- Zanim spytasz: nie, nie jesteś w niebie. - odparła Brennan, wzdychając. Sojusznik czy brzemię, oto jest pytanie. - Żyjesz, choć ledwo. Nieźle ci wtłukli. Skąd się tu wziąłeś? Gdzie jesteśmy?
- Nie wiem co to za miejsce... Łeb mi pęka, straciłem rachubę czasu. Wpadli do mojego biura, związali dali w łeb i wywieźli... Kim Ty jesteś? Nieważne... Chyba muszę ci zaufać... oboje wpadliśmy w to cholerne bagno.
- Intrygujące spostrzeżenie. - mruknęła. - Możesz chodzić? Pamiętasz, którędy cię wnieśli?
- Myślę, że tak. Wnieśli mnie drzwiami, za nimi jest niewielki korytarz, potem schody, ciągnęli mnie po nich kilka razy, za nią zakładali mi worek na głowę i ciągnęli jeszcze kilka metrów.
- Cholera. Wiele to nie mówi. - mruknęła. Delikwent był żywy, ale mało mogła z niego wyciągnąć. - Kilka razy? Czyli co, kilka różnych pionów czy w górę i dół jak winda? Jesteśmy pod ziemią? Czułeś jakiś zapach po drodze? - pytała o wszystko, co mogło się przydać. Nie wiedziała jeszcze, co z tym zrobi, ale coś na pewno. Nie chciała skończyć jak on... albo gorzej.
- Parokrotnie... Za każdym razem było gorzej... Myślę, że możemy być pod ziemią, pamiętam plusk wody przy schodach, a potem w tym miejscu, gdzie mnie tłukli, smród stęchlizny, jak w wojskowym magazynie...
- No to ładnie. Gdybym tylko mogła się uwolnić z tych więzów, może udałoby się coś zdziałać. Nie zamierzam czekać na dalszy ciąg bez walki. - stwierdziła, rozglądając się za czymkolwiek w miarę ostrym. Gwóźdź, kawałek szyby, cokolwiek mogło rozciąć sznur. W jednym z narożników dostrzegła kawałek metalu wystający ze ściany, wyglądało jednak na to, że przeciwnicy pomyśleli o wszystkim. Został zaklepany do ściany na płasko.
- Te dranie nie zabrały mi wszystkiego. W prawym bucie mam zapalniczkę, sam nie mogę do niej sięgnąć, ale może tobie się uda.
- I to jest myśl. - stwierdziła. - Spróbuję. - mruknęła, powoli obracając się do niego plecami. Odrapała się solidnie, ale w końcu coś wymacała. - Ten?
- Nie. - odparł cicho. Jemu też nie było wygodnie.
- Szlag! - warknęła, usiłując dosięgnąć drugiego buta. - Dobra, mam. Spróbuję wydobyć tę zapalniczkę. To może być trochę nieprzyjemne. Co ja gadam, nieprzyjemnie już jest. Uwaga, zaczynam. - dotarła palcami do sznurowadeł i je rozwiązała. Ruch pobudził nieco krążenie ciasno związanych rąk. Zdjęła sztukę obuwia i wydłubała niewielki, podłużny przedmiot. - To chyba to, dobrze myślę?
- Tak... Moje zippo. Schowałem, jak mnie próbowali związać. Wyrwałem się i to było jedyne co przyszło mi do głowy... Zapalniczka.
- Zawsze coś. - zauważyła z lekkim uśmiechem. - Tylko czekaj, cholera, jak my przypalimy więzy bez skopcenia sobie rąk? - spytała, nagle zdając sobie sprawę, że to może być bardziej nieprzyjemne, niż myślała. - Nawzajem, żeby widzieć płomień? I tak się poranimy. Mój cudowny fart. - mruknęła cierpko. - Skoro nie ma innej opcji...
__________________ GG: 183 822 08 "Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo |