Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2011, 21:40   #142
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Wczoraj podlegaliśmy królom i chyliliśmy czoła przed cesarzami. Dzisiaj klękamy tylko przed Prawdą.




Alaska, Alaska, Alaska - nie mógł pozbyć się jej obrazu ze swojej głowy. Za każdym razem, gdy niemal udawało mu się zepchnąć ją na dalszy plan wracała jeszcze silniejsza, ze wzmożoną siłą nacierała na jego umysł. Serwowała mu slajdy i nie pozwalała skupić się na zadaniu. Wspólne wizyty u psychiatry, grzebanie pod maską starej półciężarówki, zakupy robione raz na miesiąc, picie schłodzonego piwa na werandzie, podrzucanie drewna do kominka - te optymistyczne wizje nie pasowały do Baldricka. Jego analityczny umysł nie był na to przygotowany. Nigdy nawet nie myślał o porzuceniu swojego życia, praca w Wydziale Specjalnym dawała mu satysfakcję i choć charakter miał ciężki i niewielu ludzi go lubiło, napędzany przez swoje ego czuł, że jest tam niezbędny. A może raczej to praca była potrzebna jemu? Coś w czym mógłby się zatracić po śmierci żony? To by było proste i dobre wytłumaczenie, lecz przecież jeszcze za jej życia potrafił poświęcić wiele by rozwiązać śledztwo o ile tylko potrafiło go ono zainteresować. Jeśli więc tylko praca dla niego znaczyła ciężko mu było choćby rozważać jej porzucenie, przynajmniej do niedawna. Teraz wyglądało to inaczej, w miejscu, które było jego drugim domem, nie było już bezpiecznie. Policja siedziała w kieszeni kolejnego magnata przestępczego półświatka Metropolis. Biorąc to pod uwagę perspektywa wspólnego życia na Alasce była kusząca i nie mógł jej odmówić. Szczególnie, że zdołał polubić już impulsywną Goodman i wymazał myśl, że jeszcze niedawno postrzegał ją jako żeńską wersję Granda. Szczerze mówiła co myśli i być może to właśnie było tak istotne. Mógł polegać na swojej Partnerce. Podczas rozmowy z Claire nie kłamał, nie wierzył, że wciąż los tkwi w ich własnych rękach, on to wiedział. Dlatego Alaska była realna. Mogli być zmuszeni do współpracy z Astarotem i jemu podobnymi, ale mieli własną wolę. Anioł sam przyznał, iż ludzie są istotami fascynującymi. Dlaczego więc tym razem to człowiek nie miałby oszukać mieszkańców Metropolis? Wszystko było możliwe.

***

Elegancko ubrany i uśmiechnięty Baldrick był mocnym kontrastem dla brudnego, przerażonego i pogrążonego w chaosie miasta. Wizyta u Natashy, a już w szczególności jej finał, nieco nim wstrząsnęła jednak nie na tyle by miał stracić swą odwagę i rozwagę. Widział już tyle rzeczy w ciągu pracy nad swym ostatnim śledztwem, że nawet, gdyby spotkał za rogiem Jezusa, zapewne kiwnąłby mu jedynie głową i odszedł w swoją stronę.

Nie niepokojony przez nikogo wszedł do budki telefonicznej i wybrał numer. Baldrick był typem człowieka, który osobistych uraz nie wybaczał, dobrze zapamiętywał każdą osobę, która starała się pokrzyżować jego plany. Właśnie dlatego do końca mierzył się z Grandem, który wykazywał się ogromną wręcz niesubordynacją. Dlatego też miał zamiar odegrać się na największym zboczeńcu tego miasta. Jeśli bowiem ktoś decydował się zaleźć mu za skórę, w dodatku czyniąc jego życie na długi czas wyjątkowo trudnym do zniesienia, nie ważne czy był policjantem, aniołem czy demonem w garniturze przedszkolanki - musiał ponieść konsekwencje.

- Hallo. - Znał ten głos już doskonale, Van Der Askyr ciężko było zapomnieć, szczególnie, że spotykał ją ostatnimi czasy coraz częściej.

- Witaj Emily - przemówił nawet radosnym tonem detektyw - Zlecenie na Hesusa wciąż aktualne?

- Tak.

- Gdzie mam się z nim umówić? -
spytał przygotowując się na kolejne rytualne wyciąganie z niej informacji.

- Znajdź miejsce i poinformuj nas o nim - odparła tym swoim pozbawionym uczuć wyższych tonem - Najlepiej z daleka od ludzi. Może on coś wyznaczy.

- Załatwione. Wasz osobisty wabik da wam znać.
- Roześmiał się. - Mam nadzieję, że zatroszczycie się o niego.

- To czekam na kontakt
- powiedziała Emily najwyraźniej niezbyt skora do żartów, pod tym względem dzieciaki Astarota wydawały się niezwykle nudne, aż dziw, że Terrence nie przeszedł takiej drastycznej przemiany.

- Do usłyszenia Emily - rzekł na koniec i rozłączył się.

Teraz pozostawało mu już tylko porozumieć się z Hesusem, numer znał na pamięć, od bardzo długiego czasu przygotowywał się do tego by znów z nim porozmawiać. Oczywiście, zapewne powinien zająć się czymś innym, może czymś mniej niebezpiecznym, ale wizja martwego De Sade'a była tak kusząco, że musiał to egoistycznie pragnienie spełnić. Skoro Astarot chciał zrobić coś, co przysłuży się im obu, gotowy był na pełną współpracę.

- Mam nie-przyjemność z Hesusem? Czy ktoś mnie przełączy? - spytał Baldrick od razu, gdy po drugiej stronie usłyszał szmery, nikt mu nie odpowiedział, ale miękki głos w tle dawał mu jasno do zrozumienia, że nie pomylił numerów - To ja, Terry. Mam propozycję.

- Cześć Baldrick, kochanieńki -
powiedział z niekrytą radością w głosie, a może i nawet dawką niezdrowego podniecenia - Czyżbyś odkrył w sobie homoseksualne ciągotki? Czy dzwonisz w interesie?

- Interes dziwnie brzmi w twoich ustach.
- Baldrick zaśmiał się donośnie, ale po chwili wrócił do głównego wątku. - Do rzeczy Hesus. Mam informacje, które mogą się wam przydać i chętnie się nimi podzielę. O ile jesteś zainteresowany Astarotem.

- Interes w moich ustach wcale nie brzmi dziwnie. Brzmi rrrrrozkosznie - Hesus umyślnie przeciągnął nieco ostatni wyraz, sama rozmowa z podtekstem musiała mu sprawiać nie lada przyjemność - A co do Assa to zawsze jestem zainteresowany.

- Jestem niezłym zbokiem Hesie
- skomentował Terrence - Powiem ci gdzie jest i co planuje Astarot, ale w zamian chce gwarancji. Nie chodzi o moje życie. Chcę żebyś pozostawił przy życiu pozostałych, którzy zajmowali się sprawą Tarociarza. Ja praktycznie i tak już nie żyję.

- Kochaniutki, ich życie będzie z mojej strony niezagrożone - miękkim głosem zapewnił go Hesus - Ale może wpadnij do mnie do klubu na kieliszek to to obgadamy.

- Nie - krótko odrzucił propozycję - Ostatnim razem nie musiałem nawet wchodzić do środka by spotkać twoją dziewczynkę. Wolę neutralne miejsce.

- Dobra -
zgodził się Hesus - Mam fajny lokal. Nazywa się Gayzer. Wiesz gdzie to jest?

- Twój lokal? -
powiedział z naciskiem Baldrick - Mówiłem o neutralnym miejscu.

- Nie mój. Mały. Neutralny. Troszkę pluszowy.


- Taki, gdzie będę czuł się bezpiecznie i będę pewien, że żadna postronna ofiara z partii cywilów nie oberwie, gdy jednak postanowisz mnie zabić. To jest neutralne miejsce - wyjaśnił mu detektyw.

- Zaproponuj więc miejsce.

- Co powiesz na Red Hook?
- spytał Baldrick, który sam nie chciał się tam wybierać, jednak mocno zainteresowany był reakcją De Sade'a - Od wybuchu już nikt tam nie zagląda, a ja mam sentyment do tego miejsca. Tam spotkałem Astarota, tam mogę go sprzedać.

- Szaleństwo - rzekł Hesus - To miejsce jest kompletnie nie stabilne. Ja i ty powinniśmy się trzymać od niego z daleka. Spotkajmy się na moście brooklińskim, w połowie drogi. - Jego reakcja mówiła sama za siebie, Red Hook od feralnego wybuchu nie było już tym samym miejscem, a skoro nawet De Sade nie chciał tam zaglądać to rzeczywiście mogło tam być niebezpiecznie.

- Myślałem, że lubisz ryzyko Hesie, ale ok. Most będzie w porządku - przystał wreszcie Baldrick.

- To teraz o której i kiedy?

- Jutro o 22:00.

- To jesteśmy umówieni złotko. Wypachnij się jakoś
- rzucił tym swoim klasycznym tonem Hesus.

- Spoko, ty też. Do zobaczenia.

- Ciao.


Na twarzy Baldricka pojawił się uśmiech, pakował się właśnie w coś co, jak większość zadań związanych z Metropolis i jego zarządcami, poważnie go przerastało. Mimo wszystko nie bał się, nie rozmyślał o konsekwencjach, choć dopuszczał do siebie smutne zakończenie tej jakże ciekawej historii. Z drugiej jednak strony Astarot go potrzebował, choćby zaprzeczał i upierał się, iż sam jest zdolny doprowadzić sprawę do końca. Jeśli oczekiwał ich pomocy, to znaczy, że dopuszczał możliwość niepowodzenia. Poza tym Baldricka potrzebował nie tylko do tego, chciał przecież również i odzyskać swoją cenną esencję, a w takim razie Terrence musiał pozostać żywy. Szczególnie, że stracił już zarówno Brooka jak i Jess. Druga rozmowa telefoniczna z Emily nie była zbyt długa i nie warto poświęcać jej miejsca choćby z uwagi na poziom rozmowności panny Van Der Askyr, choć na sam jej koniec podzieliła się z detektywem informacją nader istotną, a zarazem dziwnie brzmiącą.

- Będziemy tam. Bądź ostrożny i jakkolwiek głupio to zabrzmi weź ze sobą słoik z krwią dziewicy. To wylane na niego może dać ci trochę czasu, gdyby coś poszło nie tak.


Zastanawiał się tylko, gdzie w tej chwili znajdzie jakąkolwiek dziewicę i gdzie w ogóle powinien rozpocząć poszukiwania? W żłobku? Przedszkolu? Kościele? Powinien dzwonić do eks księdza Alvaro? Gdyby miał to zrobić wcześniej, gdy jeszcze Nowy Jork czy nawet całe Stany Zjednoczone nie były pogrążone w nieładzie i strachu, problem byłby mniejszy. To właśnie w takich czasach tandetny podryw w stylu - Zróbmy to, jutro już możemy nie żyć kochanie - zaczynał działać, a sondaż poparcia dla twardo trzymających się swoich przekonań dziewic drastycznie spadał i zarazem zastępy partii z każdą chwilą malały. Gdzie miał więc szukać do cholery?

- Terry żyjesz? - w słuchawce odezwał się głos jego dobrego przyjaciela Stablera, który najwyraźniej był mocno zaniepokojony.

- Żyje, żyje - odparł spokojnie detektyw.

- Jezu, Baldrick! Gdzie ty się podziewasz? Strepsils nie przestaje być na ciebie wściekły od jakichś trzech dni! Mamy na komisariacie ostry zapieprz, każdy glina się przyda. Przez SF ludzie szaleją.

- Nie mogę pomóc, mam teraz swoje problemy - odrzekł Terrence.

- Masz jakieś kłopoty? - spytał Stabler - Bo wydaje mi się, że nie są to zwykłe problemy. Jeśli mogę ci jakoś pomóc to wal.

- Dysponujesz może krwią dziewicy? Nie mówię tu o twojej żonie -
powiedział i roześmiał się.

- Zabawne. W lodówce powinien stać jeszcze garnek świeżo wyciśniętej dziewicy z Teksasu, możesz się poczęstować.
- Patolog przerwał na moment, ale w końcu podjął ponownie poważnym tonem - Chcesz żartować? Ok, ale w razie czego możesz na mnie liczyć.

- Wiem Theo, więc może... - przerwał w połowie, jego spojrzenie utkwiło na podniszczonym plakacie - Theo, wykładasz jeszcze na uniwersytecie medycznym? Mam sprawę.

***

400 dolarów - tyle dokładnie kosztował go plan, którą miał zamiar wdrążyć w życie. 1/3 tej sumy poszło na dwóch studentów poleconych przez Stablera, natomiast reszta na przekupienie paru osób oraz zorganizowanie odpowiedniego sprzętu. Przyszli lekarze, którzy mu towarzyszyli, początkowo dopytywali się dlaczego właściwie coś takiego im zlecił, ale gotówka pokazana przez detektywa zamykała im usta. Nic dziwnego, zważywszy, że przeciętny student medycyny jeszcze przez wiele lat spłaca swoje długi względem uczelni. Jeden z nich był łysym, wysportowanym Afroamerykaninem, drugi natomiast był biały i jego najważniejszą cechą była ogromna dawka żelu, która znajdowała się na jego głowie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NvD3h4etv0c[/MEDIA]

Odnalezienie miejsca nie zajęło im długo, zresztą zajmowany przez ich cele budynek nie był zbyt duży, za to od razy przywitał ich wielki transparent Międzynarodowy Zlot Fanów WoW 2012. Nie pamiętał kiedy ostatnio widział tak dużą liczbę ludzi pozbawionych normalnego życia, bandy nastolatków zaaferowanych jakimiś komiksami, ale do towarzystwa dołączali jeszcze mężczyźni po 40., którzy właśnie wymieniali się spostrzeżeniami na temat poziomu detali figurki niejakiego Arthasa, a także różnic w zachowaniu tegoż bohatera przed jak i po przemianie. Ci ludzie tkwili w tym miejscu, wiedzieli co wydarzyło się w SF, a także jakie są tego konsekwencje w ich mieście, lecz grupa wytrwałych postanowiła pozostać na zlocie. To mógł być w końcu ich ostatni. Odrealnieni - to właśnie słowo cisnęło się teraz na usta. Baldrick patrzył na to wszystko z niekrytą fascynacją i zadowoleniem.

- Panowie, dobrze trafiliśmy - powiedział do zatrudnionych studentów - Bierzemy się do roboty.

Taktyka była bardzo prosta, otóż pierwszy etap polegał na znalezieniu typowego no life'a, który wciąż mieszka z matką, a kobiety widuje jedynie na swoim monitorze. Warto dodać, że była to najprostsza część zadania. Następnie należało przekonać taką osobę do tego by poświęciła im czas.

- Wydział Specjalny. - Baldrick w czarnych okularach na nosie zamachał przez jednym z graczy swoją legitymacją, zarówno on jak i jego dwaj pomocnicy sprawiali wrażenie ludzi bardzo poważnych.

- Wyyy-wyyydział specjalny? - zapytał wybrany przez niego cel - O co chodzi?

- Rząd obserwował cię, wykazałeś się niezwykłą inteligencją, a my poszukujemy takich osób. World of Warcraft to nie tylko gra, ale również badania prowadzone na szeroką skalę, nieświadomie rozwiązałeś wiele trudnych zagadek matematycznych przez nas wprowadzonych. Widzielibyśmy cię w naszych szeregach.


- Zaraz, zaraz... - zaczął nieco nie pewnie mężczyzna - Chcecie mi powiedzieć. że w Stargate Universe to nie było zwykłe kłamstwo dla dodania smaczku? Rzeczywiście rząd w ten sposób odnajduje...

- Rekrutów - dokończył za niego Baldrick - Zgadza się. Dwaj lekarze za mną, doktor Hutch oraz doktor Houser zadadzą panu kilku pytań oraz zbadają krew. O ile jest pan zainteresowany współpracą.

Etap drugi zakładał rozmowę z studentami, którzy choć początkowo zachowywali się jak dwa wyciągnięte z Zoo szympansy, teraz stanęli na wysokości zadania. Zachowywali spokój i dokładnie przeprowadzali wywiad zgodnie z zaleceniami Baldricka. Wypytywali o wiele rzeczy, przebyte choroby, rodzinne przypadłości, pracę, wizyty w różnych krajach i wiele innych, w tym między innymi o aktywność seksualną. Wielu rekrutów próbowało ich okłamać, lecz pod mocnym gradobiciem pytań w końcu przyznawali się do prawdy. Ostatnim zaś elementem było pobranie krwi, na co ostatecznie zgodziło się dwanaście osób. To była dobra liczna. Dwunastu krwawych apostołów wylądowało w ampułkach, a potem w kieszeni Baldricka. Rekruci zostawili swoje dane, zaś Terry poinstruował ich kiedy i gdzie powinni zadzwonić. Ojciec Granda nie będzie miał zapewne powodów do radości.

***

Uzbrojony w niecodzienną broń, Baldrick Wieczny Łowca, podążał w kierunku mostu brooklińskiego, chciał go sprawdzić, poobserwować, tak by nie dać się zaskoczyć Hesusowi, by przygotować się na kilka rozwiązań. Poza tym czuł, że taka forma odsapnięcia przyda mu się, odrobina samotności i chłodna kalkulacja. Mógłby spróbować zająć się poszukiwaniem ciężarnej, ale w tej chwili nie mógł już korzystać z zasobów policyjnej bazy danych. Gdyby się uparł mógłby poprosić o pomoc Stablera albo nawet swojego syna, który również pracował w NYPD, jednak nie chciał mieszać ich do tego. Tak długo jak sami nie wepchnęli się w śledztwo Tarociarza i nie wpadli w nie po uszy, powinni być częściowo bezpieczni. Pozostało mu więc dowiedzieć się co nieco o moście, może za pomocą palmtopa także znajdzie jakieś pożyteczne informacje. Poza tym dobrze byłoby się dowiedzieć co piszą o wydarzeniach w Nowym Jorku.
 
__________________
See You Space Cowboy...

Ostatnio edytowane przez Bebop : 12-06-2011 o 17:36.
Bebop jest offline