Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2011, 12:33   #28
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
- ...więc ruszcie się może po ten jebany kielich.

Puchar. Kielich Al-Akbara. Relikwia za którą tysiące kładły głowy pod nóż, przez którą padały i podnosiły się nowe królestwa. Al-Akbar nie był jego bogiem. W niczym nie zmieniało to jednak faktu, że dla innych kielich posiadał niewątpliwie cudowną moc. Dla Amisha mocą naczynia był fakt, że po niego właśnie tutaj przybyli. I bez niego odejść to była skrajna głupota. Wściekły na Hassana jak sto diabłów syknął tylko.
- To na chuj żeś mu go dawał!!
Nawet nie był ciekaw odpowiedzi. Hassan zdecydowanie za mocno musiał wyrżnąć łbem o skałę, kiedy wszystko wirowało. A nawet jeśli, co to zmieniało? Nic. Trzeba było odebrać go tej pokracznej jaszczurce. Na wszystkie demony otchłani!! Musiał wrócić tam skąd z mozołem dopiero co uciekł. Niekontrolowane warknięcie wyrwało się z gardła Bakluna, a potem ruszył ostrożnie po pochyłości. Nie miał zamiaru zbyt ryzykować. Do tej pory szczęście dziwnie mu dopisywało i nie trzeba było być mędrcem z Kolegium by wiedzieć, że dalsze kuszenie losu będzie duuużym nadużyciem.
Schodził ostrożnie, niemal opieszale. Kiedy był mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Hassanem a Feliksem i Josephem oraz okładającą ich salamandrą wrzasnął tylko krótko.
- Łapać się czego kto może! - a potem w powietrze popłynęło niczym skrzek drapieżnego ptaka - Dżullah!!

Nagle, na przestrzeni kilku metrów zrobiło się ciemno jak... w beczce smoły. Amish w jej centrum trzymając w dłoni sakiewkę jak jakąś latarnię ciemności schodził cicho zrzucając pchnięciami bądź kopniakami walczące jeszcze tu i ówdzie jaszczury ze skały. Widział wszystkich dokładnie, kiedy oni nie widzieli jego. W zasadzie pewnie nie widzieli niczego, nie przejmował się tym jednak w najmniejszym stopniu. Kielich był już w zasięgu. Oślepiona i ogłupiała salamandra po omacku kłuła glewią skałę w poszukiwaniu swych niedoszłych ofiar. Wystarczyło tylko wyczekać na odpowiedni moment. Kiedy nadszedł błyskawicznym ruchem chwycił za kielich i jednym cięciem pozbawił stwora ramienia z relikwią jak i równowagi. Resztę zrobiła grawitacja. Wracając mijał gramolących się niemrawo. Wiedział, że tego pożałuje, ale schował zalewającą wszystko wokół mrokiem sakiewkę do kieszeni, ciemności zniknęły tak samo nagle, jak nagle się pojawiły. Potem podszedł do znów zagrywającego Hassana. Nie robił by tego, gdyby nie zostawił plecaka. Teraz musiał. Oddał kielich Al-Akbara patrząc Baklunowi w oczy.
- Pilnuj go! I pamiętaj ibn Sabbah, zginiesz jeśli mnie zdradzisz. A teraz zabieraj nas stąd, a żywo!
 

Ostatnio edytowane przez Bogdan : 08-06-2011 o 13:33.
Bogdan jest offline