Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-06-2011, 16:00   #11
 
DominikVs's Avatar
 
Reputacja: 1 DominikVs nie jest za bardzo znany
Nastawiony w telefonie budzik zaczął wygrywać pierwsze nuty „Nothing ele matters” – ulubionej piosenki Tommy’ego. Jednak o 7.00, po nocy spędzonej na graniu, wydawały się one symfonią irytujących brzdęków. Chłopak z miną męczennika sięgnął po telefon i nastawił budzik na kolejne 5 minut. Po raz piąty, czy szósty.

-Tommy! Wstawaj, bo się spóźnisz! – Odezwał się głos mamy z kuchni.

Młody Novak zwlekł się z łóżka, mamrocząc pod nosem coś o samobójstwie, drapiąc się przy tym po pośladkach. Ubrał się, spakował kanapki i już chciał wyjść do szkoły, ale zawróciło go oskarżycielskie:

-Nie pożegnasz się już ze swoją starą matką?- po czym wywracając oczyma wrócił, by ucałować Hannę Novak, która wychowywała go samotnie od 14 lat.- Trzymaj się synku- powiedziała, gdy wychodził.
Matka zawsze była dla niego nadopiekuńcza. Może dlatego wyrósł na szkolnego „chłopca do bicia”. Właśnie fakt codziennego poniżania zamieniał jego życie w piekło. Mimo tego, że był zdolny i lubił się uczyć, nienawidził szkoły. Zawsze czuł się inny. I w gruncie rzeczy tak było: wrażliwy i zdolny, był dla innych łatwą ofiarą do wyładowania agresji.
Dzisiejszy dzień nie należał do wyjątków. Lekcje, przeplatane prawdziwą szkołą przetrwania. Tommy starał się jak mógł, żeby stopić się z tłumem, jednak nie był mistrzem kamuflażu: długie włosy, czarne ubrania z naszywkami i pieszczochy na nadgarstkach stanowczo wyróżniały się pośród kolorowych ciuchów pseudo-skate’ów.
W czasie długiej przerwy, zamiast iść na stołówkę, siedział w ciemnym kącie pustego prawie korytarza. Pochłonięty jedzeniem kanapek, mając słuchawki na uszach, nie zauważył nadciągającego niebezpieczeństwa.
-Ściągnij to, jak do ciebie mówię, gnoju.- usłyszał, gdy czyjaś ręka trzepnęła go w tył głowy, strącając słuchawki.-Ostatnio miałeś farta, ale dzisiaj ci naklepiemy.- oświadczył tępy dryblas, co wywołało niepohamowaną salwę śmiechu jego dwóch przygłupich sługusów. Złapany w kącie nie miał szans na ucieczkę, więc postanowił nie dawać im satysfakcji. Z jego dość regularnych obserwacji wynikało, że bezbronna ofiara szybciej im się nudzi.
Tommy został zaciągnięty do śmierdzącej szczynami toalety, gdzie skopali go i zbili. Gdy wił się na posadzce coś w nim jednak pękło. Kumulowana od wielu lat złość i bezradność przepełniły miarę. Po kręgosłupie przeszło go mrowienie, które rozchodząc się po całym ciele przybierało na sile, jak fala tsunami, tylko po to by na końcu uderzyć o ląd z potworną siłą. Tak też się stało – impuls przechodząc po ręce wyrwał się z niego, uderzając w najbliższego z oprawców, następnie przeskakując pozostałych dwóch powalił ich na brudne kafle szkolnego kibla. Wyczerpany Novak stracił przytomność.
Obudził się w szpitalu, gdzie zobaczył czuwającą nad nim matkę.
-Co ja tu robię? -spytał, nie wiedząc, co się z nim działo.
-Przywieźli tu jeszcze trzy osoby z twojej szkoły. Lekarze mówią, że poraził was prąd. Jeden z chłopców jest trochę poturbowany, na szczęście ciebie musiało tylko lekko kopnąć, bo nie masz nawet śladów porażenia. W szkole była inspekcja, ale nie znaleźli żadnego przebicia.-Wytłumaczyła matka, przeczesując palcami jego długie włosy.-Jeszcze dzisiaj mają was wypuścić, jak tylko przyjdą wyniki kilku badań.
Ale Tommy czuł, że nie wszystko z nim w porządku.
 
__________________
Lepiej zaliczać się do niektórych niż do wszystkich.

Ostatnio edytowane przez DominikVs : 02-06-2011 o 20:10. Powód: Zbyt epicka scena walki. Sry wszystkim, których wprawiłem w kompleksy ;)
DominikVs jest offline  
Stary 02-06-2011, 20:44   #12
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Tak jak się spodziewał, ludzie w autobusie rozmawiali o super bohaterze, żelaznym jak każdy most w mieście. Alex wciąż nie mógł się nadziwić ile można gadać o zakończonym i raczej mętnym temacie. Ścisk, smród oraz upał mimo późnej godziny, nie polepszało warunków jazdy. Jakiś stary, śmierdzący grubas machał mu pachą przed twarzą, ponieważ trzymał się jednego z uchwytów, dziewczyna po jego prawej wbijała mu łokieć pod żebro, a bezlitosna blacha wpijała mu się w plecy. Nie ma co, mimo ponad 4 tysiącleci, autobusy wciąż były walką o przetrwanie.

Po ponad godzinnej jeździe przez korki o tak późnej porze, dotarł do domu styrany, śmierdzący i podenerwowany. Do tego naprzeciw jego domu budowano kolejny sklep i znając życie, z samego rana rozpoczną pracę i nie dadzą mu się wyspać. Co prawda dopiero postawili zbrojenia, ale każdy robotnik był mistrzem robienia hałasu. Alex otworzył sobie drzwi do kamienicy i wdrapał się na 3 piętro, gdzie miał mieszkanie. Budynek należał do firmy i oddawali do dyspozycji mieszkania swoim pracownikom lub stażystom. Chwilowo mieszkał w niej tylko Morgan oraz stara babcia zarządzająca całym budyneczkiem.

Powiedzenie „ Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej” miało doskonałe odbicie w odczuciach Alexa. Mieszkanie było skromne: 3 pomieszczenia, łazienka, kuchnia połączona z salonem oraz sypialnia. Umeblowanie również nie szokowało, ot tego co można się spodziewać po mieszkaniu stażysty. Kiepskiej klasy meble, mały telewizor, co prawda LCD ale nie zmieniało faktu że marne 32’ nie było marzeniem 23 latka. Jedyne czym się wyróżniało to pełna lodówka oraz dosyć drogie, doskonale grające kino domowe, skutek ponad 3 letnich oszczędności. Alex zmęczonym krokiem podszedł do lodówki i wyciągnął wczorajszą pieczeń. Do dziś w duchu dziękował, że nauczył się gotować. Bardzo pożyteczna umiejętność. Mikrofalówka okazała się chętna do pomocy i po chwili leżał na kanapie, jedząc obiad oraz oglądając wiadomości. Oczywiście: Iron Man był głównym tematem.
Po szybko zjedzonym posiłku, pomaszerował do łazienki a następnie do łóżka. Jutro nie było opcji żeby się spóźnił. Włączył auto uruchomienie na wieży po czym poszedł spać…

******

Ryk głośników zbudziłby i trupa. Bogu dzięki że w kamienicy był sam, inaczej już dawno byłyby na niego skargi. Nie śpiesząc się, wstał powoli z łóżka po czym rozpoczął poranne ćwiczenia. Nie zajmowały one długo, a pomagały utrzymać dobrą formę i jako taki wygląd. Po godzinnych ćwiczeniach wziął prysznic po czym zjadł kanapki, przygotował się do wyjścia i po wyłączeniu wszystkiego rozpoczął swój codzienny bieg na autobus.

Tak jak się spodziewał, robota naprzeciwko ruszyła już pełną parą. Rusztowania były już rozłożone, a robotnicy sprawiali wrażenie że coś robią. Alex przeszedł na drugą stronę ulicy, ponieważ po jego stronie drogi, chodnik był prawie że nie do przejścia. Krzywy jak po wojnie, zarośnięty, wygląda jak cześć trawnika. Przechodząc obok rusztowania, zastanawiając się co będzie robił w pracy, usłyszał krzyk z góry. Podniósł głowę w momencie gdy w jego kierunku mknął metalowy obiekt, nie był pewien co to było dokładnie. Morgan zamarł w miejscu i jedyne co mu zdążyło przemknąć przez myśl, to chęć rozproszenie przedmiotu na nieszkodliwe części. Wtem, zdarzyła się rzecz zupełnie niespodziewana: zamiast morderczego pocisku, obsypał go deszcz malutkich metalowych kuleczek, nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Nie miał jednak czasu na zastanawianie się co się stało, bo właśnie zobaczył autobus w oddali.
Już w pojeździe, stwierdził, że prawdopodobnie na chwilę odpłynął i zasnął na stojąco i to wyobraźnia spłatała takiego figla. Potrząsając głową nad swoją głupotą, Alex usiadł na jednym z siedzeń i przygotowywał się psychicznie na kolejny dzień pracy.
 
necron1501 jest offline  
Stary 04-06-2011, 00:47   #13
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Poranne piątkowe wiadomości były dokładnym powtórzeniem tego co Alison widziała wczoraj. Tytan uciekł i był żądny krwi.
- Przypomina mi to śmierć Michaela. Tylko o tym wtedy trąbili - powiedział niemrawo Mark dziabiąc widelcem w naleśnikach.
- Prędzej Elvisa... - mruknął Mardock, a gromadka się uśmiechnęła łapiąc aluzję.
Jednak tym razem nie było im do śmiechu. Kiedy ktoś wsadza palec w oko Wujka Sama, to Wujcio możliwie szybko pragnie spłacić ten dług i używa w tym celu wszystko co ma. A właściwie - wszystkich których ma, bo w końcu mowa o żołnierzach.
- Mi to bardziej przypomina marvelowskiego Hulka - Alison zmarszczyła teatralnie brwi - Hulk zły, Hulk miażdżyć - parsknęła wzgardliwie - Serio, o ile dobrze pamiętam to było powiedziane, że to jakiś mądry facet, a zachowuje się jak popapraniec z krwi i kości. Jeśli nie przestanie szaleć, to z chęcią sprzedam mu kilka kulek cięższego kalibru.
- Oho, ktoś uderzył w drażliwy ton
- Leiber odchylił się tworząc palcami krzyżyk.
- Nie wygłupiaj się. Nie mów, że nie uważasz tej rzezi za coś osobistego?
- No wiesz, myślę, że nie miał lekkiego tygodnia - Mark użył jak najdelikatniejszego głosu, by nie wywołać wybuchu siostry.
- Huh... No niby... - Alison spojrzała na migające na ekranie zdjęcia ciężarówki i eskorty. A właściwie tego co z nich zostało - Każdy mógł się wściec po takim potraktowaniu...
***

Już wchodząc do sali nie spodobała jej się panująca tam totalna cisza, ale dopiero gdy weszła do środka i kopnęła nogą balonik poczuła się naprawdę słabo. Podłoga była przepełniona balonikami połączonymi w pary i z kółeczkami narysowanymi w taki sposób by przypominały piersi. Każdy z chłopaków na swoim miejscu obejmował lub trzymał na kolanach lovedoll. Gdy weszła stanęli na baczność przytulając panienki w biodrach. Cały obrazek uzupełniał napis nad ich głowami “Asy aerodynamiki”. Alison zaparło dech w piersiach. Nie żeby nie potrafiła sobie z tym poradzić, ale kątem oka zauważyła sylwetkę zbliżającą się do okienka w drzwiach. Gdy Alison odwróciła wzrok w ich kierunku krew odpłynęła jej z twarzy, to nie był byle ktoś, tylko pułkownik Reaper - człowiek który przed snem odmiawiał regulamin wojskowy zamiast pacierza, a kodeks karny uważał za wybitną lekturę obowiązkową. Ta oto osobistość właśnie zbliżała się do drzwi z zamiarem wejścia w ten burdel. Sekundy dłużyły się w nieskończoność, a Alison miała okropne poczucie nieuchronności kataklizmu. Wstrzymała oddech i wypięła pierś zbierając całą swoją odwagę na stawienie czoła nadchodzącemu tsunami.
Drzwi się otworzyły. Pułkownik Reaper wszedł i rzucił wzrokiem na planszę po której biegało stado lasek z oryginalnego Słonecznego Patrolu - Alison nawet ich nie zauważyła. Następnie przeniósł wzrok na nadal stojących żołnierzy, którym miny zdążyły zrzednąć. Na koniec spojrzał na Alison. Uśmiechnął się.
- Gratuluję, tak świetnie przygotowanych zajęć jeszcze nie widziałem. Proszę kontynuować, pani major
- po krótkim odwzajemnionym salucie odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Alison myślała, że mózg jej się zaraz przegrzeje i wyleje uchem w postaci melasy. Co właściwie się stało? Czy to był jakiś chory dowcip? Czy Reaper wogóle wiedział co to poczucie humoru?
Spojrzała po pobladłych twarzach swoich uczniów.
- Lekcja odwołana. Posprzątać tutaj i stawić się o 20.00 na poligonie w pełnym rynsztunku.
Po czym sprężystym krokiem wyszła na korytarz, by upewnić się przed samą sobą czy pułkownik nie wyskoczy z kartką “Prima aprilis”. Co by było naprawdę niezwykłym zaskoczeniem biorąc pod uwagę kalendarzową odległość tego święta. Jednak nic takiego się nie stało, a brak nagany z ust generała skłonił ją do omówienia całego zajścia z przyjaciółmi.

***

Powietrze po całym dniu było nagrzane i pachnące. Mark z Leiberem właśnie rozkładali 4 leżaki na środku poligonu. Mardock, gdzieś w oddali niósł brzdąkający szkłem plecak. Grupka mężczyzn stała przed Alison w pełnym odzieniu, wypchanymi po brzegi 40-litrowymi plecakami i karabinami w dłoniach. U każdego z nich u stóp leżała kukła, które dzięki uprzejmości kolegów z zaopatrzenia mogła pożyczyć w ramach zajęć z udzielania pierwszej pomoc. Manekiny także ważyły swoje.
- Chłopcy, jestem wzruszona waszym bezmyślnym gestem. Myślę, że przebieżka pomoże wam uzupełnić niedobory tlenu w mózgu, by się więcej to nie powtórzyło. Proszę. Kukły na barki i biegacie dookoła. Pozwalam na wesołe śpiewy.

Kiedy ruszyli Alison udała się na leżak i opadła na niego bezsilnie. Leiber wręczył jej piwo, a z innego leżaka dobiegł krzyk Mardocka:
- Cieszcie się, że za tę fuszerkę nie dostaliście gorszej kary! Tehe. Baloników im się zachciało - upił pierwszego łyka by oczyścić gardło - AMATORZY!
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 04-06-2011 o 02:33. Powód: zmiana we wcięciach
Eyriashka jest offline  
Stary 06-06-2011, 19:26   #14
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
-Niezwykły „Tytan”, jak ochrzciły go media zbiegł dopiero co z transportu do tajnej bazy wojskowej, gdzie przewożono go w niewiadomych celach. Nasi współpracownicy ustalili, iż w trakcie ucieczki człowiek z żelaza poczynił wielkie szkody na rzecz konwojentów. Gdzie teraz przebywa? Co się z nim dzieje? Jeśli ktokolwiek widziałby….
Wyłączył telewizor. Nie mógł znieść tej pierdolonej papki o tym rzekomym „Tytanie”. Takie robienie wody z mózgu. Takich ludzi nie ma, to musi być jakaś sztuczka. Miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. Szykował się właśnie do transportu córki bossa mafii Meksykańskiej, która skończyła właśnie Amerykańskie studia. Lukratywny kontrakt, ustawiłby Curtisa na najbliższe miesiące. Przejrzał papiery. Uzupełnił muzykę na iPodzie. Po chwili pędził już w stronę odbioru przesyłki.

---

Zajechał pod apartament „przesyłki” bawiąc się sprzęgłem, aby go usłyszała. Widział jej zdjęcia. Jednym słowem była nieziemska. Cóż, zaraz się o tym przekona. Wyjął papierosa, narzucił na głowę kaptur i wysiadł z auta, opierając się o niego, aby zapalić. Nie dopalił papierosa nawet do połowy, gdy wyłoniła się z budynku. Cóż to było za ciało. Długie nogi, przystrojone w buty na niebotycznie wielkim obcasie, świetny tyłeczek ozdobiony kusą mini, z pod której wystawała koronka pończoch. Obrazu dopełniał jędrny biust skryty pod minimalistyczną namiastką koszulki oraz piękne, kasztanowe włosy. Umarłego by poruszyło… Shout nie miał tego luksusu. Musiał zachować profesjonalizm. Z tym mocnym postanowieniem podszedł do niej i nie podnosząc kaptura zapytał:
-Julia? Córka Ferando Retriquo?
-Mhm – Od tego głosu wymiękł. Cały jego profesjonalizm diabli wzięli, a głos uwiązł mu w gardle. Wkurwiony na taki obrót rzeczy zdobył się jedynie na kiwnięcie w stronę samochodu, po czym wsiedli i pomknęli ku górom południowej ameryki.

---

Mimo, iż obeszła się bez przeszkód, była to jedna z najtrudniejszych przepraw Curtisa. Latynoska piękność siedząca na miejscu pasażera swoimi nogami skutecznie odwracała jego uwagę. Tak go wzięło, że dwa razy niemal wylądował na skale w ciasnych przesmykach górskich. Co i rusz go zagadywała, czyniąc miłe dla ego uwagi dotyczące jego jazdy oraz osoby jako takiej. Starał się to ignorować, jednak niezbyt mu to wychodziło. Po prostu nim zawładnęła. W końcu jednak dojechał na umówione miejsce.
Mustang Saleen wolno, z gracją wtoczył się na stację benzynową. Nieopodal zaparkowane były dwa Jeepy Cherooke oraz Rolls Royce Phantom z klasycznie przyciemnianymi szybami. ‘Lubi sobie jebany latynosik dogodzić…’, przyszło mu na myśl. Czas jednak dobić transakcji. Zarzucił kaptur na głowę, po czym wraz z dziewczyną wysiedli z auta. Ta z miejsca pobiegła do ojca. Zostawiając Shouta daleko w tyle, po drodze minęła dwóch gorylów „bossa”, którzy nieśli walizkę Curtisowi. Otworzyli ją przed nim. Była niemal pusta. Na dnie leżała koperta. Zerknął na nich podejrzliwie. Kiwnęli zachęcająco na walizkę, a ten podniósł do oczu kopertę i otworzył. W środku były tylko trzy słowa: „Business is business…”. Podniósł powoli wzrok. Akurat na tyle, aby zmierzyć się oko w oko z pistoletem kalibru 9 mm lokalnego szeryfa Avengersów. Splunął mu pod buty i rzucił się w panicznej ucieczce do samochodu. Rozległo się kilka huków, zaś Curtis poczuł trzy piekące ukłucia, jakby ktoś ciął go na odlew. Krzycząc z bólu śmigał jednak do auta jak najprędzej, aż zamknął za sobą drzwi i wdusił pedał gazu. Nie wierzył, że przeżył. Plecy piekły go, jak diabli. Musiał oberwać kulkę. Nie krwawił jednak. Ba, nawet oddychał normalnie, a wyraźnie czuł postrzał w okolicy płuc. Jedynie piekło jak diabli.

---

Wjechał do systemu jaskiń. Nawet pomimo odniesionych ran nie odpuścił pola organom ścigania. Wjechał z pełną prędkością w załom i zniknął im z oczu. Parkował właśnie w jednej ze swoich kryjówek. Zaparkował auto w zaimprowizowanym podziemnym garażu, po czym wysiadł i obejrzał swoje nagie plecy w bocznym lusterku. Zamarł.
Na jego plecach, w miejscu postrzałów pojawiły się trzy czerwonawe narośla z jakiejś biomasy. To w nich tkwiły kule, które były przez nie stopniowo wypychane. Odepchnął się w zdumieniu od auta i zaczął krążyć zastanawiając się, co to może być…
 
Bachal jest offline  
Stary 07-06-2011, 14:38   #15
 
Dreak's Avatar
 
Reputacja: 1 Dreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie cośDreak ma w sobie coś
I znów ta melodia, i znów ten "tytan". Matt wstał i nie słuchał nawet reszty wiadomości. Jedyne co go teraz martwiło to brak pieniędzy. Nie chciał prosić Jenn, byłoby to takie upokarzające. Już widział jej wzrok kiedy będzie sięgać do portfela.

-Niee. -Pomyślał.

Ubrał się, chwycił paczkę papierosów i bez słowa wyszedł. Nie zamierzał wybierać się na żadne wycieczki. Usiadł na ławce, przy pobliskim boisku do koszykówki. Była chyba sobota bo dużo małych gnojów, które powinny być o tej godzinie w szkole, rzucało piłką. Odpalił papierosa i zaczął się zastanawiać skąd wziąć pieniądze. Nagle za rogu wyszła znajoma mu sylwetka. Matt bez zastanowienia wstał i przechwycił piłkę od tych dzieciaków. Z cała siła wycelował w jego głowę. Jakimś cudem piłka idealnie trafiła w bok jego czaszki, a siła uderzenia sprawiła że ta odbiła się też od ściany. Oszołomiony chłopak stał przez chwile bez ruchu. Matt szybkim uderzeniem zgięcie kolana powalił go i zmienionym głosem zaczął.

-I co teraz śmieciu?!
-Mówiąc to sięgnął do jego kieszeni i wyjął paczkę marihuany.
-Chciałeś sprzedać to tym dzieciom skurwysynu? Wiesz co Ci grozi?

-N..Nie.. - Odpowiedział przerażony chłopak.

-Zgnijesz w pierdlu a ja osobiście dopilnuję byś dostał "miłego" współlokatora w celi. Będzie bolało.. i to bardzo.

-Proszę.. ja.. nie..


W tym momencie Matt nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.

-MATT TY GNOJU! -Mężczyźni najwyraźniej się znali.

-Proszę.. ja.. nie.. haha. Ale z ciebie cipa Patrick. -Odpowiedział nadal rozbawiony Matthew.
-Potrzebuję kasy.

-Ja też, wyobraź sobie. Chyba że.. hymm.. masz to i idź do szkoły. Na przerwie w toalecie będzie na Ciebie czekać koleś z kasą. 50 procent twoje. Może marny interes, ale mam dość wrażeń jak na dziś.

-Nie ma sprawy. -Matt długo nie zastanawiając ruszył w stronę pobliskiej szkoły.

-Zobaczymy kto jest cipą.. -Rzucił pod nosem Patrick z wyraźnie złośliwym uśmiechem.

Nim Matt zdążył wejść do szkoły rozległ się dzwonek. Licealistki w krótkich spódniczkach wręcz go otoczyły. Kilka z nich nawet przyglądała się przybyszowi. Nie miał teraz na to czasu. Wszedł do toalety i zobaczył mężczyznę trochę za starego jak na liceum. Jednak potrzebował tych pieniędzy. Musiał zaryzykować.

-Masz?-Spytał. Wyjął pieniądze i dał je Mattowi.

-Tak. -Rzucił na umywalkę grubą torbę.

Jego przypuszczenia niestety się sprawdziły. Nim się zorientował ten przypiął go do rury.

-No to wpadłeś. -Mężczyzna wyraźnie ucieszony z akcji, zaczął mówić coś przez radio.

Matt szarpał się i ściskał rękę lecz stalowa bransoletka nie ulegała. Zobaczył przed oczami twarz Jenn bo tylko dla niej jeszcze się liczył. Ostatni raz szarpnął zrozpaczony. To co się stało było niezwykłe. Jego dłoń bez problemu wyślizgnęła się z kajdanek.

-Połamałem ją? -Pomyślał zdziwiony cała sytuacją.

Spojrzał na dłoń. Nie wyglądała normalnie. Poprzestawiane kostki i kości. To co stało się później było jeszcze dziwniejsze. Dłoń powoli wracała do swojego pierwotnego stanu. Policjant odwrócił się by zobaczyć co z Mattem, jakie było jego zdziwienie gdy zobaczył go wolnego. Chwycił za broń, ale Mattowi udało mu się w jakiś sposób ją wyrwać, po czym z całej siły uderzył go nią w twarz. Wyskoczył z toalety jak poparzony. I zaczął taranować młodzież zebraną w ciasnym korytarzu. Chłopak wyrzucił jaskrawo zieloną bluzę do kosza, właściwie i tak za nią nie przepadał ale to był prezent od jego siostry, i ruszył do wyjścia. Drzwi były zamknięte, to skomplikowało sprawę. Policjant był tuż za nim. Zdecydował się na dość ryzykowny krok. Spojrzał na grupę dziewczyn która wcześniej bacznie mu się przeglądała i uśmiechała. Pewnym krokiem ruszył ich stronę i bez słowa pocałował jedną z nich. Dziewczyna lekko oszołomiona nie obroniła się. Wmieszał się w tłum. Policjant wyglądał na zdenerwowanego, rozglądnął się i wspiął na górę. Śliczna brunetka odepchnęła go od siebie i uderzyła.

-Co Ty sobie wyobrażasz?! -Krzyknęła wściekła.

-Wybacz, właśnie skarbie uratowałaś mi życie. -Uśmiechnął się do niej i odpowiedział z właściwą dla niego arogancją.

Nie czekając na odpowiedz, przemknął z powrotem do toalety. Było tam mało okno przez które mógł się wymknąć.
Mimo tej całej sytuacji miał pieniądze, a do tego towar.

-Niech no ja Cię dorwę Patrick. -Powiedział ze wściekłością. I ostatni raz spojrzał na swoją dłoń.
 
__________________
"If you want to make God laugh, tell him about your plans."
Dreak jest offline  
Stary 09-06-2011, 17:12   #16
 
Eleywan's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znanyEleywan nie jest za bardzo znany
Taaa... kolejne pierdoły dotyczące tego wykreowanego przez media nad człowieka. Ruszyłem w stronę parku. Rozmyślałem ciągle nad tym co powiedziała młoda Rosjanka, a raczej nad tym co zrobiła, czyli uciekła. Moich nostalgicznych myśli nie przerywały urywki muzyki lecące z głośników czy też odgłosy samochodów. Jednak jakimś cudem dosłyszałem krzyk w oddali.

-Złodziej!.- Po krzyku usłyszałem pisk tej samej dziewczyny. Gdy się obejrzałem, zauważyłem fragment aktu porwania torebki, a następnie złodzieja szarżującego przez park. Ruszyłem za nim, mimo iż byłem sprawną fizycznie osobą, gdy już prawie miałem go na wyciągnięcie ręki, opryszek bardzo zwinnie wgramolił się na skuter i wyrwał z pełną mocą, na jaką pozwalała mu "kosiarka". Jednak coś mi mówiło, żebym nie zaprzestawał pościgu, tak też uczyniłem. Dziwnym trafem wyprzedziłem rozpędzony skuter w ciągu króciutkiej chwili. Ten ze strachu, a może bardziej ze zdziwienia spadł z pojazdu lodując twarzą w torfie, którym pobliski ogrodnik nawoził drzewa. Z zakrwawioną twarzą, wstał . Momentalnie znalazłem się przy kolesiu i wymierzyłem mu kopniaka i uderzenie pięścią. Ten jednak padł na ziemie ze śladami co najmniej kilkunastu co by wskazywało na to iż z nieludzką prędkością musiałem mu wymierzyć, nad przeciętną ilość uderzeń w ciągu krótkiego okresu czasu. Nie rozumiałem tego co się stało, było to aż nadto dziwne, porównywać można było jedynie to co się mi przytrafiło jedynie z akcją pana Tytana.
-No nic.-Powiedziałem podświadomie na głos i ruszyłem do okradzionej kobiety, w zasadzie nie musiałem nigdzie być bo "sama" przyjechała do mnie, jeżeli by nie liczyć dwóch radiowozów policyjnych. Wytłumaczyłem co się stało, panom policjantom i następnie mogłem spokojnie pokonwersować z nowo "poznaną" dziewczyną, które była dość urodziwą brunetką, jasnej karnacji, średniego wzrostu, o praktycznie książkowych kształtach.
-Dziękuje.....-Tu w jej wypowiedzi nastąpiła przerwa, jakby spodziewała się, że powiem swoje imię.
-Nero.-Wyciągnąłem dłoń w kierunku nieznajomej, a ta radośnie nią potrząsnęła.
-Wiesz, śpieszę się teraz, ale zapraszam cię na drinka.-Pogrzebała w torebce i wręczyła mi wizytówkę.
-Proszę, zadzwoń pod ten numer, wiszę ci martini.- Nie zdążyłem się odezwać. A kobieta ruszyła biegiem gestem wołając taksówkę, zresztą w której po chwili znikła.
A ja zostałem sam, wlepiając swoje błękitne ślepia w wizytówkę. Laura Borderwing, pisarka, co? Przynajmniej tak pisało na karteczce.
 
Eleywan jest offline  
Stary 11-06-2011, 23:16   #17
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
Jones nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Właśnie wydalili go z pracy. Z pracy, dzięki której ledwo utrzymywał swoją rodzinę, z pracy, którą kochał ponad życie, a często nawet nie brał urlopów, byle tylko móc robić to, co kochał. Mimo wszystko, po prostu go wyrzucili. Wykopali na zbity pysk, nie przejmując się jego prośbami i usilnym błaganiem. Bez skrupułów. Jednak to nie był największy problem. Zdecydowanie teraz przeważał kłopot z wyżywieniem dzieci i żony. Nie miał żadnej innej pracy dorywczej, a jego wysokie wykształcenie nie znaczyło już tak wiele jak kiedyś.

Ale jak to się w ogóle stało? Był jednym z najznamienitszych pracowników laboratorium, on najlepiej z nich wszystkich znał się na zastosowaniu tysięcy chemicznie niezwykle niebezpiecznych substancji. Chociaż może to przez ten ostatni obiekt eksperymentów? W mediach aż huczało od plotek na jego temat. Tytan. Wprawdzie Jones nie brał udziału bezpośrednio w operacjach, ale związki chemiczne, jakie kazano mu przygotować, należały do szczególnie radioaktywnych.

Tutaj zaczerpnął głęboki łyk z podstawionego mu przez barmana drinku. Wysokoprocentowa wódka z domieszką kilku soków. Przepyszne w jego mniemaniu, a do tego nadawało się idealnie na okazję. W końcu świętuje dzisiaj dzień zwolnienia z ukochanej pracy. Siedzący obok niego facet w kapturze wziął to samo, więc niewątpliwie on też miał swoje duże bądź małe problemy. Jaki ten świat jest mały…

- Pracuje pan u doktora Greenwald’a, jak mniemam? – zagadnął nieznajomy.

- Pracowałem, a skąd pan wie? – zdziwił się Jones. Nie przypominał sobie ani sylwetki, ani głosu zakapturzonego. – Nigdy nie widziałem pana w laboratorium.

- Kiedyś często je odwiedziałem – odparł wymijająco. – Za co pana wydalili?

Wprawdzie nie zamierzał się zwierzać, ale wódka dodała mu odwagi.

- Właściwie to nie mam pojęcia. Jednego dnia wszystko było okej, a drugiego wylądowałem na bruku. Do tego nie popełniłem ostatnio żadnego błędu, a moja kartoteka jest czysta jak łza. Poza tym w pracy powinien trzymać mnie jeszcze kontrakt, ale na fakturze otrzymałem jakieś pierdolone zwolnienie warunkowe.

- Jak sądzę, jest pan zły? Głupie pytanie, każdy by był wściekły – odpowiedział sobie nieznajomy, zaczerpując kolejny łyk trunku.

Jones dokończył drinka i natychmiast poprosił o kolejnego.

- Wie pan co? Tak między nami to chciałbym się teraz spotkać z moim byłym pracodawcą. Chciałbym, żeby poczuł jak to jest zostać kopniętym w twarz i wysłanym na zbity pysk. Jebany choleryk, wiecznie zakręcony, a nawet dobrego pracownika zwalnia. Za to co zrobił, nienawidzę go jak psa.

Zakapturzony odłożył swoją szklankę i podrapał się po głowie.

- Myślę, że jesteśmy w stanie sobie pomóc… Otóż, ja też mam pewne niemiłe sprawy związane z panem Greenwald’em i nie zamierzam ich tak po prostu zostawić.

Zaintrygowany i zaciekawiony Jones szczerze czekał na ciąg dalszy wypowiedzi, w międzyczasie dopijając drugiego drinka.

- To jak? Wchodzi pan? – nieznajomy odwrócił głowę w stronę Jones’a, a jego srebrne oczy zaiskrzyły się pod wpływem światła.


*******



- Jak już Państwa informowaliśmy w tym tygodniu doszło do wielu przeszukiwań, a świeżo ustalona godzina policyjna wydaje się początkiem nowej epoki dla nas, mieszkańców Los Angeles – komentowała Kate Marilyn, za tło mając ujęcia z kamer przemysłowych ukazujące patrole policyjne przeprowadzane na terenie miasta. – Jest to niezrozumiałe zachowanie mundurowych zwłaszcza, że oprócz nieprzyjemnego incydentu z Tytanem nie doszło do zbyt wielu zawirowań przestępczości. Na ten temat porozmawiamy z naszym gościem, komendantem miejscowego posterunku, panem Edwardem Netherem. Dlaczego nasze małe państwo zmienia się w kraj policyjny?

- Nie ujmowałbym tego tak agresywnie, ot po prostu mamy we własnym interesie dobro mieszkańców. Według wojskowych naukowców, którzy brali udział w operacjach związanych z Tytanem, nie jest on jedynym człowiekiem na Ziemi, posiadającym nadludzkie zdolności. Ponadto, takie osoby są wśród nas, więc patrole mają na celu tylko ujawnienie ich tożsamości.

- Czyli ludzie obdarzeni takimi umiejętnościami również muszą zostać zlikwidowani? Czy wojsko chce pozbyć się każdego takiego człowieka?

- O nie, nie, źle mnie Pani zrozumiała. Chcemy im po prostu pomóc, pomóc usunąć z nich te dziwne moce, przez które nie mogą być normalni. Do tego, co ważniejsze, jest to absolutnie darmowe i bezbolesne doświadczenie.

- Czy wszyscy mieszkańcy Los Angeles mogą spodziewać się przeszukania w najbliższym czasie?

- Bardzo prawdopodobne, choć nasze fundusze są ograniczone i nie jesteśmy w stanie przeprowadzić tak dużej liczby patroli, w tak krótkim czasie.

- No nic, dziękuję za rozmowę. Kate Marilyn, LA News.


******



Quentin Arrowhead jak każdego ranka wstał i ruszył do pracy. Jako, że akurat dzisiaj Calvin był na wyjeździe, o otworzenie muzeum musiał zatroszczyć się sam z maleńką pomocą pewnych narzędzi zwanych kluczami. Niedługo później stał już przed dębowymi drzwiami swojego miejsca pracy, powoli je odsłaniając, ale ku jego zdziwieniu usłyszał za plecami chrząknięcie.

Stało tam dwóch brzuchatych policjantów.

- Dzień dobry, my w sprawie przeszukania muzeum – odparł bezpłciowo jeden z nich.

Quentin ściągnął brwi w akcie zaskoczenia.

- Nie przypominam sobie, abyśmy ostatnio otrzymali powiadomienie o przewidzianej kontroli.

- Niech pan się nie przejmuje, to po prostu rutynowe przeszukanie, których nawiasem mówiąc pełno w LA.

Arrowhead ponownie zmarszczył czoło, ale i tak nie mógł powstrzymać dalszego przebiegu sytuacji. Chyba, że chciał wylądować za kratkami.

- No nic, proszę wchodzić.


******



Lekcje skończone. Jak zawsze w tygodniu, o tej samej porze, Tommy szedł przez boisko szkolne w kierunku domu. Ciągle zastanawiał się nad tajemniczą historią z impulsem elektrycznym, ale za nic nie mógł znaleźć do tego jakiegoś logicznego rozwiązania. Ostatecznie uznał, że jego „kolegów” mógł kopnąć prąd z najbliższej skrzynki rozdzielczej, ale była to odpowiedź bardzo nierealna. Tak rozmyślając, spacerował dalej, gdy nagle czyjaś ręka szturchnęła go w ramię. Odwróciwszy głowę, od razu dowiedział się, kto to taki. „Koledzy” i nikt inny.

- No co, cwaniaku? – oświadczył ze strachem w głosie dryblas. – Myślałeś, że my tacy tępi jesteśmy? Od razu zrozumieliśmy co jest grane – stwierdził i, jakby bojąc się kolejnego impulsu, odskoczył lekko w tył. Nie widząc jednak zagrożenia, ponownie poruszył się do przodu. – To ty to zrobiłeś. To przez ciebie kopnął nas prąd! Jesteś niczym ten gościu z telewizji, jak mu tam… ten Tytan, o!

Po ciele Novaka przeszło mrowienie. Czyżby to rzeczywiście była prawda?

- Nie wiem, o co wam chodzi.

Jednak dryblas i jego koledzy zdążyli poczuć się już pewniej, widząc brak agresywniejszej reakcji ze strony swojej ofiary.

- Oj, dobrze wiesz! I wiesz co? Od teraz codziennie będziemy dostawać od ciebie po pięćdziesiąt dolców. A jeśli zdecydujesz się jeszcze raz użyć tej swojej sztuczki, to chyba lekarze domyślą się, że coś tu jest nie halo – mięśniak uśmiechnął się zadowolony z przebiegu sytuacji. – Nie masz wyjścia, co? I nic dziwnego. Sam siebie wkopałeś, jełopie – wyzwał go ostatecznie, po czym w otoczeniu rechotu swoich koleżków zawrócił w stronę rodzinnej dzielnicy.


******



Alex Morgan spacerował po placu budowy, w międzyczasie zapytując robotników o postępy w pracach. Na jego nieszczęście, jeden z nich okazał się szczególnie towarzyszki i gadatliwy, toteż już kilka minut po szybkim zapoznaniu się, zasypał go tysiącami słów i setkami zdań. W ciągu tych zaledwie kilku chwil, Alex zdążył dowiedzieć się wszystkiego o sposobie zakładania rusztowania i odpowiedniej obróbce metali. Natrętny typ.

- No i, wi pan. Tu ważna jest przede wszystkim precyzja i łudpowiedni dobór sprzęta. Na przykład, o, tamten tam. On nic nie umi, jak tak dolej byndzie rubił, to wszystko pójdzie w pizdu. Sam pan widzi – tu wskazał na pracownika niestarannie mocującego belki metalu. Dusza towarzystwa zarechotała nieprzyjemnie. – Zara usłyszy pan duże bum.

Niestety, w tym samym czasie pod źle przymocowanymi belkami przechodziła młoda kobieta. Co ważniejsze, jedna z nich, najbardziej wysunięta, wyślizgnęła się z wiązów niekonsekwentnego robotnika, szybko spadając w dół. Niewątpliwie, jeśli nikt nic nie zrobi, dziewczyna zostanie przebita w ułamku sekundy.


******



Alison, jak zawsze wykładała przedmiot swoim podopiecznym, gdy nagle do sali wkroczył pułkownik Reaper. Ku jej zdziwieniu wręczył jakąś kartkę A4.

- Z całym szacunkiem, ale co to jest? – zapytała lekko zdezorientowana.

- A nie, to nic wielkiego – machnął ręką pułkownik. – W ramach niesławnego programu policyjnego musi pani zgłosić się na krótkie badania. Są do wykonania i tutaj, w naszym laboratorium wojskowym, ale wolałbym, aby poczekała pani z tym do jutra. Może być ciężko, a został jeszcze cały dzień pracy – tu mrugnął porozumiewawczo.

- Przepraszam, ale właściwie po co te badania?

- Musimy sprawdzić, czy w pani ciele nie ma żadnych nietypowych odgałęzień, które zarówno nam jak i naszemu Tytanowi przysporzyły ostatnio wiele problemów. Są to rzeczy szkodliwe dla środowiska i musimy się przed nimi bronić. No nic, proszę dalej wykonywać swoją pracę, a ja idę wręczyć kolejne arkusze. Do widzenia.


******



Curtis ryglował szybko wrota garażu, starając się ochronić przed ścigającą go już od pewnego czasu policją. Niestety, tym razem mu się nie udało, a już po kilkunastu sekundach przez bramę przebił się policyjny radiowóz. Na szczęście, zanim pasażerowie wysiedli, on zdążył przeskoczyć do następnego pokoju. W sąsiedniej Sali usłyszał szybkie kroki i przeładowania magazynków. Wiedział, że za chwilę tu wejdą, a on ma niewiele czasu, aby coś wykombinować. Zastanawiał się, czy jest sposób na umknięcie karzącej ręce sprawiedliwości, gdy nagle jego ręce sczerniały, a palce powoli wydłużyły się, tworząc cienkie, ale jak się wydawało ostre kluski. Co to jest, do jasnej cholery?


******



Matthew spał słodko, leżąc w wygodnym łóżku, gdy nagle obudziło go głośne pukanie do drzwi. Zdecydował się je zignorować i znowu zapaść w błogą egzystencję, ale pukanie się powtórzyło. W końcu zirytowany powoli podniósł się z łoża, ale to co stało się później, sprawiło, że serce mu na chwilę stanęło.

- Panie Abate, proszę otworzyć, my z nakazem przeszukania.

Kurwa, psy.


******


Nero ubrał się elegancko, szykując do umówionej randki. Kilka godzin temu zadzwonił do Laury, a ta natychmiast zgodziła się na spotkanie, za cel obierając najbliższą restaurację. Oczywiście, młodzieniec nie zamierzał odpuszczać, toteż przygotował najlepsze ze swoich ubrań, po czym wyszedł z domu. Na miejscu zastał piękną, jak zawsze, dziewczynę. Ubrana w krótką czerwoną suknię, niewątpliwie kusiła go, oj kusiła, ciut za mocno.
 

Ostatnio edytowane przez Shooty : 11-06-2011 o 23:23.
Shooty jest offline  
Stary 12-06-2011, 15:03   #18
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Quentin wstał traydcyjnie o szóstej rano. Wziął prysznic, zjadł płatki z mlekiem i przygotował ubranie. Jak zazwyczaj, biały garnitur, czerwony krawat, białe eleganckie spodnie. Buty. Tu pojawił się problem. Czerwona plama na lewym, czarnym, błyszczącym butku była strasznie widoczna. No cóż. I tak po drodze miał zajść do pralni by oddać garnitur i krawat. Jednak jego druga para butów to nic innego niż żółte trampki Conversa.

No cóż. Uwielbiał te buty, uwielbiał ten krawat i garnitur, więc czemu by tego nie zmieszać? Ubrał się i spojrzał na zegarek ręczny (szwajcarski, tradycyjny, nienawidził tych cyfrowych). Lekko się zdziwił. Szósta trzydzieści. Poszedł do sypialni i spojrzał na budzik. Siódma czterdzieści dwa. Sprawdził który ma racje, ale na pewno to był jego ręczny zegarek, bo Quentin zawsze z wyjściem wyrabiał się w godzinę. Miał rację. Jeden z programów śniadaniwoych w telewizji pokazywał godzinę szóstą trzydzieścidwa. Mało spał, ale nie chciało mu się już na nowo zasypiać. Zdjąl buty i poszedł do sypialni. Przejrzał szuflady obok łóżka. Dawno tam nie zaglądał. Znalazł same skarby. MP3, komiks o Venomie i nóż. Nie byle jaki. Wprowadzając się tu gość który mu sprzedawał mu mieszkanie ostrzegł go, że to dosyć niebezpieczna okolica. Słaby był z niego sprzedawca. Jednak mimo to Arrowhead kupił lokum, a potem nóż wojskowy. W życiu go nieużył przeciw człowiekowi. Kiedy jeszcze nie był taki zmarnowany uczył się tym walczyć, równiez na studiach, jednak ostatni raz miał go w rękach dobre dwa lata temu. Teraz ponownie go chwycił. Genialnie wyważony, pięknie obracał się na dłoni i wciąż był bardzo ostry.

Anglik podładował MP3, włożyl nóż na swoje miejsce i zaczął czytać komiks. Przeczytał go w pare minut. Podszedł do szafy i otworzył ją. Wysunal pudło, mocno zakurzone. Otworzył je. Ujrzał około setkę komiksów Marvela. Dawno ich nie czytał. Przeczytał jeszcze parę. Wychodząc zastanawiał się gdzie wznowi prenumeratę na przynajmniej cztery serie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DEC8nqT6Rrk[/MEDIA]
MP3 działało wciąż. Jazz. Żadnej innej muzyki Quentin nie dażył takim uwielbieniem. Słuchał niemal wszystkiego. Nie lubił dzielić muzyki na gatunki. Gdy doszedł do muzeum zdziwił się ile frajdy dała mu jedna godzina. Jednak mógł się jeszcze cieszyć. Może weźmie urlop? Może znajdzie inna pracę...

Jego niestandardowe rozmyślania przerwali funkcjonariusze Issac i Patrick. Arrowheada kusiło by spytac ich o nakaz, ale wolał się nie narażać.
- A więc? Co panowie chcą sprawdzać. Chyba nie autentyczność eksponatów, bo od tego raczej nie są akurat panowie.
- Nie, nie. Chodzi nam raczej o obsługę, kwestie bezpieczeństwa.
- Cóż, reszta ludzi przychodzi o dziewiątej, a muzeum zostaje otwarte dla ludzi o dziesiątej, więc...

- Więc zaczniemy od pana. - Przerwał mu Patrick, wysoki, gruby i bardzo blady mężczyzna. Quentin nienawidził złych manier. Issac poszedł do portierni obejrzeć monitory od kamer.
- Nie wiem jak się pan nazywa, może się pan przedstawić?
W głowie Arrowhead pojawiło się coś jakby pyknięcie. Czerwona smuga przemknęła mu przez oczy dokładnie w momencie w którym Patrick wypowiedział słowa "Nie wiem jak się pan nazywa". Kłamał. Quentin po prostu to wiedział. Czemu? Zignorował to. Wcześniej wstał, był zmęczony, to przez to.
- Quentin Arrowhead. Jestem zastępcą kustosza, wyjechał i zastępuję go chwilowo. - Odpowiedział grzecznie - Kawy? Herbaty?
- Nie dziękuję, nie lubię rzeczy które uzależniają. A wie pan, nawet czarna herbata może uzależnić. Człowiek słabym jest. - Westchnął wesoło i rozejrzał się dookoła.
Znowu. Czerwony pasek przemknął w momencie w którym policjant skłamał. To było pewne. Jednak coś z uzależnieniami Patrick miał wspólnego.
- Dobrze, więc skoro pański kolega sprawdza bezpieczeństwo to pan ma pewnie do mnie jakieś pytania. - Zgadł Quentin. Chciał to szybko skończyć.
- Tak. Po akcencie zgaduję, że jest pan z Anglii - Uśmiechnął się. Issac gdzieś zniknął.

Czerwień. Znowu kłamał. "Ty to wiesz cwaniaku, a nie zgadujesz. Po co ta gra?" myślał Anglik.
- Tak. Uczyłem się na Oxfordzie, a potem przeprowadziłem do USA.
- Oxford no proszę. Mój siostrzeniec tam się uczy, podziwiam tą uczelnię.
Kłamał! Ile można? Gardził uczelnią na którą nie miał szans w życiu uczęszczać, a siostrzeńca pewnie w ogóle nie miał.
- Od dawna pan tu pracuje? - Ciągnął Patrick.
- Dwa lata z groszami
- Czy miały tu miejsce podejrzane akcje? Chodzi mi zarówno o innych pracowników, jak i zjawiska... nadzwyczajne?

Arrowhead chwile się zastanowił. Czyżby miał na myśli zjawiska paranormalne? Cholera. Coś się z nim działa. Zbieg okoliczności? Oby.
- Nie. Jeśli mam być szczery to jest tu strasznie nudno.

Policjant się uśmiechnął. Nagle pojawił się Issac. Szepnął coś partnerowi do ucha i wyszedł na zewnątrz. Zniknął gdzieś w tłumie porannego pośpiechu.
- No dobrze. Chyba wszystko jest w porządku. Nie było tak źle co nie? - Patrick wyszczerzył zęby - My też nie lubimy takich głupich kontroli, ale robimy to co do nas należy tak by się zbytnio nie naprzykrzać. Żegnam panie Quentin.
- Żegnam.

Arrowhead odprowadził go wzrokiem, po czym zamknal spore drzwi do muzeum. Poszedł do biura. Otworzył szafę w której stał już niemłody telewizor. Włączył go i obejrzał wiadomości. Kłamali. Wiedział o tym.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 12-06-2011, 16:44   #19
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QH3Fx41Jpl4&feature=player_detailpage[/MEDIA]

Pani major przez chwilę przyglądała się wezwaniu. Dopiero chrząknięcie kogoś z sali przywołało ją do porządku. Odłożyła kartkę raptownym ruchem, skupiła wzrok na uczniach i powróciła do urwanego wykładu. Jednajk kartka z wezwaniem ciągle nie dawała jej spokoju wkradając się w myśli i siejąc niepokój. I tak, po raz pierwszy w swoim życiu nie znalazła ulgi w lataniu. Czuła się otępiała i zdecydowania zbyt ciężka jak na szybowanie śmigłowcem. Niby, nie było czym się martwić. Była w końcu normalna, prawda? Po zakończeniu zajęć powlokła się do pokoju. Przed drzwiami czekał Leiber ze skupioną i zafrasowaną miną.
- Dostałem wezwanie - zaczął.
- To chyba żadne wyróżnienie... - mruknęła - Gdzie reszta?
- Zaraz przyjdą.
- Kłamczuch... - nad uchem Alison zabrzmiał głos Marka - Już tu jesteśmy.
Jeden z nich ponaglająco wepchnął dziewczynę do jej mieszkania i zatrzasnęli za sobą drzwi.
- Dobra to co planujesz? - Leiber zajrzał jej w oczy. Cała sytuacja zaczynała być coraz bardziej surrealistyczna. Trójka przyjaciół miała właśnie zamiar jej zrobić jakieś mafijne przesłuchanie połączone z praniem mózgu. Brakowało tylko ponurego, ciemnego pokoju z metalowym kloszem dyndającym nad krzesłem z ofiarą. Alison odsunęła się od niego marszcząc brwi.
- Jak to co? Jestem normalna, pój...
Odchrząknęli.
- No co? - poczuła jak wzbiera w niej złość.
- Wiele o tobie można powiedzieć, ale nikt kto robi porno-lekcje przed Reaperem i wychodzi z tego cało nie jest normalny - Mardock przewrócił oczami.
- To był przypadek - parsknęła bagatelizująco.
- Taki sam przypadek jakim jest Tytan.
Rozłożyła ręce. Była w kropce.
- No to co mam zrobić? Chować się przed wojskiem do końca tej afery i jeszcze dłużej? Jeśli teraz zniknę to będzie oczywiste przyznanie się do winy.
- Może użyj swoich mocy w czasie badań? - zaproponował Leiber.
- Nie. Nawet jeśli ich użyje, to będzie afera. Wyniki to rzecz namacalna, nie jakaś tam... iluzja - Mark się skrzywił.
Dalsza część rozmowy przebiegała bez udziału pani major, która tylko rejestrowała dochodzące do niej informacje.
- To może sfałszuje wyniki? Podsunie kogoś, kto będzie udawał ją.
- Czy ty właśnie zaproponowałeś porwanie?
- Tylko niegroźne uprowadzenie.
- Oh! Genialny pomysł!
Wszystkie pomysły były mniej więcej tak samo dobre. Wyczarowanie iluzji, że niby porwał ją Tytan było wręcz wyśmienite. Miałaby śmigłowiec, bo tym właśnie by ją porwał, i przy odpowiednich manipulacjach informacjami w mediach Tytan by ją znalazł. Jeśli by jej nie zabił za ten przejaw arogancji, to zyskałaby bodyguarda. Problem jednak nie leżał w braku planu, a w samej Alison. Na świecie była jedna rzecz, której szczerze nienawidziła i zawsze stawiała jej czynny opór - spiski. Nigdy nie umiała kłamać, nie potrzebowała. A teraz, do licha ciężkiego, nie tylko miała skłamać przełożonym, rządowi i tylko duchy przodków wiedzą komu jeszcze, ale dodatkowo wciągnąć w to jakiegoś cywila. To było niewykonalne...

***

DiLa wróciła z joggingu o zwykłej porze o której kończyłby się rozruch. Z tym, że dzisiaj wszyscy mieli wolne, by wykonać badania, więc biegała właściwie tylko ona. I jakiś popapraniec, który wykrzykiwał rytmiczne piosenki. Chłopcy ustalili za nią, że musi chociaż spróbować skłamać. Dlatego nie mogąc usiedzieć spokojnie na tyłku postanowiła się spocić. Po kąpieli ubrała się w swój “szczęśliwy komplet”: jeansowe biodrówki i dekoltowaną czarną koszulkę z przebiegającą pomiędzy piersiami strzałką uwieńczoną napisem “Talk here”. Czarne reeboki i chociaż słońce przygrzewało dla przyzwoitości postanowiła założyć jeszcze skórzaną kurtkę. Gdy weszła do kuchni Mark, Mardock i Leiber właśnie rozstawiali talerze. Dzisiaj na śniadanie porządna porcja lodów z bakaliami i kubek smoły, którą Mardock nazywał z niezrozumiałych powodów kawą. Mimo to była ona... pokrzepiająca. Ekipie omal serca nie stanęły, ale na pewno rozkołatane komory odwróciły ich uwagę od wszelkich pozostałych zmartwień. Śmiech rozładował atmosferę. Przynajmniej do momentu, kiedy Alison nie stanęła przed drzwiami do labolatorium. Mark rozłożył zapraszająco ramiona oferując pokrzepiający uścisk.
- Głupi jesteś - Alison lekko go odepchnęła i pokazawszy język weszła dziarsko do środka.

Badania były bardzo skrupulatne. Nie tylko pobierali krew, sprawdzali odruchy, ale także badali wzrok, EKG, EEG i inne. Zatajanie przed grupką jajogłowych wyskakujących na monitorach komunikatów było niemal zabawne. Alison pochłonęło to do tego stopnia, że godzina minęła jej jak z bicza strzelił. Werdykt: jest zdrowa. Wyszła i odetchnęła z ulgą. W drzwiach przybiła subtelną piątkę mijając Marka, przyjęła ciche wiwaty od czekających w kolejce Mardocka i Leibera i ruszyła ku wyjściu. Najpierw spokojnie, potem coraz szybciej, aż w końcu - biegiem. Poczucie winy ją przytłaczało. Chciała się stąd jak najszybciej wydostać. Wybiegła na dwór. Słońce skrywało się wstydliwie za chmurami. Biegła dalej, podświadomie wybierając kierunek. Jednak dopiero mijając klomb białych tulipanów zrozumiała cel swojego pędu. Pokonała kamienne schody skacząc po dwa stopnie na raz. Zatrzymała się dopiero pod ciężkimi mahoniowymi drzwiami na pierwszym piętrze. Zapukała kilka razy i po krótkim “proszę...” weszła. Za biurkiem, jak zwykle siedział Javier Crow w okularach i czytał kolejną historyczną książkę. Mężczyzna starszy od niej o mniej więcej 10 lat, jednak o wybitnych zdolnościach taktycznych i nadludzkim opanowaniu.
Postanowiła sobie darować szopkę z salutowaniem.
- Panie generale, jest coś o czym muszę z panem porozmawiać...
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.

Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 20-06-2011 o 09:51. Powód: dodałam muzyczkę, nie mogłam się powstrzymać :}
Eyriashka jest offline  
Stary 17-06-2011, 19:19   #20
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Alex wstał z łóżka z nieopisaną radością. Była sobota, dobrze po 10 rano. Ostatni tydzień był pełen wrażeń. Najpierw jego nieopisany pech ze spóźnieniem do pracy, jednocześnie trwająca afera z „Tytanem”, który stał się pupilkiem i tematem wszystkich mediów. Choć, dłużej się nad tym zastanawiając, od pewnego czasu nie było o nim żadnych wieści, pewnie gdzieś się chowa po ostatnim wypadku podczas którego zwiał. Tak czy siak, Morgana to nie obchodziło. Miał cały dzień tylko dla siebie, nigdzie mu się nie śpieszyło. Rozpoczął dzień zwyczajowymi ćwiczeniami, tym razem jednak miał więcej czasu na poświęcenie im uwagi. Poranne radio sączące się z głośników umiliło mu następną godzinę rozciągnięć i innych przygotowań. Szybki prysznic i śniadanie. Ile on by dał żeby każdego dnia miał czas na przygotowywanie takiego śniadania: kilku składnikowe, bez wiecznego pośpiechu i nerwowego spojrzenia rzucanego na zegarek. Popijając kawę i pałaszując jajecznicę, cieszył się swoim spokojnym życiem.

Alexem jednak coś drgnęło. Jedno mu się nie zgadzało, zdarzenie z budowy. Wciąż uważał że to wpływ przemęczenia, choć jego samego dziwiła swoja wyobraźnia. Nigdy nie był fanem komiksów, kiedyś za młodu czytał dawne utwory z kraju Kwitnącej Wiśni, ale to było dawno temu, do tego każda z części miała prawie 2000 lat. Jako student medycyny doskonale zdawał sobie sprawę, że przemęczenie oraz stres potrafią wywołać cuda w ludzkim mózgu. Widocznie tak było i w jego wypadku.

Potrząsając głową nad własną głupotą, ubrał się w swój zwyczajowy strój: ciemne szorty, koszula oraz sportowe buty, po czym ruszył na uzupełnienie zapasów domowych. Na budowie z naprzeciwka robotnicy zaczynali się uwijać. Alex nie mógł się doczekać aż skończą budowę sklepu. Nie dość że będzie miał blisko, to jeszcze nie będzie codziennego hałasu. Postanowił przejść się na budowę, a nuż dowie kiedy zakończy się jego męczarnia, do tego warto zapoznać się z sąsiadami.

Jak postanowił, tak zrobił. Zjadł obiad i zrobił sobie spacerek do „sąsiadów”. Pech chciał, że trafił na najbardziej znienawidzony typ człowieka: niemiłosierna gaduła. W przeciągu niecałej godziny, dowiedział się wszystkiego o stosowaniu metalu, jego obróbce, składzie strukturalnym twardości przeróżnych materiałów, z czego co się robi itp. Po prostu koszmar. Do tego jego specyficzny sposób mówienia doprowadzał go do szewskiej pasji.
- No i, wi pan. Tu ważna jest przede wszystkim precyzja i łudpowiedni dobór sprzęta. Na przykład, o, tamten tam. On nic nie umi, jak tak dolej byndzie rubił, to wszystko pójdzie w pizdu. Sam pan widzi – tu wskazał na pracownika niestarannie mocującego belki metalu. Dusza towarzystwa zarechotała nieprzyjemnie. – Zara usłyszy pan duże bum.
Wtedy rzeczywiście stało się coś oszałamiającego: jedna z belek się wyślizgnęła i poleciała w stronę przechodnia.

Alex zareagował odruchowo, identycznie co na budowie w zeszłym tygodniu. Zapragnął, by belka nie trafiła w pieszego. Znów zdarzył się cud, chyba zaczynał wyczerpywać limit na najbliższe parę lat, wielki stalowy kawał zmienił trajektorię lotu i wbił się w chodnik tuż za sylwetką kobiety. Huk jaki rozległ się po okolicy był oszałamiający. Kobieta odskoczyła z krzykiem, patrząc raz na rusztowanie raz na belkę z przerażeniem. Zaczynała uświadamiać sobie jak wielkie miała szczęście.

Morgan nagle poczuł że uchodzą z niego siły, miał wrażenie że uszło z niego całe powietrze i sflaczał niczym balon. Gdyby nie stojące obok rusztowanie, przewróciłby się. Jego szczęście, robotnicy byli zaaferowani wypadkiem na dole, gaduła szybko ruszył w stronę nieszczęśnika któremu wypadła belka, reszta pracowników pobiegła do pieszego, dosyć ładnego jak zdążył zauważyć Alex. Nie mając jednak chęci na dalszą rozmowę oraz bojąc się że ktoś skojarzy cud z jego osobą, chyłkiem wymknął się z budowy i ruszył w stronę swojej kamienicy. Nie chcąc jednak aby ktoś go zauważył, zaszedł budynek od tyłu i wszedł tylnim wejściem.

Jedynie szczęście uratowało go przed upadkiem ze schodów. Miał nogi jak z waty, czuł się niesamowicie przemęczony i senny. Właściwie wtoczył się do swojego mieszkania, zamykając drzwi. Nie wiele myśląc upadł na kanapę, po czym odpłynął…
 
necron1501 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172