- Dziękuje Hugonie - Skalfkrag burknął do jedynej osoby, która zechciała udzielić mu pomocy. Co ciekawe, była to osoba, po której najmniej się tego spodziewał. - Jestem Twoim dłużnikiem... Wiedz, że my, krasnoludy pamiętamy takie rzeczy. I cieszy mnie, że nie żywisz do mnie urazy o to, że niemal upierdoliłem Ci nogę. Taka wola bogów. Sameś chciał sądu bożego, więc nie możesz mieć do mnie o to pretensji.
- A co do ciebie, powsinogo - zwrócił się do Bartholomausa, ruszając w jego kierunku. Na twarzy krasnoluda zagościł wyraz wyrachowanego gniewu i okrucieństwa. Chudzielec czmychnął w najdalszy kąt celi. Skalfkrag nie mógł go dosięgnąć, krępujący go łańcuch był zbyt krótki. - Jak się uwolnię, to pożałujesz. Możesz już pisać testament.
Niestety, uwolnić się nie było sprawą prostą. Mimo wysiłków elfa, nie udało mu się zdobyć kluczy. Niespodziewanie z pomocą przyszedł piesek pijanego strażnika, który zabrał swemu panu klucze. I na tym koniec. Stał teraz z pękiem kluczy w zębach i na coś czekał. Pewnie zachciało ci się kiełbasy, kundlu. A takiego!
- Chodź tu - Skalfkrag podzedł do krat i gestami zaczął zachęcać psa do podejścia. Bez efektu. - Chodź no tu, sukinsynu. Dostaniesz kiełbaski... Ej tam! Niech no który popuści pasa i wystawi fiutka, to może psina pomyśli, że to kiełbasa i tu przylezie. |