Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2011, 20:02   #156
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Grupa Thornhead'a:


Ranek przywitał wszystkich skrzydlatych potokiem bladego, szarawego światła, które przedostawało się przez ciężką zasłonę grubych chmur. Dla Yue i Urizjela poranek był nader łaskawy, wyprowadzając ich ze snu powolnym, łagodnym sposobem, znanym tylko tym, którym sprzyja bóstwo snu. Skrzydlaci obudzili się nadzwyczaj wypoczęci i odprężeni, na przekór incydentowi który miał miejsce ubiegłego wieczoru. Załatwiwszy sprawy higieny, dwójka mężczyzn zeszła do gospody na śniadanie.

Tam ich uwagę przykuła postać zamyślonej Chichiro, która siedziała przy drewnianym stole ustawionym wzdłuż okna. Wzrok dziewczyny błądził gdzieś pomiędzy domkami widocznymi za szybą, a jej ręce uzbrojone w sztućce bawiły się jedzeniem. Tkaczka Pieśni odwrócona była do towarzyszy plecami, toteż nie dostrzegła ich obecności. Nieskończeni popatrzyli po sobie wymownie, po czym ruszyli w jej stronę. Mężczyźni usiedli naprzeciwko zamyślonej dziewczyny. Gdy minęło kilka sekund, ta jakby ocknęła się i przeniosła swój senny wzrok na przyjaciół.
- Myślicie, że jeszcze go zobaczymy...? - zapytała, mając na myśli osobę Szajela.

Po krótkiej rozmowie z Chichiro, w gospodzie zawitał Ao. Zarówno znaczący uśmiech na jego twarzy, jak i ludzka, skąpo ubrana piękność, o długich, kasztanowych włosach, idąca u jego boku, dawały Nieskończonym do zrozumienia, iż ich towarzysz był w pełni sił, zrelaksowany i odprężony, gotowy nawet bardziej od nich do kontynuowania podróży. Szczęście zdawało mu się dopisywać znacznie bardziej od pozostałych. Nim wojownik dołączył do swych rodaków, wymienił długie spojrzenie z kobietą, która uśmiechnąwszy się zalotnie zniknęła na zapleczu lokalu. Zanim jednak się rozsiadł, doszła kolejna osoba. Był to generał Thornhead, odziany w swoją potężną zbroję, z przepasanym mieczem, gotów wyruszyć z miasteczka w każdej chwili.

Tak też się stało. Gdy Nieskończeni skończyli swe śniadanie, a generał uzupełnił zapasy pożywienia i trunku, grupa mająca odnaleźć zaginioną Valerię Brightfeather ruszyła w dalszą drogę. Generał i idący przy nim Ao Hurros, poprowadzili resztę przez północną część miasteczka, gdzie za rzeką zaczynał się trakt wiodący na zachód. Tak jak Thornhead wcześniej mówił, cel ich podróży w Ludonii znajdował się o dwa dni drogi na zachód. Po drodze mieli jednak zatrzymać się we wieży, którą wypatrzył Ao.

Dotarcie do owej budowli nie było łatwym zadaniem, zwłaszcza iż podróżnikom utrudniał silny wiatr, i nieustannie prószący śnieg. I chociaż droga utrzymana była w dobrym stanie, to przybywający śnieg utrudniał podróż. Nie obyło się więc bez głośnych narzekań i przekleństw. Wreszcie, przed południem, Nieskończeni stanęli naprzeciw starej wieży strażniczej, której mury, wykonane z szarej cegły wyglądały stabilnie i zapraszały obietnicą schronienia przed zimnem.


Skrzydlaci bez trudu odnaleźli wejście do niej, które stanowiły na wpół zniszczone, ciężkie, drewniane drzwi. Aby je poruszyć, generał potrzebował pomocy Ao i Urizjela, a kiedy się z tym uporali, wnętrze zaprosiło swych gości.

Na pierwszy rzut oka, w ciemnym wnętrzu budowli ziała pustka. Zdawało się, iż nie było w niej niczego prócz długich, spiralnych schodów prowadzących na jej szczyt. Dopiero gdy oczy skrzydlatych, przyzwyczajone do bieli śniegu, przystosowały się do zaciemnienia, dostrzegli różne detale. Przede wszystkim, po całej kamiennej posadzce walały się deski. Drewno pochodziło najprawdopodobniej ze zniszczonych mebli, którymi najwidoczniej zajęli się rabusie. Oprócz desek, znalazło się kilka starych, pordzewiałych i nadkruszonych przez czas, mieczy, toporów, łuków i innych przedstawicieli ludońskiego arsenału broni.
-Te miejsce jest doskonałe. - stwierdził generał, który migiem znalazł się na środku okrągłej wieży.
Nieskończeni zbliżyli się do swego przywódcy w nadziei, iż ten nauczy ich teraz czegoś przydatnego, lecz nim to nastąpiło, generał Zheng nakazał podwładnym zebranie drewna i przygotowanie paleniska. Na szczęście deski były suche, toteż skrzydlaci uwinęli się szybko. Generał zdjął swój płaszcz i położył go blisko ognia, aby wysechł. Ściągnął też napierśnik, naramienniki i odpiął od pasa miecz. Zanim jednak pozostali zwrócili na to uwagę, mężczyzna odezwał się do nich.
- To, co chciałbym wam pokazać, należy do starych, zapomnianych technik. Większość Nieskończonych nie przywiązuje do tej techniki większego znaczenia, ja natomiast uważam, iż jest ona o wiele bardziej pożyteczna, niż ktokolwiek zdaje sobie z tego sprawę. A zatem... patrzcie.
Mężczyzna zamilkł i przymknął oczy. Wnet jego ciało spowiła szmaragdowa poświata, przypominająca zielony płomień. Thornhead otworzył oczy i nagle uderzył pięścią w ziemię... Rezultat był niesamowity! W momencie uderzenia, jego pięść rozbłysła zielonym, nie szkodliwym dla oczy światłem, a w ziemi pojawił się sporej wielkości, jak na uderzenie pięścią, krater. Uderzenie wpłynęło również na cała budowlę, bowiem podłoga niebezpiecznie zadrżała, a wstrząsy zdawały się szkodzić jej murom.
- To co wam pokazałem nazywa się "Inkantacją Źródła". Jest to technika, która pozwala na zmaksymalizowanie siły fizycznej bądź magicznej na krótką chwilę. Jest jednak pewien haczyk. Aby ją użyć, trzeba chwili skupienia i modlitwy do Boskiego Kreatora, opiekuna odpowiedniej kasty. Gdy wam się to uda, wasze połączenie ze Źródłem na moment staje się szersze, co pozwala na zaczerpnięcie sporej ilości mocy... A zatem, teraz wasza kolej.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline