Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2011, 22:27   #28
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Baki nie są pełne - przypomniał - jeśli teraz nie dorwiemy diabelstwa, będziemy musieli albo sobie to wszystko darować, albo wyrżnąć wszystko co nie-martwe w tym mieście aby móc jakoś zatankować. Jeśli zapomnieliście dostaliśmy tyle paliwa, aby móc tutaj dojechać. Pościg poza miasto będzie niemożliwy. - Stwierdziwszy to spojrzał za Foxem, nie wiedział co ten facet poszedł robić, a głupio byłoby go narazić gdy będzie jechał po swojemu.
- Teoria frontalnego ataku jest banalna. Wjechać, rozejrzeć się, poszukać żywych, ewentualnie jakiś barykad, aby się schronić za umocnieniami, bądź w wypadku braku tychże, wyjechać drugą bramą za miastem. - odparł Sona. - cień potrafi pomóc, ale w tym momencie to jak stwierdzenie że lepiej działacie z pustą sakiewką. - ocenił.
Bez włączania świateł podjechał pod same mury miasta, w jednej ręce trzymając naładowaną kuszę. Zaczął się rozglądać zza winkla którędy wjazd będzie najmniej pozbawiony sensu (co nie oznacza, że będzie ten sens posiadał.
Problem pojawi się wtedy, jeśli w mieście będą mutanty albo wampiry, a zza barykad nikt nie będzie pytał kto idzie.
Wejście pilnowane przez nikogo nie było, co rusz w jedną czy drugą biegali żołnierze i mieszkańcy, czasem mocno poranieni. Chłopak szybko zobaczył też przyczynę poruszenia i walk. Z jednej uliczki bowiem wyłoniła się grupka kilku przemienionych w zombie wieśniaków, którzy uwalani krwią jak i wnętrznościami (nie zawsze swoimi) rzucali się na każda osobę w pobliżu, by przyłączyć ją do walki, po nieumarłej stronie konfliktu.
- tch. Logiczne - chłopak spojrzał na nadgarstek lewej (wolnej) dłoni. Złapał bluzę tak aby pokryła bliznę po szwach, i starając się wyglądać jak najmniej podejrzanie, wychylił się zza winkla aby zawołać do siebie jedną z osób uciekających, najlepiej żołnierza.
- Ej! Tutaj! Szybko!
Żołnierze obrócił się tylko na chwilę spoglądając na Sone przerażonymi oczyma. Krew ściekała mu z twarzy, zapewne był już po kilku spotkaniach z truposzami. Bez słowa biegł dalej, uciekając przed prześladowcami, zaś okrzykiem chłopaka zupełnie się nie przejmując.
Chłopak wskoczył z powrotem na pojazd i ruszył w ślad za żołnierzem na niemal minimalnej prędkości, aby tylko się z nim zrównać
- Jestem łowcą wampirów, widać lekko się spóźniliśmy. Gdzie się ufortyfikowaliście?
Pojazd po chwili zrównał się z uciekającym żołnierzem, który wydyszał tylko.
- Ty... z ..karczmy? Gdzie... reszta?
- Rozproszyliśmy się, aby zbadać miasto. Mam kilka ważnych pytań i mało czasu, gdzie mogę kogokolwiek jakkolwiek przepytać bez straty paliwa?
- Wszędzie się tłuką... -odpowiedział zmęczony wojak. - Najwięcej na głównym placu i przy ratuszu. -mówiąc to machnięciem ręki wskazał kierunki.
- Teraz pokaż tą ręką, gdzie się względnie nie biją, a są. Muszę mieć kontakt z kimś kto nie jest zajęty walką o przetrwanie. Uspokój się i współpracuj, patrz, mam pojazd, jesteśmy bezpieczni w wypadku konieczności ucieczki. Gdzie biegniesz?
Żołnierz przez chwilę milczał by w końcu odpowiedzieć zgodnie z prawdą- Tam gdzie potencjalnie nie ma moich, martwych acz wciąż chodzących przyjaciół. To jest piekło, nie ma tu miejsca by napić się herbatki i pogadać!!- wykrzyknął zdesperowany żołnierz.
- Szlag! - zaklął - wiedzieliście że w waszą stronę zmierza atak, a nawet nie przygotowaliście drogi ewakuacji lub prowizorycznej fortecy? Wystarczyło kościół zabarykadować! Zresztą, nie ważne. Jak dawno rozpoczął się atak, i którędy do chaty dziewczyny która miała być zagrożona? - daj boże aby wiedział o kogo chodzi - jednym zdaniem co wiesz, a potem zamiast biegać bez celu goń za bramy. Najpewniej zombie są tak zaprogramowane, aby siać piekło tutaj, i zignorują wszystko zbyt daleko od murów.
Żołnierzowi opadła adrenalina i opierając się o motor Sony wydyszał ciężkim zmęczonym głosem, plując co jakiś czas krwią, z nadgryzionego dziąsła. - Nikt do końca nie wie kto miał być celem wampira, z tego co nam mówiono, poprzednio były to Luiza Lorentz, oraz Leanora Lartz. Tutaj najbardziej podobna do porwanych dziewczyn była tylko Lisana Larbert, jej dom obstawiliśmy, ale nie wiem co teraz tam się dzieje. Obstawiliśmy bramy, wystawialiśmy warty, ale wampir jakoś się tu dostał, zamieniając kilku strażników w te pomioty piekielne, wtedy zapanował chaos, wszystko co planowaliśmy upadło w kilka chwil.
- Uspokój się, gdzie było to mieszkanie? Powiedz jak się tam dostać, tylko tyle. Możesz to przetrwać - "choć ja ci w tym nie pomogę" dodał w myślach coraz bardziej poirytowany stratą czasu Sona.
Została przeniesiona do miasta przy głównym placu, bo tam się rozbiliśmy. Kieruj się na wschód stad, w kierunku centralnej części miasta, wszystkie główne drogi tam prowadzą.[/i]-odparł i wyprostował się.- Mieszkanie numer 13- po tych słowach odbiegł w kierunku bramy.
W tym momencie Sona uderzył nogą w pedał, dodając gazu. Miał nadzieje, że starczy mu paliwa, aby tam dojechać, oraz że zdąży złapać wampira, nim ten ucieknie. A przynajmniej jego ślad. Właściwie, Sona nie miał zbytniego zamiaru gonić wampira poza miasto, nawet nie dostali dość paliwa, aby móc wyjechać gdziekolwiek z miasta. Walka, z zombie aby je zdobyć tylko narobiłaby im opóźnienia. To było teraz albo nigdy, przynajmniej dla leniwego Sony.
Paliwa w baku było jeszcze trochę, tak więc chłopak unikając grupek Zombie, lawirując ciasnymi uliczkami dotarł we wskazane miejsce. Na placu trwały walki, zombie jednak przegrywały to starcie. W amoku bitwy nikt nie zwrócił uwagi na chłopaka który podjechał pod budynek numer 13. Przed drewnianymi drzwiami leżały ciała dwóch zmasakrowanych strażników. Truchła leżały we kałużach krwi, oraz wnętrzności. Twarze były zgniecione tak, że ciężko było rozpoznać iż wojskowi kiedyś byli ludźmi. Drzwi do mieszkania zaś był też pokryte dużą ilością posoki, a co gorsze były uchylone.
Sona spojrzał na ciała, po czym przeniósł wzrok na walczących.
Największe zagrożenie znajdowało się w tym budynku, a oni nawet tego nie spostrzegli. Choć właściwie...Byli na tyle głupi aby nie skazać na wygnanie osoby stanowiącej zagrożenie...Niektórzy po prostu nie rozumieją, że status społeczny w takich momentach ma wartość papieru toaletowego.
Martwi trochę śmierdzieli, ale jeśli walka będzie bardziej bolesna, mogą się przydać...Chociaż...Takie elementy zastępcze długo nie pociągną.
Chłopak się skrzywił i spojrzał do wnętrza chatki "obyś tam był diabliku jeden" pomyślał wyjmując zza pasa święty granat ręczny.
- Jesteś z tych, co potrafią mówić, czy może wolisz od razu walczyć? - Krzyknął w ciemność - nie za bardzo mam ochotę do bitki, więc możemy zawsze pohandlować.
Zawleczkę od granatu złapał zębami, kierując rękę w stronę serca. W wypadku nagłego ataku wampir zrobi krzywdę również sobie, a i najpewniej będzie musiał odskoczyć. Wiedza, że ma się więcej niż jedno życie była niezwykle istotna.
Chłopak nie chował swojej kuszy mimo świadomości, że jest ona w sumie nieco bezużyteczna, póki wampir nie zostanie osłabiony.
Z wnętrza domku dobiegała cisza, zupełna cisza, żadnej odpowiedzi, szurania butów czy nawet kaszlu.
"Szlag by cie" pomyślał Sona. Patrząc po fazie ataku, jeśli wampir celowo tutaj nie czekał, to już go nie będzie, ale odporności nigdy nie za wiele, już miał dość blizn.
Nie zmieniając postawy z zawleczką między zębami wszedł ostrożnie oglądając się za jakimś źródłem światła, bądź w miarę możliwości pokojem, który mógłby pełnić rolę sypialni. Jeśli gdzieś tutaj mogła siedzieć ofiara porwania, to była to sypialnia, w której mogłaby tulić się do poduszki trzęsąc ze strachu....
…Zarazem tylko tam mogą być jakieś ślady po ucieczce wampira.
Korytarz cały był we krwi, ciała zmasakrowanych żołnierzy leżały pod ścianami, wampir musiał wziąć ich z zaskoczenia, gdyż w ścianach były tylko nieliczne dziury po pociskach. Sypialni nie było na dolnym poziomie, lecz Sona odnalazł za to lampe naftową, która bez problemu oddalił. Schody prowadzące na drugie piętro, były zaś czyste, nie licząc krwaych odcisków butów, prowadzących w górę, i w dół. Widać ktoś tam wszedł, i szybko opuścił pięterko tą samą drogą.
Wampir, który ucieka pieszo z drugiego piętra? To brzmiało dziwnie.
Trzymając lampę w miejscu kuszy wszedł spokojnie schodami, ani się nie skradał ani nie próbował biec. Jeśli wampir tu jest, wie o nim, jeśli zostawił tutaj tylko zombie, to lepiej na nie wpaść.
Z drugiej strony wszystkie ciała były martwe...Na stałe. Gdyby zmienił ich w zombie miał by drugie ognisko, upewniając się, że miasto upadnie w jedną noc bez szansy na ucieczkę...
Jednak samych martwych było mało. Tak jakby wiedzieli, że nie uda im się obronić dziewczyny i z góry postawili na przypadkowo spotkanych łowców, aby dopadli uciekającego krwiopijcę...To zlecenie stawało się coraz bardziej bezsensowne i niepoważne, tak jakby zaniedbali pewien istotny problem i w ostatniej chwili postanowili robić cokolwiek byle dużo z nadzieją, że mu zaradzą.
Na drugim piętrze była łazienka, toaleta, składzik jak i poszukiwana sypialnia dziewczyny. Stalo tu łóżko i szafa na ubrania, oraz niezbędne do życia meble jak i drobiazgi. Brakowało jedynie dziewczyny. Krawy ślad, wskazywał zaś na to że, osobnik który tu wszedł zrobił tylko dwa kroki, brzy przekroczyć próg, po czym chwile stał w miejscu i zszedł na dół. Nie było oznak walki, ani żadnych podejrzanych stworów. Jedyne co przykuło uwagę chłopaka, to wisiorek który leżał na szafeczce obok łóżka. Wykonany był ze złota, przedstawiał prosta okrągłą tarczę na której wyryty był nieznany Sonie symbol.

<http://img841.imageshack.us/img841/6457/180pxdmcsymbol.png>

Sona schował granat i podszedł do biurka
"jeden pies" pomyślał, i podniósł medalion. Schował go do kieszeni, po czym wychodząc z pomieszczenia rozbił lampę na ziemi. I tak chata była z drewna.
Granat z wodą święconą schował za pas, wyjął zaś wybuchowy. Gdy dotarł do wyjścia trzymając się ściany, i mając za oświetlenie wyłącznie ogień za plecami, rzucił do wnętrza granat wybuchowy. Nie miał ich wiele, ale to powinno załatwić sprawę.
Młody łowca przeciągnął się spoglądając w stronę placu. Niech chata się pali, on miał ważniejsze rzeczy.
Podciągnął pojazd w stronę walczących, jednak starając się być z dala od ogólnej zawieruchy
- Ej! Gdzie tutaj znajdę paliwo!? - Krzyknął w ich stronę zasadniczo neutralnym tonem.
Czas wracać do latającej karczmy.
Walki powoli chyliły się ku końcowi, padały ostatnie truposze, jeden z żołnierzy spojrzał na Sonę. - A ty to kto?!- wrzasnął ku niemu.
- Łowca wampirów. Miałem ochronić to tam - wskazał palcem za siebie - ale ktoś poleciał w kulki i nie dał nikomu z zespołu możliwości zdążenia na to spotkanie. Cóż...Reszta gdzieś szlaja się po mieście. Masz pan dwa wybory, pokaż mi skąd wezmę paliwo, aby mógł się dowiedzieć, o co tu właściwie chodzi, bądź też rzucić to wszystko w diabli legalnie, albo zrobić jakiś cud abym miał szansę złapać wampira, który PRZEBIEGŁ za waszymi plecami jakiś czas temu...Więc skoro w tej wsi są genetycznie same cwele, pokaż gdzie macie stacje paliw.
- Nie pozwalaj sobie gowniarzu! -krzyknął strażnik unosząc broń, widać zawalenie akcji mocno go ubodło.- Zostaliśmy zaskoczeni, przez tego wampira. -dodał na swoją obronę.- Łowcy mają się zebrać w ratuszu, tam ponoć dostaniecie nowe wytyczne i transport. -mruknął jeszcze.
- Nie abyście wiedzieli, że się pojawi i gdzie będzie chciał się udać oraz kto jest jego celem, i czyje życie zagraża miastu, ale dobra, pokaż gdzie jest ratusz. I nie celuj w moją stronę, bo jak cię coś dziabnie od tyłu to będzie na mnie. A co poradzę jak cię z "zaskoczenia" wezmą. Każdy robi swoje, i jak przeżyjesz tą noc, to będziesz wiedział, że mogło być gorzej.
Strażnik wyłącznie westchnął, wezwał swojego znajomego i zaczęli prowadzić chłopaka,
- Jazda!
"Już raz mnie prowadzili na karczmę w podobnie grzeczny" pomyślał Sona, od razu odpowiadając
- No chyba cię p...
- Idź! - seria strzałów pod nogi była jednoznaczna.
- Tch. - Łowca odwrócił się, po czym podniósł bluzę z tyłu, pokazując skórzany pas trzymający dwa granaty, w tym jeden typowo demolujący. - Zgadnij co się stanie jeśli strzelisz jeszcze raz, ale trawisz we mnie.
Przez drogę do ratusza postawa strażników była znacznie mniej śmiała, choć Sonie zdrętwiała nieco ręka oparta o zawleczkę za plecami...
 
Fiath jest offline