Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2011, 23:16   #17
Shooty
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Jones nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Właśnie wydalili go z pracy. Z pracy, dzięki której ledwo utrzymywał swoją rodzinę, z pracy, którą kochał ponad życie, a często nawet nie brał urlopów, byle tylko móc robić to, co kochał. Mimo wszystko, po prostu go wyrzucili. Wykopali na zbity pysk, nie przejmując się jego prośbami i usilnym błaganiem. Bez skrupułów. Jednak to nie był największy problem. Zdecydowanie teraz przeważał kłopot z wyżywieniem dzieci i żony. Nie miał żadnej innej pracy dorywczej, a jego wysokie wykształcenie nie znaczyło już tak wiele jak kiedyś.

Ale jak to się w ogóle stało? Był jednym z najznamienitszych pracowników laboratorium, on najlepiej z nich wszystkich znał się na zastosowaniu tysięcy chemicznie niezwykle niebezpiecznych substancji. Chociaż może to przez ten ostatni obiekt eksperymentów? W mediach aż huczało od plotek na jego temat. Tytan. Wprawdzie Jones nie brał udziału bezpośrednio w operacjach, ale związki chemiczne, jakie kazano mu przygotować, należały do szczególnie radioaktywnych.

Tutaj zaczerpnął głęboki łyk z podstawionego mu przez barmana drinku. Wysokoprocentowa wódka z domieszką kilku soków. Przepyszne w jego mniemaniu, a do tego nadawało się idealnie na okazję. W końcu świętuje dzisiaj dzień zwolnienia z ukochanej pracy. Siedzący obok niego facet w kapturze wziął to samo, więc niewątpliwie on też miał swoje duże bądź małe problemy. Jaki ten świat jest mały…

- Pracuje pan u doktora Greenwald’a, jak mniemam? – zagadnął nieznajomy.

- Pracowałem, a skąd pan wie? – zdziwił się Jones. Nie przypominał sobie ani sylwetki, ani głosu zakapturzonego. – Nigdy nie widziałem pana w laboratorium.

- Kiedyś często je odwiedziałem – odparł wymijająco. – Za co pana wydalili?

Wprawdzie nie zamierzał się zwierzać, ale wódka dodała mu odwagi.

- Właściwie to nie mam pojęcia. Jednego dnia wszystko było okej, a drugiego wylądowałem na bruku. Do tego nie popełniłem ostatnio żadnego błędu, a moja kartoteka jest czysta jak łza. Poza tym w pracy powinien trzymać mnie jeszcze kontrakt, ale na fakturze otrzymałem jakieś pierdolone zwolnienie warunkowe.

- Jak sądzę, jest pan zły? Głupie pytanie, każdy by był wściekły – odpowiedział sobie nieznajomy, zaczerpując kolejny łyk trunku.

Jones dokończył drinka i natychmiast poprosił o kolejnego.

- Wie pan co? Tak między nami to chciałbym się teraz spotkać z moim byłym pracodawcą. Chciałbym, żeby poczuł jak to jest zostać kopniętym w twarz i wysłanym na zbity pysk. Jebany choleryk, wiecznie zakręcony, a nawet dobrego pracownika zwalnia. Za to co zrobił, nienawidzę go jak psa.

Zakapturzony odłożył swoją szklankę i podrapał się po głowie.

- Myślę, że jesteśmy w stanie sobie pomóc… Otóż, ja też mam pewne niemiłe sprawy związane z panem Greenwald’em i nie zamierzam ich tak po prostu zostawić.

Zaintrygowany i zaciekawiony Jones szczerze czekał na ciąg dalszy wypowiedzi, w międzyczasie dopijając drugiego drinka.

- To jak? Wchodzi pan? – nieznajomy odwrócił głowę w stronę Jones’a, a jego srebrne oczy zaiskrzyły się pod wpływem światła.


*******



- Jak już Państwa informowaliśmy w tym tygodniu doszło do wielu przeszukiwań, a świeżo ustalona godzina policyjna wydaje się początkiem nowej epoki dla nas, mieszkańców Los Angeles – komentowała Kate Marilyn, za tło mając ujęcia z kamer przemysłowych ukazujące patrole policyjne przeprowadzane na terenie miasta. – Jest to niezrozumiałe zachowanie mundurowych zwłaszcza, że oprócz nieprzyjemnego incydentu z Tytanem nie doszło do zbyt wielu zawirowań przestępczości. Na ten temat porozmawiamy z naszym gościem, komendantem miejscowego posterunku, panem Edwardem Netherem. Dlaczego nasze małe państwo zmienia się w kraj policyjny?

- Nie ujmowałbym tego tak agresywnie, ot po prostu mamy we własnym interesie dobro mieszkańców. Według wojskowych naukowców, którzy brali udział w operacjach związanych z Tytanem, nie jest on jedynym człowiekiem na Ziemi, posiadającym nadludzkie zdolności. Ponadto, takie osoby są wśród nas, więc patrole mają na celu tylko ujawnienie ich tożsamości.

- Czyli ludzie obdarzeni takimi umiejętnościami również muszą zostać zlikwidowani? Czy wojsko chce pozbyć się każdego takiego człowieka?

- O nie, nie, źle mnie Pani zrozumiała. Chcemy im po prostu pomóc, pomóc usunąć z nich te dziwne moce, przez które nie mogą być normalni. Do tego, co ważniejsze, jest to absolutnie darmowe i bezbolesne doświadczenie.

- Czy wszyscy mieszkańcy Los Angeles mogą spodziewać się przeszukania w najbliższym czasie?

- Bardzo prawdopodobne, choć nasze fundusze są ograniczone i nie jesteśmy w stanie przeprowadzić tak dużej liczby patroli, w tak krótkim czasie.

- No nic, dziękuję za rozmowę. Kate Marilyn, LA News.


******



Quentin Arrowhead jak każdego ranka wstał i ruszył do pracy. Jako, że akurat dzisiaj Calvin był na wyjeździe, o otworzenie muzeum musiał zatroszczyć się sam z maleńką pomocą pewnych narzędzi zwanych kluczami. Niedługo później stał już przed dębowymi drzwiami swojego miejsca pracy, powoli je odsłaniając, ale ku jego zdziwieniu usłyszał za plecami chrząknięcie.

Stało tam dwóch brzuchatych policjantów.

- Dzień dobry, my w sprawie przeszukania muzeum – odparł bezpłciowo jeden z nich.

Quentin ściągnął brwi w akcie zaskoczenia.

- Nie przypominam sobie, abyśmy ostatnio otrzymali powiadomienie o przewidzianej kontroli.

- Niech pan się nie przejmuje, to po prostu rutynowe przeszukanie, których nawiasem mówiąc pełno w LA.

Arrowhead ponownie zmarszczył czoło, ale i tak nie mógł powstrzymać dalszego przebiegu sytuacji. Chyba, że chciał wylądować za kratkami.

- No nic, proszę wchodzić.


******



Lekcje skończone. Jak zawsze w tygodniu, o tej samej porze, Tommy szedł przez boisko szkolne w kierunku domu. Ciągle zastanawiał się nad tajemniczą historią z impulsem elektrycznym, ale za nic nie mógł znaleźć do tego jakiegoś logicznego rozwiązania. Ostatecznie uznał, że jego „kolegów” mógł kopnąć prąd z najbliższej skrzynki rozdzielczej, ale była to odpowiedź bardzo nierealna. Tak rozmyślając, spacerował dalej, gdy nagle czyjaś ręka szturchnęła go w ramię. Odwróciwszy głowę, od razu dowiedział się, kto to taki. „Koledzy” i nikt inny.

- No co, cwaniaku? – oświadczył ze strachem w głosie dryblas. – Myślałeś, że my tacy tępi jesteśmy? Od razu zrozumieliśmy co jest grane – stwierdził i, jakby bojąc się kolejnego impulsu, odskoczył lekko w tył. Nie widząc jednak zagrożenia, ponownie poruszył się do przodu. – To ty to zrobiłeś. To przez ciebie kopnął nas prąd! Jesteś niczym ten gościu z telewizji, jak mu tam… ten Tytan, o!

Po ciele Novaka przeszło mrowienie. Czyżby to rzeczywiście była prawda?

- Nie wiem, o co wam chodzi.

Jednak dryblas i jego koledzy zdążyli poczuć się już pewniej, widząc brak agresywniejszej reakcji ze strony swojej ofiary.

- Oj, dobrze wiesz! I wiesz co? Od teraz codziennie będziemy dostawać od ciebie po pięćdziesiąt dolców. A jeśli zdecydujesz się jeszcze raz użyć tej swojej sztuczki, to chyba lekarze domyślą się, że coś tu jest nie halo – mięśniak uśmiechnął się zadowolony z przebiegu sytuacji. – Nie masz wyjścia, co? I nic dziwnego. Sam siebie wkopałeś, jełopie – wyzwał go ostatecznie, po czym w otoczeniu rechotu swoich koleżków zawrócił w stronę rodzinnej dzielnicy.


******



Alex Morgan spacerował po placu budowy, w międzyczasie zapytując robotników o postępy w pracach. Na jego nieszczęście, jeden z nich okazał się szczególnie towarzyszki i gadatliwy, toteż już kilka minut po szybkim zapoznaniu się, zasypał go tysiącami słów i setkami zdań. W ciągu tych zaledwie kilku chwil, Alex zdążył dowiedzieć się wszystkiego o sposobie zakładania rusztowania i odpowiedniej obróbce metali. Natrętny typ.

- No i, wi pan. Tu ważna jest przede wszystkim precyzja i łudpowiedni dobór sprzęta. Na przykład, o, tamten tam. On nic nie umi, jak tak dolej byndzie rubił, to wszystko pójdzie w pizdu. Sam pan widzi – tu wskazał na pracownika niestarannie mocującego belki metalu. Dusza towarzystwa zarechotała nieprzyjemnie. – Zara usłyszy pan duże bum.

Niestety, w tym samym czasie pod źle przymocowanymi belkami przechodziła młoda kobieta. Co ważniejsze, jedna z nich, najbardziej wysunięta, wyślizgnęła się z wiązów niekonsekwentnego robotnika, szybko spadając w dół. Niewątpliwie, jeśli nikt nic nie zrobi, dziewczyna zostanie przebita w ułamku sekundy.


******



Alison, jak zawsze wykładała przedmiot swoim podopiecznym, gdy nagle do sali wkroczył pułkownik Reaper. Ku jej zdziwieniu wręczył jakąś kartkę A4.

- Z całym szacunkiem, ale co to jest? – zapytała lekko zdezorientowana.

- A nie, to nic wielkiego – machnął ręką pułkownik. – W ramach niesławnego programu policyjnego musi pani zgłosić się na krótkie badania. Są do wykonania i tutaj, w naszym laboratorium wojskowym, ale wolałbym, aby poczekała pani z tym do jutra. Może być ciężko, a został jeszcze cały dzień pracy – tu mrugnął porozumiewawczo.

- Przepraszam, ale właściwie po co te badania?

- Musimy sprawdzić, czy w pani ciele nie ma żadnych nietypowych odgałęzień, które zarówno nam jak i naszemu Tytanowi przysporzyły ostatnio wiele problemów. Są to rzeczy szkodliwe dla środowiska i musimy się przed nimi bronić. No nic, proszę dalej wykonywać swoją pracę, a ja idę wręczyć kolejne arkusze. Do widzenia.


******



Curtis ryglował szybko wrota garażu, starając się ochronić przed ścigającą go już od pewnego czasu policją. Niestety, tym razem mu się nie udało, a już po kilkunastu sekundach przez bramę przebił się policyjny radiowóz. Na szczęście, zanim pasażerowie wysiedli, on zdążył przeskoczyć do następnego pokoju. W sąsiedniej Sali usłyszał szybkie kroki i przeładowania magazynków. Wiedział, że za chwilę tu wejdą, a on ma niewiele czasu, aby coś wykombinować. Zastanawiał się, czy jest sposób na umknięcie karzącej ręce sprawiedliwości, gdy nagle jego ręce sczerniały, a palce powoli wydłużyły się, tworząc cienkie, ale jak się wydawało ostre kluski. Co to jest, do jasnej cholery?


******



Matthew spał słodko, leżąc w wygodnym łóżku, gdy nagle obudziło go głośne pukanie do drzwi. Zdecydował się je zignorować i znowu zapaść w błogą egzystencję, ale pukanie się powtórzyło. W końcu zirytowany powoli podniósł się z łoża, ale to co stało się później, sprawiło, że serce mu na chwilę stanęło.

- Panie Abate, proszę otworzyć, my z nakazem przeszukania.

Kurwa, psy.


******


Nero ubrał się elegancko, szykując do umówionej randki. Kilka godzin temu zadzwonił do Laury, a ta natychmiast zgodziła się na spotkanie, za cel obierając najbliższą restaurację. Oczywiście, młodzieniec nie zamierzał odpuszczać, toteż przygotował najlepsze ze swoich ubrań, po czym wyszedł z domu. Na miejscu zastał piękną, jak zawsze, dziewczynę. Ubrana w krótką czerwoną suknię, niewątpliwie kusiła go, oj kusiła, ciut za mocno.
 

Ostatnio edytowane przez Shooty : 11-06-2011 o 23:23.
Shooty jest offline