Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2011, 11:11   #390
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jeżeli bycie indywidualistą nie polega na odcinaniu się od reszty świata, tylko na kroczeniu własnymi ścieżkami, będąc świadomym, że innych drogi mogą się z naszymi skrzyżować i tego się nie zmieni, to czy nie prowadzi to nas wprost do wniosku, że tak na dobrą sprawę nasza osobowość jest wynikiem, sumą zdarzeń w jakich wzięliśmy udział? Czy nie doprowadza nas to do stwierdzenia, że na samych siebie nie mamy w zasadzie wpływu? Bo i jakiż mamy, jeżeli nasze żywota krzyżują się z żywotami innych? Jeżeli nie mamy na to wpływu? Jeżeli nawet chodzimy własnymi ścieżkami… to czy one są nasze jeżeli krzyżują się ustawicznie z innymi? Co jest tak naprawdę nasze? Jeżeli nie zamykamy się w zakamarkach naszej świadomości, jeśli nie uciekamy w nią chowając to co jest tylko i wyłącznie naszymi myślami… to czy jest cokolwiek co możemy określić mianem swojego?
Moim zdaniem nasze, są właśnie te głęboko ukryte myśli i pragnienia. Te, do których sięgamy nad wyraz rzadko, niestety. W mojej ocenie właśnie to jest naprawdę nasze. To co pokazujemy na zewnątrz na ogół jest sumą wyuczonych zachowań. Sumą tych właśnie zdarzeń, w których braliśmy udział. Sumą czynności wyuczonych, wpojonych… czy narzuconych. Czynności, zachowań, nakazów czy tradycji, którym się poddajemy. A to co zostaje w naszej świadomości, to do czego często się nie przyznajemy co chowamy głęboko obawiając się to utracić, obawiając się narazić na śmieszność czy drwinę… tylko i wyłączenie to jest tak naprawdę nasze.
Czym zatem jest indywidualizm? Odwagą. Odwagą, aby na część wpojonych zachowań, nakazów reagować inaczej. Nie tak jak „wszyscy”. Czasem wyrażając w ten sposób bunt, czasem obawę, ale zawsze sprzeciwiając się temu, czego nauczyły nas pojedyncze zdarzenia, co zostało przez nie wpojone.
Nieprawdaż?
***
Keeshe
Prawdą było, że starałaś się skupić uwagę gryfiego jeźdźca na sobie. Prawdą jest że starałaś się wykorzystać w tym celu różne, możliwe że nawet niekonwencjonalne metody. Kororzerca jednak z tylko sobie znanych powodów zdecydował się zaatakować maga. Czemu? No cóz… próba zrozumienia umysłu elfa jest czasem ponad możliwościami pojmowania przeciętnej istoty o zielonym kolorze skóry. Elfy mają to do siebie, że mało śpią, lubują się w oglądaniu gwiazdek (gdy orki zwykle biorą kąpiel i pozbywają brudnej bielizny. A wiecie kiedy bielizna jest brudna? Wtedy gdy po jej zdjęciu odkładasz ją na posłanie, a ona nie zmienia kształtów), macaniu dziur w drzewach, czy choćby strzelaniu do biednych i uciśnionych orków… tak dla krotochwili. Kto zatem będący przy zdrowych zmysłach będzie zamierzał analizować zawiłość elfiego umysłu? Lembas skierował swe kroki w kierunku Larona. Pod pewnymi względami posunięcie to było błędne, ponieważ pozostawiał obok siebie uzbrojonego, groźnego i nie związanego walką przeciwnika. Z drugiej jednak strony posunięcie to było genialne, ponieważ atakował w pierwszej kolejności najgroźniejszego przeciwnika. Możliwym było, iż wyeliminowanie maga zakończy całą potyczkę. Jak? To było oddzielne pytanie. Kolejnym było czy wtedy ktokolwiek wyjdzie cało z tej baszty. Tego jednak nie wiedziało żadne z Was. Jedno było pewne. Elf nie miał na czole białej przepaski z czerwoną kropką. Nie darł się w niebogłosy o jakimś „BANSAI”. Szedł pewnym i szybkim krokiem wskazującym na zdecydowanie…. Nie szaleństwo. Do pewnego momentu.
Uthgor
Zaatakowałeś. Z okrzykiem bojowym, z wtórem minotaurowego krzyku ze śliną na ustach, krwią na torsie, mordem w oczach zaatakowałeś. Ależ byłeś przy tym przystojny. Gdyby była to jakaś zielona samica na pewno śliniła by się na ten widok. Ty jednak nie zastanawiałeś się nad tym. Wyjący oręż uderzył jako pierwszy. W pustkę. Topor poprawił w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą było udko… i zasyczał tnąc powietrze.
- Skacz!! Głos biesa w Twojej Glowie odezwał się po długim milczeniu. Ponieważ komenda była zadana w systemie zero jedynkowym, zareagowałeś instynktownie. Podskoczyłeś. Łapa z pazurami wielkości Twego przyrodzenia przeleciała pod Tobą. Machnąłeś rąsią, a ostrze pokryte krasno ludzkimi runami, ostrze cały czas żarzące się żarówiastą zielenią zakreśliło czerwoną, głęboko szramę na gryfiej łapie. Zwierze zawyło. Opadłeś zgrabnie na posadzkę wydając odgłos identyczny z tym jaki wydawała zastawa kuchenna babci spadająca na ziemię.
I oberwałeś.
Druga gryfia łapka zahaczyła cię. Kolejna rana pojawiła się na Twym torsie. Nic ważnego, gdy się zagoi będzie to kolejna blizna, którą będzie można się chwalić przed samicami. Jednak najpierw trza było przeżyć. Siła uderzenia może nie była porażająca, jednak zmusiła Cię do cofnięcia się kilka kroków w tył. A rąsia zgubiła topór. Utrapienie było z Tą rąsią.
Naraz to twa dość oryginalna i w pewnym stopniu autonomiczna część ciała uniosła się. Ty po raz kolejny zauważyłeś celownik w swym polu widzenia. Zaraz potem każdy mięsień twojego ciała napiął się i poczułeś się dokładnie tak, jakbyś dotknął pioruna kulistego. Włosy na karku stanęły, na głowie, rękach… przez wzgląd na osoby nie uświadomione seksualnie, ograniczmy się do stwierdzenia, że stanęło Ci wszystko poza sercem… a zaraz potem rozszalało się piekło.
To co stworzyłeś, całe wieki potem zostało wykorzystane przez Twórców pewnej gry komputerowej. Otóż w tejże, pewne potężne piekliszcze raziło graczy pewnym pomieszaniem płomienia i błyskawicy. Owe to narzędzie zostało określone mianem „spawarki”. Tak więc wysunięta rąsia rozpętała burzę płomienia i błyskawicy. Owe dopadły gryfa i zamieniły go w grzankę. Ty natomiast dostałeś dość ciekawy komunikat od kończyny.
Jest celownik… umieszczasz cel pomiędzy tymi kreseczkami, wykonujesz czynność odwrotną do puszczenia bąka, tyle że całym ciałem… no i masz zabawę. Tyle że potem robisz się znowu głodny… ale kwestia grilla schodzi teraz na dalszy plan, bo przecież pieczyste możesz zrobić sam…
Keeshe
Uthgor coś zrobił. Nie wiedziałaś dokładnie, co jednak w efekcie gryf zamienił się w kupę tlącego się i śmierdzącego mięsa. Elf też to zobaczył i siłą faktu musiał skorygować swe plany. Nim tego jednak dokonał ty miałaś czysty atak. To nie było nic co wymagało by od Ciebie nawet krztyny umiejętności. Byle dziecko ze sztyletem mogło załatwić kogoś takiego. Nawet się specjalnie wysilić nie musiałaś. Elf padł martwy.
I wtedy to właśnie Laron dokończył zaklęcie
Wszyscy poza Takim
Wokoło kompleksu „Niedźwiadka” nad nim i jak dowiedzieliście się później pod nim zaczęła zamykać się sfera. Niebieskawa powłoka objęła wszystko zamykając w kuli Was, budynki i wszystko to co było w środku, oraz w niewielkiej odległości od samej karczmy. A potem każde z Was poczuło mdłości związane z teleportacją.
Gdy te ustały wasze oczy zostały porażone słońcem, twarze owiał wiatr, a do uszu dotarł wrzask spłoszonych mew. Rozejrzeliście się wokoło. Niedźwiadek, wraz z potężną połacią ziemi i przede wszystkim Wami został teleportowany. Gdzie? Nie mieliście jeszcze bladego pojęcia. Na pewno klimat był cieplejszy, na pewno przyjemniejszy. Nie wiedzieliście czy to dobrze, że jesteście gdzie indziej, natomiast perspektywa kolejnej potyczki z zakutymi puszkami zdawała się być co najmniej oddalona w czasie.
Zebraliście się wszyscy przed karczmą. Pełno w zasadzie tam było teraz obrońców. Wszyscy zastanawiali się gdzie są, po co i co z tego wyjdzie. Nikt nic nie wiedział. Teleportowanie przedmiotów rozmiarami zbliżonych do Mrocznego Księcia było niecodzienne. Przeniesienie całego fortu było wydarzeniem nie spotykanym do tej pory. Szary Ork zniknął w samej karczmie. Długo rozmawiał z Ekronem, potem Laronem, później wysłuchał raportów kilku podkomendnych. W końcu wyszedł przed karczmę.
- Z uwagi na konieczność taktyczną, zostaliście przeniesieni. Obecna pozycja, pozostaje tajemnicą. Jeśli komuś z Was uda się określić położenie wyspy ma je zachować dla siebie, pod groźbą śmierci. Nie zostaniemy tu długo. Szczegółowe rozkazy otrzymacie od bezpośrednich przełożonych. Mogę jedynie powiedzieć w tej chwili, iż cała ta sytuacja jest spowodowana bardzo aktywną działalnością księstwa Merskhe. Arkanijczycy, dokładnie tak samo jak i my zostali wystrychnięci na dudka. Na pewno będą zorganizowane zdziałania, których celem będzie odpowiedzieć na tę potwarz. Nikt nie będzie pluł na sztandar księstwa bezkarnie. Udajcie się na swoje kwatery, odpocznijcie. Ranni zostaną opatrzeni, kapłani już nad tym pracują. Z piwniczek zostaną wydane dodatkowe zapasy wina i rumu. Przez najbliższe 36 to 48 godzin na pewno nie będą prowadzone działania zaczepne. Potem zapewne przyjdzie Wam raz jeszcze sięgnąć po broń. Przygotujcie się do tego.
Następnie ork skinął na Was oraz na Larona i zaprosił do środka. Usiedliście przy jednym ze stołów i dostaliście trunki.
- Bez zbędnych wstępów. Heinrich rozłożył mapę. - Taki jest w tej chwili tu. Paluch wylądował na jednej z plamek na mapie.- Zapewne będzie tam jeszcze przez kilka godzin. Ghardul wyraził chęć odbicia goblina. Ja obiecałem w tym pomóc. Laron przeniesie oddział we wskazane miejsce, zapewni wsparcie oraz zagwarantuje ewakuację, jeśli siły będą za duże. Prócz Keeshe i Kaspara, żadne z Was nie jest w siłach zbrojnych księstwa. Nie mam możliwości wydawania Wam rozkazów. Zatem zapytam. Są zainteresowani? Jeśli nie uda mi się wybrać zespołu spośród Was dobiorę kogoś z innych grup. Pozostawiam to Wam. Macie mniej więcej 24 godziny na odbicie kompana. Potem będę potrzebował Was gdzie indziej. Jak mogliście się domyśleć całe zamieszanie jest wywołane przez Merskhe. Arthas, który tak mocno zaszedł niektórym z Was za skórę ma bardzo potężnego sprzymierzeńca. Obecnie może on zagrozić bezpieczeństwu Arkanii, a przede wszystkim Morkoth. Do moich obowiązków należy temu zapowiedz. Wam się to po prostu opłaci. Udowodniliście swoją przydatność, teraz pozostanie kwestia ustalenia ceny. Ufam, że się dogadamy. Cennych informacji będzie mógł Wam zapewne udzielić Ghardul… ma swoje, dobrze poinformowane źródła. Ork wstał pozostawiając Was przy stole. Zastanówcie się co chcecie zrobić, kto z Was idzie po Takiego. Co zamierzacie potem… dogadajcie się też czy będzie potrzeba Wam czegoś dodatkowego. Idę załatwić inne sprawy. Gdy coś ustalicie Laron mnie znajdzie i przekaże wszystko. Jeśli któreś Was będzie chciało ze mną rozmawiać pozostaję do dyspozycji… teraz muszę przeprosić. Wy się dogadajcie.

***

Taki
Pełen nadziei zacząłeś piłować sznur. Ten był zdecydowanie dobrze skręcony, gruby i co najgorsze dla Ciebie w aktualnej sytuacji, zostałeś nim skrępowany wprawną ręką. Nie dawałeś jednak za wygraną. Nie pomny o własne nadgarstki piłowałeś zawzięcie. Zresztą nadgarstki i możliwość otarć były niczym w odniesieniu do zeszlifowanych zębów. Ich resztki, to co zostało jeszcze w Twojej paszczęce promieniowało bólem. Może nie obezwładniający, może nie przyprawiającym o zawroty głowy czy mdłości. Ból ten jednak wykluczał możliwość trzeźwego postrzegania rzeczywistości. Zresztą skutki pierwszego z zabiegów kosmetycznych, miały nie być ostatnimi.
Tak więc starając się za wszelką cenę wyswobodzić, piłowałeś sznury. Dosłyszałeś wzmiankę na temat nawlekania na pal… i Twoja motywacja do szybkiego oddalenia się z tego miejsca, zdecydowanie wzrosła. Wzrosła tak bardzo, iż naparłeś na zawias jeszcze mocniej… i to było błędem.
Metal, o czym wiedzieć nie mogłeś, był skorodowany. Napór nań, spowodował iż się zwyczajnie skruszył poczułeś jak w twej dłoni pozostają opiłki raniące Twoje palce…. Zdecydowanie jednak nie wystarczające do przecięcia więzów.
Naraz to plandeka się uniosła. Za nią pojawił się człek odziany w czerń. Nic specjalnie wyszukanego. Ot czarny kubrak, z czarną peleryną. Miał coś wyhaftowane na piersi, jednak nie do końca byłeś w stanie zogniskować wzrok. Jego Twarz zasłaniało szerokie rondo kapelusza.
- Witaj chłopcze. Przyjazny głos był dziwną odmianą po dźwięku jaki wydawał pilnik. - Nazywam się Tadeus. Przybyłem tu, aby Ci pomóc. Zaraz za mężczyzną, wszedł młody chłopak. Niósł jakieś podłużne zawiniątko. Podszedł do jednej ze skrzyń i je rozwinął, a Twym oczom ukazał się komplet narzędzi do tortur.
- To. Człowiek wskazał arsenał do przesłuchań. Może być zbyteczne. Wystarczy, że zgodzisz się złożyć szczerą spowiedź na moje ręce. Wystarczy, że szczerze będziesz żałował swych błędów, wyrazisz skruchę. To pozwoli nam, ominąć część z tych barbarzyńskich zajęć. Wiedz bowiem, iż jestem zdecydowanym przeciwnikiem zadawania cierpienia. Uważam, że można je stosować tylko w obliczu prawa i na ściśle określonych przez nie zasadach. Ale po kolej….
Pomocnik zdecydowanym, choć delikatnym zarazem ruchem posadził cię na jednej ze skrzyń. Ty poczułeś iż coś ciężkiego znalazło się w Twojej tylnej kieszeni spodni. Przy tak zwanej okazji człek zauważył Twoją próbę wyswobodzenia się. Spojrzał na Tadeusa, pokazując mu Twoje nadgarstki. Ten podszedł do Ciebie spokojnym krokiem, stanął za Twoimi plecami, wykręcił Ci rękę. Nie mocno, tak aby móc pewnie ująć Twoją prawą dłoń. A potem nastąpiła rzecz zadziwiająca:
„Sroczka kaszkę ważyła,
Swoje dzieci karmiła.
Temu dała na łyżeczkę,
Temu dała na miseczkę,
Temu dała w rondeleczku,
Temu dała w garnuszeczku…”
Dziecięcy wierszyk był zadziwiający w tych okolicznościach. Przerażający wręcz. Dlaczego? Albowiem przy słowie łyżeczkę Tadeus złamał Ci mały palec, przy słowie miseczkę palec serdeczny, przy rondeleczku środkowy, a przy garnuszeczku wskazujący.
Rytm wiersza wybijały gruchnięcia kolejnych kości, oraz towarzyszące nim Twoje pokrzykiwania.
Puścili Cię. Opadłeś na podłogę wozu, szczęśliwy że tortura się skończyła.
- Drogi chłopcze. Jak wspomniałem, warunkiem zbawienia, jest szczere wyznanie swych win, skrucha, oraz postanowienie poprawy. Nade wszystko zacznijmy od skupienia się na prawdzie. W Twoim przypadku to ostatnie nie będzie raczej potrzebne. Choć zapewniam Cię, iż dojmująca męka bólu sprawi, iż będziesz nam wdzięczny za otwarcie Twych, do tej pory ślepych oczu. Tadeus usiadł przed Tobą.
- Zacznijmy zatem od początku. Jak się nazywasz Synu? Co łączy Cię z tą Kacerską organizacją Heinricha Esteveza? Czy brałeś udział w kradzieży adamantu? Co o nim wiesz? Człek nie czekając wcale Twoich odpowiedzi, nie zastanawiając się nad tym czy ona nastąpi czy też nie zwrócił się do swego towarzysza. - Tomaszu, naszykuj siarkę proszę. Jest przy palenisku na zewnątrz.
Tomasz miał okazje opuścić wóz. Nim to nastało mężczyźni zamienili ze sobą jeszcze dwa słowa półgłosami. W tym czasie Ty miałeś kilka sekund na sprawdzenie kieszeni. Włożyłeś delikatnie do niej lewą, zdrową dłoń… i się zaciąłeś. W kieszeni bowiem miałeś nóż. Co jest?
Miałeś narzędzie do oswobodzenia się. Tylko czy będziesz miał okazji go użyć?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline