Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2011, 00:51   #222
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Czarne myśli rozproszyły się powoli. Ziew nie wiedział, czy ktokolwiek odebrał jego przekaz. Być może nigdy on nie dotarł do adresatki? Nie wiedział, czy ten Mroczny Jedi go zablokował, zignorował, czy nie zauważył. Nic z tego nie wiedział, więc nie mógł zakładać, że właśnie wciągnął resztę w pułapkę. Ale wciąż żył. I chciał żyć. Udowodnił to będąc jeszcze w jajku. Rozejrzał się po swojej celi starając się na zimno ocenić sytuację. Skalne ściany, bariera mocy w przejściu i ciało leżące na ziemi. Obraz nie był optymistyczny. Ale rozpacz i zwątpienie nie były dobrym doradcą w tej sytuacji. Musiał chwycić się każdej szansy i każdego sposobu, żeby się stąd wydostać. I na pewno nie mógł się poddawać. Być może przegrał bitwę, ale wciąż żył. Jego rezygnacja przerodziła się w determinację.

>>Kastar? Jesteś tam?<<

Delikatnie spróbował nawiązać kontakt z towarzyszem. Nawet, jeśli to, co mówił ich wróg, było prawdą, to ta istota myślała i działała, jak Jedi. Induro nie zdążył nawet zareagować, bo nagłe zaburzenie mocy, które wyczuli obaj, zmusiło ich do spojrzenia w kierunku drzwi. Stała tam Era dzierżąc znany Ziewowi miecz świetlny, choć nie był to jej miecz. Przez chwilę straszne podejrzenie ścisnęło Verpinowi gardło, ale wiedział, że to absurd. Gdymy jego mistrz zginął, na pewno by to odczuł. Ale był on w niebezpieczeństwie. I to czuł wyraźnie.

Obaj, cali i bez wyraźnych ran ciętych, dziur w kadłubach i innych wesołych atrakcji. Dziewczyna uśmiechnęła się. Wreszcie miała do tego powód.

- Witam chłopcy. Jeśli myślicie, że kiedyś jeszcze puszczę was gdzieś samych to lepiej zrewidujcie ten pomysł. - stwierdziła przypatrując się czytnikowi kart. Szlak, mogła zabrać jedną kiedy uciekała... powinna była też zabrać Łasucha.

Odpędziła natrętną myśl. Na żale przyjdzie czas potem. Teraz miała coś do zrobienia i mało czasu zanim sytuacja wymknie się spod kontroli. Przez chwilę gapiła się tempo w czerwoną ścianę energii. Nie mogła przecież dać się zatrzymać teraz, tak blisko celu. Przecież ich widziała, byli tuż obok. Dłoń dziewczyny zacisnęła się mocno na mieczu. Spojrzała na broń. Cóż, przeczyło to wiekszości znanych jej praw ale... chyba była dośc zdesperowana żeby spróbować. Aktywowała ostrze i uderzyła nim w barierę. Bariera zadrgała i zniknęła.

- No, koniec wczasów. W drogę! - zawołała.

>>Co tak długo? Coś Cię zatrzymało?<<

W przekazie można było wyczuć nutę humoru, który wracał do padawana. Co prawda nie zdążył nic zrobić, ale nadzieja powróciła. Wciąż żyli i znów byli razem. Tylko Kastar zdawał się nie zauważać zmian zachodzących w otoczeniu. Verpine podszedł do niego i delikatnie potrząsnął.

>>Chodźmy … Jesteś Jedi … Mimo wszystko … I ufam Tobie …<<

Starał się przekazać wraz z pojęciami swoją wiarę i zaufanie do towarzysza.

- Była impreza, jak huragan przeszła nam po pokładzie. - odpowiedziała na wpół wesoło. - Mistrz Karnish dłuuugo się po niej nie podniesie.

Zmierzali w kierunku wyjścia prowadzeni przez fioletowy blask ostrza. Nie mogli sobie pozwolić na marudzenie, bo ich wróg mógł się pojawić w dowolnym momencie i zrobił to. Po minięciu prawie pustych celi i wbiegnięciu po schodach wyjście mieli o kilka kroków. Niby blisko, ale też jakże daleko, bo naprzeciw nich stał dyszący sługus ich głównego przeciwnika z bronią w ręku. To przywołało refleksję, że ich miecze też powinny gdzieś tu być. Tylko po drodze nie mijali żadnych innych odgałęzień do pomieszczeń, gdzie mogły się znajdować, a to prowadziło do wniosku, że albo są w tym pomieszczeniu, albo ma je przy sobie ich gospodarz. Verpine odepchnął od siebie te rozważania. Teraz musieli się stąd wydostać jak najszybciej i na tym trzeba było się skoncentrować. Na zewnątrz mieli większe pole manewru. On nie miał broni, więc tylko przekazał do pozostałej dwójki.

>>RAZEM<<

Poczuł przepływającą i powodującą miłe mrowienie Moc, gdy ją przywołał, żeby całą jej siłą pchnąć przeciwnika w kierunku wyjścia znajdującego się za nim.

Zadziałała instynktownie, na fali spokoju i pustki jakie ogarnęły ją już wcześniej. Odebrała sygnał i zreagowała. Bez komentarza, ostrzeżenia płynnie łącząc swoje działania ze Ziewem D’an uderzyła w żywą przeszkodę Mocą.

Ennrian odbił się od metalowych drzwi, które nie zdążyły się w porę otworzyć. Szybko jednak wstał, tym razem już z włączonym mieczem.

Era rozpoznała ostrze, srebrzyste jak łza, jak warkocz komety. Ogień Durinda, ogień jej ojca. Płynnym ruchem wypuszczając powietrze z płuc postąpiła krok do przodu. Zasłoniła towarzyszy dzierżąc w dłoni fioletowe ostrze Irtona, uniosła je przyjmując pozycje obronną.
Przy pierwszej okazji uciekajcie stąd Ziew. Przekazała w Mocy Verpinowi.
Nie spuszczała wzroku z przeciwnika, nie zaatakowała. Zamiast tego D’an zebrała w sobie Moc poczuła jej prądy, jej spokój i siłę tętniącą w żyłach, pierwotną, prostą. I wystosowała w niej jedną cicha prośbę. Coś tak prostego, naturalnego jak oddychanie.
Tato... słyszysz mnie? Pomóż mi.
I w pewnej chwili nie była pewna do kogo się zwraca, do tej potężnej siły która była jej ojcem i matką, a teraz napełniała ciało dziewczyny spokojem. Czy też do zapisanego w krysztale wspomnienia, ognika istoty, która kiedyś oddała za nią życie. Tak czy inaczej liczyła, że więź z kryształem jeśli nie zwróci jej go to choć złagodzi atak przeciwnika.

Padawan wiedział, co robić. Pozostawało jeszcze tylko zmobilizować Kastara do aktywniejszego udziału w wydarzeniach.

>>KASTAR …<< Niestety, obecny stan Jedi i sytuacja wykluczały delikatne rozwiązania, i spokojną terapię. Verpine szarpnął towarzysza za ramię, wziął zamach i po prostu chciał uderzyć go w twarz. >> … OBUDŹ SIĘ, DO CHOLERY.<< Głośny plask zagłuszył na chwilę dyszenie ich przeciwnika, a towarzyszący mu przekaz można było porównać z okrzykiem.

Ziew trafił w otwartą dłoń Induro, którą ten zasłonił się przed atakiem. Chłopak spojrzał na padawana z miną pt. “Oszalałeś?” Najwyraźniej wrócił do siebie, ale na razie tylko patrzył się na Ennriana nie podejmując żadnych działań. Verpine wyczuwał w nim zwątpienie. Nie wiedział co robić. A padawan nie czuł się na siłach, żeby teraz odbudowywać jego poczucie wartości. Uścisnął tylko dłoń, która powstrzymała jego cios.

>>Gotów? Ucieczka!<<

Odwrócili się w kierunku stojących naprzeciw siebie Ery i Ennriana, którzy ciągle mierzyli się wzrokiem, jak wytrwni szermierze oceniający możliwości przeciwnika przed zadaniem pierwszego ciosu. Czas jakby zwolnił, a powietrze stało się gęste od napięcia.

- Tym razem Karnish was nie uratuje - Ennrian powiedział cicho, może nawet bardziej do siebie niż do Jedi. Na jego twarzy pojawił się uśmiech maniaka, a prawa dłoń, w której trzymał miecz lekko zadrżała.

Mroczny zrobił krok w kierunku Ery i nagle spadł na nią szybki i silny cios, który z trudem sparowała. Ku swojemu zdziwieniu zauważyła, że nie poczuła siły uderzenia, a przecież musiało być mocne. Kolejne dwa ciosy Ennriana również zdołała zablokować, a nawet sama zaatakować. Radziła sobie nadspodziewanie dobrze, pozostawał tylko problem, że Ennrian nie oddalał się od wyjścia dalej niż na kilka kroków.

Padawan wyczuł moment ataku, jak wszyscy w pomieszczeniu. Atak … blok … blok … atak … ostrza spotykały się na moment krótszy od mgnienia oka i odskakiwały od siebie. Stopy przesuwały się po posadzce w tańcu śmierci. On z Induro cofnęli się trochę, żeby nie ograniczać pola manewru Erze. Był dziwnie pewien, że w tej walce ktoś zginie. I najlepiej by było, gdyby nie był to nikt z ich trójki. On z Kastarem nie mieli zbyt wielu możliwości. Brak mieczy prawie przekreślał ich przydatność w walce. Ale "prawie" nie oznacza "całowicie". W końcu mieli Moc za sprzymierzeńca "… a potężny jest on …", jak stale powtarzał Mistrz Yoda. Być może krótka dekoncentracja przeciwnika Ery będzie wystarczająca, żeby go zmusić do zmiany pozycji i odblokowania ich drogi ucieczki. Obserwacja kilku pierwszych ciosów pozwoliła na wyczucie rytmu tej walki, jej tempa. Oczy Jedi i padawana spotkały się, jakby pomyśleli o tym samym. Skoncentrowni zaczęli przemieszczać się po ścianą, zajmując dogodną pozycję i czekając na odpowiedni moment, aż Era nie będzie im zasłaniała przeciwnika.

>>Teraz …<<

Jedno z krzeseł poleciało w kierunku … drzwi, a moment po nim następne pchnięcie posłało za nim ich przeciwnika.

Era była skupiona, zestrojona z Mocą reagowała na każdy kolejny ruch przeciwnika. Szło jej dobrze, aż sama siebie nie poznawała. Irton miał rację, coś musiało być w tym mieczu, coś co właśnie ratowało jej tyłek. Przynajmniej na razie. Czas uciekła szybko i dziewczyna czuła na karku jego oddech. Jeszcze chwila i będzie musiała przejść do ofensywy, inaczej cały plan nie będzie wart więcej niż garść piachu na pustyni.
Wtem pochwyciła spojrzenie Ziewa, podążyła za nim i... już mieli plan.
Dziewczyna zdwoiła siły i koncentracje. Gdyby wróg się choć zachwiał może mogłaby go zredukować do parteru. Otworzyć im drogę do ucieczki. D’an starała się cały czas pamietać o co walczy. O życie, przetrwanie i ucieczkę dla nich wszystkich. I jesli przydarzy sie choć najmniejsza okazja wykorzysta ją. Niezależnie od tego jak boleśnie kusiło srebrne ostrze, jak tęskniła za tym by znów wziąć je do reki i poczuć się jak małe dziecko trzymające za dłoń swojego tatę. Służba jest wszystkim. Ta zasada wpisywała sie w życie Jedi. I dziewczyna zamierzała być jej posłuszna.

Krzesło spełniło swoje zadanie i drzwi się otworzyły, ale Mroczny zamiast przez nie wylecieć upadł w progu. Gdy wstał wciąż tarasował przejście. Wyglądał też na coraz bardziej złego.

Trzeba było działać szybko zanim się podniesie i rzuci na nich z całą zajadłością.
- Razem! Zawołała Era do obu swoich towarzyszy i pchnęła Mocą w Ennriana usiłując wyrzucić go przez otwarte drzwi. Jeśli miał się na nią rzucić jak wściekłe nexu niech to zrobi na zewnątrz. Padawan natychmiast dołączył do niej. Nadzieja dodawała mu sił, a powiew gorącego powietrza z pustyni zdawał się nieść najsłodszy zapach, wolność.

Ennrian mógł być potężny, ale nawet musiał ulec jednoczesnemu atakowi trójki Jedi. Wyleciał przez drzwi, chociaż nie bez oporów. Wyraźnie było czuć, że spodziewał się takiego kroku ze strony przeciwników i starał się mu zaradzić, ale po prostu nie mógł. Droga na zewnątrz stanęła otworem. Przynajmniej chwilowo.

Udało się. Dziewczyna miała głeboka ochotę odetchnąć, odprężyć się. Jednak to nie był dobry moment. Tak niewiele brakowało, tym bardziej musiała być skupiona. Mieli szansę wyjśc z tego domu w komplecie. Nie mogła jej zaprzepaścić.
- Na statek! - poleciła Era ruszając do drzwi, po czym dodała już ciszej. - Zabezpieczam tyły.
Przy każdym swoim ruchu pilnowała żeby być pomiędzy wrogiem a bezbronnymi towarzyszami.

Chwila wystarczyła, żeby i oni wydostali się na zewnątrz w ślad za wypchniętym przez nich przeciwnikiem. Ziew zawachał się przez moment. Nie chciał zostawiać towarzyszki sam na sam czerwonym ze wściekłości Ennrianem, który właśnie odzyskał równowagę. Ale teraz nic więcej nie mogli zrobić, jak tylko najszybciej dostać się na statek i uwolnić ją od obowiązku osłaniania ich. Ramię przy ramieniu ruszyli biegiem w kierunku ich pojazdu, który stał niedaleko. Sekunda … dwie … trzy … gdzieś za sobą słyszeli dźwięk stykających się promieni mieczy świetlnych i wiedzieli, że muszą dopaść Ambasadora najszybciej, jak się da. Tym bardziej, że trochę z boku zauważyli toczącą się inną potyczkę … mistrza Karnisha i Tamira z tym, którego widzieli w korytarzu ich byłego już więzienia.

>>Pilotuj<<

Krótki przekaz do Kastara ustalił role. Po chwili wpadli na pokład i Jedi udał się do kokpitu, a po chwili znajome, narastające buczenie generatorów oznajmiło, że niedługo będą gotowi do startu. Zaś padawan dopadł stanowiska sterowania uzbrojeniem. Migające diody oznajmiły gotowość, a na ekranie pojawił się obraz otoczenia z siatką celowniczą. Sprawnymi, płynnymi ruchami obrócił wieżyczkę i uchwycił sylwetkę walczącego z Erą człowieka dokładnie na skrzyżowaniu linii.

>>Pora<<

Przekaz do Ery miał mu umożliwić ostrzelanie Ennriana, żeby dać jej czas na ewakuację. Gdy tylko pojawiła się na pokładzie, ten sam manewr musieli powtórzyć natychmiast z Karnishem i Tamirem.
 
Smoqu jest offline