Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2011, 13:01   #29
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
[To kawałek na chwilę przedtem jak Buckley odleciał... znowu chronologia leży : P]

Backley do normalnych nie należał - co do tego wątpliwości nie ma. Nie należał też do idiotów, którzy skakali by z klifu wiedząc, że nie wylądują. Jego teoria zakładała, że sprawką cyrku w mieście musi być wampir. No cóż było to można bardzo łatwo wydedukować tak wiec nie jest to znowu jakiś dowód jego ogromnego intelektu, prze biegłości i sprytu. Po prostu to było jasne, jak słońce i skwar na pustyniach. Należy dodać, że noga bolała jak cholera podczas podróży. To dało mu dużo do myślenia. Oj! Dużo. Co nie znaczy znów, że wyciągnął jakieś błyskoliwe wnioski. A jedynie tyle, że to BOLI! i tak być nie może. Wszyscy chwilowo stali w milczeniu i przyglądali się wybuchom i ogólnej rozróbie. Backley podrapał się po głowie po czym odparł:
- Panowie! - tonem pewnym i szorstkim innym niż zazwyczaj - nie wiem jak wy ale ja muszę się chwilowo ulotnić - odparł na co z pewnością, ktoś zareaguje palnięciem sobie w łeb. W końcu niedawno stracił nogę. Ale teraz będzie najlepsze! Z pleców rozrywając płaszcz i stary sweter, wysunęła się biała rzecz. Zaczynała się rozrastać. Chwila to były już dwie rzeczy, bowiem z drugiej strony wysunęła się kolejna identyczna. Po chwili zaczęła się rozgałęziać niczym gałęzie drzewa. A jeszcze chwilę później po miedzy nimi pojawiła się w pustych przestrzeniach jakaś maziowata kleista substancja. Cóż to było? nie byliście do końca pewni ale wyglądało na to, że są to kościane skrzydła. Coś jak jakaś mityczna bestia czy jakoś tak. Backley odparł jeszcze w stronę Ruki:
- Słuchaj Furię możesz zostawić, najwyżej o ile dożyję to wrócę po nią jesli zaś planujesz pozostać to będę wdzięczny jeśli jej przypilnujesz - Backley wyciągnął jeszcze szybko z kieszeni maź, którą zbierał wcześniej z pod łap Vovy i równie szybkim ruchem natarł nią ostrza po czym wzbił się w powietrze i zniknął z oczu grupie.




- Fruuu i maszkaron poleciał. Czy ktoś wiedział o tym, że to był mutant? Nie ważne, choć istotne gdzie go poniosło. - Przez dłuższy czas Fox obserwował Buckleya, aż w końcu zniknął jako ciemna plamka na tle ciemnego nieba. - Poleciał chyba do miasta, nam chybaby także wypadało, lecz dobrym pomysłem byłoby zachowanie ostrożności. Jest także szansa, że udałoby nam się podkraść i najpierw zobaczyć co tam się wyprawia, a dopiero potem zdecydować co dalej.
- tch. – syknął Sona. Rzucił na ziemię plecak, obok swojej furii, wyjął z niego kołczan bełtów, zarzucił go przez ramię, po czym wyją dodatkowo kuszę. Mógłby teraz zacząć rozmyślać o różnicach między człowiekiem a zombie, ale filozofowanie było trochę zbyt nudne gdy kontrast dla niego stanowiła wielka bitwa trzy kroki na przód, w dodatku, czuł się za młody na takie dziadowanie mimo swojego faktycznego wieku.
- Czas się nieco zabawić. – wsiadł powrotem na pojazd, zostawiając jednak plecak, miał w nim rzeczy które i tak w walce będą zbędne. – Wjeżdżam do miasta i szukam śladów obecności wampira bądź domu dziewczyny którą mieliśmy chronić. Jeśli poczekamy, będzie za późno a jest szansa że jeszcze go dopadniemy. Skradanie się będzie potwornie czasochłonne. – Gdy to powiedział spojrzał odruchowo na granaty przy pasie, zwłaszcza ten z zawleczką w formie krzyża. Zerknął na każdego z pozostałych po czym spojrzał w niebo „jak teraz pomyślę, to jego maska jest równie biała co ta materia”
- Ktoś wjeżdża ze mną od frontu? – spytał.
Vova i ja lepiej radzimy sobie z cienia. Ale możemy cię wspierać jeśli nie pójdziesz środkiem watahy zombie
Fox przechylił w bok głowę, a na twarzy malowało się nie dowierzanie okraszone zdziwieniem. Był kiedyś w podobnej sytuacji i kiedyś jego głos rozsądku został zignorowany, a ignoranci zginęli. Ciekaw był jak będzie tym razem.
- Osobiście uważam frontalny atak na nieznanego wroga, nieznaną liczebność oraz jego siłę za idiotyzm. I osobiście, jeśli ruszycie szturmować cienie to ja umywam ręce. Zrobię co należy, ale po mojemu. Więc do zobaczenia.
Kończąc tymi słowami odpalił silver fish i ruszył w stronę miasta. Rzucił okiem przez ramie by upewnić się czy jedzie sam czy ktoś się dołączy. Czynność powtarzał kilkakrotnie, nie chciał niepotrzebnych niespodzianek. Dochodzące hałasy od strony miasta, odgłosy strzelaniny, wybuchy granatów, znakomicie ułatwiały podkradanie się. Fox wjechał na szczyt wydmy z wyłączonymi światłami, na szczycie wyłączył silnik, teraz jedynie pęd i grawitacja wprawiały w ruch jego pojazd. Wystarczyło tego aby bardzo zbliżyć się pod mury miasta. Gdy wytracił pęd, a pojazd zatrzymał się, zabrał swój ekwipunek, a silver fish ulokował obok sterczącego, sporego głazu, dodatkowo osłaniając siatką maskującą.
Borya myślał. Walczyła w nim dopiero odżyła żądza przygód, a doświadczenie. Fox miał bezpieczniejszy plan, ale Sona skuteczniejszy.
Ostatecznie ruszył za Billim, przedtem odczepiając furię Backleya. Zostawił ją na miejscu.
 
Arvelus jest offline