Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-06-2011, 20:55   #30
Manji
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Luna i kradzież paliwa.


Fox przemykał niczym cień pod mury miejskie, ze sprawnością godną małpy wspiął się na szczyt. Pozostając w ukryciu obserwował miasto. Interesowało go kto z kim walczy, która ze stron ma przewagę, gdzie toczą się najbardziej zaciekłe boje. Nie musiał długo czekać, wojskowi stawiali zaciekły opór na środku placu jak i z ratusza. Ci na placu byli przyparci do ‘muru’ nie było drogi ucieczki ani szans na przetrwanie. Dlatego przełknęli strach, zebrali się w sobie i wypróżniali magazynki kosząc okrutnie zombie. Martwiaki odpłacały im się podobną zaciekłością i zawziętością. Fox postanowił lawirować po dość bezpiecznych murach miasta, miał tam sporo osłon i mógł swobodnie się przemieszczać. Z każdego punktu oddawał po jednym strzale, by po chwili niczym duch przekraść się w inne miejsce i z ukrycia ponownie ostrzelać wroga. Każdy strzał przycelował i kierował w łby zombi, strzelał do tych najbliższych, a zarazem ostatnich kroczących w stronę posiłku. Mniej poetycznie mówiąc Fox strzelał zombiakom w plecy odstrzeliwując tych wlekących się z tyłu, tak aby pozostałe zombi się nie zorientowały, że ktoś do nich strzela, a gdyby się zorientowały to nie łatwo by im było namierzyć źródło. Kolejno wystrzelane świetliste pociski, żarząc się zielonkawym światłem tworzyły złowrogie cienie i niemal bezgłośnie rozwalały kolejne stwory wypalając im dziury we łbach.
Borya dotarł do pozycji wychowanka Pustynnego Wilka. Schował się za osłoną, po chwili dostrzegł zielonkawe rozbłyski broni Pustynnego Wilka.

-Naszym zadaniem jest znalezienie wampira. Jeśli nam ucieknie ta rzeźnya się powtórzy.
- Rozumiem, ale musimy zdobyć paliwo, wampir tu był i to niedawno, może nawet wciąż tu jest. Sam zresztą wiesz to najlepiej, polowałeś na nie. Ja wolałbym ruszyć śladem wampiurka z pełnym bakiem i dopaść go w dzień lub nawet nad ranem. Dlatego przylazłem tu po paliwo. Trzeba odszukać miejsce, gdzie trzymają tu paliwo, dotrzeć tam i przywłaszczyć trochę. Jakąś beczkę 100 litrową aby wszystkim starczyło, albo nawet dwie na zapas skoro już jesteśmy we dwójkę. Więc co? Idziesz ze mną po paliwo?
-Więc leziom. Jak się dobrze wykombinuje Vova sam weźmie ze trzy...


Fox, Borya i jego pupil ruszyli w stronę stacji paliw, przemykali prowadzeni przez Foxa. Stacja paliw, ktora z nazwy byla stacja paliw, bo bardziej przywodzila drewniana szopę z murowanymi fundamentami nieco przedluzonymi, bo siegajacymi ramion przecietnego czlowieka. Nikt sie tu nie barykadowal, ani nie probowal bronic, coz bylo to zrozumiale, chwila nieuwagi i po obroncach. Braki w obroncach wywolaly takze braki w zombi. Oczywiscie od czasu do czasu przemknal sie jakis zablakany, ktory szybko i po cichu byl eliminowany szponami Vovy. Po kilku minutach kluczenia, przemykania dotarli w koncu do miejsca skladu paliw. Tam zaopatrzyli sie w beczki. Po kilku minutach kombinowania Iwanowicz jednak stwierdził, że przymocowanie beczki do Vovy może i jest możliwe, ale jednak woli tego nie robić. Z mozolem zaczeli je toczyc najbezpieczniejsza droga w strone bramy wyjsciowej.

- Borya jak już wyciągniemy te beczki proponuje wrocic tu i z jednej beczki, rozlawszy ja do butelek, zrobić kilka koktajli Mołotowa.
-Sądzę, że nie ma sensu ryzykować wpakowania się w bandę zombie. Jeśli chcemy mołotowy to już teraz to zróbmy. W odróżnieniu od beczek je Vova może wziąć do toreb które ma na uprzęży
- Zgoda.

Borya z Foxem zaraz zaczęli poszukiwania butelek. Nie trwało to długo, bo za rogiem był sklep.
- Przydała by się też woda jeśli mamy go dalej ścigać.
Iwanowicz zapakował na Vovę blisko piętnaście litrów wody upychając butelki w wielu sakwach. Nie było to jakieś straszne obciążenie. Następnie zabrał się za opróżnianie butelek z alkocholem przerobić je na mołotowy. Aż żal było wylewać na ziemię. Na szczęście na zapleczu znalazła się wielka balia, wylewali tam. Po chwili zebrało się kolejne kilkanaście butelek, tylko tym razem półlitrowe. Chwilę potem je napełniali. Zakręcone lądowały na plecach Vovy.
-Świetnie. Spadamy teraz.
Cała operacja zajęła trochę czasu, walki zaś powoli cichły, na szczęście to żołnierze wygrywali z plagą umrzyków. Teraz jednak przed sklepem znalazła się jedna z ostatnich grup zombie, która w poszukiwania łatwiejszej zdobyczy udała się na te ciche tereny. Dziesięciu nieumarłych jęcząc i powłócząc nogami wkroczyło do ciemnego sklepiku w którym kryli się dwaj najemnicy.
- Ostrożnie z ogniem, nie chcemy stracić całego dostępnego zapasu paliwa. - Powiedział szeptem zabezbieczając koktajl trzymany w łapie. Rozglądał się za inną drogą ucieczki na ulicę chciał wywabić zombiaki na zewnątrz.
- Kurwa, wiedziałem, że to głupi pomysł z tym nalewaniem wachy w butelki w tym miejscu. Zostaw tą wodę Borya, bo jeszcze trochę, a twoja zachłanność wprowadzi nas w kłopoty - dodał przez zaciśnięte zęby.
Borya przechylił głowę w bok obnażając zęby aż w karku mu strzeliło
-Spokojnie Billy. Tam nie ma tuzina. Tylu ich ile nic.
- Ja się na tym nie znam, to Twoja domena, ja tylko strzelam im we łby, tyle wiem. No może trochę więcej, ale zagrożenie to zagrożenie. I nie tylko o zombi mówiłem. Słyszysz? Strzały cichną, czyli walka dobiega końca. Musimy biegusiem zniknąć z miasta z beczkami paliwa. Więc jeśli to możliwe to nie chciałbym tu wdawać się w walkę.


W tym czasie Fox szybko ocenił drogi ewakuacyjne ze sklepu. Najbliższe było okno, przez które mógł widzieć pętające się po ulicach, nieliczne już zombiaki. Okno było skierowane na równoległą ulicę do tej, z której właziły zombiaki do sklepu.
“Duże szanse na dotarcie po beczkę.”
Odgłos tłuczonego szkła oznaczał wizytę zmobi w sklepie. W pomieszczeniu było ich już trzech.
“Borya jest w końcu specem od wampiurków, więc się tym zajmie.”
Fox nie czekał, jednym ruchem ręki zgarnął cały bałagan sentymentalnych dupereli z okna sklepu. Przez chwilę mocował się z zatrzaskiem, aż w końcu otworzył okno na oścież. W tym czasie Borya i jego zwierz zdążyli narozrabiać, w sklepie zaśmierdziało krwią i trupią zgnilizną. Foxa na chwilę zemdliło, jednak otwarte okno go ratowało. Sprawnie, niczym trenowana małpka, wskoczył na parapet i pobiegł do wypatrzonej przez okno osłony. Przez chwilę miał wrażenie, że obrzydliwy smród głęboko wniknął w jego nos, powiał wiatr, wciągnął głęboko nosem powietrze i zakrztusił się smrodem niesionym przez powiew ciepłego wiatru. Ukrył się w cieniu domu, stamtąd wypatrzył kolejną osłonę, do której podbiegł, aż do dotarcia po paliwo. Beczki stały już wytoczone na zewnątrz, więc teraz pozostało jedynie zabrać zdobycz.

Borya doskoczył do Vovy. Pociągnął jakiś sznurek rozwiązując węzeł. Cała uprząż osunęła się z mutanta.
-Pokażemy im co potrafimy, prawda mały?- Niemal wyszeptał mu do ucha, po czym po cichu warknął. Na jego szyi ukazały się żyły. Ale jakby inaczej. Nie jak gdy krew pulsuje. One... pełzły w górę i otoczyły oko.
-Do dzieła...
Vova z miejsca odbił się wybijając okno i znikając za nim. Borya schował się za czymś, wycelował. I strzelił. Prosto w oko. Drugi strzał. To samo. Isidor uwielbiał to uczucie. Pasożyt może nie był aż tak efektowny jak bywają, ale był bardzo skuteczny. Złamał broń. Sięgnął po parę bełtów, złapał je trzema palcami, jeszcze nim jednocześnie je zapakował do luf Vova wbił się w grupkę jak kula armatnia w sam środek oddziału jednego z nich łamiąc tak niemiłosiernie, że nie było już możliwości by wstał. Drugiego załatwił sekundę później niemal rozrywając go na pół swymi pazurami. Starczy powiedzieć, że wszystkie cztery wbiły się w pierś, a kilka wyszło jeszcze po drugiej stronie. Walka trwała. Mutant złapał zombiaka za szyję kłami i szarpnął łamiąc mu kark i rzucając truchłem w innego. W pewnym momencie jeden z przeciwników wgryzł mu się w kark. Mutant zarzucił ciałem chcąc go zrzucić, lecz nie udało mu się. Umarlak mocno trzymał. Vova wyskoczył w górę na dobre 6 metrów, obrócił się i plecami do ziemi wylądował na kolejnych dwóch. Dalej poszło szybko. Borya podszedł. Szybko wyrwał oba wystrzelone bełty i obejrzał ranę swego towarzysza
-Aj.. nie ładnie. Potem się tym zajmiemy.-
Isidor szybko zapiął Vovę spowrotem w uprząż, co sprawiło mu nieco problemu, bo była ciężka. Ale się udało.
-Dobra Billy. Spadamy.
Borya skoncentrowany na walce, nie dosłyszał sypiących się dupereli na podłogę zgarniętych przez Foxa z parapetu okna. Nie dostrzegł także jak Billy otwiera okno, rozgląda się i zwinnie wskakuje na parapet. Nie mógł już widzieć jak Billy przemyka niczym cień w stronę beczek. Fox rozejrzał się dookoła, kilka samotnie włóczących się zombi nie licząc tej gromady masakrowanej przez mutanta Vovę. Jednak strzały cichły, a to oznaczało, że obrońcy zaczynają panować nad sytuacją.

“Fox - A niech to szlag!; Blue - Spokojnie; Fox - Jasna cholera! Psia mać! Jak spokojnie!?Jestem na środku ulicy z beczką paliwa! Zaraz pojawią się żołdacy i będą kłopoty! Odstępstwo od reguł i już taka kara! Nie powinienem leźć za Boryą, a działać tak jak zaplanowane.; Blue - Myśl. ; Fox - Przecież myślę kutwa! ; Blue - schowaj zdobycz.”
Rozmowa, a raczej wymiana myśli Foxa i jego pasożyta trwała ułamki sekund. Przetoczył beczkę z paliwem kilka przecznic w stronę muru pod ścianę gdzie stały dwie inne beczki w miarę możliwości zamaskował swoją beczkę. Posypał nieco piaskiem, tak aby wyglądała na długo tu stojącą, zatarł ślady toczenia. Pobiegł po kolejną beczkę, tocząc ją w kierunku gdzie było dość spokojnie, czyli gdzie wojsko nie zdążyło dotrzeć. Wiedział, że ma trochę czasu, wojsko się przegrupuje, uzupełnią zapasy amunicji i dopiero wtedy zaczną ogarniać miasto, zaczną od ocalonych i dobijania wciąż żyjących zombie.

-Billy?- Borya rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Foxa...- job twoju mać...
-Dobra Vova. Wybacz, ale zapakuję na ciebie jeszcze trochę...
Z pomocą mutanta zapakował mu na plecy beczkę z paliwem, obwiązał ja nieco uprzężą ale wciąż była bardzo niestabilna toteż truchtał obok przytrzymując ją jedną ręką by nie spadła.
-To teraz szukaj Foxa.- Mutant zaczął węszyć i niemal od razu odnalazł trop
-Fox!- warknął Borya odnajdując towarzysza
- Jasna cholera. Nie drzyj się tak. I uciekaj z paliwem poza mury i z tą wodą. Za chwilę mogą tu pojawić się patrole wojska, a wtedy powieszą nas za plądrowanie. - Mówiąc to maskował kolejną beczkę i ślady jakich na zostawiał.
-Słuchaj chłystku. Nie mam pojęcia czego nauczył cię Pustynny Wilk, ale kamratów nie zostawia się podczas walki. Nawet tak nie istotnej. Na tym buduje się zaufanie. Zapamiętaj to, w dzisiejszym świecie nawet rady rzadko są za darmo.- Z początku w jego głosie brzmiał gniew, ale, z czasem się ulotnił. Ostatnie słowa były już spokojne, choć zimne
- Rozumiem i wybacz. Jednak sam powiedziałeś, że to betka dla ciebie, a jako profesjonalista wierzę, że Ty będąc profesjonalistą wiesz co mówisz. Poza tym poukrywanie beczek jest ważniejsze niż walka, bo jak je przy nas znajdą to będziemy wisieć. Tą ukryłem. Ruszajmy więc czym prędzej do wyjścia. Ja przodem. Jak ktoś będzie szedł dam znak.
-Dobra. Rzeczywiście nie ma czasu na dyskusje. Przełożymy to na później. Prowadź.

Fox przodem o jakieś 15 metrów, za nim Borya i Vova. Fox podbiegał do skrzyżowań, rozglądał się, nasłuchiwał, dawał znak Boryi. Napotkanym zombie strzelał w łeb, przymierzał i dopiero strzelał. Przed wojskiem się ukrywał i dawał znaki Boryi aby zawrócił, mieszkańcom kazał zawracać wskazując inną bezpieczną drogę.
Wojsko przegrupowywało sie powoli, ośrodki walki w mieście gasły, padały ostatnie strzały. Na jednym bliskim już bramy skrzyżowaniu, Fox niemal wpadł na dwóch wojskowych, którzy pilnowali drogi. Iwanowicz i jego mutant skryci byli w cieniu pobliskich budynków więc ta dwójka nie zdawała sobie sprawy z ich obecności.
Jeden z mężczyzn kiwnął palcem w stronę Billego, by ten się zbliżył.
- Ty co za jeden? –warknął żołnierz którego mundur cały był we krwi, zaś w jego ustach znajdował się zwinięty niechlujnie skręt. – Na mieszkańca to nie wyglądasz. –mówiąc to żołnierz uniósł ostrzegawczo karabin.
- Jestem jednym z łowców. I widzi mi się, że wampir, którego ścigamy dotarł przed nami. - Mówił to przesadnie głośno, tak jakby chciał przekrzyczeć strzały, w rzeczywistości chciał zwrócić uwagę Boryi. - Tam niedawno rozwaliłem grupkę zombiaków - wskazał w kierunku z którego mógł przybyć, ale nieco rozbieżny niż stacja paliw. Przy okazji starał się wypatrzeć Boryę i dać mu znak odwrotu jeśli by było trzeba.
- Łowcy, Ci z karczmy, ta? -upewnił się wojak - Ilu was jest, gdzie reszta? Nie ma czasu do stracenia, mów no bo naprawdę mam podły dzień, a jak będziesz mnie wkurzał to rozwalę Ci łeb jasne?- poimformował Foxa ocierając z twarzy krew.

Borya słysząc całą sytuację wycofał się po cichu. Schował beczki w dziurze którą Vova właśnie wykopał. Przykrył całość i udeptał.
-Schowaj się mały, ale trzymaj blisko- mutant przytaknął i skoczył na dach lądując na nim z niesamowitą delikatnością. Borya wymienił zbiornik ze stężonym powietrzem w broni i odbezpieczył.

Fox przechylił lekko głowę w bok. Powolnym ruchem sięgnął do ładownicy przy pasie, wyciągnął cygaro. Odpalił zapałkę od spodni i podpalił cygaro trzymane w zębach. Zaciągnął się - jeśli chodzi ci o latającą karczmę, to tak. Przybywamy tu z polecenia Radnego, ilu nas zostało nie wiem, rozdzieliliśmy się. Możliwe, że gdzieś tam bieleją kości na pustyni. Grupa, z którą tu dotarłem rozlazła się po mieście, każdy miał inne rozkazy od Radnego. Ja szukam tropu wampira, który może być jeszcze w mieście, lub całkiem niedaleko, tak więc jeśli panowie wybaczą, wrócę do swoich obowiązków szukania tropu wampira.
- My mamy inne zalecenia wobec was. -odpowiedział szorstko strażnik- Mieliśmy wam towarzyszyć w dalszej drodze, jeżeli wampir uciekłby z miasta z obawy przed taki licznymi siłami. Jak widać jednak, uciekł ale narobił przy tym więcej szkód niż można by się spodziewać. Jeżeli twoi towarzysze żyją nasi ludzie ich znajdą w mieście, a ty idziesz ze mną do ratusza. Znaleźliśmy dla was jakiś wóz, a najemnicy którzy przybyli tu z naszym oddziałem zostaną do was przydzieleni. Oczywiście odmowa równa się podważeniu autorytetu armii. -oświadczył to wszystko głosem wyuczonej formułki i wraz ze swym kompanem stanęli po obu stronach Foxa. - A więc ruszamy panie łowco.
- Więc ruszajmy, panowie żołnierze. - Wciąż paląc cygaro, Fox grzecznie ruszył w stronę ratusza.

Borya zrobił głupią minę. Ten przewodniczący zrobił z nich idiotów... trzeba było poinformować, że i w mieście mogą się spodziewać pomocy, a nie, że trzeba będzie kombinować. Odkopał beczkę i zostawił ją ukrytą tak by raczej nie została znaleziona w najbliższym czasie, ale tak by nie marniała przez kolejne lata gdyby po nią nie wrócił.
-Vova chodź no tu. Dobra. Teraz spróbujemy czegoś czego jeszcze nie robiłeś. Pamiętasz tę głowę wampira co mam na ścianie? Pamiętasz jak cuchnie?- mutant pokiwał głową- Tak śmierdzą wampiry. Zupełnie inaczej niż ludzie, czy cokolwiek innego. Spróbuj znaleźć trop. Był tu i to nie dawno. Może jeszcze jest. Szukaj tego zapachu. Zjedz coś i rozejrzyj się. Jak coś znajdziesz to wróć do mnie. Ja tu poczekam. A jak nie to i mnie łatwo odnajdziesz. Uważaj na siebie- poklepał mutanta po karku i zdjął z niego uprząż. Ciężka... kiedyś wydawała się lżejsza nawet gdy była całkowicie zapakowana. Vova odbiegł szukając charakterystycznego zapachu. Nie chciał zawieść Boryi.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 09-06-2011 o 21:12.
Manji jest offline