechnęła się pod nosem do swoich myśli. Tak, takie życie było by idealne. Móc wyjść na wzniesienie i rozkoszować się takim wiatrem, czuć go, smakować, słuchać, oddychać nim...

Na miejscu stali Andaras z Kh’aadzem, wpatrzeni w miasto. Dziewczyna podeszła do nich lekko, ale z każdym krokiem delikatny uśmiech na jej twarzy tężał i zmieniał się w wyraz przerażenia. W końcu, stojąc obok elfa spojrzała w miasto. I choć drżała z tłumionych emocji to jednak hardo patrzyła na tłum wojowników rozlewających się po mieście.

Do czasu...

Gdzieś po lewej rozległ się krzyk kobiety. Dearbhail szybko zwróciła oczy w tamtą stronę, czego od razu pożałowała. Z jednego z domów wyciągnięto całą rodzinę. Matka, ojciec i dwójkę dzieci. Kobieta próbowała zasłonić je swoim ciałem ale to tylko rozjuszyło napastników. Ojciec bronił rodziny, jednak nadaremno. Nie miał broni, a przeciwników była cała gromada. Mężczyzna już po chwili osunął się po ścianie, zostawiając na niej krwawą smugę. Napastnicy od razu zwrócili się w stronę jego żony i dzieci.

Dearbhail odwróciła wzrok, ale i to nic nie dało. Gdzie by nie patrzeć, wszędzie rozgrywały się podobne sceny. Rohirka stała jak sparaliżowana, nie mogąc w żaden sposób zareagować. Jej umysł otumaniła dziwna ciemność, ale oczy widziały wszystko dokładnie, uszy słyszały każdy krzyk a wiatr... przynosił ze sobą zapach krwi i spalenizny.

Po policzkach dziewczyny spłynęły grube, gęste łzy. Pozostając w jakimś groteskowym transie mogła tylko obserwować, co dzieje się w mieście i płakać nad losem niewinnych oraz głupotą atakujących.

Gdy myślała, że nie zobaczy już nic gorszego, pojawiły się pale. Ale i nawet od tego widoku nie mogła odwrócić oczu. Tym, co wyrwało ją z otępienia był cichy głos Andarasa. Elf mówił pewnie do siebie, ale dziewczyna, stojąca blisko usłyszała to jedno słowo:
- Golin.
Dearbhail przywarła całym ciałem do krawędzi muru, wychylając się, aby dojrzeć strażnika, którego wcześniej nie dojrzała. Teraz również jej oczy nie mogły odnaleźć jego sylwetki, ale z jakiegoś powodu wiedziała, że elf ma rację.

Jej serce ścisnął ból. Golin. Dobry, wspaniały Golin, któremu tak wiele zawdzięczała. Który ciągle jej pomagał, który o nią dbał. A ona widziała w nim tylko starego zgreda, oschłego, nieprzyjemnego. Mruka bez poczucia humoru. Niejednokrotnie narzekała na niego, czy to w duchu czy na głos, wymyślając mu różne oskarżenia, dziecinne i głupie. I całkowicie nieprawdziwe.

Przed oczami Dearbhail niczym żywe stanęły wszystkie wspomnienia z ich wspólnej podróży. Ale nie te, które uważała za przykre ale właśnie te dobre, na które wcześniej jakoś nie zwróciła uwagi. Ot, jak kiedyś, w czasie popasu jak zwykle gadała, licząc się z tym, że Golin i tak nie odpowie lecz, ku jej zdziwieniu, gdy nagle spojrzała w jego stronę dojrzała w jego oczach błysk rozbawienia. Albo wszystkie przejawy troskliwości, nieznaczne i ukryte pod lekko gburowatym płaszczykiem mrukliwego strażnika, pojawiające się niezbyt często ale jednak!

Łzy popłynęły z oczu dziewczyny jeszcze bardziej gęsto. Jak mogła być tak wredna! I to w stosunku do tak dobrego człowieka. Nie mogła sobie tego darować, zwłaszcza teraz, gdy Golin znalazł się w takiej sytuacji.

Po chwili uspokoiła się jednak. Z zaskoczeniem zauważyła, że cały strach i rozpacz, jakie tłamsiły jej serce powoli ustępują spokojowi i odwadze. Dziewczyna otarła twarz z łez, kilka z nich jeszcze spłynęło po policzkach ale po chwili oczy, chociaż piekły niemiłosiernie były już suche. Dearbhail wiedziała, co trzeba zrobić.

Nie zważając na Andarasa i Kh’aadza odwróciła się na pięcie i szybko pobiegła w głąb zamku, do swojego pokoju. Tam szybko przyodziała zbroję, przytroczyła do pasa miecz, złapała tarczę i włócznię. Już szykowała się do wyjścia, gdy otrzymała wiadomość, żeby wraz z towarzyszami udała się do króla.

Pod czas rozmowy ze wszystkimi

Przybyła na miejsce jako jedna z ostatnich i w milczeniu słuchała rozmów. Wszystkie dotyczyły tak naprawdę jednego – ucieczki z miasta. Rozumiała, że sprawa artefaktu była ważna, ale ona nie mogła opuścić Tharbadu. Nie mogła zostawić Hazelhoofa, to nie wchodziło w rachubę. Choćby miała wynieść konia na własnych barkach albo polec, broniąc go. Zostawienie go tu nawet w czasie pokoju było by dla niej koszmarnie trudne a w takiej sytuacji?

No i był jeszcze Golin. Dlatego, gdy tylko usłyszała Endymiona, który wypowiedział to, na co czekała, odezwała się od razu. Wyprostowała się niczym struna i z dumnie podniesioną głową podeszła do obecnych.
- Panowie, to nie czas na sprzeczki i kłótnie - rzuciła szybko, jak zwykle mówiąc, co czuje, nie zważając na konwenanse. - A niestety im więcej go upływa tym bardziej chyba nie możecie dojść do porozumienia. Chociaż rozdzielenie się drużyny jest pomysłem dość marnym to jednak wydaje mi się, że słowa Endymiona niosą ze sobą wiele prawdy. Królu - zwróciła się do Eldariona - sam mówiłeś, że sprawa artefaktu jest ważna. Rozumiem też, że tu ważą się losy niewinnych ludzi, że stoimy na granicy wojny domowej - i to chyba nie jest zbyt pochopne określenie - ale jeśli nie rozwiążemy całej tej zagadki artefaktu... z tego co zrozumiałam, możemy znaleźć się w jeszcze gorszej sytuacji. Dlatego całkowicie popieram Endymiona, i również będę nalegać, żebyście opuścili miasto i udali się do Minas Tirith jak najszybciej. Tak, mówię opuścili, bo moje serce nie pozwala mi stąd odejść w tym właśnie momencie. Legł na nim ciężar tak okropny, że pewnie nie była bym w stanie udać się na południe tak szybko, jak wymaga tego czas. Dlatego też z tego miejsca nie mam zamiaru żądać, abyś pozwolił mi Endymionie towarzyszyć ci. Nie zostanę też podstępem. Nie będe prosić. Ja po prostu błagam cię, abyś nie oponował temu, co teraz powiedziałam. Możesz myśleć, że bez użyteczny ze mnie wojownik i będę ci tylko kłopotem w tej akcji ale klnę się na mój honor jako Rohirrima, że walczyć potrafię i jeśli sytuacja tego wymaga, a własnie tego wymaga, będę walczyć skutecznie, i nie będę ci zawadą a pomocą. - Zakończyła, patrząc Endymionowi hardo w oczy. Choć jej przemowa trwała trochę, dziewczyna nie brzmiała tak jak zwykle - niczym trzpiotka czy duże dziecko, marudzące czy zamęczające innych swoim paplaniem. Jej głos był poważny, mocny ale jednocześnie opanowany i pewny.

Tak, jak się spodziewała, odpowiedzią na jej deklarację był sprzeciw. Ucieszyła się widoczni, gdy król rozwiązał ich problem.

Gdy wszystko zostało ustalone, Endymion dał im do zrozumienia, że to ostatnia chwila na podjęcie decyzji. Dearbhail nie wahała się ani chwili.

- Ja zdania nie zmieniam, Endymionie. Pomogę ci i proszę, nie kłopocz się moją osobą. Nie będę ci ciężarem a możesz być pewny, że wręcz przeciwnie, uczynię wszystko, co w mojej mocy, żeby mój udział w odbiciu zakładników był ci tylko i wyłącznie pomocą.
 
__________________
"To, jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie." - Robert A. Heinlein
Zekhinta jest offline  
Stary 07-06-2011, 22:40   #98
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Sytuacja gmatwała się bardziej niż kłębek nitki wrzucony między dwa, skore do zabawy koty. Król odszedł już chwilę temu, oni pewnie też się za niedługo zbiorą, decyzja, jedyna słuszna w mniemaniu krasnoluda, została już podjęta. Kh'aadz stał na murach jeszcze chwilę wyglądając z pomiędzy blank na rzekę i ogarnięte chaosem miasto.

- Paskudna sprawa... - Mruknął do siebie pod nosem komentując roztaczający się przed nim widok. Patrząc w dół i słysząc dobiegające z drugiego brzegu ryki bólu i krzyki bezgranicznej rozpaczy przestał się zastanawiać, dla czego, Dunlandczycy gotowi byli sprzymierzyć się z kolejnym szaleńcem, stojącym na czele armii krwiożerczych orków... Porównując zachowanie jednych i drugich, trudno było doszukać się jakiejkolwiek różnicy... I Ci kretyni myślą, że nawet jeśli walcząc u boku śmierdzących orczych pomiotów wygrają wojnę, to potem będą sobie żyć w spokoju... Co jak co, ale krainy podbite przez orków można określić wieloma przymiotami, ale na pewno nie tym, że są spokojne.

- Elfie, czy oni na prawdę mają kozie łajno zamiast mózgów, skoro sądzą, że z orkami będą się mogli później dogadać? Przecież jak zabraknie innych ludzi do wybijania to wezmą się za nich... - krasnolud na głos wyraził swoje wątpliwości co do rozumności Dunlandczyków. Andaras nie odpowiedział, wpatrywał się tylko w płomienie trawiące poszczególne domy, gwałty i bestialskie morderstwa, choć niekoniecznie w tej kolejności dokonywane na wywlekanych za włosy kobietach. Świat oszalał, a Dunlandczycy jak piekielne ogary podsycały płomień zniszczenia. Kh'aadz rozglądnął się po najbliższym otoczeniu, chcąc na chwilę oderwać wzrok od piekła po drugiej stronie rzeki. Dearbhail płakała, choć bezgłośnie, nie dziwota, dziecko prawie jeszcze, po raz pierwszy zetknęło się z wojną totalną, bez zasad, pozbawioną skrupułów i litości... Endymion nie wyglądał lepiej, choć jak przystało na mężczyznę nie ronił łez, za to aż nadto widoczne były pracujące pod skórą mięśnie zaciskające szczękę niczym żelazne imadło, dłonie zamknięte w pobielałe pięści nie wróżyły nic dobrego Dunlandczykom, którzy mieli by pecha zbliżyć się w ich zasięg... A elf? Stał i patrzył, nie nie patrzył, bardziej obserwował. Fain miał szczęście, że opuścił Tharbad w ostatniej możliwej chwili, choć znając go będzie pluł sobie w brodę, że ominęła go okazja do przetrącenia paru głupich łbów. A propo przetrącania, czas się szykować, noc się zbliża, Dunlandczycy będą mieli niespodziankę...


Porzyczył trochę narzędzi i stalowych kółek, chwycił w ręce dwie pary szczypiec i zaczął wplatać świeże ogniwa w miejsce gdzie jego kolczuga została wcześniej rozerwana, korzystając z gościny i uprzejmości zbrojmistrza, zaopatrzył się w parę stalowych naramienników, przytraczanych rzemieniami i skórzane karwasze wzmocnione zbrojnikami. Raz jeszcze sprawdził swój ekwipunek, na taki wypad nie mógł brać całego plecaka, to by było bez sensu, na plecy zarzucił kuszę, tarczę i zwój liny, nadziak przytroczył do pasa, wziął hełm pod pachę i wyszedł na spotkanie z resztą towarzyszy. Szykowała się długa noc...
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline  
Stary 12-06-2011, 05:39   #99
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Tharbad, Maj 251 roku




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2kxJ7UjDqO4[/MEDIA]



W tunelu woda sięgała po kostki gdy zbrojni biegli truchtem przed siebie. Ściany i sklepienie oświetlone dziesiątkami pochodni w milczeniu obserwowały długi szereg żołnierzy. Na wyższych poziomach mijali cele z wychudzonymi więźniami, którym nikt nie okazywał wedle wyjaśnienia przyczyny ich uwięzienia sympatii. Dotarli do miejsca w którym korytarz zamieniał się w owalne pomieszczenie. Znajome dla tych, którzy wcześniej wydobyli z niego księgę. Ciała elfa, w którym Andaras rozpoznał swojego ojca już nie było. Wyniesiono je, aby przygotować do należytego pogrzebu. Drogę blokował głaz, którym zajął się Kh’aadz. Po którym czasie z pomocą wyznaczonych mu pomocników droga stała otworem a nozdrza wszystkich uderzył nieprzyjemny odór stęchłego powietrza. Wody po tej stronie było więcej. Brocząc niemal po kolana w wodzie parli naprzód.




Wkrótce dotarli do miejsca gdzie tunel się rozwidlał. Po kilkunastu krokach zorientowali się, że jedna w odnóg wiedzie schodami na górę. Zatem musieli być pod bramą mostu. Upewniwszy się, że wyjściena górę jest gotowe, czemu towarzyszyło niesamowite zdumienie tej niepoinformowanej części załogi broniącej bramy, grupa ochotników dowodzona przez Endymiona ruszyła w długą podróż tunelem poza miasto. Druga siła na czele której stał Król z pomocą dowódcy garnizonu miała uderzyć frontalnie z bramy kiedy reszta ochotników będzie przedzierać się przez Tharbad od północy spadając z zaskoczenia na plecy rebeliantów. Zbrojni króla mieli również jak oni w sile trzystu zbrojnych przedostać się wkrótce do warowni tunelem, gdyż sam most był doskonale widoczny z brzegu i większy ruch na nim nie mógłby pozostać niezauważonym. Tam będą czekać na znak, którym miały być wystrzelone w niebo trzy płonące strzały. Później biorąc wroga w kleszcze kwestią czasu wedle planu było uwolnienie zakładników i odbicie miasta północnego. Pozostałe oddziały w liczbie czterech setek miały bronić wyspy przed Cadokiem.

Po półgodzinnym marszu ochotnicy trafili na kolejne rozwidlenie. Tym razem tunel, którym podążali wpadał w drugi, łącząc się zanim. Tutaj już nie było wody lecz muł, zasłony pajęczyn, pisk uciekających spod nóg szczurów i trzepot skrzydeł bijących nimi o ściany nietoperzy. Ta część podziemnej budowli była stara. Wedle rozeznania Kh’aadza mierzona w dziesiątkach setek lat. W miejscach, gdzie podłoże było mniej wilgotne jak również nabite na wystające ze ścian zerdzewiałe haki patrzyły na twarze śmiertelników puste oczodoły czaszek. Tunel biegł w prostej linii po kolejnych dwóch godzinach marszu pierwsi zbrojni dotarli do pierwszej w tej starszej części podziemia przeszkody. Było nimi rumowisko głazów.

Miejsce w którym zakończyła się ich wędrówka było znacznie szersze niż dotychczasowy korytarz. Kh’aadz z Andarasem jednogłośnie stwierdzili, że to musi być wyjście za miastem. Rzeczywiście powietrze było bardziej znośne dla nozdrzy a kiedy pierwsze głazy i kamienie zostały uprzątnięte przez dziesiątki rąk zaczęła się sypać ziemia a z pomiędzy kamieni ukazały się korzenie. Wkrótce otwór powiększył się na tyle, że i nawet młody trol mógłby bez problemu się w nim zmieścić. Kiedy jeden z głazów w górnej części otworu ustąpił, tym razem wypchnięty do zewnątrz , zobaczyli przed sobą bladą plamę księżyca. Byli na mokradłach. Spowici mgłą i omiatani chłodnym wiatrem żołnierze w milczeniu wygrzebywali się z pieczary, którą okazało się rumowisko kamieni porośniętych gęstą roślinnością. W oddali łuny pożarów nad Tharbadem kontrastowały z nieprzeniknioną, gęstą, ciemnością bagien.




Na rozkaz Ednymiona zgaszono niemal wszystkie pochodnie przez co wędrówka przez mokradła była niebezpieczną i karkołomną mordęgą. Ludzie jednak rozumieli, że ogień zdradziłby ich obecność jesli Dunlandczycy z rebeliantami mieli choć trochę oleju w głowie, żeby z murów obserwować okolicę. A wiadomym było, że spodziewać się krótce trzeba odsieczy w Bree, Fornostu i Annuminas. Poruszać się w zbroi po podmokłym terenie nie było łatwo i buty głęboko zapadały się w grząskim gruncie co odczuli na swojej skórze Dearbhail i Kh’aadz w sposób szczególny. Strażnik szedł pierwszy ostrożnie badając grunt i wybierając drogę dla powierzonych jego pieczy żołnierzy. Perła stąpał zwinnie na tyle na ile pozwalała mu skręcona noga. Kilkakrotnie cudem uniknął zanużenia się w gęstym błocie i parę razy powstrzymał przed tym innych. Widoczność we mgle była znacznie ograniczona i każdy z żołnierzy widział przed sobą najwyraźniej jedynie majaczące i omiatane smugami zimnego dymu plecy kompana, gdy księżyc wychylał się zza chmur. Wszyscy oprócz Andarasa i Kh’aadza względem widocznościmieli równie ciężko podczas kluczenia po kępach roślin, które rozrzucone były na rozlewiskach. Kiedy księżyc niknął co raz słychać było pluśnięcia, stłumione przekleństwa i krzyki o ratunek. W większości przypadków tonący w bagnie żołnierze byli wyciągani przez spieszące im z pomocą ręce kolegów, jednak nie obyło się bez ofiar śmiertelnych. Kilku ochotników już nigdy nie opuściło mokradeł Tharbadu nim ktokolwiek zdołał się zorientować w stanie liczebności oddziału. Kto wie, może byli i tacy, którzy po prostu wybrali dezercję, wybierając wędrówkę za mury jako okazję na ujście z życiem z oblężonego miasta. Jednak na tle trzech setek zbrojnych straty nie były znaczne i gdy mokradła ustąpiły podmokłym łąkom, którymi porośnięte były nabrzeża Gwathlo u stóp wzgórza za którym biegł Trakt Północny przemoczony i umorusany w błocie oddział zatrzymał się na odpoczynek. Zwiadowcy zostali wysłani.

Z raportu zwiadu wynikały dwie najważniejsze informacje. To, że Wrota Północne Tharbadu były obsadzone oraz to, że pilnujący jej rebelianci zachowywali się głośno świętując w najlepsze zbrojne wkroczenie Cadoca do miasta na drugim brzegu. Noc była w pełni. Żołnierze palili się do ataku.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 16-06-2011, 08:46   #100
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Podróż przez bagna dała się Perle we znaki bardziej niż był skłonny przyznać to przed samym sobą. Jeśli tak dalej pójdzie, nie zdoła wyleczyć nogi, a wręcz przeciwnie, może uszkodzić ją na stałe. Nie mógł nie myśleć, że wtedy stanie się bezużyteczny,myśl, że nie mógłby już tak swobodnie biegać po dachach, które tak kochał, nie dawała mu spokoju. Postanowił, więc, że podczas najbliższych akcji nie będzie się wychylał, zrobi co trzeba, ale nic ponadto, już i tak dokonał więcej niż ktokolwiek przed nim w tak krótkim czasie.

Kiedy oddziałowi udało się w końcu przedrzeć przez bagna, pozwolił sobie na westchnięcie ulgi. Ukryci w zaroślach otaczających północną bramę podziwiali potęgę murów Tharbadu, teraz zbrukaną brudnymi łapami Dunlandczyków. Brama, która w czasach pokoju stanowiła dla ludzi żyjących ostoję bezpieczeństwa, teraz uwięziła ich w pułapce, a dla Perły i jego towarzyszy, stanowiła pierwszą przeszkodę, do pokonania, zanim ruszą na odsiecz miastu.

Bramy broniło około tuzina pijanych zarówno zwycięstwem, jak i alkoholem Dunlandczyków. Odgłosy balangi wewnątrz baszty były tak donośne, że nawet stado krasnoludów mogłoby ich podejść, pomyślał z uśmiechem Valamir. Mimo, że wcześniej nie brał udziału w szturmie na miasto, był do tego przygotowany. Lekcje które odebrał, miały przygotować go na wszelkie sytuacje, tym bardziej zdziwiła go zażarta dyskusja, która rozgorzała pod bramą.

Od dłuższego czasu przysłuchiwał się rozmowie jednym uchem, to o czym debatowali jego towarzysze, dla niego było oczywiste od samego początku, więc skupił się raczej na obserwacji muru, ewentualnych wart i dogodnego miejsca na wspinaczkę. Z zamyślenia wyrwało go dopiero wypowiedziane na głos jego imię.

-No Perełka, czas zostać bohaterem. Ty i Khaadz poprowadzicie ludzi do szturmu gdy bramy się otworzą.- powiedział Andaras patrząc na Endymiona.

- Macie oczywiście rację. - Odpowiedział. Szturm na bramę byłby samobójstwem. Ja i Andaras możemy spróbować rozwiązać wasz problem, podczas gdy wy będziecie ubezpieczać nas z dołu. To nie powinno być zbyt trudne. Proponuje wejść od tej strony - Perła wskazał ręką jeden z odcinków muru, który wydał mu się najwygodniejszy.
- Endymionie, z tego co widzę, konstrukcja baszty nie jest zbyt skomplikowana, więc mechanizm podnoszenia kraty powinniśmy znaleźć bez trudu. Mam jednak pytanie, o sam mechanizm, czy uważasz, że we dwóch poradzimy sobie z jego użyciem?

- Dodatkowo spróbujmy użyć trochę tego błota z bagien do charakteryzacji, przy odrobinie szczęścia nawet jeśli te brudasy nas zauważą, w pierwszej chwili mogą nas wziąć za swoich.

- Weźmiemy ze sobą kilku ludzi, położy się ich plackiem na ziemi na murze zaraz po wejściu na szczyt. W miejscu gdzie straż nie chadza... Zawsze to jakieś zabezpieczenie. Choć nie spodziewam się problemów. - Dopowiedział Andaras.

- Zatem dobrze. Andarasie, Perło przygotujcie się. Wybiorę jeszcze dziesięciu ludzi i za dziesięć minut ruszamy. Kh`aadzu, Dearbhail jak tylko wejdziemy na mury zaczniecie po cichu, na paluszkach podciągać oddział pod bramę. Jak tylko brama zacznie się otwierać ruszycie na całego- Powiedziawszy to Endymion odwraca się by wybrać ludzi do wypadu na bramę.

-My? Nie żebym się wtrącał ale miejsce dowódcy jest przy jego ludziach. A nie się będziesz po jakiś bramach szwendał. - Elf się uśmiechnął. -Wyjdę ze śmiałego założenia że tych kilku ludzi będzie nas jedynie ubezpieczać leżąc plackiem na murze. Ja i Perła damy sobie radę. Mamy to zrobić dyskretnie. Zatem w minimalnej liczbie....

Valamir zgadzał się z Andarasem, razem powinni sobie dać radę, mogli wziąć ze sobą jeszcze kilku dobrych zwiadowców, ale cały oddział to była przesada, to nie był styl jego pracy. Niestety dyskusja zaczęła się na nowo...

Perła ze znużeniem przysłuchiwał się wymianie zdań, on sam był przekonany, że Andaras ma racje, z doświadczenia wiedział, że atak oddziału, o którym mówił Endymion, to nie będzie ciche podejście tak jak planował, a raczej sprytny szturm, który jednak nie miał nic wspólnego z subtelnością. W takiej grupie nie było szans, na to, aby zachować absolutną ciszę. a to nie podobało mu się bardziej niż chciał to pokazać. Nie lubił, kiedy do jego roboty pchali się Ci, którzy o subtelności słyszeli tylko w opowieściach. Postanowił jednak spróbować przemówić do rozsądku strażnikowi.

- Endymionie, daj mi i elfowi po dwóch ludzi. Sami poradzimy sobie kilkoma pijanymi wartownikami. Wejdziemy po dwóch stronach bramy, ja zajmę się spacerowiczem, kiedy nie będzie widoczny z baszty po lewej, przy okazji sprawdzę, czy nie jest ona zbyt gęsto zaludniona, byłoby źle, gdyby podczas naszego ataku na bramę, dostali posiłki. W tym czasie pozostała trójka wejdzie po drugiej stronie. Bramę zaatakujemy z obu stron, a wszytko powinno odbyć się bez zbędnych nerwów i hałasów. - Khaadzu z Morii, z całym szacunkiem dla Twoich umiejętności, podczas tej akcji wolałbym mieć ze sobą ludzi, którzy potrafią zabijać cicho i skutecznie, a nie tylko skutecznie.- A kiedy już pozbędziemy się Dunlandczyków, reszta wejdzie aby nas ubezpieczać. Wtedy Ty Endymionie, nie będziesz tam potrzebny. Poza tym...miejsce dowódcy jest z jego ludźmi, przecież wiesz to lepiej ode mnie. To chyba dobry kompromis? - Tu Valamir zwrócił się do całej grupy.

Wydawał się to jedyny plan godny miana cichego podejścia, tym bardziej zdziwił się, że elf, który wcześniej przecież sam chciał to rozwiązać w ten sposób, teraz nagle zmienił zdanie, widać piękna twarz to nie wszystko co miał w sobie z kobiety - pomyślał z przekąsem Perła. Nie chciało mu się jednak kłócić, to nie był czas i miejsce na takie rzeczy. Skoro elf chce ryzykować swoją szacowną dupą obecnością krasnoluda to jego problem.
On sam wybrał dwóch ludzi, którzy wyglądali na profesjonalistów i odszedł z nimi zająć się lewą stroną bramy.

Wspinaczka była bolesna, ale nie mógł ryzykować rzucania liną w miejscu, gdzie przechadzał się wartownik. Na szczęście szczeliny w murze dawały wygodne oparcie dla rąk i nóg, więc poradził sobie bez większego trudu. Kiedy wartownik go mijał wszedł na blanki, tuż za nim i szybkim profesjonalnym ruchem poderżnął mu gardło, tak aby tamten nawet nie zdążył pisnąć. Wtedy też zrzucił linę dla czekających na dole zwiadowców, a sam podniósł pochodnie upuszczoną, przed młodego żołnierza, który teraz leżał u jego stóp martwy.

Baszta po jego stronie bramy okazała się jednak pusta, widział biegnące z niej łańcuchy mechanizmu które kończyły się w bramie, jeden z dwóch kołowrotów potrzebnych do otwarcia bramy został zdobyty. Perła zostawił jednego z ludzi, aby ubezpieczał tyły, a razem z drugim, przydzielonym mu zwiadowcą ruszyli w stronę bramy, aby oczekiwać na sygnał, bądź odgłosy walki i wspomóc towarzyszy atakiem z drugiej strony.
 
Fenris jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172