Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-06-2011, 20:43   #11
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kontynuacja posta Blaithinn we współpracy z tąże.

Sumire zarumieniła się zawstydzona i podeszła o krok bliżej do chłopca.
- Nie płacz... - zagryzła lekko wargi nie bardzo wiedząc co robić. - A jakie miejsce byłoby bezpieczne na przemianę poza domem?
- Odludne - odparł, pociągając nosem.
Zamyśliła się na chwilę.
- Wiem, które klasy są puste. Można by tam.
Pokiwał głową, cały czas naburmuszony.
- To chodźmy. - uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła rękę do Shiro.
Malec podał jej rękę i kiwnął ponownie.
W drodze do jednego z bocznych budynków szkoły nikt im nie przeszkodził. Dotarli na pierwsze piętro i Sumire otworzyła jedną z sal i ostrożnie zajrzała do środka. Zgodnie z jej przewidywaniami była pusta, podobnie zresztą jak cały korytarz i okoliczne pomieszczenia.
Weszła do środka zapraszając Shiro i stanęła pod tablicą rozglądając się lekko niepewnie.
- Może być?
- Może być - mruknął.
Odetchnęła cicho i spojrzała na długopis. Nawet gdyby rzeczywistość miała okazać się brutalna dla chłopca i nic się nie stanie, sam długopis wyglądał bardzo interesująco.
- I co teraz?
- Tak jak mówiłem. Musisz go mocno chwycić i powiedzieć “Potęgo Isis, wzywam Cię”. I oczekiwać nieoczekiwanego - po tych słowach uśmiechnął się nieznacznie.
Trzymając długopis w obu dłoniach wypowiedziała trochę niepewnie formułkę.
- Potęgo Isis, wzywam Cię.
Z długopisu wypłynęło białe światło otulając ją niczym kokon. Dodawało otuchy i siły przenikając ją na wskroś. Oplotło ją przebierając w nowy strój i gdy blask osłabł Shiro ukazała się odmieniona Sumire.



- Ale... co...? - zerknęła na dół na swój strój.
Uśmiechnięty od ucha do ucha Shiro wystawił język.
- Jak ja wyglądam? - obracała się wokół własnej osi i próbowała wydłużyć spódniczkę.
- Bardzo ładnie - odpowiedział chłopiec z przekonaniem, choć nie całkiem pewien, czy takiej odpowiedzi oczekiwała. - Cieszę się, że w końcu mi uwierzyłaś... mam nadzieję.
Sumire przestała okręcać się wokoło i spojrzała na chłopca.
- Wojowniczka... - mruknęła cicho. - Będę miała tak walczyć jak... tamten Gaijin-san? - spytała niepewnie.
- Nie do końca. Jestem pewien, że wkrótce odkryjesz swoją moc. Ale tak, teraz Twoim zadaniem jest walka z Youmami i tymi, którzy je wysyłają.
- A to ktoś je wysyła?
- Tak. Ktoś kto pragnie ludzkiej energii. A bez niej ludzie umrą. Właśnie dlatego musisz ich bronić.
- Wiesz, kto to robi?
- Jeszcze nie. To jakiś nowy wróg, który dopiero niedawno przybył. Tym bardziej musimy się mieć na baczności, że walczymy z niewiadomym.
Sumire pokiwała delikatnie głową.
- A to Księżycowe Królestwo? - ze zdenerwowania Sumire zupełnie zapomniała o poprawnym formułowaniu wypowiedzi.
- To obrońcy ludzi. Rządzi nim Księżniczka Serenity, niezwykle piękna, mądra i łaskawa. To jej właśnie służą wojownicy i wojowniczki. Ale nam bezpośrednio wydaje rozkazy Księżniczka Eien. Czy chcesz wiedzieć coś jeszcze?
- Chyba jak na jeden raz, to mam dość wiadomości... - Sumire oparła sie stół. - Muszę sobie to wszystko przemyśleć...
- A wiesz kim jest ten Gai-jin, który powstrzymał Youmę i gdzie mieszka?
- Nie mam pojęcia... pierwszy raz go tutaj widziałam. On też jest wojownikiem?
- Tak sądzę. Ale on nie bardzo chciał ze mną rozmawiać.
- Trochę mu się nie dziwię... Przyznaj, że to wszystko jest... niesamowite.
Shiro wzruszył ramionami.
- Każde dziecko by w to uwierzyło od razu. A z Wami, “dorosłymi” są problemy/ - odparł z uśmiechem. - Mogę Cię kiedyś odwiedzić, Czarodziejko z Isis?
- Nie wiem czy będzie to możliwe... - w jej oczach pojawił się smutek. - Choć coś wymyślę... - uśmiechnęła się delikatnie i podała adres Shiro. - W razie czego mów, że jesteś z naszej szkoły. Mamy też podstawówkę.
- Dobrze. Do zobaczenia zatem, Sumire-onee-san. Tylko pamiętaj, żeby nikomu nie zdradzać kim jesteś. Nie chcemy żeby nasi wrogowie się o tym dowiedzieli.
- A gdzie Ciebie mogę znaleźć w razie potrzeby?
On także podał jej adres.
- Gdyby mnie nie było, zostaw wiadomość u mojego dziadka.
- Dobrze...
Nagle w klasie rozległ się huk, krzesło spadło z ławki.
Sumire podskoczyła jak oparzona i zaczęła nerwowo się rozglądać.
Zobaczyła coś białego i podłużnego, co przepełzło między ławkami. Kiedy zbliżyło się do niej i do Shiro można już było rozpoznać, że jest to wąż. Podniósł wysoko głowę i skinął na powitanie.
- Cieszę się, że zostałaś już wtajemniczona. - spojrzała na chłopaka - Dziękuję ci, Shiro.
Sumire zrobiła się biała jak śnieg i z cichym jękiem osunęła na ziemię.
- Nie ma sprawy. Wypełniam tylko swoje obowiązki. - odparł. Spojrzał na nieprzytomną czarodziejkę i westchnął. Miała walczyć z Youmami, a mdlała na widok najzwyczajniejszego gadającego węża. Zapowiadała się ciężka praca. - Dasz sobie z nią radę? - spytał węża.
- Jasne, zostaw ją mnie. Ty się lepiej zajmij dalszymi poszukiwaniami, nie mamy czasu na odpoczynek.- odpowiedział wąż, spojrzał na dziewczynę i syknął kilka razy niecierpliwie.
- W takim razie do zobaczenia. - Shiro ukłonił się na pożegnanie i wyszedł z sali.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 09-06-2011, 16:50   #12
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Kettei Shiro wrócił do swojego domu, na krótki odpoczynek. Dziadek Kazuki ucieszył się, że młodemu Rycerzowi udało się już przebudzić jedną wojowniczkę. W dwójkę zawsze raźniej. Zbliżył się zamyślony do półki z książkami, po prawej stronie przytwierdzona do półki była złota postać jaszczurki, pociągnął w odpowiedni sposób za jej język a półka z książkami rozsunęła się ukazując ukryte pomieszczenie z wysoce zaawansowanym komputerem. Włączył go i odwrócił się do Kettei Shiro.
-Mówisz, że widziałeś znak Nemesis… myślę, że wiem kto nam może pomóc z tym zbuntowanym wojownikiem. Zostaw to mnie, zajmij się przebudzaniem reszty, w porządku?

Anna Salvadore przemierzając ulice miasta i kierując się w stronę źródła nadnaturalnej energii w pewnej chwili usłyszała krzyk młodej dziewczyny, automatycznie się rozejrzała i spostrzegła w ciemnej uliczce piękną nastolatkę przypartą do ściany.

Szybki, zdecydowanym krokiem zbliżało się do niej dwóch mężczyzn w wieku ok. 20 lat.
-Czego ode mnie chcecie? Zostawcie mnie!
Faceci tylko głupio się zaśmiali, jeden, głośno i ciężko sapiąc złapał ją mocno za ramię a drugą rękę przyłożył do jej piersi. Dziewczyna chciała się bronić, ale została przytrzymana przez drugiego mężczyznę, który zakrył jej również usta.
Westchnęła. Ledwo co przybyła, a już szykowała się rozróba. W zasadzie to jej to nawet odpowiadało. Życie bez walki byłoby nudę. No i po coś ćwiczyła jak szalona, prawda? Dwójka facetów dobierająca się do dziewczyny, to najpewniej gwałt. Właściwie to nie “najpewniej”, ale to oczywiste. Wypadałoby wpaść tam, zlać ich i pomóc dziewczynie. Wtedy ta pewnie uznałaby ją za osobę, dzięki której ominął ją gwałt przez dwóch niezbyt ciekawych gnojków. Gnojków, bo mężczyznami ich nazwać nie można było. Ale wbrew temu co odpowiednie, czekała jeszcze chwilę. Spokojnie poprawiła swoje kastety, sprawdziła czy ubranie dobrze leży, a z kieszeni nic nie wypadnie. Robiła to tak długo, dopóki nie dojdzie do momentu jak dziewczyna będzie już praktycznie w samej bieliźnie. No bo jeśli już powiedzieć, że Anna to taki rycerz na koniu, to na pewno nie świetlisty i z białą peleryną, ale ze skrzydłami nietoperza, ognistymi rogami, płonącą glewią i na czarnym rumaku z czerwonymi ślepiami.

-Jebs.-


Trochę wyprzedziła zdarzenia, choć to żaden problem. Jeszcze nim wypowiedziała słowo zaczęła bieg, a przy słowie “jebs” kulturalnie i w pełni świadoma czynu, z rozpędu przywaliła kastetem z brzuch faceta. Jak nic, dzięki właściwością kastetów ten facet musiał mieć już zmielone jelita, żołądek i zginie w bolesnych męczarniach, z rozerwanymi bebechami. Drugi miał “oberwać” w twarz, najpewniej kończąc z urwaną głową rozchlapaną po ścianie. I najpiękniejsze było to, że to wszystko na oczach tej dziewczyny.
Pierwszy z mężczyzn padł z martwym wyrazem twarzy na ziemię, z całą pewnością nie tylko sam wyraz był martwy. Drugi zaś, jedynie dzięki wielkiemu szczęściu uniknął ciosu Anny, padł na ziemię i zaczął szybko uciekać. Czarnowłosa piękność złapała szybko za ubrania leżące na ziemi, głośno dysząc starała założyć je na siebie jak najszybciej. Jeszcze raz spojrzała na leżącego napastnika.
-Czy ty go... czy go zabiłaś?!- wydusiła z siebie oszołomiona.
Nie zwróciła na początku uwagi na dziewczynę. Został jej jeszcze jeden gnojek. Cokolwiek by się nie działo, gwałt był czymś czego nawet Anna nie zdzierży. Dlatego każdy gwałciciel, pedofil czy ktoś, kto molestuje seksualnie innych, był już trupem w jej oczach.
-O, Panie! Ty, który rozsądzasz dusze zmarłych, jesteś synem Pasterza, chroń trzodę Syna swego. Rozświetl mrok, odganiając złe wilki od jednej z owiec swych!-
Proste zaklęcie, którego celem było stworzenie płomieni. Płomieni, które pokryją całe ciało tego sukinsyna, paląc go do popiołu.
Pierwsza próba się nie powiodła, jednak za kolejnym razem Anna osiągnęła pożądany efekt.
Dziewczyna patrzyła na wszystko z szeroko otwartymi oczami, które po chwili zakryła. Swąd spalonego ciała rozniósł się szybko. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Osunęła się powoli po ścianie, ze strachu była sparaliżowana.
-Dlaczego...?
Spojrzała dosyć obojętnie na dziewczynę, żałując jednego. Że nie popatrzyła dłużej na nią nim się ubrała. Cóż, było minęło.
-Dlaczego co? Dlaczego zabiłam dwóch gnojów, którzy chcieli Cię zabić? Dlaczego oszczędziłam Ci świadomości, że zostałaś wykorzystana, zbrukana i najpewniej urodzisz dziecko jakiemuś gnojowi, co uznał Cię za pojemnik za spermę i pewnie skończy w rynsztoku? Dlaczego nie pozwoliłam Ci podjąć trudnego wyboru życia z dzieckiem pochodzącym z gwałtu czy dokonania aborcji i świadomości, że zabiłaś życie wewnątrz siebie? Szczerze, nie mam najmniejszego pojęcia.-
Wzruszyła ramionami. Jak coś się tej dziewczynie nie podoba to Anna znajdzie dwóch pijaczków i sprawi, że zgwałcą tą dziewczynę. Jak tak bardzo tego chce, to jej tego utrudniać nie będzie.
Dziewczyną wstrząsnęły kolejno nadchodzące fale emocji. Powoli wstała, cała drżała.
-Kim jesteś, żeby wydawać takie sądy? Żeby decydować kto ma prawo żyć?!- krzyknęła, słowa były ledwo zrozumiałe, ponieważ przeplatały się z drganiami w głosie spowodowanymi płaczem.
Normalnie czasem miała ochotę ubić takie istoty. Słabe, niezdolne przetrwać w tym świecie. Ale od razu jej się odechciewało. To nie jej rola, by pozbywać się słabszych, jej rolą było spalanie, zgniatanie i usuwanie śmieci. Spojrzała na nią spokojnym, chłodnym wzrokiem.
-Jestem kimś, kto musiał patrzeć na śmierć wiele razy i nie ma jej dosyć. A ty...-
Oparła dłoń o ścianę, drugą dłoń kładąc nad mostkiem dziewczyny. Popchnęła ją lekko na ścienę, przyciskając do niej.
-A Ty jesteś głupią idiotką, jakich miliony na tym świecie, święcie przekonana, że jakieś tam prawo, ustalone przez zasranych idiotów w rządzie, ochroni Cię przed złem tego świata. Zła wiadomość, Słodziutka. Świat jest zły i jeśli nie potrafisz sobie poradzić z dwiema łamagami to szybko zginiesz.-
Zakończyła cichym i spokojnym głosem, odpychając się od ściany. Plecami przylgnęła do ściany naprzeciw i odetchnęła spokojnie. Ludzie potrafią być naprawdę... irytujący.
Dziewczyna oblała się rumieńcem, który natychmiast schowała zakrywając dłonią. Przez chwilę milczała ze spuszczoną głową. Powoli powoli podeszła do Anny, na twarzy już teraz nie malowały się żadne emocje.
-Myślę... myślę, że możesz mieć rację. Jednak taka postawa odbiera wiele ważnych elementów z życia. Nie możesz oczekiwać, że poprzez brak szacunku dla innych, ktoś będzie cię nim darzył. Przez to możesz nigdy nie doświadczyć ciepła i miłości. Nie szkoda ci tego?- uśmiechnęła się nieznacznie.
Udała, że się zastanawia. Uniosła głowę lekko do góry i w końcu, starając sie robić wrażenie zbłądzonej osoby co odnalazła właściwą drogę, opuściła głowę. Spojrzała na dziewczynę z wielkim uśmiechem i równie radośnie odpowiedziała.
-Nie.-
I znów wróciła do swojej normalnej, dosyć “neutralnej” twarzy. Spoglądała na nia dosyć “dziwnie”.
-Nie szukam szacunku, nie uznaję nikogo ani niczego za godnego zabiegania o jego szacunek. Ciepło i miłość to coś czego nie szukam. Z nawiązką dostaję inne rzeczy, które lubię. Walki, zmęczenie i ból. I będąc szczerą, zamiast prawić mi jakieś morały lepiej zapamiętaj by uważać, bo może się zdarzyć, że poczujesz coś wielkiego i gorącego w tyłku, i uwierz mi, chciałabyś by to był tylko palec.-
Słysząc słowa Anny dziewczyna znów oblała się rumieńcem i natychmiast skarciła ją wzrokiem.
-Ja i tak wierzę, że każdy człowiek potrzebuje miłości, prędzej czy później o tym przekona się nawet taka osoba jak ty. Wiedz, że ten pancerz, którym się otoczyłaś, aby bronić się przed uczuciami kiedyś się rozleci, nie jest taki niezniszczalny jak myślisz.- następnie odwróciła się i ruszyła przed siebie, w gniewie zapomniała nawet o tym co przed chwilą jej groziło.
Zaśmiała się, dosyć chłodno, ale i o dziwo ciepło. Po prostu bawiło ją takie podejście. Rodem z jakiejś mangi. Jak Naruto czy Bleach, no i One Piece. Chyba jedna z nielicznych jakie polubiła.
-A ja i tak wierzę, że z tak naiwnym podejściem dosyć szybko się doigrasz? Jesteś pewna, że wszystko wzięłaś?-
Zawołała za nią, mając sporo zabawy z tej naiwnej idiotki.
Odwróciła się i dopiero teraz spostrzegła, że część jej bielizny nie znajduje się tam, gdzie powinna. Bez słowa wróciła się do Anny. Jej twarz wyglądała teraz jak napompowana, w momencie kiedy sięgnęła po zgubę noga Anny uniemożliła jej odebranie tego co chciała. Podniosła się, jej twarz była cała czerwona.
-A zresztą! Weź sobie te majtki!- odwróciła się i tym razem nie miała zamiaru już wracać. Jej postać robiła się coraz mniejsza, aż w końcu zniknęła gdzieś w tłumie.
I co ona miała robić z jej gaciami? Nie jest jakąś zboczoną fetyszystką, co będzie wdychać ich zapach. No bądźmy normalni, wdychanie zapachu czyjejś bielizny jest dziwne. Zwłaszcza jakieś smarkuli.
-Rany, jakie te dzieci drażliwe. Boże, Panie mój, niech zacznie wiać naprawdę silny wiatr by dziewczyna nauczyła się, że trzeba mówić chociaż “Dziękuje”.-
Tym razem postanowiła użyć jednego zaklęcia z dziedziny kamuflujących.
-O, cholera, zapomniałam zaklęcia.-
Istny fail w jej wykonaniu. Z westchnięciem podniosła tę część garderoby dziewczyny i wrzuciła do śmietnika. Ruszyła dalej przed siebie, w stronę źródła mocy. Pierwszy dzień w garderobie, pierwsza napotkana dziewczyna i nawet jej nie podziękowała za obronę przed gwałtem. Jeśli wszystkie japońskie nastolatki takie są, to ona się stąd zmywa.
Po długim spacerze ostatecznie Anna dotarła do dzielnicy Taitoku, ogromne nagromadzenie energii doprowadziło ją miejsca zwanego Ueno-Koen Park. Zaniepokoiło ją to, że tym razem wyczuła energię, której jeszcze nigdy wcześniej nie spotkała, więc nie była pewna czego może się tu spodziewać.
Drzewa wiśniowe obsypane były pięknymi kwiatami. Wszędzie były porozwieszane papierowe lampiony.

Z całą pewnością uroczystość miała również odbywać się nocą. Wszędzie byli radośni ludzie, rodziny, bawiący się przyjaciele i znajomi. W niemal każdym miejscu było coś jeszcze... czego inni ludzie nie zauważali, a Anna widziała doskonale. Mroczna energia...

Graham Reser pomimo, że nie miał towarzysza ze szkoły, z którym mógłby się wybrać na hanami, to z całą pewnością jego dom zawierał wiele osób, które były na to chętne. Dzień zapowiadał się uroczo, jednak smutek z powodu siostry zawsze był obecny w jego sercu. Szczególnie w tak szczęśliwe dni.
Jeszcze jedna sprawa nie dawała mu spokoju. Pojawiło się coś, czego nie do końca można było wytłumaczyć logiką. Dziwne przeczucie... ciągle towarzyszące niezwykłe przeczucie, że coś ma się wydarzyć.. bądź coś już się dzieje.
W końcu postanowił wybrać się z Lidią i Hikaru. Para młodych ludzi była zachwycona, Hikaru- wielką ilością pięknych dziewcząt w jednym miejscu, Lidia- bliską obecnością Hikaru, oraz możliwością podjęcia tak miłego odpoczynku. Nie minęło wiele czasu, gdy Lidia swoją wściekłością zaczęła jak zwykle kamuflować gorące uczucia, które żywiła do chłopaka.
-Nie unoś się mała, wiem, że za mną szalejesz- puścił jej oczko i uśmiechnął się z ogromnie irytującą pewnością siebie. Lidia właśnie miała go zaatakować- zarówno słownie jak i fizycznie- ale właśnie zagrodziła jej drogę jedna z obsługujących dziewczyn.

-Witam panienkę- ukłoniła się uprzejmie- Proszę skosztować Nektaru Sakury.- podsunęła tacę z pięknie pachnącymi napojami.


Sumire Kanagawa
siedziała smutna na kocu i spoglądała to na płatki wiśni, to na ziemię. Usłyszała jakieś kroki, spojrzała przed siebie i zobaczyła szczęśliwego Takashiego.
-Wiedziałem, że cię tu zastanę. Tak się cieszę.- zatrzymał się tuż przed nią, ponieważ ktoś inny zagrodził mu drogę, narzeczony Sumire. Spojrzał wściekły na Takashiego a następnie na Sumire.
-Ona jest ze mną, daruj sobie…-
Chłopak poczuł się jak porażony piorunem. Spuścił głowę i w milczeniu odszedł.
-Przepraszam, czy skosztują państwo Nektaru Sakury?-


Na wcześniej ustawionej scenie stał piękny, młody mężczyzna.

Niektórym się nie podobało tak nietypowe przygotowanie Festiwalu. Głośno zapraszał przez mikrofon wszystkich ludzi.

Jerycho Czarnecki
tak jak obiecał Sarze, wybrał się z nią na lody, aby uczcić zdobycie nowej pracy w szkole. Kobieta pomimo tego, że nie poszła na Festiwal Kwiatów, była bardzo szczęśliwa. Cały czas się śmiała i chodziła uśmiechnięta. To właśnie był widok, który sprawiał najwięcej radości Jerchowi.
Kobieta przeprosiła go i poszła do łazienki. W momencie kiedy przeszła przez drzwi, obok niego, przy stoliku usiadła piękna, elegancka kobieta o długich, zielonych włosach. Mężczyzna się przestraszył, nie zauważył jej wcześniej w pobliżu.
-Witam, jestem Setsuna Meio i…mam ci do powiedzenia coś bardzo ważnego, więc proszę, wysłuchaj mnie, dobrze?- emanował od niej spokój i opanowanie.
 
Koinu jest offline  
Stary 09-06-2011, 21:20   #13
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Morze Tokijczyków przewalało się zatłoczonymi ulicami każdego dnia. Teraz wydawało się, że każdy z nich jakby zapomniał o powrocie do domu, o obowiązkowej popijawie dla firmowych profesjonalistów … Jakby wszyscy skierowali się do tego wspaniałego parku, gdzie drzewa wiśni kwitły najintensywniejszym różem. Wśród tłumów znajdowali się także uczniowie prywatnej szkoły z Chiyody. Na pewno Seina i Hibata przyszli tu razem. Reser obserwował ich chwilę zza swojego stolika. Nawet nie wiedział, że chodzą ze sobą. Prawdopodobnie byli bardzo świeżą parą. Szli trzymając się za ręce oraz mieli lekko zawstydzone miny. Nie mieli koca, dlatego wypatrywali miejsca za stolikiem. Graham chciał już zawołać zapraszając do siebie, ale pomyślał, że byłaby to chyba niedźwiedzia przysługa. Obydwoje pewnie chcieli być sami, zamiast wnerwiać się towarzystwem szkolnego kolegi. Nie mówiąc już, że skoro tak ukrywali swój związek, że nawet plotki po szkole nie chodziły na ten temat, widocznie mieli swoje powody. Być może chodziło o rodziców Kenjiego Hibaty, którzy należeli do grona wpływowych polityków. Mama chłopaka piastowała nawet kiedyś funkcję sekretarza wydziału przy MSZ-cie, zaś ojciec należał do osobistych przyjaciół premiera. Nic więc dziwnego, że córkę fryzjera, chociażby najsławniejszego, nie uważali za kogoś odpowiedniego na dziewczynę swojego syna. Tutaj jednak nic im nie przeszkadzało. Hanami łączyło Japończyków niczym pochód pierwszomajowy komunistów. Bogaty oraz biedny, każdy świętował piękno natury.

Płatki wiśniowych kwiatów opadały na koce ludzi, którzy siedzieli pod drzewami. Niektórzy mieli stoliki w niewielkich restauracjach położonych przy Ueno, tak, jak Graham. Inni woleli po prostu jedwabistą trawę, jak Miko Himura, kolejna znajoma ze szkoły.


Miko chodziła do pierwszej klasy oraz należała do nielicznej grupy dziewcząt, które miały za nic całą politykę szkoły. Przychodziła na lekcje, kiedy jej się podobało, nie należała do jakichkolwiek klubów, nie interesowała się także tym, co zwykle lubią nastolatkowie. Nikt chyba nie widział jej w kinie, lub na dyskotece, albo zabawie szkolnej. Mimo to miała w sobie coś takiego, że wszyscy ją lubili. Czy powodował to uśmiech tajemniczy, niczym Mony Lisy? Nie wiadomo, ale faktem jest, że przyjacielem Miko był chyba każdy, od największego kibola, czy zawodowego mordercy yakuzy, do franciszkańskich mnichów, którzy niedaleko mieli niewielki klasztor. Gdziekolwiek szła, tak uśmiechano się do niej, pozdrawiano, nauczyciele zaś jakoś tracili ochotę do karania dziewczyny za notoryczne nieobecności. Ponadto pomimo tego, dostała się do finałów krajowych paru przedmiotowych olimpiad. Jakim cudem to zrobiła, nawet nie próbował tego dociec.

Hiruko Seina, Kenji Hibata, Miko Himura, oraz inni, wiele osób, wiele uśmiechów, wiele kwiatów wiśni. Przy Grahamie zaś siedziała dwójka sprawdzonych przyjaciół, którzy uwielbiali dogryzać sobie nawzajem. Właściwie to nawet nie tyle dogryzać, co po prostu nie potrafili ze sobą normalnie rozmawiać. Jakby podczas wspólnych spotkań obawiali się czegoś, wstydzili, czyli skrępowani. Taka niepewna atmosfera odbierała im zwykła postawę uśmiechniętych nastolatków. Hikaru kpił sobie, niczym playboy, którego sławą się cieszył. Na temat jego podbojów krążyły legendy, ale Graham miał wrażenie, że przy Lydii to trochę poza, zaś sama pokojówka, cóż, kompletnie się gubiła przy Hikaru i chcąc ukryć zaangażowanie chowała się za gardą mocnych słów oraz usiłowań rękoczynów. Jednakże właściwie z drugiej strony, mimo całej wojny podjazdowej, obydwoje uważali, żeby nie dopiec sobie zbyt mocno oraz wspólnie zaatakowaliby każdego, kto stanąłby między nimi. Po prostu pewnie szukali tej właściwej chwili, żeby zrozumieć oraz wyznać swoje uczucia. Jednakże to było dopiero przed nimi. Póki co, standardowo dogryzali sobie, zajadając jednocześnie deser lodowy. Natomiast lekko znudzony Graham popijał brzoskwiniowy napój.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-06-2011, 13:33   #14
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Powoli wypuściła powietrze ze swoich płuc. Spokojnym wzrokiem omiotła park. Nie było najmniejszych wątpliwości. Demon był tutaj, a to oznaczało jedno. Albo demon zginie, albo będzie rzeź. W obu wariantach przeżyje, ale w jednym jej przeciwnik nie. Dużo ludzi, zbyt wielu ludzi jak na jej gust. I każdy mógł być potencjalnym demonem, żarciem dla demona czy jego niewolnikiem. Normalnie w takich miejscach był Mistrz Pieczęci, który by po prostu stworzył sferę, ale ona jak na złość, musiała przespać te lekcje.

Uniosła jedną dłoń i kantem kastetu zaczęła robić zadrapania na korze jednego z drzew. Oczywiście zadbała by nikt tego nie mógł dostrzec. Spokojnie nakreśliła dwie runy, jedna na drugiej. Pierwsza przechowywała zaklęcie do określonego momentu, druga wzmacniała jej działanie.

O Panie! Stoję na tej uświęconej ziemi, pełnej Owieczek Bożych. Tworząc świątynię w swym sercu, umyśle i ciele, proszę o Twą łaskę, by móc objąć swą osobą resztę stada. Amen.

Powtarzała te zaklęcie tak długo, dopóki pierwsza runa nie napełniła się. Uśmiechnęła się, wiedząc, że dzięki temu wystarczy proste wywołanie by przywołać naprawdę silną świątynię. A jak wiadomo, wszystko co demoniczne, wchodząc na teren świątyni albo ginie z miejsca, albo wpierw cierpi niewyobrażalne katusze. Właściwie można to było określić mianem sfery anty-demonicznej, która nie tylko blokowała wejście, ale i raniła demony wewnątrz.

128-kąt foremny. 128 pieczęci, rozmieszczonych w formie figury foremnej. Prawie calutki park został włączony w sferę aktywacji zaklęcia, pomijając obrzeża. Zajmowało to trochę czasu, który mogła lepiej zużyć. Ale nie miała teraz pola manewru do normalnej, starej i dobrzej rzeźni, więc musiała używać innych sposobów.

Spokojnie zaciągnęła się dymem z ostatniego papierosa. Musi kupić nową paczkę, bo ta już się skończyła. Przynajmniej w zapalniczce wciąż był gaz, by odpalić tego ostatniego. Opuściła dłoń, trzymając fajkę pomiędzy palcami. Spokojnie ruszyła przed siebie, w stronę samego środka parku. Może natknie się na to cholerstwo po drodze. Ale przynajmniej łatwiej będzie zorientować się w której części siedzi to coś.
 
Kizuna jest offline  
Stary 12-06-2011, 00:41   #15
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
-Witam, jestem Setsuna Meio i…mam ci do powiedzenia coś bardzo ważnego, więc proszę, wysłuchaj mnie, dobrze?- emanował od niej spokój i opanowanie.
Gaijin zrobił wielkie oczy, ale zaraz się opanował. Rozmasował kąciki oczu
-Ale ten dzień upierdliwy...- powiedział bardziej do siebie, ale nie po japońsku, po czym spojrzał na nieznajomą- Więc mów skoro musisz.- Położył łokcie na blacie i zaplótł palce dłoni opierając na nich brodę
Na jej twarzy pojawił się niewielki uśmiech, po czym zastąpiła go poważna mina.
-Z tego co słyszałam, udało ci się doświadczyć dzisiaj kilku niecodziennych rzeczy.- założyła nogę na nogę.
-Niewielkich wzrostów jegomość, którego miałeś dzisiaj przyjemność poznać to Rycerz. Rycerz wysłany przez Księżniczkę Eien. Ty jesteś wojownikiem. Czarodziejem z Nemesis, rozumiesz? Nie mam zbyt wiele czasu, aby wszystko ci wyjaśnić.- tu się cicho zaśmiała.
-Własnie... a co do Czasu. Jestem Strażniczką Wrót Czasu, Czarodziejką z Plutona. Tak się złożyło, że mamy podobne umiejętności. Niedawno wyczułam manipulację czasową. Teraz jestem niemal pewna, że to twoja sprawka. Wiesz coś o tym?-
Jerycho zamknął oczy by nie dać po sobie poznać swego poruszenia. Po chwili zimno odrzekł
-Co to jest? Jakieś “mamy cię”?- rozejrzał się niemal oscentacyjnie szukając czy ktoś przypadkiem nie kręci tej sceny.- Moje życie jest wystarczająco skomplikowane bez was i waszych bredni. Ostatnie lata nauczyły mnie twardo stąpać po ziemi, więc przepraszam ale nie śmieszy mnie to. Proszę o wybaczenie, ale powinnaś już chyba iść. Sara zaraz wróci. Nie chcę byście i Ją w to mieszali.
-Dobrze wiem kiedy wróci, dlatego wybrałam ten moment, a nie inny. Posłuchaj. Jeżeli teraz się od nas odwrócisz, to niebawem już nie będziesz miał kogo bronić, bo wrogowie są bezwzględni i nie tylko mieszkańcy Japonii na tym ucierpią. Dlatego teraz do ciebie należy wybór, podejmiesz się wyzwania? Przyjmiesz nową, niezwykłą moc i będziesz walczył w imię miłości, sprawiedliwości i życia? Czy odejdziesz i spokojnie poczekasz na zagładę wszystkiego co kochasz?
Jerycho się uśmiechną, ale ten uśmiech wcale nie był ciepły.
-Aha... już chyba rozumiem. Jesteście jakąś sektą. Tak? Koniec świata bliski, nawracajcie się, bla bla bla...- w jego głosie nagle zadźwięczał gniew- Sam wiem najlepiej jak bronić moich. Mam za sobą cięższe chwile niż jesteś w stanie sobie wyobrazić, więc nie wyskakuj z wielkimi przemowami o miłości czy wyzwaniu. Na prawdę ciężko jest mi wjechać na ambicję, czy wzbudzić we mnie wielkie emocje.
Powaga i opanowanie nie opuściły Setsuny.
-Niemożliwe, jesteś najbardziej upartym wojownikiem jakiego w życiu spotkałam.- uśmiechnęla się i wstała od stolika. Była bardzo wysoka i pięknie się prezentowała.
-Chciałabym powiedzieć: “Wierz mi, jak już powiedziałam jestem Strażniczką Wrót Czasu, więc jestem w stanie sobie wyobrazić co przeżyłeś.’’ Ale zakładam, że jednak mi nie uwierzysz. Pójdziesz teraz ze mną, abym mogła zbić twoje wszelkie wątpliwości?- położyła na stolik przed Jerychem zielony przedmiot, wyglądem zbliżony był do długopisu, jego końcówka była okrągła, a na niej widniał symbol czarnego półksiężyca, zwróconego w dół.
-Weź to, może ci się bardzo przydać, jest to magiczny przedmiot dzięki któremu będziesz w stanie transformować się w wojownika. Musisz wypowiedzieć jedynie zaklęcie...- tu schyliła się do jego ucha i wyszeptała- “Potęgo Nemesis, wzywam cię!”, wiem, że to może brzmieć teraz głupio, ale chodź, spróbuj, sam się przekonasz. No chyba, że boisz się, że twoja logika może zostać zachwiana i bramy twego ograniczonego świata mogą legnąć w gruzach. Hm?- uśmiechnęła się i powolnym krokiem ruszyła przed siebie w stronę drzwi.
Jerycho oparł się i założył ręce. Miał minę jakby jakby zaraz miał arogancko prychnąć.
-Myliłem się. Nie jesteście sektą. Wraz z tym kurduplem uciekliście z wariatkowa. Wybacz, ale nawet gdybym chciał to przecież nie zostawię tu Sary, nie? Ale jeśli chcesz to możemy cię odprowadzić do twojego zakładu jak tylko wróci.
-Czas...- wypowiedziała to słowo niezwykle namiętnie- zweryfikuje co jest prawdą a co nie.- zatrzymała się tuż przed wyjściem.
-Czasem może się nam wydawawać, że przykre wydarzenia, które dzieją się każdego dnia to złośliwość losu, ale one mają tylko za zadanie nauczyć nas czegoś cennego... takie wydarzenie widocznie będzie musiało stać się w twoim życiu. Nie opuszczę cię dopóki w pełni świadomie nie odmówisz dołączenia do drużyny wojowników, bądź nie przyjmiesz swego przeznaczenia. Weź tę magiczną pałeczkę, może ci się naprawdę przydać.- odwróciła się i wyszła z pomieszczenia.
Jerycho chwilę gapił się na nią. Po czym schował do kieszeni marynarki. Sam nie wiedział do końca czemu.
Z toalety wyszła Sara, podeszła szczęśliwa do Jerycha.
-Co masz taką minę ponurą?
-Nic. Wspomnienia- Na sekundę Sara również zmarkotniała
-Ustaliliśmy, że nie będziemy o tym myśleć.
Jerycho potrząsnął głową i uśmiechnął się, choć nie był to uśmiech do końca szczery. Sara to oczywiście zauważyła, ale nie skomentowała
-Jasne. Więc co chcesz teraz robić?
-Poszła bym do lasu... ale oni tu nie mają porządnych lasów. Takich by przez trzy godziny iśc przed siebie i wiedzieć, że by dojść do końca trzeba by iść jeszcze pięć razy tyle. Twoja Polska bije ich na głowę pod tym względem. Tam one są wszędzie.
Teraz uśmiech Jerycha był w pełni prawdziwy. Wiedziała jakie wspomnienia przynoszą mu ukojenie, lasy były jednym z takich. Jerycho je uwielbiał.
-Dobra. To idziemy do parku

-Hej Cyrus. Wszystko git?
-Tak. Niedługo kończę, wtedy wrócę do mieszkania. Będę koło szóstej.
-Dobra. To nie przeszkadzam. Do zobaczenia.
-Cześć

Jerycho schował komórkę do kieszeni. Za chwilę byli w domu. Tam założył na siebie luźne spodnie trzy czwarte rozszerzające się w nogawkach, buty sportowe i koszulkę. Sara również ubrała się półsportowo

-A nie możesz ubrać czegoś co ma rękawy? Znowu się poobcierasz...
-Przecież idziemy tylko na spacer...
-Ta... sam wiesz, że nasze spacery nigdy nie kończą się na spacerowaniu.
-Dobra, ale mam Ci znowu tłumaczyć czemu nie założę?
-Ech... nie, nie trzeba- pokręciła głową uśmiechając się, jak zwykle
Jerycho tłumaczył to już ze trzy razy. Po pierwsze potrzebuje czegoś o dobrej wentylacji by się za bardzo nie pocić. Po drugie, uważa, że te obtarcia są bardzo istotnym elementem. Nieco to masochistyczne... ale nic się na to nie poradzi. Wyszukał w komórce największy park i pojechali tam autobusem. Jakoś tak się złożyło, że się zmieścili. Na brak miejsc siedzących nie narzekali. I tak wyszło nieźle.
Przeszli sie trzykrotnie po parku, najpierw zwyczajnie. Jak klasyczna para zakochanych, potem Jerycho stwierdził, że włażą na drzewo. Sary nie tzreba było długo przekonywać. Nawet znalazł nadające się. Potem wyczaili moment gdy nikt nie widział i wdrapali się. Nie oni nie byli typowymi dorosłymi. Jerycho mawiał, że trzeba umieć być dzieckiem. Sara się zgadzała. Gdy umierało dziecko w człowieku pozostawała tylko dostojna wegetacja.

Byli jakieś dwadzieścia metrów nad ziemią. dało się wejść jeszcze wyżej, ale nie przekonała ich grubość gałęzi. A akurat tu znalazło się fajne miejsce. Dwie, całkiem spore rosnące tuż obok siebie. Jerycho położył się na nich tak, że miał po jednej pod łopatkami, a nogami objął główny kona dla pewności, że nie spadnie. Sara położyła się na nim. Tak po prostu leżeli czasem rozmawiając, czasem milcząc, czasem śmiejąc się po cichu z zapracowanych, wiecznie spieszących się ludzików, a czasem po prostu się całując. Takie momenty uwielbiali. Zwolnienie, odcięcie się od świata. Móc po prostu się przytulić, a jednocześnie by było w tym coś niezwykłego, by było jak najmniej sztampowe. Banał nudzi, a oni lubią oryginalność i spontaniczność.
-Jerycho...
-Tak Mała... ał!- jękną gdy dostał pstryczka w nos
-Nie jestem mała... tylko Ty za duży... kropka.
-Dobra, dobra.. więc o co chodzi?
-Nie sądzisz, że powinnam pójść do pracy? Wiesz... trochę mi głupio, że Ty i Cyrus będziecie tyrać a ja się lenić...
-Łeee... nie narzekaj kobieto. Z resztą nie ma możliwości byś pracowała. Ja uczę samoobrony i tak mam szczęście, że nie chcieli ode mnie żadnych certyfikatów. Dyrektorka po prostu stiewrdziła, że obejrzy pierwszą lekcję i jeśli okaże się, że mój poziom jest niezadowalający zrezygnuje z mojej propozycji. Ty jesteś chirurgiem... nie ma szans by przyjęli Cię do szpitala bez dyplomu ukończenia akademii i masy innych papierów... z resztą czemu ja Ci to tłumaczę... sama jesteś w stanie powiedzieć na ten temat znacznie więcej.
-Zasze mogę złożyć podanie o przesłanie ich tu...
-To zajmie kilka tygodni... do tego czasu już nas tu nie bedzie. Musielibyśmy powiedzieć gdzie mają to przesłać, a to by już zostawiło ślad do którego źli ludzie mogę się uczepić i nas odnaleźć... nie możemy ryzykować...
Więcej nic nie powiedziała. Jedynie przygnębiona wtuliła się w niego

W pewnej chwili powietrze dookoła zrobiło się jakieś nienaturalne. Jakby wokół wirowały miliony kryształów porywanych przez wiatr. Sara spojrzała w górę, była oszołomiona tym co zobaczyła. Początkowo widziała jedynie jasne światło, jednak chwilę później potrafiła rozpoznać lecącego nad nimi ogromnego białego żurawia. Przez pewien czas krążył nad drzewem, na którym się znajdowali, aby ostatecznie usiąść na jednej z grubych gałęzi. Co dziwne, gałąź prawie wcale nie ugięła się pod jego ciężarem. Ptak prezentował się wspaniale, było to niezwykle dostojne zwierze.
Jerycho chwycił Sarę mocniej w pasie by na pewno nie spadła gdy sam podnosił się do siadu. Gdyby nie to, że się zorientował, że szczęka mu opadła wyglądałby teraz wyjatkowo głupio
-Co to jest?
-Nie mam zielonego pojęcia... jakiś żuraw. Tylko byczy
-Tyle to zauważyła Jerycho. One osiągają takie rozmiary?
-Nigdy o czymś takim nie słyszałem. Ale to Japonia... słyszałaś kiedyś o Godzilli?
Spojrzała na niego wróżąc mu długą i bolesną śmierć po czym trzepnęła go w łeb otwartą dłonią
-Aj!
-Nie drwij ze mnie.
-Dobra, dobra. Po prostu nie mam pojęcia. Może to na prawdę jakiś mutant...
-Te... a jak nas zaatakuje?
-To dostanie w pysk... znaczy w dziób.
Gdyby zaatakował Jerycho musiałby uniknąć całkiem sporego i groźnie wyglądającego dzioba, co byłoby bardzo utrudnione. Lepsze byłoby zbicie ciosu. To ma sens. Potem złapać i skręcić kark... Zacisnął mocno oczy przerywając zbędne myśli. Niby czemu miałby zaatakować? Prędzej by po prostu uciekł.
-Możesz ze mnie zejść?
Sara nie odpowiedziała tylko chwyciła się gałęzi i spełniła prośbę siadając na innej. Jerycho wstał i zaczął powoli podchodzić do dziwu natury...
Żuraw zajrzał głęboko w oczy Jerycha. Było to niewiarygodnie świadome spojrzenie.
-Skręcić kark? Cóż za brutalne praktyki.- usłyszał w głowie głos. Był to bardzo czysty, ciepły i wyraźny głos.
Jerycho zrobił wielkie oczy... tym razem już miał głupią minę. Zamrugał i pokręcił głową...
“Kim jesteś?”- zapytał w myślach i zaraz sam się z siebie zaśmiał. Również w myślach. Doszedł do wniosku, że naczytał się zbyt wielu opowieści fantasy, czy mang, a przed chwilą... coś mu się przesłyszało... widać gorzej zniósł to nadkwaśniałe mleko z rana niż się spodziewał. Tak... to bardziej logiczne niż gigantyczny żuraw czytający w myślach... na pewno...
Wydawać by się mogło, że gdyby Żuraw miał taką możliwość, to teraz uśmiechnąłby się szeroko.
-A więc wierzysz, tyle, że twoja logika się z tym nie zgadza. To dobrze o tobie świadczy. Jesteś inteligentny, a taki ktoś jest zawsze mile widziany wśród nas.- ptak przekręcił wielki łeb, jakby utrzymywał kontakt z rozmówcą.
Teraz Jerycho nie mógł sobie tego logicznie wytłumaczyć... a może tak? Może po prostu padło mu na mózg... są jakieś pasożyty co w nim żyją i mogą zaburzać myślenie... wmawiać nam, że coś jest inaczej niż w rzeczywistości. Słyszał nawet o przypadku, że kobieta miała takiego krwiaka, że sądziła, że wszyscy dookoła śpiewają i tańczą gdy tylko otworzą usta. Jak w jakimś musicalu... i co z tego, że to była tylko komedia! Złapał się za skronie. Myślał... bardzo intensywnie. Ostatnio się do tego powoli przyzwyczajał. Najpierw cienie mordujące yakuzę, potem dziewczyna ze szczypcami zamiast rąk, dwójka wariatów, a teraz Jerycho sam dołącza w poczet umysłowo chorych... no bo niby jak można określić kogoś kto rozmawia z żurawiem!?
W pewnym momencie całe drzewo się zatrzęsło, rozdarł się w powietrzu krzyk Sary, która właśnie spadała w dół.
-Sara!- krzyknął półPolak
Nim zdąrzył się obejrzeć, Żurawia już nie było na gałęzi. Kobieta znalazła się na jego grzbiecie. Ptak leciał przez chwilę w powietrzu, a następnie z gracją wylądował na ziemi. Wystawił jedno ze swoich potężnych skrzydeł, aby ułatwić Sarze zejście z niego.
Przerażona kobieta nie zastanawiała się nad całą sytuacją. Po prostu ześlizgnęła się na ziemię obijając tyłek tuż po tym jak Jerycho sam zeskoczył z drzewa obijając sobie boleśnie kostkę. Byłby wcześniej, ale upadek z dwudziestu metrów nie jest zbyt mądry, a jednak logiki trzeba się trzymać... a on jej teraz potrzebuje. Dopadł do kobiety
-Nic ci nie jest?!- zapytał będąc nie mniej przestraszony od niej
-Nie...- pokręciła półprzytomnie głową. Była w szoku
Jerycho pomógł jej wstać, spojrzał tylko na żurawia. Zagryzł wargę samemu nie wierząc w to co robi
“Przyleć gdy będę sam... wtedy porozmawiamy...” pomyślał starając się skierować słowa do żurawia
Ptak pokręcił przecząco głową.
-Niestety, nie mogę w najbliższym czasie ponownie z tobą się spotkać. Jestem strażnikiem Księżniczki Eien, podróżuję po świecie, jestem jej oczyma. Nie mam zbyt wiele czasu na odpoczynek. Jednak spotkasz na swojej drodze osoby, którym możesz zaufać. Już spotkałeś. Wiem też, że spotkałeś Strażniczkę Wrót Czasu. Posłuchaj się jej rad i wykonaj to, co ci radziła, gdy będziesz w niebezpieczeństwie. Teraz muszę już lecieć w swoją drogę, życzę powodzenia, Czarodzieju z Nemesis...- ptak machnął kilka razy skrzydłami zanim wzbił się w powietrze, poleciał wysoko do nieba, aż w końcu zniknął parze z oczu, podczas lotu zostawiał za sobą piękne, białe światło, które po chwili znikało.
A gdy odlatywał dotarła do niego jeszcze jedna myśl... “dziękuję”, a myśl ta była tak szczera, że znów by się uśmiechnął gdyby mógł. Jednak uchronił Sarę przed obrażeniami. Prawdopodobnie poważnymi. Może umieć łazić po drzewach, ale wciąż jest kobietą, a one są delikatniejsze od mężczyzn...
-Jerycho...
-Tak?
-Co się w ogóle stało?
Wielki półPolak potrzebował czasu by się namyślić
-Nie mam zielonego pojęcia...



Wrócili do domu... Mieli już dość wrażeń jak na jeden dzień. Niewielkie mieszkanko. Dwa pokoje, plus kuchnia i łazienka. Jerycho szybko zrobił obiad, Sara zajęła się sprzątaniem. Kurczak pokrojony w kostki, z makaronem. Do tego czerwona fasola, kukurydza, groszek i sos. Nic dystyngowanego ale dobre. Zostawili porcję dla Cyrusa. Jerycho owiną w koc i włożył pod kołdrę. Może nie będzie zimne gdy przyjdzie... Resztę popołudnia spędzili na intensywnym nic-nie-robieniu przed telewizorem oraz porządkach. Cyrus wrócił koło 16tej.

-Yo!- zakrzyknął Jerycho zza kanapy, nie chciał się podnosić bo oglądali z Sarą jakiś kretyński serial... cóż... dziewczyna była w porządku, więc można jej wybaczyć takie okrucieństwo jak zmuszanie go do oglądania czegoś tak głupiego...
-Cześć
-Jak minął dzień?- zakrzyknęła nawet się nie odwracając od telewizora
-Udany.
-Zrobiłeś coś pożytecznego, czy po prostu się szwędałeś?
-Dawno w pysk niedostałeś, co?
-No... od bardzio dawno. Zdążyłęm zapomnieć jak to jest...
-To może ci przypomnę, hę?
-I tak nie masz szans...
-Tak sądzisz? To dawaj
-A Ty Sara co się śmiejesz?
-Zastanawiam się czy sami wierzycie w to, że zaraz zaczniecie się lać...
Oboje spojrzeli na nią z poirytowaniem w oczach
-Ty zawsze zepsujesz zabawę...
-No... Wróćmy do tematu. Tak, zrobiłem coś konstruktywnego. Odnowiłem kontakty jeszcze z Iraku. Jeden z kolegów mieszka po drugiej stronie Tokyo, nieźle się tu urządził. Sprzedałem mu mojego Sig Sauera. Po znajomości więc dobrze na tym wyszliśmy.
Teraz to i Sara się odwróciła
-Miałeś przecież tą spluwę od lat...
-Aaa... nic wielkiego. Teraz potrzeba nam kasy
-Mogłem sprzedać jedną z moich Syrenek]
-Heh... je masz znacznie dłużej i jesteś do nich znacznie bardziej przywiązany. Poza tym dostałbyś mniej kasy. Tak nam wystarczy na dwa, trzy tygodnie. A czy Ty zrobiłeś coś konstruktywnego, że się mnie pytasz?
-Znalazłem sobie fuchę. Będę uczył bachory lać się. Jak dobrze pójdzie to będzie ładny szmal. A jak wyjdzie za mało chętnych spróbuję jeszcze w innej szkole.
-No to cool... mamy jeszcze piwo w lodówce?
-Ostatnie, więc obstaw mi
-Dobra...
 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 16-06-2011 o 14:14.
Arvelus jest offline  
Stary 22-06-2011, 23:22   #16
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Współpraca MG, Kizuna, Kelly i Radagast


Ta ciemność powitała ją ciszą i błogim spokojem. Na jej obrzeżach nie czaiły się koszmary, które zazwyczaj dręczyły Sumire. Po prostu była i dawała ukojenie. Niestety, to co dobre w końcu się kończy i dziewczyna jęknęła cicho otwierając powoli oczy. Wydarzenia sprzed jej omdlenia ukazywały się w pamięci dość ślamazarnie, dopóki spojrzenie błądzące po sali nie trafiło na siedzącego przy niej węża. Czy węże siedzą czy stoją? - przeleciało jej przez głowę i nagle wszystkie wspomnienia ułożyły się grzecznie na swoim miejscu.
- Oj... - tylko tyle była w stanie z siebie wydusić, patrząc zafascynowana na stworzenie czuwające przy niej.
Wąż szeroko się uśmiechnął, skinął główką.
- Witam, w końcu się przebudziłaś, Sumire-chan.
Podpełzł bliżej dziewczyny i trącił ją głową.
- Wstawaj, nie możemy tu spędzić całego dnia!
Wzdrygnęła się lekko.
- Ale... ty... mówisz. - wydukała w końcu.
- Mhm... - westchnął - A ty możesz transformować się w wojowniczkę, która ma za zadanie bronić ludzkość przed złem. Co jest bardziej dziwne?
Na to pytanie nie znalazła odpowiedzi. Podniosła się więc tylko i spojrzała na zegarek - do przyjazdu szofera zostało dziesięć minut.
- Rzeczywiście... niewiele czasu mi zostało... - próbowała jakoś odzyskać kontrolę nad całą tą dziwną sytuacją. - Za chwilę przyjedzie mój kierowca. - zwróciła się już spokojnym tonem do węża.
Wąż syknął wesoło.
- Świetnie! Już się nie mogę doczekać, żeby obejrzeć twój dom. Więc ruszajmy! - wspiął się na Sumire, aby ostatecznie zawinąć się wokół jej ręki i przybrać rozmiary bransoletki.
Przerażona Sumire z piskiem zaczęła machać ręką.
- Co ty wyprawiasz?
Wąż nic nie odpowiedział, nawet się nie poruszył. Zesztywniał i w tej pozycji pozostał.
- O nie... nie... nie... Czemu ty w ogóle chcesz iść do mojego domu? Nie możesz sobie wrócić do Shiro? Dlaczego ja?
Sumire usłyszała ciche westchnięcie.
- Możesz przestać paplać i ruszyć się stąd? Nie mam zamiaru spędzić całego dnia owinięty wokół twojego nadgarstka.
Widząc, że nie ma innego wyjścia ruszyła z ponurą miną w kierunku bramy wjazdowej do szkoły. Ledwo zdołała zrobić parę kroków za ogrodzenie, gdy usłyszała boleśnie znajomy odgłos otwieranych drzwi od limuzyny i kroków szofera.
- Dzień dobry, panieno Sumire. - przywitał ją Houri.
- Dzień dobry, Houri-san. - tym razem nie zdołała ukryć zniechęcenia w głosie i kierowca aż spojrzał na nią zdziwiony.
Spuściła głowę i weszła do samochodu.
- Sumire-chan, czuję się zawiedziony. - usłyszała zamiast powitania. Podniosła niepewnie wzrok na Tetsuyę.
- Dlaczego, Tetsuya-san?
- Nie poinformowałaś mnie, że dziś zaczyna się hanami.
- Dopiero dziś pojawiły się plakaty i nie zamierzałam się tam w ogóle udawać... Przecież obiecałam Tetsuya-san wspólne oglądanie sakury. - zaczęła się zaraz tłumaczyć.
Przez chwilę Sengawa patrzył na nią uważnie, aż w końcu na jego twarzy zagościł łagodny uśmiech.
- No tak.. Ale skoro twoja szkoła zaczyna akurat dzisiaj, to przecież nie mogę pozwolić, byś ich nie olśniła swoją obecnością. - odpowiedział spokojnie i pogłaskał ją po policzku.
Pokiwała lekko głową uspokojona.
- Jak, Tetsuyi-san, minął dzisiejszy dzień? - zapytała po chwili.
- Mam dla ciebie prezent. Będzie idealny na hanami. - powiedział zupełnie ignorując jej pytanie. - Pojedziemy teraz do mnie i tam się przebierzesz.
- Tetsuya-san, jest dla mnie zbyt łaskawy... - pochyliła głowę w wyrazie wdzięczności.
Nie odpowiedział, pogłaskał tylko jej dłoń i skierował spojrzenie na okno. W ciszy dojechali do jednej z kilku rezydencji rodu Sengawa.

***

Podarunkiem okazało się być przepiękne kimono fioletowej barwy z jasnymi kwiatami. Sumire przyglądała się mu kompletnie zdumiona.
- Tetsuya-san, ale ja nie mogę przyjąć takiego prezentu... - zaprotestowała cicho.
- A czy możesz odmówić mi przyjemności zobaczenia Cie w nim? - spojrzał na nią z lekkim rozbawieniem. Dziewczyna spuściła wzrok zmieszana.
- Tak myślałem... Takiko, pomóż proszę mojej narzeczonej się ubrać. - zwrócił się do stojącej obok pokojówki i wyszedł z pokoju.
Panna Kanagawa westchnęła cicho.
- Rozebrać umiem się sama... - powiedziała do służącej i ostrożnie podała jej kimono. - Ale z jego ubraniem - tu wskazała na strój. - mogę mieć problem. - dodała jakby chcąc zetrzeć nieprzyjemne wrażenie, które mogły wywołać jej pierwsze słowa.
Pokojówka uśmiechnęła się lekko.
- Po to tu jestem. - odpowiedziała i poczekała aż Sumire zdejmie mundurek, po czym rozpoczęła cały rytuał związany z ubieraniem kimona. Panienka znosiła go ze stoickim spokojem, choć trwało to wszystko z dobre pół godziny. Potem nastąpiło czesanie i wplatanie wstążek we włosy, ale za to na koniec uradowana Takiko klasnęła dłońmi.
- Wygląda panienka cudownie! - powiedziała i postawiła dziewczynę przed lustrem.



Efekty starań pokojówki przekroczyły oczekiwania Sumire i zdumiona wpatrywała się w swoje odbicie przez dłuższą chwilę, którą Takiko wykorzystała na otwarcie drzwi. W pokoju zaraz pojawił się Tetsuya. Spłoszona panna Kanagawa spojrzała w jego stronę.
Mężczyzna pokiwał głową z uznaniem.
- Przyćmisz dziś wszystkich swoim blaskiem. - powiedział przywołując ją gestem do siebie.

***



Park tętnił życiem, śmiechem i radością, tylko Sumire zdawało się, że jest oddzielona od wszystkich grubą szybą. Niby uśmiechała się leciutko, rozmawiała z narzeczonym i podziwiała kwitnące wiśnie, ale uważny obserwator dostrzegłby puste spojrzenie jej oczu. Jedynie w momencie gdy usłyszała głos Takashiego, przez zaledwie sekundy chłopak mógł ujrzeć rozpacz wymieszaną z nadzieją na jego widok. Niestety to wszystko zgasło, gdy Tetsuya zagrodził mu drogę.

***

Niespodziewanie do Grahama podszedł młody chłopak. Graham go nie znał, widocznie nie uczęszczał do jego szkoły, nie był też zbyt elegancko ubrany, lecz był schludny i sprawiał dobre wrażenie. Na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech. W dłoniach trzymał obraz, wręczył go Grahamowi, ten mógł na nim rozpoznać sytuację, która miała tu miejsce przed chwilą. On znudzony, popijający napój, kłócąca się para, na stole dwa kubki z Nektarem Sakury, w tle drzewa kwitnącej wiśni a na scenie... na scenie nie było rozgadanego blondyna, tylko rozmazana, czarna farba.
- Proszę... to dla Ciebie.
Spojrzał na młodego artystę, który widocznie usiłował sobie dorobić tworząc obrazy oraz wciskając je przygodnym gościom knajpek, czy restauracji. Każdy orze, jak może, mawiał sentencjonalnie Graham. Skoro ktoś otrzymał nieco iskry talentu, nic dziwnego, że pragnie ją wykorzystać do zrobienia. “Let’s make lots of money” jak śpiewał pewien męski duet, dosyć średnio znany zresztą w Kraju Kwitnącej Wiśni. Normalnie Reser podziękowałby twórcy, ale nie wziął. Po prostu powiedziałby, że nie stać go, ale ten obrazek oraz wydał mu się naprawdę ładny, zaś dziwnie melancholijny nastrój hanami skłaniał do zrobienia czegoś innego niż zwykle.
- Dziękuję, jest bardzo ładny. Ile ci się należy? - spytał wyciągając portfel.
Chłopiec pokiwał przecząco głową.
- Nie... nic, to dla ciebie. - uśmiechnął się smutno raz jeszcze i odszedł. Usiadł na trawę i samotnie wpatrywał się wciąż w jeden, stały punkt.
Jeżeli jakakolwiek osoba chciała mu cokolwiek sprzedać, Graham odpowiadał: Nie stać mnie. Kiedy jednak usiłowano mu coś ofiarować, wtedy odpowiedź brzmiała: Jeśli tak, to już absolutnie mnie nie stać. Chłopak miał konkretne wyrobione zdanie na temat ludzkiej moralności oraz wiedział, że prezenty zazwyczaj oznaczają koszty, czasem większe niżeli podczas normalnego kupna, chociaż trochę odroczone. Wyjątki owszem zdarzały się, ale najpierw trzeba poznać takiego kogoś. Dlatego nie chciał niczego przyjąć od tego młodego artysty, ale tamten oddalił się tak szybko, że po prostu nie zdążył niczego powiedzieć. Szczęśliwie usiadł niedaleko, toteż Reser nie miał problemu odnajdując go wśród tłumu odwiedzających Ueno. Podszedł do niego odnosząc obraz.
- Dziękuję, jak powiedziałem, jest śliczny, ale nie mogę tego przyjąć ot tak sobie. Jeśli nie chcesz zapłaty, po prostu zapraszam cię na lody i kawę, albo sok. Naprawdę jest całkiem niezły oraz miło chłodzi.
Chłopak zachowywał się, jakby był całkiem zdezorientowany.
- Naprawdę nie chcę nic w zamian, jeśli swoim obrazem sprawię, że komuś będzie chociaż odrobinę lepiej, będę szczęśliwy, wtedy mogę być pewien, że mój wysiłek nie poszedł na marne.
Wiatr zawiał mocniej wzbijając w górę płatki kwiatów wiśni wraz z liśćmi.

- Wobec tego jesteś dziwny - ocenił Graham. - Może dziwny w dobry sposób, ale dziwny. Nie mniej wiedz, że obraz podoba mi się. Dziękuję. Mam nadzieję, że moi spierający się przyjaciele kiedyś, kiedy spoglądną na niego, uśmiechną się wspominając swoje swary. Twoje zdrowie. - wzniósł toast kubkiem soku. Skoro nie mógł mu płacić, mógł odwdzięczyć się chociaż dobrym słowem.
Po czym podszedł do stolika.
- Jest wasz/ - wskazał na obraz. - Znajdźcie sobie miejsce na niego w waszych pokojach. Bądzie wisiał raz u ciebie - wskazał na Hikaru - raz u ciebie. - pokazał na Lidię.
- Spójrz Lidio, będziesz mogła napawać się moim widokiem, kiedy mnie nie będzie w pobliżu. - uśmiechnął się pewny siebie. Dziewczyna wstała z ławki, była wściekła, chciała przyłożyć chłopakowi, ale kiedy uniosła rękę opadła jak szmaciana lalka wprost w jego ramiona. Ten nawet nie zdążył się zdziwić, bo sam stracił przytomność upadając na ziemię. Chwilę potem rozległy się liczne odgłosy upadających ciał. Mężczyzny na scenie już nie było, za to w powietrzu lewitowała jakaś dziwna postać. Mężczyzna w stroju przypominającym kwitnącego żonkila.

***

W tym czasie...

Sumire czuła się dziwnie bez “uścisku” węża na ręce. Dopóki nie skorzystał z jej propozycji, nie wiedziała, że jego obecność pozwala jej jakoś wytrzymać to hanami.
Zamyślona podeszła do koca, na którym siedział Tetsuya-san i nagle zorientowała się, że coś jest zdecydowanie nie tak jak powinno.
Wszyscy ludzie dookoła leżeli nieprzytomni na ziemi, poza jej narzeczonym, który wpatrywał się przestraszony w lewitującą nad nim postać. Unoszący się nad ziemią osobnik miał postawione na sztorc włosy w barwie fioletu i tegoż samego koloru szatę przylegającą do ciała.
Dziewczyna cofnęła się cicho rozglądając za jakimiś innymi przytomnymi ludźmi.
Zobaczyła chłopaka ze swojej klasy, Grahama Resera. Był niezwykle opanowany jak na zaistniałą sytuację. W oddali też zobaczyła idącą kobietę, na dłoniach założone miała groźnie wyglądające kastety. Przytomne były również dwie, piękne kobiety, które roznosiły Nektar Sakury, w pewnej chwili zrzuciły z siebie swoje stroje i z uroczych dziewcząt zamieniły się w dziwne, przerażające stwory. Jeden był koloru błękitnego a drugi różowego. Ich ciała były stworzone z płatków kwiatów. Wyraźnie się chwiały, jakby czymś osłabione. Postać lewitująca nad sceną spojrzała na nie zdziwiona, a potem na osoby, które nie padły na ziemię tak jak reszta.
- Co jest? Co się tu dzieje? Aoi, Pinku co z wami? Ja zbiorę energię dla królowej Orchis a wy zajmijcie się niepokornymi ludźmi. No cóż za uparta rasa! - uniósł ręce do góry i z każdego człowieka znajdującego się na terenie parku zaczęła ubywać energia i kierować się wprost do rąk owej postaci. Anna, Sumie oraz Graham również zaczęli odczuwać osłabienie. Błękitny stwór rzucił się w stronę Anny Salvadore, a różowy wprost na Grahama.
Fioletowowłowy mężczyzna obrzucił groźnym wzrokiem leżącego Tetsuyę.
-Teraz walcz o swoją miłość! Nie potrafisz? Widzisz... miłość można zdobyć tylko w jeden sposób... poprzez siłę! Tobie widocznie jej brakuje, a więc Sumire-chan będzie należeć do mnie! - z jego ust wydobył się głośny, przeraźliwy śmiech. Wyciągnął przed siebie dłoń i zacisnął ją z całych sił. Z ziemi wybiły się na powierzchnię grube pnącza, które oplątały mężczyznę i zaczęły go dusić.
Zza drzewa wypełzł wąż.
- Sumire-chan! Przemień się!
Dziewczyna rozejrzała się zdezorientowana, ale nikt na całe szczęście nie zwracał na nią uwagi. Schowała się za jednym z drzewek i wyciągnęła z torebeczki biały długopis.
- Potęgo Isis, wzywam Cię! - wyszeptała.
Z długopisu wypłynęło białe światło otulając ją niczym kokon. Dodawało sił i otuchy. Sprawiało, że Sumire czuła się cudownie. Gdy promienie ubrały ją w strój wojowniczki i jasny błysk ją kryjący zniknął, stała już jako Czarodziejka z Isis.
- Ej, Ty czupiradło! - wrzasnęła w stronę fioletowego chłopaka. - Miłość, to nie coś, co można zdobyć siłą, pieniędzmi czy pozycją! - przy ostatnich słowach nie mogła się powstrzymać, by nie spojrzeć na Tetsuyę. - W ten sposób na pewno nie zdobędziesz dziewczyny, której pragniesz. Puść go! - wskazała na mężczyznę, a w duchu rozpaczliwie zastanawiała się co dalej.
Nie ma żadnego panelu sterowania, spisu skilli, nic? I co ja mogę zrobić? - zerknęła rozpaczliwie w kierunku, gdzie poprzednio pokazał się wąż.
- Możesz jedynie zaufać swej intuicji! To jedyne co teraz możesz zrobić!
Lewitująca postać spojrzała na krzyczącą wojowniczkę i węża obok niej.
- Niewiarygodne! Wojowniczka! Oj dziecino, wpadłaś prosto w paszczę mięsożernej rośliny! Jestem Veratrum i mam za zadanie zgładzić ciebie i twoich sprzymierzeńców! - wybuchł wręcz histerycznym śmiechem.

c.d.n.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 24-06-2011, 12:32   #17
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Uśmiechnęła się lekko. Ten dziwny potwór, tak zupełnie niepodobny do żadnego znanego jej demona, był twardy. Ale chwiał się. Ostatecznie jej czary nie były takie silne jak innych egzorcystów, ale na tego tutaj działały. Stwór zaatakował frontalnie. I to był największy błąd jaki mógł popełnić. Atakować pięściarza od frontu. Brawa za odawgę.
-Skończ... gadać!-
Uniosła się gniewem, jak zawsze. To było dziwne, ale zawsze potrafiła wzbudzać gniew w sobie i w innych. Może niezbyt mocno, ale na pewno jakoś wzmacniał się. U niej, u innych, nawet w zwierzętach. A teraz po prostu sama zaatakowała to błękitne cholerstwo. Wyglądał jak kupa liści. Niby to utrudni mocne uderzenie, ale po prawdzie to jej kastety nie musiały mocno uderzyć by przekazać swoją moc. Wystarczało nawet lekkie otarcie się by zadziałały ich “dobroczynne” właściwości.
Uderzenie było świetnie wymierzone, ale w pewnym momencie stało się coś niespodziewanego. Z ziemi przed demonem wyrósł pagórek, który uniemożliwił trafienie celu. Anna również nie ucierpiała, ponieważ jej intuicja wystarczająco szybko powiadomiła ją o nadciągającym niebezpieczeństwie z dołu. Demon odskoczył do tyłu i wycelował w nią pocisk składający się z płatków, takich samych jak w jego “ciele”. Niemałe było jego zaskoczenie gdy owy pocisk po prostu spłynął po Annie, nie wyrządzając jej najmniejszej krzywdy.
Głupi stwór. Używał sztuczek by nie dać jej dojść do siebie, ale sam też nie dał rady jej ranić. I to wykorzystała, to czyli jego zaskoczenie. Które nie musiało być zbyt wielkie. Ale miała nadzieję, że było.Dalej nacierała, ostatni atak wyprowadzając z doskoku. Przeleciała ostatnie trzy metry, w rozpędu uderzając obydwoma kastetami w środek potwora. A rzuciła się na szczupaka, by po zbliżeniu się do ziemi, zrobić przewrotkę i ustać na pewnych nogach.
Błękitny stwór starał się bronić, lecz na nic się zdały jego próby. Kastety zatopiły się w nim, wywołując ogromny ból i cierpienie, wyleciał na kilka metrów w tył, wijąc się jak poparzony. Natychmiast wstał, jego oczy błysnęły jasnym światłem i zza jego pleców uniosły się dziesiątki przedmiotów leżących na ziemi. Kosze piknikowe, sztućce, krzesła i stoliki. Wszystkie ruszyły z niewiarygodną prędkością w stronę Anny.
Uśmiechnęła się. Przeszła przez easy, pora na normal. Ciekawe czy dojdzie do hard? Znów natarła, frontalnie. Wszystkie te rzeczy albo omijała, korzystając z tego, ze wolna i ospała nie była, a część rozwalała ręcznie. Najważniejszym jednak było znów dotrzeć do tego stwora. I tym razem, gdy już byłą tuż tuż, jej dłonie otoczyła poświata.
-Panie, zlituj się nad jego umęczoną duszą.-
I uderzyła z całą siłą, jaką zapewniały jej mięśnie, kastety oraz wiara.
- Zaufaj intuicji... pięknie... - mruknęła cicho do siebie i ponownie spojrzała na Tetsuyę. Jeśli czegoś zaraz nie wymyśli, to jej narzeczony będzie martwy, a kwiatowy stwór rzuci się na jej kolegę z klasy. O tajemniczą dziewczynę się nie martwiła, jej kastety wyglądały wystarczająco groźnie.
Co mogę zrobić? No co? Jak im pomóc. Czarodzieka zamknęła oczy, by spróbować się skoncentrować.
To była chwila i w jej głowie pojawiła się myśl, jakby tam zawsze była. Sumire wyciągnęła ręce przed siebie i między nimi zmaterializowała się długa laska opleciona wizerunkami węży. Chwyciła ją w dłoń i skierowała w stronę dziwnego mężczyzny wypowiadając cicho.
- Święte światło.

Potwór był oszołomiony tym, że człowiek tak dobrze może poradzić sobie z jego silnym atakiem. Anna wyprowadziła kolejny, tym razem jeszcze mocniejszy cios. Demon ostatkami sił, dzięki wielkiemu szczęściu zdołał go uniknąć. Rzucił się i ślamazarnie upadł koło jakiejś nieprzytomnej i wciąż słabnącej- tak jak reszta ludzi, którzy cały czas pozbawiani byli energii przez postać ze sceny- dziewczyny... dziewczyny, którą Anna dobrze znała. To była ta sama, którą wybawiła z opresji. Potwór zamknął oczy i w tej samej chwili podłoże pod stopami Anny zamieniło się z twardej ziemi w lepką, gęstą substancję. Nim się zorientowała jej nogi w niej ugrzęzły.
Laska Wojowniczki z Isis zaczęła błyszczeć, ale na tym się skończyło. Pierwszy atak skończył się niepowodzeniem. Veratrum spojrzał na wojowniczkę z litością.
-Tylko na tyle cię stać? Tacy są potężni współcześni wojownicy?- wybuchnął ponownie swoim niezwykle irytującym śmiechem. Wyciągnął przed siebie obie ręce. W nich zaczęła kumulować się bardzo aktywna, mroczna energia.
-Czarna Śmierć!- po wypowiedzeniu słów uformowała się z energii kula, wokół której wirowały szybko oplatające ją błyskawice. Pocisk ruszył w stronę dziewczyny. W ostatniej chwili przed nią wyskoczył wąż, jej nowy towarzysz. Padł na ziemię ranny od uderzenia. Cały drżał, podniósł na chwilkę główkę i wyszeptał:
-Nie poddawaj się... Czarodziejko z Isis...- i po tych słowach zamknął oczy.
Cholerny potwór. Spojrzała na swoje nogi. I wygięła się do przodu, by ręce wbić w ziemię. Następnie wyciągnąć nogi i zrobić przewrotkę w przód. Po czym ruszyć i zaatakować stwora. Dziewczyna jeśli oberwie to trudno, najwyżej zginie. Ale ten potwór zasługiwał na zniszczenie. Zniszczenie go było teraz priorytetem. I nie zawacha się go wypełnić, używając wszelkich dostępnych środków. Prawy prosty, lewy hak, podwójne uderznie na wysokości brzucha i klatki piersiowej, jeśli można tym się odnieść do tego cholerstwa.
Anna bez większego trudu zdołała wydostać się z pułapki. Ponownie zaatakowała przeciwnika. Jednak i tym razem się nie powiodło. Zanim zdołała go uderzyć, wokół niego wytworzyła się bariera- z piasku i wiatru. Leżąca obok dziewczyna niczym szmaciana lalka została wyrzucona w bok.
- Nieee! - wrzasnęła Sumire przyklękając obok zwierzęcia.
- Nie lękaj się Czarodziejko z Isis! Nic mu nie będzie - krzyknął mały człowieczek w białym garniturze, pojawiając się nie wiadomo skąd.
-O proszę! I kolejny do pary! Tobą też się zajmę, dobrze się składa, że tu jesteście.
- Akurat nie do Ciebie rozmawiałem. Ale skoro już się wtrącasz, to wiedz, że jestem Rycerzem Orła i w imię miłości i sprawiedliwości ukażę Cię za Twe niecne uczynki. Przygotuj się!
Nie mając pojęcia jak sprawdzić, czy wąż w dalszym ciągu żyje wojowniczka wstała trzymając kurczowo swą laskę. Czuła, że jest w stanie mu pomóc.. musiała tylko odpowiednio mocno się skupić.
- Święte światło uzdrowienia! - krzyknęła na głos chcąc sobie trochę dodać animuszu.
Prawa ręka rycerza zniknęła w kieszeni. Kątem oka obserwował drugą dziewczynę walczącą z potworem, gotów wtrącić się do pojedynku, gdyby sprawy przybrały zły obrót.
Z laski Czarodziejki z Isis tym razem wydostało się dużo mocniejsze światło. Zaczęło padać na wszystko dookoła. Wąż leżący na ziemi lekko poruszył się, jakby poczuł ulgę. Wojowniczka stworzyła z światła magiczny strumień, który poszybował do przeciwnika i chciał go okrążyć, lecz ten rozerwał go jednym ruchem.
-Dosyć tego! Spaiso! Przybywaj!- wysunął przed siebie dłoń, na której pojawił się płatek kwiatu. Dokładnie taki sam, jaki pozostał po demonie w sali gimnastycznej. Płatek zawirował w powietrzu u przemienił się w niewielkich wzrostów mężczyznę, którego ciało pokryte było długimi, ostrymi kolcami.
-Zajmij się nimi!- wytworzył za sobą portal, do którego wskoczył, a ten za nim się zamknął.

- Wracaj tchórzu! Jeszcze z Tobą nie skończyłem! No cóż, zwiał. Czarodziejko, zajmij się tą Youmą - zasugerował.
Spaiso zaczął wirować, początkowo obracał się wolno, jednak później nabrał prędkości. Głośno przy tym krzyczał. W końcu się nagle zatrzymał, a wszystkie jego kolce wystrzeliły. Na całe szczęście żaden nie trafił ani Rycerza Orła, ani Czarodziejki z Isis.
- Ale cokolwiek robię... nie działa... - spojrzała zniechęcona na laskę i zaczęła nią trząść, gdy Youma wystrzelił swoje kolce.
- Kyaaaaaaa! Działaj wreszcze ty głupia lasko!! Święte światło! - wrzasnęła kierując kij w stronę Spaiso.
Laska zaczęła świecić i drżeć bardzo mocno. W końcu nastąpiła eksplozja, która pchnęła całą walczącą trójkę w różne strony.
Karzełek odrzucony siłą eksplozji przekoziołkował kilka razy i zatrzymał się dopiero na drzewie.
- Ekstra! - zapiszczał zachwycony. - Zrób tak jeszcze raz!
Uśmiechnęła się, dla postronnej osoby wyglądało to na uśmiech obłąkanej wariatki co dopiero zwiała z przyjemnego i czystego pokoju bez klamek. Przyjeżdżając do Japonii nie oczekiwała wyzwań. A tu proszę bardzo! Wreszcie ktoś, kto nie pada po pierwszym uderzeniu! Czy może być coś lepszego? Bez wątpienia, jej obecny wróg był silniejszy od zwykłego demona. I chwalmy imię Pana, za ten dar i możliwość walki z nim. Coś huknęło, musieli się nieźle zabawiać. Ale ona się tym nie przejęła, tylko cofnęła jedną rękę.
-Zdychaj!-
I zaczęło się istne gradobicie, gdy bez wytchnienia orała teren przed sobą przy pomocy swych kastetów. Najpierw tarczę, potem stwora. A ta dziewczyna, co najwyraźniej trochę sobie polatała, zasługiwała na to. Za to, że nie podziękowała za uratowanie przed gwałtem, głupia pinda.

Niespodziewanie do Grahama podszedł młody chłopak. Graham go nie znał, widocznie nie uczęszczał do jego szkoły, nie był też zbyt elegancko ubrany, lecz był schludny i sprawiał dobre wrażenie. Na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech. W dłoniach trzymał obraz, wręczył go Grahamowi, ten mógł na nim rozpoznać sytuację, która miała tu miejsce przed chwilą. On znudzony, popijający napój, kłócąca się para, na stole dwa kubki z Nektarem Sakury, w tle drzewa kwitnącej wiśni a na scenie... na scenie nie było rozgadanego blondyna, tylko rozmazana, czarna farba.
- Proszę... to dla Ciebie.
Spojrzał na młodego artystę, który widocznie usiłował sobie dorobić tworząc obrazy oraz wciskając je przygodnym gościom knajpek, czy restauracji. Każdy orze, jak może, mawiał sentencjonalnie Graham. Skoro ktoś otrzymał nieco iskry talentu, nic dziwnego, że pragnie ją wykorzystać do zrobienia. “Let’s make lots of money” jak śpiewał pewien męski duet, dosyć średnio znany zresztą w Kraju Kwitnącej Wiśni. Normalnie Reser podziękowałby twórcy, ale nie wziął. Po prostu powiedziałby, że nie stać go, ale ten obrazek oraz wydał mu się naprawdę ładny, zaś dziwnie melancholijny nastrój hanami skłaniał do zrobienia czegoś innego niż zwykle.
- Dziękuję, jest bardzo ładny. Ile ci się należy? - spytał wyciągając portfel.
Chłopiec pokiwał przecząco głową.
- Nie... nic, to dla ciebie. - uśmiechnął się smutno raz jeszcze i odszedł. Usiadł na trawę i samotnie wpatrywał się wciąż w jeden, stały punkt.
Jeżeli jakakolwiek osoba chciała mu cokolwiek sprzedać, Graham odpowiadał: Nie stać mnie. Kiedy jednak usiłowano mu coś ofiarować, wtedy odpowiedź brzmiała: Jeśli tak, to już absolutnie mnie nie stać. Chłopak miał konkretne wyrobione zdanie na temat ludzkiej moralności oraz wiedział, że prezenty zazwyczaj oznaczają koszty, czasem większe niżeli podczas normalnego kupna, chociaż trochę odroczone. Wyjątki owszem zdarzały się, ale najpierw trzeba poznać takiego kogoś. Dlatego nie chciał niczego przyjąć od tego młodego artysty, ale tamten oddalił się tak szybko, że po prostu nie zdążył niczego powiedzieć. Szczęśliwie usiadł niedaleko, toteż Reser nie miał problemu odnajdując go wśród tłumu odwiedzających Ueno. Podszedł do niego odnosząc obraz.
- Dziękuję, jak powiedziałem, jest śliczny, ale nie mogę tego przyjąć ot tak sobie. Jeśli nie chcesz zapłaty, po prostu zapraszam cię na lody i kawę, albo sok. Naprawdę jest całkiem niezły oraz miło chłodzi.
Chłopak zachowywał się, jakby był całkiem zdezorientowany.
- Naprawdę nie chcę nic w zamian, jeśli swoim obrazem sprawię, że komuś będzie chociaż odrobinę lepiej, będę szczęśliwy, wtedy mogę być pewien, że mój wysiłek nie poszedł na marne.
Wiatr zawiał mocniej wzbijając w górę płatki kwiatów wiśni wraz z liśćmi.

- Wobec tego jesteś dziwny - ocenił Graham. - Może dziwny w dobry sposób, ale dziwny. Nie mniej wiedz, że obraz podoba mi się. Dziękuję. Mam nadzieję, że moi spierający się przyjaciele kiedyś, kiedy spoglądną na niego, uśmiechną się wspominając swoje swary. Twoje zdrowie. - wzniósł toast kubkiem soku. Skoro nie mógł mu płacić, mógł odwdzięczyć się chociaż dobrym słowem.
Po czym podszedł do stolika.
- Jest wasz/ - wskazał na obraz. - Znajdźcie sobie miejsce na niego w waszych pokojach. Bądzie wisiał raz u ciebie - wskazał na Hikaru - raz u ciebie. - pokazał na Lidię.
- Spójrz Lidio, będziesz mogła napawać się moim widokiem, kiedy mnie nie będzie w pobliżu. - uśmiechnął się pewny siebie. Dziewczyna wstała z ławki, była wściekła, chciała przyłożyć chłopakowi, ale kiedy uniosła rękę opadła jak szmaciana lalka wprost w jego ramiona. Ten nawet nie zdążył się zdziwić, bo sam stracił przytomność upadając na ziemię. Chwilę potem rozległy się liczne odgłosy upadających ciał. Mężczyzny na scenie już nie było, za to w powietrzu lewitowała jakaś dziwna postać. Mężczyzna w stroju przypominającym kwitnącego żonkila.

Potem zrobiło się zamieszanie. Najpierw pojawil sie latający pajac pasujący raczej do cosplayu na Shibuyi. Właściwie Graham byłby pewny, ze przylazł wlaśnie stamtąd chcąc wyrazić swój protest oraz oburzenie ze względu na podwyżkę cen jogurtów, brak dostępu do łagodnych narkotyków, lub przeniesienie budki sprzedającej hod-dogi 100 metrów dalej, co według niego, ogranicza prawa obywatelskie. Strój klaunowy oraz fioletowe włosy ewidentnie to potwierdzały, tylko fruwanie się nie zgadzało. Kompletnie niemożliwe przecież. Dlatego według Resera pytaniem zasadniczym na ten moment było: nie - dlaczego on lata, ale: jakie świństwo dosypali mu do tego napoju. Widział latającego gościa oraz jak jego przyjaciele oraz reszta po prostu nagle padli niczym muchy poddane azotoksowi. ponadto czuł się nawet nieco osłabiony. Co wobec tego należałoby zrobić? Pierwsza myśl nakazywała, by natychmiast udać się do lekarza oraz kazać sobie zrobić zestaw badań toksykologicznych, ewentualnie, jeśli nic nie wykazałyby, udać się do psychiatry.

Najważniejszy ponoć jest podczas takiej sytuacji: pełen spokój. Dlatego Graham nie zareagował początkowo, uznając wszystko za majaki. Niemniej jednak owa sytuacja zmieniła swoje oblicze na zdecydowanie szybszy film akcji. Ktoś biegał, inna osoba skakała, ktoś się darł, zaś jakaś nieznajoma dziewczyna okazała się lepszym bokserem niż Muhamad Ali podczas walki z Georgem Foremanem. Mignęła także jakaś inna znajoma twarz, także dziewczyny, ale to było akurat, gdy pochylał się nad Lidią i Hikaru. Bowiem uznanie siebie za osobę majaczącą to jedno, ale pozostawała ta nutka niepewności: co się dzieje, jeśli to prawda? Obydwoje byli nieprzytomni, leżeli spokojnie pod stołem, oddychali, zaś Hikaru mial pecha, gdyż spódniczka Lidii tak sie podwinęla, że pokazywała jej koronkowe figi. Hikaru zaś tego nie widział, hahaha. Reser poprawił jej spodniczkę i zaskoczony zauważył, że to latające coś chyba ma jakieś do niego osobiste pretensje. Pewnie obraziło się, że nie zemdlał, jak niemal wszyscy inni.

- Jasny! - wrzasnął nagle rzucając się na bok, kiedy niespodziewanie niedaleko pojawiła się jakaś kwietna maszkara, która przed chwilą na jego oczach przeobraziła się z ładnej kelnerki w owego stwora. - Spadaj stąd! - krzyknął rzucając w kwietną potworzycę porcją waniliowego budyniu, który przed chwilą zamówiła Lydia. Była kelnerka chwilę stała nad pokojówką, ale zaatakowana budyniem przez Grahama zmieniła obiekt zainteresowania. Wręcz poczuł, jak jej zlośliwo - chaotyczna natura skierowała na neigo swoją uwagę.
- No cóz, przynajmniej zostawi jego przyjaciół - mysląc nurkował już pod fotelikiem obok, który rozpadł się po kwietnym ataku kelnerki. To nie były przelewki. Nie mając czasu odbiegł za wiatę, przeturlał się pod ławką, potem zaś nie patrząc, gdzie jest skoczył na bok wpadając na dziewczynę w najkrótszej mini, jaką kiedykolwiek widział oraz marynarskim mundurku..
- Sailor? Sailorgirl? - leżał lekko oszołomiony i zaskoczony nagłym zderzeniem.
Równie zaskoczona Sumire wylądowała ponownie na ziemi zmieciona tygrysim skokiem Grahama.
- Aua!
Wylądowała prosto na pupie i to ona musiała przyjąć na siebie główny ciężar ataku, za to Reser zajął drugie miejsce w starciu bokserskim: jego własny nos, kontra trawiasta gleba.
- chyba poszła mi krew - pomyślał jeszcze nie w pełni zdając sobie sprawę co robi. Tym bardziej, że oczy miał zaprószone okruszkami ziemi. Mrugnął.
- Och - wyrwało mu się, bo przed nim rozpościerał sie widok na smukłe uda dziewczyny, pofaldowaną podczas ataku spódniczkę oraz lśniące bielą majteczki, które stanowiłyby przedmiot marzeń 99% chłopaków ich szkoły. Wywalił się bowiem dokładnie pomiędzy nogi bardzo ładnej, choć kompletnie nieznajomej dziewczyny. Inna rzecz, że miał dziwne przeczucie, że jednak skądś ją zna, lub przynajmniej powinien kojarzyć, zaś jego skołatany umysł odbierał dziwne, ciepło pulsującą aurę.
- Nic ci nie jest? - wyrwało mu się nieco bezosobowo, bo leżał twarzą na ziemi i nie mógl oderwać spojrzenia od znajdujących się piętnaście centymetrów od jego nosa majteczek.
Purpurowa z zawstydzenia twarz wojowniczki mówiła dobitnie, że jednak coś jej jest.
Dla panny Kanagawy tego wszystkiego było za dużo. Nie dość, że wąż leżał nieprzytomny, jej ataki kompletnie nic nie robiły, poza rzucaniem wszystkich na boki, Shiro cieszył się z wylądowania na drzewie, to jeszcze jej kolega z klasy oglądał właśnie jej majteczki.
- Hentai! - wydarła się trzepiąc chłopaka laską po głowie, gdyż z tego wszystkiego zapomniała, że ciągle kurczowo ją trzyma, po czym wstała gwałtownie.
- Auć! To boli - wyrwało mu się, kiedy nagle majteczki, to znaczy piękna dziewczyna w majteczkach zerwała się niczym baletnica, zaś jemu nagle zrobiło się cieplutko na czubku głowy. Mrużąc powieki powoli wstał trzymając się za miejsce, gdzie właśnie rosła mu zdrowa śliwka. Zaś stojąca przed nim dziewczyna przypominała skrzyżowanie Miss Nastolatek oraz gniewnej Valkirii. Gdyby wzrok mógł przyszpilać do podłoża, Graham byłby niewątpliwie załatwiony na cacy. Takie pioruny czaiły się w jej uroczych, szafirowych źrenicach. W jednej dłoni trzymała jakąś dziwna laskę, którą właśnie sprokurowala mu solidną śliwkę, zaś drugą, może odruchowo, usiłowała przytrzymać króciutką spódniczkę, falującą na wiosennym wietrze.
- Miło mi, Graham jestem, miło mi - usiłował się przedstawić. - Ponadto przepraszam za to zderzenie oraz majte … znaczy zderzenie - poprawił się. - Naprawdę wszystko było kompletnie przypadkowo oraz niechcący, ale to chyba nie pora na powitania - nagle zmienił zdanie, bowiem różowo - kwiecista stwora znowu zaczęła się zbliżać.
Czarodziejka skinęła tylko głową koncentrując ponownie uwagę na przeciwnikach.
- Rycerzu Orła, mógłbyś mi pomóc? - krzyknęła do uradowanego karzełka. - Dwóch na jedną, to trochę dużo! - zamknęła oczy próbując ponownie skoncerować się na ulotnej mocy, którą wyczuwała, gdy martwiła się o węża. Teraz musiała jeszcze obronić niczego nieświadomego Grahama. Nie wiedzieć czemu, wiedza, iż ktoś może potrzebować jej pomocy dodawała sił. Uniosła wężową laskę do góry i wykrzyknęła z większą mocą niż do tej pory. - Święta moc uzdrowienia!
Ciosy i determinacja Anny wyraźnie skutkowały, lecz wcześniej stworzona przez demona tarcza zdąrzyła ją zranić. Na całe szczęście były to zwykłe zadrapania spowodowane ostrymi odkłamkami ziemi. Demon otrzymał ostateczne uderzenie, które spowodowało, że zaczął błyszczeć, głośno krzyczeć, poczym rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie płatek kwiatu.
Czarodziejka z Isis uniosła wysoko swoją broń, z której zaczęło rozlewać się światło. Promienie żywo obejmowały wszystko dookoła, chęć obrony innych dodała jej jakby więcej sił. Wielkie pokłady energii ruszyły w stronę przeciwników. Spaiso został otoczony tą energią i skrępowany jak magicznymi łańcuchami. Drugi z demonów zamienił się w gazową chmurę, która stała się ledwo widoczna. W pewnej chwili cały teren gdzie stali wojownicy, włącznie z Anną, zaczął falować, wszystko stało się niestabilne i chaotyczne a demon w tym momencie przestał być całkiem widoczny.
Wąż rozejrzał się zmieszany. Zobaczył niezwykłą aurę otaczającą Grahama i Annę.
-Nie bójcie się! Spokojnie, to tylko iluzja. Rycerzu Orła, musisz przebudzić pozostałych wojowników! Rozejrzyj się!- po tych słowach szybko schował się za drzewo, które teraz zachowywało się jak flaga na wietrze.
- Iluzja, co ja jestem na cyrkowym wystepie? - wyrwało się Grahamowi, kompletnie zdezorientowanemu. Dziewczyna przy nim, bardzo ładna oraz strzasznie sexi, machnąła swoją laską, jakby faktycznie rzucała jakieś czary. Poczuł, że wracają mu siły. Może przypadek jakiś? Psychoanalityk, który zajmował się nim po stracie rodziny wspomniał, że takie przypadki mogą powodować niekiedy nagromadzenie przeżyć stymulujące schizofrenię. Jednak na schizofrenię to wszystko wydawało się zbyt rzeczywiste. Tak, ale pewnie każdy psychicznie rozchwiany osobnik tak myśli? Reser ocenial obecnie swoją wiarygodność bardzo nisko. To co widział powodowało, że cały dotychczasowy światopogląd nagle walił się. Dodatkowo gadający wąż zaczął wzywać jakichś wojowników oraz czekał na przebudzenie. Pewnie jacyś sekciarze. Niemniej, mimo wątpliwości coś powodowało, ze Graham nie chciał dać drała i bynajmniej nie chodziło o wspomnienie pewnych majteczek, a przynajmniej, nie tylko o nie. Nie wiedział dlaczego, ale nurtowało go przekonanie, że dzieje się coś ważnego, że ta stojąca obok ubrana po marynarsku dziewczyna jest kimś wyjątkowym. Nie miał pojęcia skąd brały się takie myśli, ale one kazały mu zostać oraz krzyknąć do niej.
- Pomogę ci!
Wprawdzie to coś faktycznie przestało być widoczne całkowicie, ale może gdyby owa istota została obsypana mąką, czy czymś podobnym … wtedy byłaby widoczna doskonale. Mąki nie miał, bo niby skąd, ale … no właśnie … Dostrzegł, że stoi na czymś miękkim. Podczas owego zamieszania wszedl bowiem na koc jakiejś swiętującej rodziny rozdeptując niechcący skrzyneczkę zawierającą ich przygotowane bento. Obok jednak był spory dzbanek z płynną czekoladą. Czyż on nie mógłby zastąpić mąki?Graham chwycił go postanawiajac cisnąć na iluzyjnego potwora przy nadażąjacej sie okazji.
Shiro rozejrzał się po otoczeniu. Łatwo wężowi mówić “Przebudź wojowników”, jak nawet nie ma pewności kim oni są. Najprawdopodobniej byli to ludzie, którzy nie ulegli mocy Youma i zachowali przytomność, ale wolał nie ryzykować kompromitacji, dopóki nie będzie miał bardziej przekonujących dowodów.
Na razie postanowił wykorzystać okazję i rozprawić się ze spętanym przez Sumire demonem. Nie wiedzieć skąd dobył błyszczącego srebrzyście miecza i ruszył biegiem w stronę nieprzyjaciela.
 
Kizuna jest offline  
Stary 24-06-2011, 19:18   #18
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Przyklękła. Stwór znajdował się w jej pobliżu. To było pewne. Musiała znaleźć jedynie sposób by go dopaść. I jak na zawołanie, pomysł wpadł jej do głowy. Skupiła się i szybko nakreśliła prosty znak na ziemi. Jakaś runa, nie pamiętała nazwy. Grunt, że miała ciekawą funkcję. Robiła za stację przesyłową energii, do np innych pieczęci. Uniosła rękę, zacisnęła dłoń w pięść i uderzyła w znak. Jednocześnie do tego zaczęła pompować w nią swoją energię. Skoro stwór był niewidzialny to nie mogła wymierzyć ataku konkretnie w niego. Ale zawsze mogła zaatakować cały obszar z nadzieją, że to wystarczy do trafienia go. Oczywiście, wzmacniała działanie wcześniej stworzonej świątyni, by ta mocniej oddziaływała na te demony.

- Nie... co znowu? - wojowniczka rozglądała sie zdezorientowana falującym widokiem wszystkiego wokoło. Jej kolega próbował coś zrobić z dzbankiem z płynną czekoladą i Sumire mogła mieć tylko nadzieję, że nie wyleje jej na nią. Od tego falowania powoli zaczynało ja mdlić, więc zdecydowała się spróbować uspokoić je światłem swej laski. Uniosła ją ponownie do góry i zamknęła oczy, tym razem nie koncentrując się na krzyku tylko na samym świetle, które chciała wywołać.

Graham Reser zamachnął się z całej siły i płynna czekolada oblała zdezorientowaną Youmę. Połączenie mocy znaków Anny i światła Sumire zwalczyły iluzję. Wszystko wokół znów wróciło do swojej pierwotnej, prawidłowej formy. Wąż za drzewem niemalże podskakiwał ze szczęścia.
- Tak! To się nazywa współpraca i duch walki! Świetnie!
Kettei Shiro w tym czasie zaatakował Spaiso. Niestety nie zauważył złośliwego, wyrastającego z ziemi korzenia. Zahaczył o niego i upadł boleśnie na twarz.
Demon w końcu zdołał się wydostać. Znów zaczął wirować i wystrzelił we wszystkie strony swoje kolce, które boleśnie wbiły się w ciała walczących. Jedynie wężowi udało się skryć przed tym atakiem za drzewem. Drugi z demonów wzbił się metr nad ziemię, jego oczy zabłysnęły. Z drzewa zeskoczyły dwie wiewiórki o czerwonych ślepiach. Rzuciły się prosto na Grahama. Postać lewitująca nad sceną zdobyła ogromne pokłady energii, ale nie poprzestawała na tym, zachłannie odbierała siły życiowe nieprzytomnym ludziom.
- O nie! Jeśli zaraz czegoś nie zrobimy on zabije wszystkich tu obecnych! - krzyknął przerażony wąż.
Sumire syknęła cicho z bólu i skierowała spojrzenie w stronę sceny, później na Grahama.
- Rycerzu, wąż Ci coś wcześniej powiedział o innych wojownikach! Posłuchaj go, sami nie damy rady! - wrzasnęła w stronę Shiro i rąbnęła laską w plecy youmę, która zaatakowała jej kolegę, by zaraz skierować się w stronę sceny groźnie wymachując swym kijem. Może jeśli straci koncentrację, to nie będzie mógł zbierać energii...

Działo się wiele, ale właściwie Graham nie mógł wiele zrobić po utracie broni pod postacią płynnej czekolady. Odskoczył w bok, kiedy Sailor S (s jak sexi) walnęła lagą tą dziwna istotę, potem zaś … praktycznie mógł jedynie stać, co najwyżej obrzucając stwora wyzwiskami i kamieniami. Miał nadzieję, że inni, którzy zachowali przytomność maja większe pojecie od niego, co się dzieje.
Shiro wstał z ziemi i ze wstydem otrzepał ubranie z brudu. Ponowił atak na Youmę.
No bardzo śmieszne, tak sobie pewnie bym pomyślała, przy okazji wyciągając kolce.
- No bardzo kurwa śmieszne.
Powiedziałam to, wyciągając jeden kolec z materiału jeansów na tyłku. Ten demon zapłaci za tknięcie jej tyłów. NIKT nie miał prawa dobierać się do jej tyłów. NIKT. Ale ten demon z kolcami chyba nie był głównym przeciwnikiem. Był nim raczej ten na lub raczej nad sceną. I chyba zbierał energię nieprzytomnych osób. Co za menda.
- ...
Klarowne milczenie i ponowna szarża, na kolesia nad sceną. Zgięła ręce, trzymając je przy sobie z pięściami na wysokości głowy. Czyli trzymała gardę. Jeśli ten koleś zaatakuje to uderzy w to, co będzie nadlatywać. Jeśli nie zaatakuje to będzie uderzać w najczulsze miejsca. Kolana, palce, mostek, głowa i krocze.
Postać nad sceną całkiem zignorowała wymachującą rękoma Czarodziejkę z Isis.
Rycerz Orła ponownie zaatakował demona, tym razem go trafił. Ten był już mocno osłabiony, padł na ziemię, błysnął jaskrawym światłem i pozostawił po sobie płatek kwiatu. Niestety na polu bitwy było jeszcze dwu wrogów.
Anna Salvadore ruszyła w stronę lewitującej postaci. Mężczyzna poirytowany koniecznością przerwania procesu pobierania energii od ludzi spojrzał na dziewczynę. Ta go zaatakowała, a on z niewiarygodną lekkością wykonał sprawny unik. Przyjął bojową pozycję po czym wyprostował się i uśmiechnął w jej stronę.
- Proszę dziewczynko, oto prezent ode mnie! Mój uroczy pocisk! - wysłał Annie buziaka... który w pewnym momencie zmaterializował się i pomimo prób uniknięcia zetknięcia z nim Anna padła na ziemię zraniona. Z całą pewnością była odważna atakując go, lecz niestety odwaga często wiążę się z ryzykiem.
Demon, który nadal pozostawał przy życiu skierował swoje spojrzenie w stronę Czarodziejki z Isis, wystawił przed siebie obie dłonie i wystrzelił z nich lepką substancję, która trafiła dziewczynę w nogę. Substancja zastygła uniemożliwiając Czarodziejce przemieszczanie się.
Może Graham nie był klasycznym przykładem gentlemana, ale kiedy to coś zraniło dziewczynę … Nie udalo mu się pomóc, nie zdołał jej zasłonić. Tamten był szybszy atakując Sailor S, zaś ten drugi buziakową bronią zacałował niemal nieznajomą tak, że niemal wywinęła fikołka. Wiele zrobić nie mógł, jednak oparte o drzewo grabie same wpadły mu w ręce.
- Do boju! - krzyknął dodając sobie odwagi. Wznosząc grabie niczym fikuśną halabardę, ruszył biegiem na wrednego stwora.
- Fuuj! - Sumire skrzywiła się próbując wyciągnąć nogę, a gdy to nie poskutkowało uniosła laskę kierując ją w stronę demona, by wysłać w jego kierunku jej światło.
Auu. Auuuuuu. Ałć. Zabolało i nawet tego nie ukrywała. Nie ukrywała też tego gdy powoli podnosiła się z ziemi i spoglądała na tego czarnucha nad sceną.
- Koleś, jak zaraziłeś mnie jakimś syfem to lepiej uciekaj.
I znów natarła frontalnie. Głupie? Może. Skuteczne? Absolutnie. I nie chodziło o sam fakt, że i tak zostanie zraniona. Chodziło o fakt, że ten będzie zmuszony znów przerwać pożywianie się. I o to chodziło.
Demon został zaatakowany przez Grahama. W normalnej sytuacji skończyłoby się to przykro dla chłopaka, lecz demon w pewnym momencie skrzywił się i padł na kolana. Znaki zostawione przez Annę teraz zadziałały na niego mocniej. Demon zwracał uwagę na chłopaka i nie zauważył pędzącej w jego stronę wiązki światła wysłanej przez Czarodziejkę z Isis. Spotkał go taki sam los jak poprzednika. Pozostał po nim jedynie płatek kwiatu.
Anna Salvadore ponowiła atak. Jej cel został osiągnięty. Mężczyzna nie był w stanie ponowić pobierania energii, ponieważ skutecznie mu w tym przeszkadzano. Z Anną stało się tak jak poprzednio.
- Cóż za uparta dziewucha! Widocznie nie jesteś świadoma zagrożenia. To ja ci z chęcią pokażę. Aaaaaaaaaaaah! - krzyknął, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. W stopę ugryzł go wąż. Podpełz do Anny i spojrzał się wyzywająco na mężczyznę.
- Zostaw ją! Nie masz prawa wykorzystywać niewinnych ludzi, którzy przybyli na Festiwal Kwiatów, aby podziwiać wraz z rodziną i przyjaciółmi kwiaty wiśni! Jak śmiesz niszczyć chwile, które miały być szczęśliwie spędzone?
Mężczyzna zaśmiał się, masując sobie stopę.
- Widzę, że już przybył jakiś cholerny strażnik. - spojrzał szybko na teren wokół sceny i z zaskoczeniem stwierdził, że wszystkie youmy poległy.
- Do następnego razu... obiecuję, to będzie wasz ostatni raz. - w mgnieniu oka zapadł się pod scenę. Przynajmniej tak to wyglądało. Tak naprawdę otworzył portal, który po chwili się zamknął.
Wąż spojrzał na Annę.
- Wszystko w porządku? Dziękuję za pomoc, gdyby nie ty, ci wszyscy ludzie mogliby być już martwi...- przeszły go dreszcze na samą myśl.

Czarodziejka zamarła widząc jak jej zwierzęcy towarzysz gryzie wroga. Już się bała, że wąż ponownie zostannie ranny, ale na szczęście nic się takiego nie stało. Odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna zniknął i chciała uśmiechnąć się do Grahama, ale on już gdzieś biegł.
- [i]Dziękuję!/i] - krzyknęła więc tylko i spróbowała uwolnić nogę - tym razem skutecznie. Podbiegła szybko do zwierzęcia.
- Nic ci nie jest?
Napięcie opadło niczym krople wody wyrzucone piękną fontanną. Nieznajoma spódniczka, znaczy dziewczyna, coś usiłowała mu powiedzieć, ale Graham nie zwrócił na to uwagi. Lydia oraz Hikaru leżeli tam dalej. podbiegł do niech sprawdzając, jak się czują.
Mały człowieczek podszedł do Grahama. Zdjął maskę i spojrzał mu prosto w oczy.
- Świetna robota, Rycerzu.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 24-06-2011, 19:19   #19
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Przynajmniej ten dziwny ktoś usiłował, ale Reser miał inne sprawy na głowie.
- Przepraszam, nie mam ani czasu, ani ochoty na rozmowę. Do widzenia.
Pomasowała swoją potylicę, starając się rozkminić co się właśnie zdarzyło. Jakiś demon, przewyższający ją siłą, chciał pożreć energię życiową ludzi. I miał sługusy przy sobie. Sługusy zabite, on sam uciekł. Ale przynajmniej nie najadł się do syta, bo mu przeszkodziła w posiłku. I dobrze tak, temu zboczeńcowi. I jakiś wąż go ugryzł, oby dostał drgawek i gorączki. I co więcej, ten wąż gadał! Czy to mógł być demon? Chyba tak, bo ostatnio nie brała nic mocniejszego. A przynajmniej z tego co pamiętała. Zamrugała, powoli wstając z ziemi i otrzepując spodnie. Z trawy, ziemi i innych żyjątek. Pieczęci powoli blakły, a ich efekt zanikał. Przynajmniej do czasu, aż nie znikną, przyśpieszą trochę gojenie się otarć i mniejszych ranek. Szkoda, że nie naprawią jeansów.
- Naprawdę nie wiem co musiałam brać by słyszeć jak wąż gada.
Klękając przy wężu Sumire zupełnie nie zwróciła uwagi na stojącą obok dziewczynę, dopiero dźwięk jej głosu sprawił, że odskoczyła przestraszona.
- Dziękuję pani za pomoc. - wydukała po chwili nie bardzo wiedząc co może innego powiedzieć i spojrzała ponownie na zwierzaka, który najwyraźniej nie zamierzał jej uspokoić informacją o swoim stanie zdrowia, a tylko przyglądał się im z zaciekawieniem. Westchnęła cicho.
- On tak ma, że gada... - powiedziała w końcu lekko niepewnie. - Ale teraz jak widać się zaciął. - uśmiechnęła się lekko i niepewnie spojrzała na gaijinkę.
- Ta, ta...
Mruknęła pod nosem, rozglądając się. Mnóstwo ludzi. Naprawdę mnóstwo. I prawie każdy nieprzytomny. Więc równie dobrze można by sobie trochę dorobić, prawda? Niestety, nie. Miała świadków, a to nie wróżyło dobrze. Zresztą, na brak kasy na razie nie narzekała.
Sumire podążyła wzrokiem za dziwną dziewczyną i dopiero teraz dotarła do niej skala działania ubranego na żółto mężczyzny - gdzie nie spojrzeć leżeli nieprzytomni, a park Ueno należał do jednych z największych w Tokyo.
Wąż podpełz do Sumire.
- [i]Nie przejmuj się, nie odebrał im całej energii, po jakimś czasie powinni się przebudzić. - wzrok skierował na Annę.
-Ty... - zbliżył się do niej - Nie jesteś zwykłym człowiekiem. Nie świadczy o tym tylko umiejętność walki, ale też... twoja energia, ma specyficzną naturę.... Sumire-chan! Ona jest kolejną wojowniczką!
Czarodziejka zaskoczona spojrzała, to na węża, to na gaijinkę.
- Jesteś pewien?
- Um... ona musi być jakoś powiązana z nami. Czuję to połączenie. Sumire-chan, czy byłabyś w stanie przebudzić w niej moc?
- Eeee! Folguj konia!
Odsunęła się o kilka kroków do tyłu, uważając by nie wyrżnąć się przez ciało jakiegoś faceta. Nie zwróciła nawet uwagi na to jak wyglądał.
- To, że jesteś ubrana jak jesteś ubrana, nie znaczy, że pozwolę się dotykać ani cokolwiek “przebudzać”.
Wąż wytrzeszczył oczy. A po chwili zrobił się cały czerwony ze złości.
- [i[Czy musiałem trafić na pokolenie tak nietaktownych i upartych wojowników?!

Twarz Sumire była niewiele bledsza od koloru węża, gdyż uwaga dziewczyny o jej stroju trafiła w czuły punkt. Czarodziejka zaczęła dyskretnie poprawiać króciutką spódniczkę.
- Spokojnie... - odezwała się po chwili potrzebnej na przetrawienie słownictwa gaijinki. - Nie mam zamiaru Cie dotykać, ale nie uciekaj... - co ona mogła zrobić... przebudzić... ale jak... Wąż jak zwykle dawał niezwykle przydatne rady.
- Biłaś się przed chwilą z demonem, to co ci szkodzi poczekać chwilkę, by sprawdzić, czy on - tu wskazała na zwierzaka. - ma rację. Obiecuję, że nie będę Cie dotykać, tylko zamknę oczy. Dobrze? - I miejmy nadzieję, że coś to da...
Zamrugała. I właściwie nie wiedziała za bardzo co zrobić. Dać się “przebudzić”, nawet nie wiedząc co. Czy może od razu dzwonić po pogotowie albo na policję i oskarżyć ich o bycie sektą fetyszystów? Ciężki wybór.
- Dobra. Możesz spróbować, ale od razu ostrzegam! Jak zrobicie coś co mi się nie spodoba to ten wąż skończy jako pożywka dla sępów, a Ciebie kopnę tam gdzie słońce nie dochodzi...
Krótko spojrzała na spódniczkę dziewczyny.
-No... może dochodzi.-
Ponowny rumieniec na twarzy Sumire mówił wyraźnie, że spojrzenie dziewczyny jej nie umknęło.
- Dziękuję... Ale nie wiem czy ci się to spodoba... Mi się chociażby to - poprawiła jeszcze raz spódniczkę. - na przykład nie podoba... - westchnęła cicho i zamknęła oczy. Spróbowała wyczuć energię gaijinki.
Wokół Sumire rozbłysł krąg światła, jej włosy zaczęły się unosić lekko. Po chwili Anna również poczuła otaczającą ją energię. Poczuła jakby coś w jej wnętrzu pękło, otworzyło się i wydostało, wracając z dwukrotnie większą siłą.
Wąż uśmiechnął się.
- Udało się, chyba się udało! Ty widocznie jesteś Rycerzem. - zwrócił się do Anny - Od tej chwili posiadasz zdolność transformacji. Możesz to robić w momencie zagrożenia, w twojej dłoni zmaterializuje się przedmiot związany z twoją mocą, a wraz z jego pojawieniem się przemieni się cały twój strój. Witaj w naszych szeregach!
- Nie dostanie długopisu? - zdziwiła się Sumire.
Wąż pokiwał przecząco głową.
- Nie. Rycerze transformują się w trochę inny sposób.
Czarodziejka pokiwała lekko głową i uśmiechnęła się do gaijinki.
- Witamy.
Zamrugała. I musiała się powtórzyć, choć tego nie lubiła.
- Folgujcie konie.
Zamrugała ponownie i wzięła spokojny oddech.
- Nie zgodziłam się dołączyć do żadnej organizacji, grupy czy sekty, kimkolwiek jesteście. Bo chyba nikim normalnym skoro zrzeszacie gadające gady i każecie się ubierać dziewczynom w tak nieprzyzwoicie króciutkie spódniczki, że przy pierwszym podmuchu wiatru widać im majtki!
Zamrugała. Czy oni byli poważni?
Czarodziejka spuściła wzrok zawstydzona.
- Nie wiem na czym polega zmiana stroju u Rycerza, ale możesz się sama pewnie przekonać, jeśli się transformujesz... - zaczęła niepewnie. - Poza tym mi też się ta cała walka z wrogiem nie podoba, ale jak ludzie potrzebowali pomocy... - tu nie skończyła, bo nagle przypomniała sobie o Tetsuyi leżącym gdzieś pod drzewem. W jej spojrzeniu dało się dostrzeć przerażenie. - Przepraszam najmocniej, muszę coś sprawdzić. - wykonała w pełni przepisowy, japoński ukłon i pobiegła w kierunku gdzie ostatnio widziała narzeczonego.
Uśmiechnęła się lekko. Czyżby wreszcie trafiła na osobę, z którą można normalnie pogadać i się pobawić? I nie miała na myśli ZABAWY, a zwykłe przekomarzanie się i lekkie dokuczanie sobie. Właśnie dlatego zakradła się tuż za dziewczyną, by pochylić się nad nią i wyszeptać jej do ucha.
-Twój chłopak chyba naprawdę lubi, ale tak naprawdę mocno LUBI dziewczynki w skąpych kieckach, prawie odsłaniających bieliznę, stylizowanych na ubranka czarodziejek z mang i anime, prawda?
Sumire przerażona faktem, że mogła zapomnieć o Tetsuyi i tym, że gdzieś w bardzo głębokich zakamarkach jej duszy pojawiła się myśl, że byłoby dla niej lepiej, gdyby roślinka go udusiła, zupełnie nie zauważyła idącej za nią Anny. Dziewczyna nachyliła się nad nią, gdy akurat sprawdzała tętno u narzeczonego.
- Kyaaaaaaaaa - przerażona czarodziejka odskoczyła z dobrych parę metrów w bok wywalając się przy tym na ziemię. Gdy spojrzała na gaijinkę, jej twarz miała barwę dojrzałego buraka.
- Jak... jak możesz coś takiego mówić... - wydukała z trudem. - On... w życiu.. by czegoś takiego nie pochwalał! - wrzasnęła wytykając palcem Tetsuyę.
Zamyśliła się, znów spokojnie zbliżając się do dziewczyny.
- Chcesz przez to powiedzieć, że wziął Cię pod buta, i musisz być posłuszna jego woli? Coś tam słyszałam o tych barbarzyńskich praktykach, że dziewczynom wybiera się narzeczonych. Ale jeśli tak jest w Twoim przypadku to Ty raczej go nie kochasz, prawda? Nie wiem czemu się nim przejmujesz.
I jakby wbrew sobie, wyciągnęła dłoń do dziewczyny. By pomóc jej wstać. A co, Anna mogła się poświęcić i komuś pomóc. Bez robienia komuś krzywdy przy okazji.
Gdy Anna wspomniała o posłuszeństwie czarodziejka odwróciła wzrok zawstydzona, ale przyjęła podaną dłoń.
- Dziękuję... - powiedziała cicho wstając po czym zerknęła na narzeczonego upewniając się czy w dalszym ciągu leży nieprzytomny. - A czy go kocham, czy nie... To nie ma różnicy. - spojrzała gaijince w oczy. - Należę do starego rodu i muszę wypełnić swoje zoobowiązanie wobec rodziny... - wzruszyła ramionami. - I nie oczekuję, że obcokrajowiec, to zrozumie... Bez obrazy...
- Spoko. Po tym jak tamta...
Tu palcem wskazała na dziewczynę, leżącą kilkanaście metrów dalej. Była to ta dziewczyna, którą Anna spotkała wcześniej.
- Miała do mnie wyrzuty jak zabiłam dwójkę ludzi, którzy chcieli ją zgwałcić. Jestem przyzwyczajona, że Japończycy są naprawdę dziwni. Bez obrazy.
Wzruszyła ramionami.
- Zgwałcić? Zabiłaś? - potrząsnęła lekko głową nie chcąc dopuścić ostatniej informacji do siebie. Z całą pewnością musiała użyć tego określenia w formie przenośni. - My jesteśmy dla was dziwni, a wy dla nas...
- Niby tak... ale Japończycy palą się tak samo jak Europejczycy. Tak samo broczą krwią i się rozpryskują na ścianach. No, jeszcze jest podobna tendencja do skąpych ubiorów, choć wy nie staracie się udawać mojego koloru skóry i nie chodzicie nałogowo na solaria. Ale to chyba dlatego, że tutaj panuje moda na bladą skórę, tak?
Czarodziejka skrzywiła się nieznacznie w rzeczywistości będąc coraz bardziej przerażoną tym co opowiadała Anna.
- Niestety nie wszyscy decydują się trwać przy starym zwyczaju, iż blada skóra lepsza. - przeszła na bezpieczniejszy temat. - Niektórze dziewczyny spędzają godziny w solarium, ale efekt takich zabiegów jest dość... makabryczny.
Wzdrygnęła się. Mogła zabijać bez problemu. Ale te opalone do granic dziewczyny... to nie były dziewczyny. To były jakieś demony chyba.
- Rozumiem. Uwierz mi, rozumiem aż za dobrze. Ogólnie nie mam nic przeciw dziewczynom, ale tych spalonych potworów nie tknęłabym nawet dwumetrowym kijem z gumką na końcu.
Sumire skinęła delikatnie głową i rozejrzała się ponownie. Wydawało się bezpiecznie więc postanowiła wrócić do normalnego stroju.
- Poczekaj chwilkę, proszę... - ukłoniła się znowu i pobiegła za drzewo, gdzie wróciła do normalnej postaci. Po chwili przed Anną stała już ubrana w ciemne kimono Sumire Kanagawa.
Uniosła jedną brew do góry. Powoli, spokojnym krokiem obchodziła ją dookoła. Wzrokiem wodziła po całej sylwetce dziewczyny, nie przejmując się, że ta może mieć coś przeciw. Ostatecznie stanęła przed nią, z lekkim uśmiechem.
- No cóż mogę powiedzieć. Nie powiem “ładnie” bo ja takich słów przeważnie nie używam, ale naprawdę... jakby to ująć...
Musiała się zastanowić. Co by tu powiedzieć?
- Naprawdę niezła z Ciebie laska. I to w zupełnie innej lidze niż te wytapetowane potwory, co latają w kieckach odsłaniających prawie wszystko, jak Ty przedtem. Praktycznie jak majestatyczny motyl przy ochlapanych farbą ćmach.
Dziewczyna niepewnie przyglądała się obchodzącej ja dookoła Annie, a gdy ta skomplementowała ją w tak niezwykły sposób uśmiechnęła się delikatnie i skłoniła lekko.
- Dziękuję... Nie zasługuję na takie pochwały. - w jej zachowaniu dało się zauważyć pewną zmianę. W mundurku była zdecydowanie bardziej pewna siebie, teraz przez większą część czasu wzrok trzymała spuszczony.
- Twoja sprawność w walce natomiast jest za wszech miar godna podziwu... - zamyśliła się na moment szukając odpowiednich słów. - Niczym tygrys polujący w dżungli.
Westchnęła, a zaraz po tym uśmiechnęła się
- No, Ty jesteś napewno inna niż tamta dziewczyna. A na pewno ładniejsza. I masz mniej wstydu od niej by paradować w tamtej kiecce.
Puściła jej oczko i spojrzała na chłopaka dziewczyny.
- No, niespecjalny koleś. A tak w ogóle, to chyba powinnyśmy się przedstawić, co nie? -
Spojrzała znów na dziewczynę.
- Jako, że to chyba ja tu jestem starsza to się przedstawię pierwsza. Anna. Nazwisko mam, ale niezbyt ładne więc opcjonalnie mogę podać jak chcesz.
- Przepraszam... Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałam... - kilka ukłonów. - Sumire Kanagawa. Miło mi. - gaijinka wydawała się lekko niestabilna psychicznie, ale nie należało oczekiwać bycia kompletnie normalnym od kogoś, kto pięściami okładał demony. Nie zmieniało, to faktu, że musiała jakoś ją przeprosić, gdyż gdy Tetsuya-san się obudzi, nie może jej zobaczyć w towarzystwie osoby pokroju Anny. Zerknęła w stronę drzewka, pod którym leżał Tetsuya i jego ochroniarze.
- W kwesti bycia Rycerzem z pewnością więcej powie ci Shiro, gdyż sam do nich należy... - rozejrzała się w poszukiwaniu chłopca. - To ten nizutki człowieczek w białym garniturze.
- Najwyraźniej chcesz się mnie pozbyć szybko. Nie wiem czemu, nie wnikam. -
Uśmiechała się wciąż wesoło, mimo, że była w dosyć oczywisty sposób spławiana. Dziewczyna miała powód, ona nie wnikała i akceptowała to. Zastanowiła się. Jakby tu jeszcze trochę zawstydzić tą uroczą dziewczynę? Chyba miała pomysł.
- W każdym razie ja idę pokopać trochę tą dziewczynę, co chciano ją zgwałcić. Trzymaj się Sumire, jakby co...
Podała jej na kartce swój adres.
- Zapraszam. Możemy iść razem poćwiczyć, zrobić sparing lub pójść do jakiegoś fast-foda.
I teraz chciała ją zawstydzić. Dała jej buziaka w policzek. Ze skrywaną wewnątrz siebie złośliwością.
Zamarła od buziaka trzymając karteczkę w ręce, po czym szybko spuściła wzrok.
- Dziękuję za adres... - wymamrotała.
Już spokojnie szła do tej niewdzięcznej dziewczyny. Znów ją spotkała. Czy to zrządzenie losu czy może raczej kpina? Nie wiedziała. Ale zaczęła ją budzić lekkimi szturchnięciami w brzuch. Używała oczywiście do tego swojej nogi. Nie miała ochoty kucać, siadać lub się schylać.
Gdy Anna odeszła Sumire podeszła do Tetsuyi i uklękła przy nim.
- Tetsuya-san? - poklepała go delikatnie po policzku.
Po dłuższym czasie ludzie wokół zaczęli się przebudzać, rozglądać dookoła. Byli w szoku, ale nikt nie miał sił na panikowanie. Gdy Hikaru zaczął powoli otwierać oczy odruchowo uderzył dłonią w twarz leżącą obok Lidię. Ta natychmiast się podniosła i zaczęła krzyczeć, że zrobił to celowo, oczywiście czerwień z jej twarzy nie schodziła nawet na moment.
Dziewczyna budzona przez Annę przeciągnęła się i głośno jęknęła. Gdy ponownie poczuła coś na swoim brzuchu gwałtownie otworzyła oczy.
- Ty?! Co tu robisz? I czemu ja leżę... - wstała, zakręciło jej się w głowie i niechcący oparła się o Annę.
- Oj.. przepraszam... - stanęła na równe nogi - Muszę iść do domu, która to już godzina? - spojrzała z zakłopotaniem na zegarek w komórce. Prawda była taka, że wcale nie interesowała ją w tej chwili pora dnia, ale musiała coś ze sobą zrobić, aby ukryć smutek, który ją teraz ogarnął. Najbardziej widoczny był w jej oczach.
Narzeczony Sumire w końcu się obudził. Spojrzał na dziewczynę, usiadł na ziemi. Na początku nie odzywał się ani słowem. Musiał sobie wszystko poukładać. Festiwal Kwiatów, atak psychicznego przebierańca, wyrastające z ziemi pnącza... tak... krótko: głupi sen. Musiał zasnąć, może zasłabł podczas oglądania spadających płatków? Spojrzał na Sumire.
- Przepraszam, nie bardzo wiem co się stało. Muszę w najbliższym czasie wykonać wszelkie podstawowe badania, widocznie jakiś problem ze zdrowiem... - było mu bardzo głupio. Tak się skompromitować przed przyszłą żoną.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 26-06-2011, 23:14   #20
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dialog wespół z Kellym.

Shiro wracał z miejsca pierwszego starcia zadowolony. Owszem, mogło być lepiej, ale to jeszcze nie powód, żeby pominąć pozytywne strony wydarzeń. Spotkali się z wrogiem po raz pierwszy i pokonali go. Nie wiedzieli jeszcze kto nim jest, ale przynajmniej pokazali mu, że łatwo się nie dadzą. Udało się też namierzyć dwoje wojowników. Jeden co prawda był kompletnie ślepy na to co nie zgadzało się z jego ograniczonym wizerunkiem świata, ale przyjdzie jeszcze na niego czas. Wojowniczkę natomiast udało się przebudzić i Shiro cieszył się, że będzie miał taką pomoc... i towarzystwo.

Zabawę z Czarodziejem z Nemesis przejął Kazuki. Shiro nie do końca był zadowolony z takiego obrotu spraw, ale przystał na tę propozycję. Sam udał się tam, gdzie planował już wcześniej. Na hanami. Okazało się, że nosa miał świetnego. Znalazł jeszcze dwóch rycerzy. Niestety wcześniej znalazł wroga. Walka z trzema youmami była trudna, na szczęście Czarodziejka z Isis całkiem nieźle radziła sobie ze swoimi nowymi mocami.

Gdy walka dobiegła końca Shiro pozbierał pozostałe po youmach trzy płatki. Miał nadzieję, że pozwolą mu dowiedzieć się czegoś na temat wroga. Później spróbował porozmawiać z mężczyzną, którego podejrzewał o bycie rycerzem. Niestety ten był zbyt zaaferowany losem swoich przyjaciół i najzwyczajniej w świecie zignorował chłopca. Shiro, niezrażony reakcją Grahama, postanowił pójść za nim. Dotarł do miejsca, gdzie najwidoczniej leżeli jacyś znajomi tego człowieka. Wyssano z nich energię, ale żyli.
- Nie bój się, Rycerzu. Nic im nie będzie - powiedział.
- Naprawdę? Miejmy nadzieję - powiedział ponuro patrząc sceptycznie na informującego go osobnika. Widać było naprawdę niepokój, kiedy zerkał na chłopaka oraz dziewczynę leżących nieruchomo przy stoliku.
Shiro rozejrzał się dookoła, czy nikt niepowołany nie patrzy. W błysku światła zniknął jego garnitur, a wróciło normalne ubranie. Przed Grahamem stał sześcioletni chłopiec.
- Naprawdę. Uratowałeś ich. Czy pozwolisz, że Ci wszystko wyjaśnię, nim oni się przebudzą?
- Jasne, jasne - zbył go Graham - oczywiście, masz moja wizytówkę, zadzwoń przy okazji, natomiast teraz przepraszam, muszę wezwać lekarza - wyciągnął komórkę, która złośliwie nie chciała zacząć działać. - Masz dziecko telefon komórkowy? Możesz wezwać kogoś na alarmowym?
Chłopiec przyjął wizytówkę. Zawsze to krok we właściwą stronę.
- Nie mam telefonu - odparł, ani myśląc się jeszcze zmywać stamtąd.
- Szkoda, mój nie działa, ale trudno. Hey - krzyknął - jest tam kto, czy ktoś mógłby zadzwonić po pomoc?
Obejrzał dokładnie wizytówkę i z zadowoleniem zauważył, że zawiera adres. "No to będzie zabawa" - pomyślał. Przyglądał się wysiłkom Grahama jeszcze przez chwilę. Gdy ludzie rzeczywiście zaczęli się budzić, uznał, że jego zadanie tutaj dobiegło końca i czas się ulotnić. Miał ochotę powiedzieć coś odpowiednio tryumalnego i dodającego otuchy, ale nikt go nie słuchał, więc postanowił oszczędzać siły na następną okazję. Tymczasem Sumire udało się przebudzić drugiego rycerza, a raczej rycerkę.

Radośnie podskakując udał się pod zapisany na wizytówce adres. Rozmiar i majestat domu wprawiły go w osłupienie. Stanął z otwartymi ustami, jak jakieś małe dziecko, a w jego oczach tańczyły wesołe ogniki. Urządzą tutaj kwaterę główną. Koniecznie. Podobało mu się mieszkanie dziadka Kazukiego, ale do tego się nawet nie umywało. Basen, sauna, kilka garaży z limuzynami i najlepszymi sportowymi samochodami, olbrzymi telewizor, przedpokoje wyłożone miękkimi dywanami, kręte schody z poręczami wprost stworzonymi do zjeżdżania... wyobraźnia podsuwała mu coraz wspanialsze obrazy wnętrza rezydencji. O tak, zinfiltrowanie tego miejsca to w tej chwili główny priorytet. Oczywiście ze względu na potrzebę przebudzenia rycerza. Tylko i wyłącznie.

Dokonawszy zwiadu Shiro wrócił do domu z dobrymi wiadomościami. Cztery płatki oddał do przebadania Kazukiemu, a sam usiadł na stole i majtając nogami zjadał rożka śmietankowo-truskawkowego. Do nocy miał jeszcze sporo czasu.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172