Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2011, 00:41   #15
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Witam, jestem Setsuna Meio i…mam ci do powiedzenia coś bardzo ważnego, więc proszę, wysłuchaj mnie, dobrze?- emanował od niej spokój i opanowanie.
Gaijin zrobił wielkie oczy, ale zaraz się opanował. Rozmasował kąciki oczu
-Ale ten dzień upierdliwy...- powiedział bardziej do siebie, ale nie po japońsku, po czym spojrzał na nieznajomą- Więc mów skoro musisz.- Położył łokcie na blacie i zaplótł palce dłoni opierając na nich brodę
Na jej twarzy pojawił się niewielki uśmiech, po czym zastąpiła go poważna mina.
-Z tego co słyszałam, udało ci się doświadczyć dzisiaj kilku niecodziennych rzeczy.- założyła nogę na nogę.
-Niewielkich wzrostów jegomość, którego miałeś dzisiaj przyjemność poznać to Rycerz. Rycerz wysłany przez Księżniczkę Eien. Ty jesteś wojownikiem. Czarodziejem z Nemesis, rozumiesz? Nie mam zbyt wiele czasu, aby wszystko ci wyjaśnić.- tu się cicho zaśmiała.
-Własnie... a co do Czasu. Jestem Strażniczką Wrót Czasu, Czarodziejką z Plutona. Tak się złożyło, że mamy podobne umiejętności. Niedawno wyczułam manipulację czasową. Teraz jestem niemal pewna, że to twoja sprawka. Wiesz coś o tym?-
Jerycho zamknął oczy by nie dać po sobie poznać swego poruszenia. Po chwili zimno odrzekł
-Co to jest? Jakieś “mamy cię”?- rozejrzał się niemal oscentacyjnie szukając czy ktoś przypadkiem nie kręci tej sceny.- Moje życie jest wystarczająco skomplikowane bez was i waszych bredni. Ostatnie lata nauczyły mnie twardo stąpać po ziemi, więc przepraszam ale nie śmieszy mnie to. Proszę o wybaczenie, ale powinnaś już chyba iść. Sara zaraz wróci. Nie chcę byście i Ją w to mieszali.
-Dobrze wiem kiedy wróci, dlatego wybrałam ten moment, a nie inny. Posłuchaj. Jeżeli teraz się od nas odwrócisz, to niebawem już nie będziesz miał kogo bronić, bo wrogowie są bezwzględni i nie tylko mieszkańcy Japonii na tym ucierpią. Dlatego teraz do ciebie należy wybór, podejmiesz się wyzwania? Przyjmiesz nową, niezwykłą moc i będziesz walczył w imię miłości, sprawiedliwości i życia? Czy odejdziesz i spokojnie poczekasz na zagładę wszystkiego co kochasz?
Jerycho się uśmiechną, ale ten uśmiech wcale nie był ciepły.
-Aha... już chyba rozumiem. Jesteście jakąś sektą. Tak? Koniec świata bliski, nawracajcie się, bla bla bla...- w jego głosie nagle zadźwięczał gniew- Sam wiem najlepiej jak bronić moich. Mam za sobą cięższe chwile niż jesteś w stanie sobie wyobrazić, więc nie wyskakuj z wielkimi przemowami o miłości czy wyzwaniu. Na prawdę ciężko jest mi wjechać na ambicję, czy wzbudzić we mnie wielkie emocje.
Powaga i opanowanie nie opuściły Setsuny.
-Niemożliwe, jesteś najbardziej upartym wojownikiem jakiego w życiu spotkałam.- uśmiechnęla się i wstała od stolika. Była bardzo wysoka i pięknie się prezentowała.
-Chciałabym powiedzieć: “Wierz mi, jak już powiedziałam jestem Strażniczką Wrót Czasu, więc jestem w stanie sobie wyobrazić co przeżyłeś.’’ Ale zakładam, że jednak mi nie uwierzysz. Pójdziesz teraz ze mną, abym mogła zbić twoje wszelkie wątpliwości?- położyła na stolik przed Jerychem zielony przedmiot, wyglądem zbliżony był do długopisu, jego końcówka była okrągła, a na niej widniał symbol czarnego półksiężyca, zwróconego w dół.
-Weź to, może ci się bardzo przydać, jest to magiczny przedmiot dzięki któremu będziesz w stanie transformować się w wojownika. Musisz wypowiedzieć jedynie zaklęcie...- tu schyliła się do jego ucha i wyszeptała- “Potęgo Nemesis, wzywam cię!”, wiem, że to może brzmieć teraz głupio, ale chodź, spróbuj, sam się przekonasz. No chyba, że boisz się, że twoja logika może zostać zachwiana i bramy twego ograniczonego świata mogą legnąć w gruzach. Hm?- uśmiechnęła się i powolnym krokiem ruszyła przed siebie w stronę drzwi.
Jerycho oparł się i założył ręce. Miał minę jakby jakby zaraz miał arogancko prychnąć.
-Myliłem się. Nie jesteście sektą. Wraz z tym kurduplem uciekliście z wariatkowa. Wybacz, ale nawet gdybym chciał to przecież nie zostawię tu Sary, nie? Ale jeśli chcesz to możemy cię odprowadzić do twojego zakładu jak tylko wróci.
-Czas...- wypowiedziała to słowo niezwykle namiętnie- zweryfikuje co jest prawdą a co nie.- zatrzymała się tuż przed wyjściem.
-Czasem może się nam wydawawać, że przykre wydarzenia, które dzieją się każdego dnia to złośliwość losu, ale one mają tylko za zadanie nauczyć nas czegoś cennego... takie wydarzenie widocznie będzie musiało stać się w twoim życiu. Nie opuszczę cię dopóki w pełni świadomie nie odmówisz dołączenia do drużyny wojowników, bądź nie przyjmiesz swego przeznaczenia. Weź tę magiczną pałeczkę, może ci się naprawdę przydać.- odwróciła się i wyszła z pomieszczenia.
Jerycho chwilę gapił się na nią. Po czym schował do kieszeni marynarki. Sam nie wiedział do końca czemu.
Z toalety wyszła Sara, podeszła szczęśliwa do Jerycha.
-Co masz taką minę ponurą?
-Nic. Wspomnienia- Na sekundę Sara również zmarkotniała
-Ustaliliśmy, że nie będziemy o tym myśleć.
Jerycho potrząsnął głową i uśmiechnął się, choć nie był to uśmiech do końca szczery. Sara to oczywiście zauważyła, ale nie skomentowała
-Jasne. Więc co chcesz teraz robić?
-Poszła bym do lasu... ale oni tu nie mają porządnych lasów. Takich by przez trzy godziny iśc przed siebie i wiedzieć, że by dojść do końca trzeba by iść jeszcze pięć razy tyle. Twoja Polska bije ich na głowę pod tym względem. Tam one są wszędzie.
Teraz uśmiech Jerycha był w pełni prawdziwy. Wiedziała jakie wspomnienia przynoszą mu ukojenie, lasy były jednym z takich. Jerycho je uwielbiał.
-Dobra. To idziemy do parku

-Hej Cyrus. Wszystko git?
-Tak. Niedługo kończę, wtedy wrócę do mieszkania. Będę koło szóstej.
-Dobra. To nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
-Cześć

Jerycho schował komórkę do kieszeni. Za chwilę byli w domu. Tam założył na siebie luźne spodnie trzy czwarte rozszerzające się w nogawkach, buty sportowe i koszulkę. Sara również ubrała się półsportowo

-A nie możesz ubrać czegoś co ma rękawy? Znowu się poobcierasz...
-Przecież idziemy tylko na spacer...
-Ta... sam wiesz, że nasze spacery nigdy nie kończą się na spacerowaniu.
-Dobra, ale mam Ci znowu tłumaczyć czemu nie założę?
-Ech... nie, nie trzeba- pokręciła głową uśmiechając się, jak zwykle
Jerycho tłumaczył to już ze trzy razy. Po pierwsze potrzebuje czegoś o dobrej wentylacji by się za bardzo nie pocić. Po drugie, uważa, że te obtarcia są bardzo istotnym elementem. Nieco to masochistyczne... ale nic się na to nie poradzi. Wyszukał w komórce największy park i pojechali tam autobusem. Jakoś tak się złożyło, że się zmieścili. Na brak miejsc siedzących nie narzekali. I tak wyszło nieźle.
Przeszli sie trzykrotnie po parku, najpierw zwyczajnie. Jak klasyczna para zakochanych, potem Jerycho stwierdził, że włażą na drzewo. Sary nie tzreba było długo przekonywać. Nawet znalazł nadające się. Potem wyczaili moment gdy nikt nie widział i wdrapali się. Nie oni nie byli typowymi dorosłymi. Jerycho mawiał, że trzeba umieć być dzieckiem. Sara się zgadzała. Gdy umierało dziecko w człowieku pozostawała tylko dostojna wegetacja.

Byli jakieś dwadzieścia metrów nad ziemią. dało się wejść jeszcze wyżej, ale nie przekonała ich grubość gałęzi. A akurat tu znalazło się fajne miejsce. Dwie, całkiem spore rosnące tuż obok siebie. Jerycho położył się na nich tak, że miał po jednej pod łopatkami, a nogami objął główny kona dla pewności, że nie spadnie. Sara położyła się na nim. Tak po prostu leżeli czasem rozmawiając, czasem milcząc, czasem śmiejąc się po cichu z zapracowanych, wiecznie spieszących się ludzików, a czasem po prostu się całując. Takie momenty uwielbiali. Zwolnienie, odcięcie się od świata. Móc po prostu się przytulić, a jednocześnie by było w tym coś niezwykłego, by było jak najmniej sztampowe. Banał nudzi, a oni lubią oryginalność i spontaniczność.
-Jerycho...
-Tak Mała... ał!- jękną gdy dostał pstryczka w nos
-Nie jestem mała... tylko Ty za duży... kropka.
-Dobra, dobra.. więc o co chodzi?
-Nie sądzisz, że powinnam pójść do pracy? Wiesz... trochę mi głupio, że Ty i Cyrus będziecie tyrać a ja się lenić...
-Łeee... nie narzekaj kobieto. Z resztą nie ma możliwości byś pracowała. Ja uczę samoobrony i tak mam szczęście, że nie chcieli ode mnie żadnych certyfikatów. Dyrektorka po prostu stiewrdziła, że obejrzy pierwszą lekcję i jeśli okaże się, że mój poziom jest niezadowalający zrezygnuje z mojej propozycji. Ty jesteś chirurgiem... nie ma szans by przyjęli Cię do szpitala bez dyplomu ukończenia akademii i masy innych papierów... z resztą czemu ja Ci to tłumaczę... sama jesteś w stanie powiedzieć na ten temat znacznie więcej.
-Zasze mogę złożyć podanie o przesłanie ich tu...
-To zajmie kilka tygodni... do tego czasu już nas tu nie bedzie. Musielibyśmy powiedzieć gdzie mają to przesłać, a to by już zostawiło ślad do którego źli ludzie mogę się uczepić i nas odnaleźć... nie możemy ryzykować...
Więcej nic nie powiedziała. Jedynie przygnębiona wtuliła się w niego

W pewnej chwili powietrze dookoła zrobiło się jakieś nienaturalne. Jakby wokół wirowały miliony kryształów porywanych przez wiatr. Sara spojrzała w górę, była oszołomiona tym co zobaczyła. Początkowo widziała jedynie jasne światło, jednak chwilę później potrafiła rozpoznać lecącego nad nimi ogromnego białego żurawia. Przez pewien czas krążył nad drzewem, na którym się znajdowali, aby ostatecznie usiąść na jednej z grubych gałęzi. Co dziwne, gałąź prawie wcale nie ugięła się pod jego ciężarem. Ptak prezentował się wspaniale, było to niezwykle dostojne zwierze.
Jerycho chwycił Sarę mocniej w pasie by na pewno nie spadła gdy sam podnosił się do siadu. Gdyby nie to, że się zorientował, że szczęka mu opadła wyglądałby teraz wyjatkowo głupio
-Co to jest?
-Nie mam zielonego pojęcia... jakiś żuraw. Tylko byczy
-Tyle to zauważyła Jerycho. One osiągają takie rozmiary?
-Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Ale to Japonia... słyszałaś kiedyś o Godzilli?
Spojrzała na niego wróżąc mu długą i bolesną śmierć po czym trzepnęła go w łeb otwartą dłonią
-Aj!
-Nie drwij ze mnie.
-Dobra, dobra. Po prostu nie mam pojęcia. Może to na prawdę jakiś mutant...
-Te... a jak nas zaatakuje?
-To dostanie w pysk... znaczy w dziób.
Gdyby zaatakował Jerycho musiałby uniknąć całkiem sporego i groźnie wyglądającego dzioba, co byłoby bardzo utrudnione. Lepsze byłoby zbicie ciosu. To ma sens. Potem złapać i skręcić kark... Zacisnął mocno oczy przerywając zbędne myśli. Niby czemu miałby zaatakować? Prędzej by po prostu uciekł.
-Możesz ze mnie zejść?
Sara nie odpowiedziała tylko chwyciła się gałęzi i spełniła prośbę siadając na innej. Jerycho wstał i zaczął powoli podchodzić do dziwu natury...
Żuraw zajrzał głęboko w oczy Jerycha. Było to niewiarygodnie świadome spojrzenie.
-Skręcić kark? Cóż za brutalne praktyki.- usłyszał w głowie głos. Był to bardzo czysty, ciepły i wyraźny głos.
Jerycho zrobił wielkie oczy... tym razem już miał głupią minę. Zamrugał i pokręcił głową...
“Kim jesteś?”- zapytał w myślach i zaraz sam się z siebie zaśmiał. Również w myślach. Doszedł do wniosku, że naczytał się zbyt wielu opowieści fantasy, czy mang, a przed chwilą... coś mu się przesłyszało... widać gorzej zniósł to nadkwaśniałe mleko z rana niż się spodziewał. Tak... to bardziej logiczne niż gigantyczny żuraw czytający w myślach... na pewno...
Wydawać by się mogło, że gdyby Żuraw miał taką możliwość, to teraz uśmiechnąłby się szeroko.
-A więc wierzysz, tyle, że twoja logika się z tym nie zgadza. To dobrze o tobie świadczy. Jesteś inteligentny, a taki ktoś jest zawsze mile widziany wśród nas.- ptak przekręcił wielki łeb, jakby utrzymywał kontakt z rozmówcą.
Teraz Jerycho nie mógł sobie tego logicznie wytłumaczyć... a może tak? Może po prostu padło mu na mózg... są jakieś pasożyty co w nim żyją i mogą zaburzać myślenie... wmawiać nam, że coś jest inaczej niż w rzeczywistości. Słyszał nawet o przypadku, że kobieta miała takiego krwiaka, że sądziła, że wszyscy dookoła śpiewają i tańczą gdy tylko otworzą usta. Jak w jakimś musicalu... i co z tego, że to była tylko komedia! Złapał się za skronie. Myślał... bardzo intensywnie. Ostatnio się do tego powoli przyzwyczajał. Najpierw cienie mordujące yakuzę, potem dziewczyna ze szczypcami zamiast rąk, dwójka wariatów, a teraz Jerycho sam dołącza w poczet umysłowo chorych... no bo niby jak można określić kogoś kto rozmawia z żurawiem!?
W pewnym momencie całe drzewo się zatrzęsło, rozdarł się w powietrzu krzyk Sary, która właśnie spadała w dół.
-Sara!- krzyknął półPolak
Nim zdąrzył się obejrzeć, Żurawia już nie było na gałęzi. Kobieta znalazła się na jego grzbiecie. Ptak leciał przez chwilę w powietrzu, a następnie z gracją wylądował na ziemi. Wystawił jedno ze swoich potężnych skrzydeł, aby ułatwić Sarze zejście z niego.
Przerażona kobieta nie zastanawiała się nad całą sytuacją. Po prostu ześlizgnęła się na ziemię obijając tyłek tuż po tym jak Jerycho sam zeskoczył z drzewa obijając sobie boleśnie kostkę. Byłby wcześniej, ale upadek z dwudziestu metrów nie jest zbyt mądry, a jednak logiki trzeba się trzymać... a on jej teraz potrzebuje. Dopadł do kobiety
-Nic ci nie jest?!- zapytał będąc nie mniej przestraszony od niej
-Nie...- pokręciła półprzytomnie głową. Była w szoku
Jerycho pomógł jej wstać, spojrzał tylko na żurawia. Zagryzł wargę samemu nie wierząc w to co robi
“Przyleć gdy będę sam... wtedy porozmawiamy...” pomyślał starając się skierować słowa do żurawia
Ptak pokręcił przecząco głową.
-Niestety, nie mogę w najbliższym czasie ponownie z tobą się spotkać. Jestem strażnikiem Księżniczki Eien, podróżuję po świecie, jestem jej oczyma. Nie mam zbyt wiele czasu na odpoczynek. Jednak spotkasz na swojej drodze osoby, którym możesz zaufać. Już spotkałeś. Wiem też, że spotkałeś Strażniczkę Wrót Czasu. Posłuchaj się jej rad i wykonaj to, co ci radziła, gdy będziesz w niebezpieczeństwie. Teraz muszę już lecieć w swoją drogę, życzę powodzenia, Czarodzieju z Nemesis...- ptak machnął kilka razy skrzydłami zanim wzbił się w powietrze, poleciał wysoko do nieba, aż w końcu zniknął parze z oczu, podczas lotu zostawiał za sobą piękne, białe światło, które po chwili znikało.
A gdy odlatywał dotarła do niego jeszcze jedna myśl... “dziękuję”, a myśl ta była tak szczera, że znów by się uśmiechnął gdyby mógł. Jednak uchronił Sarę przed obrażeniami. Prawdopodobnie poważnymi. Może umieć łazić po drzewach, ale wciąż jest kobietą, a one są delikatniejsze od mężczyzn...
-Jerycho...
-Tak?
-Co się w ogóle stało?
Wielki półPolak potrzebował czasu by się namyślić
-Nie mam zielonego pojęcia...



Wrócili do domu... Mieli już dość wrażeń jak na jeden dzień. Niewielkie mieszkanko. Dwa pokoje, plus kuchnia i łazienka. Jerycho szybko zrobił obiad, Sara zajęła się sprzątaniem. Kurczak pokrojony w kostki, z makaronem. Do tego czerwona fasola, kukurydza, groszek i sos. Nic dystyngowanego ale dobre. Zostawili porcję dla Cyrusa. Jerycho owiną w koc i włożył pod kołdrę. Może nie będzie zimne gdy przyjdzie... Resztę popołudnia spędzili na intensywnym nic-nie-robieniu przed telewizorem oraz porządkach. Cyrus wrócił koło 16tej.

-Yo!- zakrzyknął Jerycho zza kanapy, nie chciał się podnosić bo oglądali z Sarą jakiś kretyński serial... cóż... dziewczyna była w porządku, więc można jej wybaczyć takie okrucieństwo jak zmuszanie go do oglądania czegoś tak głupiego...
-Cześć
-Jak minął dzień?- zakrzyknęła nawet się nie odwracając od telewizora
-Udany.
-Zrobiłeś coś pożytecznego, czy po prostu się szwędałeś?
-Dawno w pysk niedostałeś, co?
-No... od bardzio dawno. Zdążyłęm zapomnieć jak to jest...
-To może ci przypomnę, hę?
-I tak nie masz szans...
-Tak sądzisz? To dawaj
-A Ty Sara co się śmiejesz?
-Zastanawiam się czy sami wierzycie w to, że zaraz zaczniecie się lać...
Oboje spojrzeli na nią z poirytowaniem w oczach
-Ty zawsze zepsujesz zabawę...
-No... Wróćmy do tematu. Tak, zrobiłem coś konstruktywnego. Odnowiłem kontakty jeszcze z Iraku. Jeden z kolegów mieszka po drugiej stronie Tokyo, nieźle się tu urządził. Sprzedałem mu mojego Sig Sauera. Po znajomości więc dobrze na tym wyszliśmy.
Teraz to i Sara się odwróciła
-Miałeś przecież tą spluwę od lat...
-Aaa... nic wielkiego. Teraz potrzeba nam kasy
-Mogłem sprzedać jedną z moich Syrenek]
-Heh... je masz znacznie dłużej i jesteś do nich znacznie bardziej przywiązany. Poza tym dostałbyś mniej kasy. Tak nam wystarczy na dwa, trzy tygodnie. A czy Ty zrobiłeś coś konstruktywnego, że się mnie pytasz?
-Znalazłem sobie fuchę. Będę uczył bachory lać się. Jak dobrze pójdzie to będzie ładny szmal. A jak wyjdzie za mało chętnych spróbuję jeszcze w innej szkole.
-No to cool... mamy jeszcze piwo w lodówce?
-Ostatnie, więc obstaw mi
-Dobra...
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 16-06-2011 o 14:14.
Arvelus jest offline