Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2011, 00:36   #221
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Zniknij. Rozpłyń się w Mocy. Od tak, po prostu, na zawołanie. Łatwo mu mówić.
Myślała Era D’an obserwując dwie sylwetki schodzące wolno po trapie. Chwile potem westchnęła przeczesując palcami krótkie, czarne włosy.
Nie. Nie łatwo. Nikomu na tej zakurzonej pustyni nie jest łatwo.
Caprice powiedziała jej kiedyś… kiedy? Nie pamiętała, ale znając mistrzynię było to w jakimś zaplutym barze po wielu, wielu drinkach. Tak, to na pewno była kantyna. Ich poważne rozmowy zawsze odbywały się w spelunach albo ambulatoriach. A tym razem Era nie pamiętała krwi. Tak czy inaczej Caprice powiedziała jej kiedyś o pstryczku. Miało to być wielce kapryśne urządzenie zainstalowane w głowie D’an, które sterowało jej przetwarzaniem bodźców. Raz odbierało te z jednego oka, a raz te z drugiego i bardzo rzadko z obu. Co więcej miało tendencję do chaotycznego przełączania perspektywy niekiedy nawet co kilka minut. A jako, że dziewczyna, w wyniku wybuchowego koktajlu genów rodem z Thyrsus i Alderaanu, miała jedno oko czarne a drogie srebrne, nie trudno było się domyślić filozoficznych implikacji tej teorii wprost znad kufla Oddechu Rancora.
Nie było to bynajmniej nic nowego. Już jeden z mistrzów za starych dobrych dni w Młodzikach oznajmił, że przy tej ilości sprzecznych instynktów i pomysłów pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy coś ją rozsadzi od środka. Zapamiętała te słowa bo wizja wybuchu i jasnych ścian świątyni umazanych krwią i flakami wydała jej się ciekawa. Cóż, była naprawdę dziwnym pięciolatkiem. Bywało chwile, kiedy sama dostrzegała w sobie dwie zupełnie różne Ery.
I zdaje się, że ta czarnooka i srebrnooka znów dla zabawy zamieniały się miejscami i to z coraz częściej
Tak więc jak srebrna słusznie zauważyła nikomu na tej kupie piachu łatwo nie było. Co nie zmieniało faktu, że czarna dalej była wściekła na całą sytuację. Najgorsze jednak było to, że żadna z nich nie miała ochoty zniknąć. A tego teraz od nich wymagano.
Rozpłynąć się w Mocy. Długo uczyła się tej umiejętności i wciąż tak jak statyczna medytacja nie przychodziło jej to łatwo. Może tylko, kiedy miała coś lub kogoś uleczyć. Mając przed sobą coś konkretnego, wyrazistego w Mocy jak rana i choroba łatwiej było się skupić i… nie być.
Ale teraz w kokpicie, wśród ciszy ciężkiej jak tyłek Hutta za dużo było myśli latających pod czaszką jak wściekłe elektrony obijające się o kości z prędkością światła.
Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. To powinno sprawić, że będzie bardziej zrelaksowana. Zadziałało łagodnie mówiąc marnie, ale dziewczyna kontynuowała mimo wszystko. Chwilowo obudziła się czarna, a z niej zawsze była uparta bestia. Tak wiec wyobraziła sobie wielką stalowa skrzynię z potężnym wiekiem i elektronicznym zamkiem.
Wdech. I łapiemy najbardziej uparta myśl. Która to będzie?
„Wszyscy zginiemy” – Tak, ta chyba najbardziej dawała się jej we znaki. Tak więc łapiemy i ignorujemy uparte protesty ciągniemy do skrzyni. Powoływanie się na karty praw i zgrzytanie pazurami o kości czaszki na nic się nie zdają. Myśl skończyła w kufrze i od razu jest luźniej.
Dalej jazda.
„Wiesz, że przesadziłaś z tym życiem, prawda?” – Kandydat numer dwa do przymknięcia. To nie był czas na takie rozważania. Kto jeszcze? „Wiesz, że ten plan jest dziurawy jak senatorska moralność? To się zwyczajnie nie uda” – do pudła. „Jak niby zamierzasz trafić w mrocznego z działka i nie poharatać chłopaków?” – pod klucz. „Wiesz, że w tej celi mogą być już tylko trupy?” – zamknięte.
Zrobiło się ciszej, spokojniej. Ale one wciąż tam były, przyczajone gotowe niespodziewanie wszystko popsuć. Na szczęście pstryczek przeskoczył na korzyść srebrnej, a ta była skrupulatna. Wygrzebała, więc gdzieś z konta prawdziwe egzystencjalne pluskwy jak: „Czy ty na pewno wiesz w co się wpakowałaś z tym romansem?”, „Świat się wali, pali i chyba nawet Rada nie wie już co robi.”, „Powinnaś być teraz przy Caprice” i parę innych cichych rezydentów.
I stało się. Pustka. Cisza. Niebyt. Tylko cień swobodnie unoszący się na prądach Mocy.
Otworzyła oczy i ze spokojem obserwowała czarna sylwetkę wychodzącą z domu. Rozmowę, której nie mogła usłyszeć, ale nie niepokoiło jej to wcale. A potem błysnęły miecze i ciało podniosło się z fotela.
Jak dobrze zaprogramowana maszyna wysunęła się cicho ze statku i truchtem podbiegła do drzwi. Panowie sobie radzili. Przynajmniej na razie. Jednak nie mieli wiele czasu.
Wślizgnęła się do środka, wprost do miejsca, które po lekkim uprzątnięciu nadawało się do ilustracji hasła „bajzel” w słowniku (poprzednio ilustrowało hasło „zagrożenie biologiczne”). Nie napotkawszy żadnej przeszkody przeszła dalej do schodów na dół. Metodycznie zlustrowała ciemność w korytarzu i odetchnęła z ulgą.
Postąpiła krok bliżej i nadepnęła na coś miękkiego. W głowie rozległ się czerwony sygnał alarmowy. Dziewczyna instynktownie schyliła się i dotknęła ręką posklejanego futerka.
W pustej przestrzeni pojawiła się myśl która jednak została natychmiast schwytana i ciśnięta do kufra. Wieko zatrzasnęło się i tym razem trzeba było na nim usiąść ponieważ skrzynia cała latała i trzęsła się grożąc rozbiciem kamuflażu. Na szczęście wciąż rządziła srebrna ze swoim lodowatym spojrzeniem na życie. To nie był dobry moment na emocje i żale. Miała obowiązki. Zbyt wiele od niej zależało.
Nie było czasu pytać się jak. Przecież umysł myszy był zbyt prosty, niemal pozbawiony pamięci długotrwałej, nie mógł w nim powstać żaden trwały ślad. Skąd Artel mógł wiedzieć? Gammoreanie nie widzieli Łasucha, na karcie nie było śladu zębów. Skład mógł wiedzieć? A może to była tylko nieukierunkowana agresja a szczurek oberwał przypadkowo? Odchodząc nie sądziła by zabieranie zwierzątka z jego domu było konieczne. Czyżby aż tak się myliła?
Cóż cokolwiek się stało zwierze nie żyło. Nic już nie mogła zrobić. Musiała iść dalej.
Przykro mi malutki. Pomyślała jeszcze i odłożyła zwierzątko na ziemię.
Ruszyła korytarzem przed siebie.
 
Lirymoor jest offline