Miria zsunęła się apatycznie po ścianie budynku z przewieszonym przez plecy karabinem. Stanęła nieopodal Simona i Marcusa opierając się plecami o magazyn. Sięgnęła do kieszeni skafandra wyjmując pomiętą, nasiąkniętą z wierzchu jej własną krwią, paczkę papierosów. Wyciągnęła skręta zębami i podpaliła. Zaciągnęła się mocno spoglądając przed siebie z pustym wyrazem matowych oczu. Czekała na to co nieuchronne i zdaje się było jej wszystko jedno.
Golem, poprzedzany szumem serwomechanizmów i odorem spalenizny, podszedł do Marine i porucznika. W ręku trzymał hełm Ragnara a jego twarz i pancerz dobitnie mówiły o desperackiej walce na "północy" wioski. W zasadzie należałoby powiedzieć że części twarzy nie miał, i jedyne ludzkie oko było niemal niewidoczne w zmasakrowanym oczodole. Jednak drugie świeciło gniewną czerwienią. Teraz zaś zogniskowało się na obliczach obu mężczyzn i kobiety.
- Może by któryś z was ruszył dupę w pościg za tamtym złamaskiem - warknął mało uprzejmie i wskazał kierunek w którym uciekał jedyny ocalały przyboczny Nocariona. Drona zwiadowcza umieszczona we właściwym miejscu to nader przydatna część ekwipunku.
- Chyba że nie dostrzegacie plusów tego że nikt nam nie ucieka i nie sprowadza kumpli? - zapytał jadowicie. Przyjrzał się Mirii i nie czekając na reakcję "chłopców" podszedł do snajpera. Chwycił ją za kark i obalił na ziemię, twarzą w błoto, zdjął z jej pleców karabin i odłożył na bezpieczną odległość, przeszukał ją i rozbroił z pozostałych "narzędzi", nie odmawiając sobie klepnięcia w jędrną dupkę. Potem zaś zaczął zdzierać z niej spodnie...
Kobieta dała się rozbroić. Upadek w błoto zaowocował cichym syknięciem. Splunęła ziemią zaciskając pięści. Przeszukiwanie zniosła ze spokojem. Gdy jednak dłonie techkapłana sięgnęły spodni wyprężyła się zaskoczona i zaczęła się wyrywać zaciskając mocno zęby.
Simon podszedł z tyłu do kapłana i wycelował mu pistoletem plazmowym w głowę.
- Kaus zostaw ją, PROSZĘ - Ostatnie słowo wypowiedział z dużym naciskiem. Nie wątpił, że Mirii nie można jeszcze ufać w pełni, ale uważał, że takie traktowanie jest zbędne - Ona uratowała mi życie kilka chwil temu i sądzę, że przynajmniej zasłużyła na prawo do powiedzenia czegoś w swojej obronie. Poza tym - ona wykonywała swoje rozkazy, podobnie jak Ty czy ja. To wrogi Inkwizytor jest lub był naszym wrogiem, nie ona. Jasne? Odsuń się i daj jej dojść do głosu.
Simon stał kilka kroków za kapłanem mierząc w jego głowę. Był dość daleko, żeby być poza jego zasięgiem, gdyby chciał zaatakować go wręcz, ale dość blisko, żeby oddać prawie stu procentowo pewny strzał. Z niewzruszoną miną czekał na jego reakcję.
Lindeo przybył na miejsce niedługo po Kausie i z obojętnością przypatrywał się temu, co zachodzi, jakby zczytując zachowania wszystkich. Gdy jednak poruczik wymierzył w techkapłana, natychmiast go ostrzegł:
- Poruczniku Albriecht... Obejdzie się bez broni. Nalegam. Dopuszczasz się niemalże zdrady, mierząc do członka zespołu.
- Owszem Inkwizytorze obejdzie się, ale najpierw jako dowódca wymagam, aby Kaus zostawił naszego potencjalnego informatora w spokoju. Czymś takim za wiele nie zdziałamy - istnieją o wiele lepsze metody przesłuchań. Na przykład zadawanie pytań.
Simon niewzruszony stał w miejscu nie spuszczając wzroku z kapłana.
- Więc jaka jest twoja decyzja kapłanie Debonair?
Nie czekając nawet, aż porucznik skończy, psionik wzruszył ramionami jakby w westchnieniu... i wyjął pistolet laserowy, mierząc do porucznika bez jednego słowa, pozostawiając wymowność samemu gestowi.
__________________ "Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga." |